Counter


View My Stats

czwartek, 4 marca 2010

Stosy stosów kłamstw.

Nie sposób zagrozić Inkwizycji w dziedzinie siły skojarzenia ze średniowieczem, złowieszczy trybunał wydaje się być soczewką skupiającą (zniekształcającą) powszechne wyobrażenie o epoce Villona i Chaucera. Nie sposób z kolei wymienić zjawiska o którym tak wielu ma do powiedzenia tak wiele, tak małe mając do tego prawo (legitymizuje wiedza). Codziennie wylewa się miliony słów, traktujących o bliżej nieokreślonym tworze, wyzutym z jakiegokolwiek powiązania z historycznym odpowiednikiem. "Inkwizycja" i katalog wyświechtanych frazesów, którymi się o niej dyskutuje jest probierzem naszych poglądów, inkwizycją straszy się dzieci, inkwizycją wyjaśnia się epokę, inkwizycją uderza się w przeciwnika, manifestuje niechęć do kościoła. Posługujemy się mitem, osadzony w najsilniej zmitologizowanej epoce, co z kolei tworzy mieszankę wybuchową. Zajmijmy się legendą inkwizycji... białą. Dlaczego białą? Dla równowagi, bo takim samym gwałtem na historii jest posługiwanie się kategoriami zbrodni przeciw ludzkości, totalitaryzmem kościoła wieków średnich (mówimy o wiekach średnich, nie opierając się powszechnemu prądowi, który podmywa wysepki wiedzy leżące gdzieś w zakurzonych bibliotekach, mówiące o rozwiniętym społeczeństwie prześladowczym dopiero od XVI w. ale renesans to taka ładna epoka była, chłopi przestali być średniowieczni, miasta przestały być brudne aka średniowieczne, a wszyscy umówili się, że spoglądamy z dumą (no dobrze niewolniczo...) na antyk- nie burzmy tego sielskiego obrazu, jest zbyt użyteczny aby wołać o prawdę- ot można rozpisać ładny schemat, w którym co druga epoka będzie skłaniała się ku pięknu i postępowi), co dukanie z emfazą przaśnej apologii pióra Ziemkiewicza. Na temat czarnej legendy pisałem zresztą na wiadomym forum.
Czym była herezja? W początkowych wiekach chrześcijaństwa naturalną drogą do wykucia spójnej doktryny, naturalną społecznie, bowiem Jezusowi przy całym szacunku do jego wspaniałej kondycji intelektualnej nie chodziło zapewne o wywołanie- przetykanego fizycznym niszczeniem przeciwnika- sporu filozoficznego. Nieważne- kościół rozgościł się w rzeczywistości feudalnej, stojąc jeszcze głównie na augustyńskiej podbudowie. Co więcej XI wiek będący szczytem średniowiecznego partykularyzmu pozwolił myśleć o porzuceniu roli wykonawcy świeckiej władzy, na rzecz jej sprawowania. Powstają monopole, dzikie, lesiste tereny stają się doskonale działającymi komórkami- parafiami. Ewangelizacja dociera w zwulgaryzowanej formie do wsi. Wraz ze wzniesioną, jeszcze nie posiadającą ostatecznego kształtu budową pojawiają się krety, gotowe wszystko wniwecz obrócić. Moce szatańskie czekały jakieś V wieków pozbawionych problemu herezji, aby ze wściekłością uderzyć w bastion chraistianitatis. Kacerze w Orleania, jeszcze z niepewnością traktowani Eudo i Leutrand, Robert Mnich co zbawia prostytutki, Piotr z Bruis co bezcześci krzyże, Speroni co mówi, że sakramentów nie ma, cała gama bardziej gregoriańskich od Grzegorza VII kaznodziejów smagających symonię z bratem nepotyzmem. Gdzieś z Bizancjum przenika zgubna dualistyczna zaraza, która świętymi rękami katarów tworzy quasi kościół. Pojawia się Waldes co obcować chce ze słowem Pana nie jego komentarzem. Przeciwdziałanie procederom spada na barki biskupów, którzy winni co roku doglądać trzody i bystrym okiem wyłapywać czarne owce. Ale biskupi są różni, leniwi, często lokalni patrioci, często niezbyt gorliwi. Należy stworzyć instytucję niezależną, coś na kształt missi dominici Karola. Zdarzają się wśród nich tacy, którzy twierdzą, że całą pewnością Wino może zamienić się w ocet, ale ocet w wino nigdy. Jak twierdził zresztą jeden z najwybitniejszych i najuczciwszych inkwizytorów Benard Gui- wiele jest rzeczy szczególnych- w jej procedurze. U wszystkich oskarżonych domniemywano winę, sędzia zaś był zarazem oskarżycielem. Oskarżyciel- sędzia z reguły uznawał zeznanie (jeśli było ich wiele) niekorzystne dlla przesłuchiwanego. Fakt nie różniło się to od sądownictwa świeckiego, jeśli nawet to na korzyść inkwizycyjnego. Jednak ktoś kto tak wiele różnych, odrębnych przejawów niesprawiedliwości zebrał z najrozmaitszych źródeł i połączył w zorganizowaną całość, był wynalazcom nie mniejszym od tego, kto pierwszy zmieszał w odpowiednich proporcjach niezbędne nieszkodliwe składniki: saletrę, węgiel drzewny, siarkę. Co prawda jak pisze Mikołaj Eymeryk"tortur nie wolno powtarzać" ale za chwilę spieszu z rozwiązaniem formalnym "jeśli nie wyłonią się nowe dowody, wówczas zaiste wolno, nie ma wszelako zakazu odnośne do kontynuacji (tortur)", Pegna dodaje wykorzystywane przez apologię zastrzeżenie odnośnie do brzemiennych kobiet, które wyłączono z tortur, precyzując "toteż jeśli prawdy nie sposób ujawnić inaczej jak tylko torturami lub groźbą , musimyc zaczekać aż dziecko wyda na świat" oczywiście wymienić można multum przykładów odstąpienia od procedury na korzyść oskarżonego, przejawów miłosierdzia i zrozumienia. Dodać należy przed kolejnymi ciosami, że inkwizycja nie byłą przyczyną nietolerancją tylko jej objawem. Oskarzycieli zazwyczaj chroniła anonimowość, co prawda osoba oskarżona mogła wskazać swoich wrogów, którzy zostali wyłączeni z postępowania, tylko kto zna choć połowę nieprzychylnych sobie osób, któż nie byłby zaskoczony, że jest wśród nich tylu dotychczasowych przyjaciół. Obrońcy- koronny przykład apologetów. Niezwykłej wartości dopóki nie uświadomimy sobie, że coraz częściej obrońcy przypisywano poglądy bronionej przez niego osoby, dlatego chętnych nie mogło być wielu. Przecież podszept szatana mógł kierować obrońcą, podszept był też przyczyną skomplikowanych pytań którymi bombardowano często nie mających pojęcia o doktrynie ludzi. Przesłuchania były najeżone fortelami, podchwytliwymi pytaniami, które stawiano z przekonaniem, że heretyk korzysta z pomocy perfidii diabła. Iluż niewykształconych w doktrynie, a zadziwiających znajomością Pisma waldensów dało się nabrać, ileż begardów, mistyczek Wolnego Ducha. Często słyszymy o czasie łaski w którym każdy mógł się przyznać do herezji bez konsekwencji. A jednak przyznanie musiało się wiązać z ujawnieniem pozostałych heretyków we wspólnocie. Heretycki coming out musiał wiązać się z mocowaniem z własnym sumieniem, bo dla ujawnionych nie było już żadnego usprawiedliwienia. Musimy też mieć na względzie, że kuszącą była wizja przejęcia majątku heretyka, nie ważne czy skażona była cała rodzina, czy tylko ojciec odmawiał przysięgi, konfiskowano ruchomości a dom najczęściej niszczono z zakazem zasiedlenia na ziemi skażonej. Ale przecież-słyszymy- inkwizycja nie zabijała, ona tylko oddawała w ręce władzy świeckiej. Jak pisze Vacandarda- jedej z bardziej umiarkowanych apologetów "Chcąc uspokoić własne sumienie [inkwizytorzy] uciekali się do innego sposobu. Wydając heretyków w ręce świeckiego ramienia błagali funkcjonariuszy państwowych, aby działali z umiarem i unikali "wszelkiego przelewu krwi i wszelkiego niebezpieczeństwa śmierci". Niestety była to czcza formuła. Wyobraźmy sobie takie ślepe narzędzie, prostego człowieka egzekwującego wyrok boski, ileż musiało być w nim gorliwości (często na pokaz ), nierzadko poczucia zaszczytu, stawiania siebie jako wykonawcy sprawiedliwego wyroku.

3 komentarze:

  1. Porozmawiaj z wymordowanymi w imię Pana katarami. Polecam ciekawą książkę Marka G. Pegga "Najświętsza wojna" wydawaną aktualnie przez Rebis.

    Ach, zapomniałem. To przecież szatan czekał cierpliwie przez kilkaset lat, by boleśnie uderzyć. A ze wschodu przyszła zaraza dualizmu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Generale takiego niezrozumienia jeszcze nie uświadczyłem. Ta partia tekstu jest stylizowana, ukazująca jak postrzegał herezję kościół i jakie zagrożenie w niej widział. Zajmuje się tym ostatnio i skorzystałem z retoryki pisarzy kościelnych od Tertuliana i Justyna, przez Bernarda z Clairvaux, Piotra Czcigodnego do Kapistrana. Sądziłem, że to jasne jak słońce. Widocznie mam już gębę na tym blogu i nijak się tego nie da zmienić. Po prostu dzięki za dotychczasowe rozmowy i trzymajcie się zdrowo.

    OdpowiedzUsuń
  3. A, to przepraszam, Trymusie.

    Mam dziś gorszy dzień.

    Ale książkę Pegga naprawdę polecam. Miałem ją tłumaczyć dla Rebisu, więc znam rzecz z oryginału. Wycofałem się ze względu na diablo żmudną robotę przy opracowywaniu bibliografii i konieczności szukania polskich tłumaczeń niektórych średniowiecznych tekstów (żeby rzetelnie podejść do sprawy, trzeba byłoby sprawdzić każdy tekst, który autor podaje jako angielskie tłumaczenie z łaciny, starofrancuskiego, czy langue d'oc i zobaczyć, czy ktoś już tego tekstu na polski nie przetłumaczył).

    Ale książka diablo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń