Counter


View My Stats

środa, 29 grudnia 2010

Jaruzelski w szpitalu.

Jako oficer nie za bardzo lubiłem Generała (mało który żołnierz lubi przełożonych, przełożeni zresztą nie są od lubienia), ale darzyłem go szacunkiem. Teraz leży w szpitalu. Życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia. Moim skromnym zdaniem to największa postać w historii Polski. Niechętny podziw dla Niego przebija nawet z kart wspomnień Kuklińskiego.

Zarzuca mu się wiele. Jego wrogowie mówią o tym, że utopił naród we krwi. Jest to tak bezsensowne pieprzenie, że szkoda z tym zdaniem dyskutować. Za dyktatury Pinocheta w Chile BEZ ŚLADU przepadło ponad 2,5 tys. osób. Wobec tej liczby 14 (czternaście!) doskonale udokumentowanych ofiar stanu wojennego to rzecz niegodna wspomnienia (choć rozumiem ból rodzin zabitych). Ale gdyby nie 13 grudnia, to mielibyśmy interwencją trzech armii (nie wierzcie archiwom rosyjskim - mając trzydzieści lat czasu na fałszowanie akt mógłbym sprokurować dokumenty, z których niezbicie by wynikało, że Kaczor podawał gwoździe, jakimi legioniści przybijali Chrystusa do krzyża), i wojnę domową. Nie wszyscy w milicji, ZOMO i wojsku skłonni byliby poprzeć "S" gdyby ta ogłosiła strajk generalny (a były takie zamiary). Wyobraźcie sobie, co byłoby, gdyby Rosjanie interweniowali w kraju, którego armia była podzielona (tak! w wojsku były podziały!)
Kraj był pogrążony w chaosie, i wielu ludzi powitało stan wojenny jako niezbyt wprawdzie wygodny, ale powrót do normalności. Ludzie chcieli odwiedzać krewnych na święta - dziwicie się, że nie podobała im się myśl o strajku generalnym na PKP? Czy sadzicie, że dzisiejszych władców RP stać byłoby na podjęcie takiej decyzji? Tusk nie potrafi nawet ukarać odpowiedzialnych za przedświąteczny burdel na kolei...

Zarzuca się Generałowi czystki w wojsku w roku 1968. Oficerowie pochodzenia żydowskiego stanowili około 3% kardy LWP. I jednocześnie zajmowali ponad 70% stanowisk w aparacie partyjno-politycznym, kadrach i WSW. Jaruzelski podjął (nieudaną) próbę przywrócenia właściwych proporcji. I tyle.

Życzę mu powrotu do zdrowia. I na pohybel szczekającym na Niego kurduplom...'

Reduta Kaczora

znaleziony w Necie anonimowy utwór poetycki. Polska, I-sza połowa XXI wieku.


Nam lecieć nie kazano, wszedłem do kokpitu
i spojrzałem na pole...trzeba brata spytać,
jak przekonać pilota w mglistej atmosferze,
by odwagą pokonał nieprzyjaciół wieżę,
z której Moskal przez radio próbuje dyktować
Prezydentowi Polski - gdzie ma wylądować.

Przez mgłę dostrzeże prawdę człowiek wielkiej cnoty,
co przejrzał dziadów, małpy oraz palikoty.
I z czystym sercem powie, że mgły tej przyczyna
tkwi w potajemnym spisku Tuska i Putina.
Chcą mnie z drogi zawrócić i wysłać do Mińska;
już widzę, jak się cieszy pewna morda świńska.

Lecz ja się nie ulęknę broniąc racji stanu;
już raz mnie zaciągnęli do Azerbejdżanu.
Wylądujemy tutaj, żeby zbaranieli
jak Tusk, kiedy wkroczyłem na salę w Brukseli.
A w najgorszym przypadku - śmierć na posterunku!
Przynajmniej cały naród nabierze szacunku.

I aby nie mówili "Lechu-Kamikadze",
najlepiej, jeśli jeszcze brata się poradzę.
"Jarku, jest pewien problem i wygląda ślisko,
Ruskie chcą nas skierować na inne lotnisko"!
"Ależ to oczywista przecież oczywistość,
że kłamią, by nam zepsuć całą uroczystość!
Nie będzie nas kontroler wodził po manowcach,
bo przecież to samolot na bazie bombowca.
Nawet gdy walnie w ziemię, to się nie rozwali,
powiedz wieży, że stoi, gdzie zomowcy stali.

Będziemy postępować tak jak było w planie,
wiesz przecież co masz robić - Wykonać Zadanie!
A Błasik niech tam dobrze przypilnuje!
Zadzwoń ponownie do mnie jak już wylądujesz.
By Ci dodać otuchy - odmówię paciora,
I masz błogosławieństwo Ojca Dyrektora".
Czego nie powiedziano w tej rozmowie braci,
że, by władzę odzyskać, trzeba czasem stracić.
"Gdybyś jednak wpakował rękę do nocnika,
cały naród Cię uczci jako męczennika"

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Nowobogaccy

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/sad-oglosil-wyrok-ws-chodorkowskiego,1,4091600,wiadomosc.html

Optymizmem wobec naszej demokracji napawa fakt, iż polskie media tak nie kochają Putina za tępienie rosyjskich nowobogackich. Przeciętny ekonomista czy uczciwy (co prawda ci ostatni są w Polsce jak białe kruki) biznesmen każdemu powie, że zrobienie takiej jak majątek Chodorkowskiego fortuny w ciągu kilkunastu lat jest niemożliwe bez potężnych przekrętów i złodziejstw - a w Rosji sprzyja im tradycyjne przekupstwo władz (za komuny patrzono na ręce urzędnikom, teraz jest to nie do uniknięcia) i ogromne naturalne bogactwa tego kraju.

Ale 20 osób protestujących przed gmachem sądu? Czy się to komu podoba, czy nie, Moskwa z jej ponad 10-ma milionami mieszkańców (cała aglomeracja moskiewska liczy ponad 14 mln. mieszkańców) jest największym miastem Europy - 20 osób gromadzi się na podmiejskich przystankach metro! Sam się podejmuję zgromadzić dwudziestoosobową manifestację przeciwko wrocławskim rządom Dutkiewicza - wystarczy, że kilku menelom zaproponuję po flaszy taniego i zabójczo skutecznego "Amaretto". Oni rozsławią mnie wśród znajomych i... wuala, jak mawiał pewien felczer w Pyrach.

Panowie dziennikarze, miejcież trochę umiaru i nie traktujcie internautów oraz czytelników jak stado baranów, którym można wcisnąć każde gówno. Przeciętny Rosjanin (wbrew pragnieniom Michnika et consortes) z całej duszy popiera Putina i jego próby podcięcia skrzydeł oligarchom...

środa, 22 grudnia 2010

Przymusowe Wigilie

Jak co roku od kilku już dni restauratorzy wszelkiej maści zacierają rączki - nastał czas firmowych Wigilijnych Spędów.

Nie wiem, jaki cwaniaczek to wymyślił, ale podczas minionych kilkunastu lat utrwalił się zwyczaj odprawiania idiotycznych ceremonii w postaci wspólnych, firmowych Wigilii. Po raz pierwszy zetknąłem się z nim dość dawno już temu, w szkole, gdzie raczej bez miażdżących sukcesów wykładałem młodzi elektronikę. Tam organizowano wigilie klasowe. Uczniowie oczywiście ochoczo brali w tym udział, bo taka Wigilia odprawiana zazwyczaj gdzieś tak przed 20-tym grudnia, trwała kilka godzin, podczas których zawieszano normalne zajęcia. Nie bardzo rozumiałem sens tych obrzędów, bo Wigilia to przecież święto wybitnie rodzinne. W wieczór wigilijny przy odświętnie zastawionym w dwanaście potraw z ziemniaka ;-) stole spotykała się najbliższa rodzina. W klasie - wiadomo, jedni się lubią, inni nie i trudno się przełamać opłatkiem z kolegą, który nie dalej jak wczoraj wespół z dwoma innymi spuścił ci wały ze sporej wysokości. Szkolne animozje są jednak niczym wobec napięć, jakie wywołuje wyścig szczurów w przeciętnej polskiej firmie.

Brałem udział w takich firmowych "wigilijnych kolacjach". Szef - który topiąc się w basenie mógłby co najwyżej liczyć na pełne życzliwego braku zainteresowania spojrzenia podwładnych - z jowialnym uśmiechem zaprasza wszystkich do wigilijnego stołu. Łamiesz się opłatkiem z facecikiem, który na co dzień intensywnie robi ci koło pióra (wiesz zresztą, że jutro będzie tak samo), choć najchętniej połamałbyś mu na łbie pałkę Małego Johna. Po drugiej stronie masz typa, systematycznie kablującego na wszystkich bez różnicy i zastanawiasz się, czy zdążył już donieść szefowi o tym, że wczoraj skorzystałeś z firmowego kompa, by ściągnąć sobie pornola z tymi blondynkami.

Szef nadal uśmiecha się jowialnie, choć jego wyszczerz na co dzień przypomina ci uśmiech, jakiego nie chciałbyś zobaczyć na wodzie pod zbliżającą się do ciebie pionową płetwą grzbietową. Zaprasza do konsumpcji.

Potrawy oczywiście kiepsko przyrządzone i odgrzewane - z rozrzewnieniem wspominasz zupę grzybową i gołąbki, jakie robiła twoja matka. Zastanawiasz się, jaki chu... wymyślił wigilijnego karpia, który jest rybą ościstą, śmierdzącą błotem i ogólnie dość podłej proweniencji (podpowiem ci - mnisi z zakonu franciszkanów, którzy dostali w tłuste łapki milickie rybne stawy i zalali kraj karpiami). Przez cały rok karpia w sklepie nie uświadczysz, żaden dyskont by na nim nie zarobił, ludzie zgrzytając zębami jedzą go tylko w Wigilię. Kompot z suszonych śliwek smakuje, jakby go Szwejk przecedził przez swoje frontowe skarpety, ale udajesz, że to pychota... I tak dalej i tym podobnie...

W kulminacyjnym momencie szef wygłasza przemówienie, w którym sławi pod niebiosa kondycję firmy, a ty się zastanawiasz, czy przypadkiem w szufladzie biurka skurwysyna nie leży pisemko powiadamiające cię o tym, że od Nowego Roku możesz się już nie trudzić przychodzeniem do pracy. I przypominasz sobie kilku ludzi, z którymi siedziałeś przy tymże stole w zeszłym roku - a których już wypieprzono (ich miejsca pozajmowali nowi, którzy są bardzo biegli w wyznawaniu, że przełożony jest ich idolem, ale w niczym więcej. I pewnie pracują za połowę tego, co brali fachowcy). Na kogo przyjdzie kolej przy kolejnych redukcjach? Fajnie jest i radośnie...

Spicz szefa najgłośniejszymi oklaskami kwituje jego sekretarka, która jak wieść gminna niesie, jako siła fachowa jest dupą, ale jako dupa jest siłą fachową.

No, kto wymyślił takie durne, ponure i bezsensowne obrzędy?

Światełko Pokoju

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/klich-z-betlejemskim-swiatelkiem-pokoju-u-zolnierz,1,4088938,wiadomosc.htm

Nie wiem, czy idiotą jest autor tej notki na Onecie, czy minister Klich. Oczywiście, polscy żołnierze w Afganistanie są na misji pokojowej. Tak samo, jak żołnierze niemieckich garnizonów w okupowanej Polsce byli na misji stabilizacyjnej. Przeszkadzały nam w Polsce rosyjskie garnizony, mimo że Rosjanie siedzieli w koszarach i nie patrolowali naszych ulic. Sadzicie, iż Afgańczykom nie przeszkadzają obce, powiewające nad ich ziemiami flagi?

A minister zawozi żołnierzom Światełko Pokoju. Bo to niemal święci misjonarze są i nic, tylko się modlą o pokój.

Tfu!

wtorek, 21 grudnia 2010

Marcin Przybyłek

Dyabli (a osobliwie wredny Internecjusz) wiedzą, czemu z listy współautorów tego bloga zniknął Marcin. Zanim to naprawimy, zamieszczam w jego imieniu poniższy tekst...

Lewa rączka, prawa rączka

Panuje w Polsce moda na prawicowość. Obserwuję ją nie tylko wśród dorosłych, ale także w szeregach młodych ludzi, co jest raczej nienaturalne (zwrócił mi na to uwagę Andrzej), bo młodzież, której ulubieńcami są Robin Hood, Janosik czy Rebelianci z Gwiezdnych Wojen, z natury wrażliwa na niesprawiedliwość i różnice społeczne, jest idealistyczna. Upatruję tutaj dużą rolę Jana Pawła II, który miał niebagatelny wpływ na sposób myślenia młodzieńców i dziewcząt, a który, z oczywistych racji, był prawicowcem.

Spróbujmy popatrzeć, z punktu widzenia zdroworozsądkowego, nie politologicznego, co znaczy ta „prawicowość” i „lewicowość”. Encyklopedia podaje, że prawica to: zwyczajowe określenie sił politycznych, które charakteryzuje szacunek dla tradycji, autorytetów, religii, istniejącej hierarchii społecznej oraz wstrzemięźliwość przy dokonywaniu zmian w systemie społeczno- gospodarczym i politycznym. No, jeśli to byłaby ostateczna definicja prawicowości, to naprawdę nie ma się czym chwalić. Konserwatyzm, niechęć do zmian, religia, w naszych kręgach oczywiście jedna z odmian chrześcijaństwa, czyli monopol firmy kościół posiadającej genialny brand “bóg” (swoją drogą, dlaczego inne firmy jeszcze po niego nie sięgnęły, naprawdę nie wiem)... Należy być jednak sprawiedliwym, i przypomnieć, że prawicowość to także pogląd mówiący, że człowiek powinien być odpowiedzialny za siebie, nie czekający, aż ktoś coś mu da, przewidujący. To prawicowcy pewnie wymyślili przysłowie, że ludziom należy dawać wędkę, a nie ryby. Osobiście uważam, że powinno się im dawać plany do sporządzenia wędki, ale to niuans.

Przyjrzyjmy się teraz lewicy. Encyklopedia mówi: zwyczajowe określenie sił politycznych dążących do zmian polityczno- ustrojowych, społecznych i gospodarczych, przeciwstawiających się tzw.tradycyjnemu porządkowi społecznemu, przeciwne prawicy. Głównymi założeniami lewicy jest dążenie do wolności, równości i sprawiedliwości społecznej. No czyż nie piękne? Kto przy zdrowych zmysłach nie podpisałby się pod tą definicją? Lewicowość to inaczej postępowość - dążenie do zmian, kwestionowanie zastanego porządku. Lewicowość prowokuje do myślenia, zadawania pytań. Lewicowcem jest Woody Allen, Michael Moore. Powiedzmy sobie szczerze, który prawicowiec kiedykolwiek pobudził nas do myślenia? Prawicowcy jedynie uspokajają i mówią, że dobrze jest, jak było… Teraz uświadomiłem sobie, że nie zawsze. Często słucham Radia Maryja i stwierdzam, że pobudza mnie ono do nieustannego, bardzo intensywnego myślenia. Uch, aż czaszka się czerwieni.

Ale tutaj także bądźmy sprawiedliwi. W poglądy lewicowe łatwo może wkraść się nadmierna opiekuńczość, która spowoduje, że ludzie nie tylko będą chcieli ryb, ale zaczną krzyczeć, dlaczego flądry, a nie szczupaki.

Zwróćmy uwagę, że w popularnej nomenklaturze brak jest równowagi. Nie ma obraźliwego określenia na prawicowca (konserwa?), a na lewicowca, owszem, choćby lewak czy komuch. Nieładnie. Należy pamiętać, że polski socjalizm czy rosyjski Kraj Rad niewiele miały wspólnego z ideami komunizmu (nota bene, Marks wyobrażał sobie wprowadzenie komunizmu nie w Rosji, ale w Niemczech), podobnie jak przedwojenne burżuazyjne systemy wyzysku klasy robotniczej z obecnym kapitalizmem, wcale nie takim różowym sposobem na życie. Przypomnijmy, że przed II wojną światową ludzi za poglądy komunistyczne wsadzano do więzienia, “komuchy” także byli prześladowani.

Nie dajmy się zwariować modom. Miejmy własny rozum i dystans.

Aha. Jestem lewakiem.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Wybory na Białorusi...

Nie bardzo rozumiem, czemu nasze media (osobliwie GW) tak się rozpisują o nieprawościach rządu Łukaszenki i sekowaniu opozycjonistów.

Dwa, czy trzy lata temu górnicy protestowali przed naszym Sejmem (w niektórych kręgach nazywanym pieszczotliwie "Małpinm Cyrkiem"). Policja stawiała energiczny opór, poszły w ruch pały i gumowe kule, jeden z "prostestantów" dostał gumową kulą w oko i zmarł. Gdybyśmy mieli opozycyjną prasę i opozycję z prawdziwego zdarzenia, w świat poszłyby zdjęcia i filmy ukazujące bestialskie metody sprawowania rządów przez ówczesnego premiera (zgadnijcie, kto nim był?).

U nas ton wypowiedzi politologów i komentatorów politycznych kształtuje GW, której jakiś redaktor dostał po pijaku chyba potężnego kopa od białoruskiego policjanta i powziął śmiertelną urazę.

Nie żartuję - z pierwszej ręki znam relację jak narąbany niczym szwedzki autobus w Polsce jeden z naszych najpopularniejszych a może i najpopularniejszy autor powieści fantastycznych, podczas powrotnej podróży z Moskwy zaczął niemiłosiernie drwić z białoruskich celników, co mogłoby się dlań bardzo źle skończyć (podróżował zimą, podczas tęgich mrozowi gdyby go ci celnicy wysadzili na jakieś maleńkiej stacyjce z pociągu, to chyba nie doczekałby odwilży), gdyby nie jego towarzysz, równie znamy pisarz, biegle znający rosyjski i panujące w Rosji obyczaje, który załagodził sprawę. Podejrzewam, że źródła niechęci Michnika do "reżimu" Łukaszenki nie trzeba byłoby daleko szukać.

Białorusini oglądają polską, rosyjską i ukraińską telewizję i raczej nie mają złudzeń co do oblicza demokracji - wolą dotychczasowy zamordyzm Łukaszenki od iluzorycznej i niewiele wartej wolności słowa (bo czynów już nie - vide przykład górników). Czy mamy ich dlatego uważać za idiotów?

Wzmiankowany już wyżej pisarz, znawca Rosji (bo ostatecznie tam się urodził), zapewniał mnie, że Białorusini nie najgorzej zarabiają, maję nieźle zaopatrzone sklepy, niemal każdy ma pracę i dach nad głową - a że nie każdy ma komórkę? Jakoś się z tym godzą. Nie zamierzają tylko oddać kraju Bieriezowskim (Rosja), Kulczykom (Polska), czy Potapowym (Ukraina). Mamy im brać to za złe?

Ich sprawa.

piątek, 17 grudnia 2010

Czarnoskóry Robin Hood

Obejrzałem sobie wczoraj kilka odcinków nakręconego pod patronatem BBC w roku 2006 serialu "Robin Hood". Niby wszystko dobrze, ale ze względu na poprawność polityczną niektóre drugoplanowe role obsadzono Murzynami (czy może raczej Afrykanami?). Murzyn w Anglii księcia Jana i króla Ryszarda Lwie Serce psuje mi oglądanie filmu tak samo, jak garść soli zepsułaby mi smak tortu. Rozumiem poprawność polityczną, ale na miłość boską, nałóżmy jej jakieś granice! Bo niedługo zobaczymy Robin Hooda w kreacji Foresta Whitakera, albo Jackie Chana...

Porównanie

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/urzadzono-zbrodnicze-polowanie,1,4084802,wiadomosc.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Strajk_ch%C5%82opski_(1937)
Za tego wrednego PRL-u nie wytykano tak nieprawości władcom II RP. Owszem, o strajkach chłopskich pisano w podręcznikach historii, ale nie obchodzone uroczyście żadnych rocznic. 44 zabitych, to rzeź znacznie większa, niż w kopalni Wujek. Dodajmy do tego te 5000 ludzi wpakowanych do pierdla. Ale... było, minęło, jak mawiał szef Ally McBeal. Komuchy jednak podchodziły do sprawy bardziej realistycznie.

czwartek, 16 grudnia 2010

Techniki Ninja

Zdradzamy jedną z przerażających technik wojowników nocy - yamabushi.

http://demotywatory.com/7699

wtorek, 14 grudnia 2010

UWAGA!

Z powodu nadciągającej fali mrozów (we Wrocku do -16 stopni C) należy oczekiwać zwiększenia sprawności Internetu, ponieważ skurczone (niska temperatura) kable będą przewodziły sygnały szybciej (impulsy pokonają mniejszą odległość).
I to byłoby na tyle...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Ofiary stanu wojennego

13 grudnia 1981 roku to dzień, który w historii Polski był pewną cezurą. Ponieważ wszyscy się wypowiadają, co widać na rozmaitych forach, wypowiem się i ja, choć poruszę tylko jedną kwestię.
Rozmaite źródła podają różne liczby ofiar stanu wojennego, zawsze jednak jest to liczba większa od stu. Przy okazji mówi się ochoczo o utopieniu narodu we krwi.
Bezpośrednich ofiar grudnia 1981 było 14. Dziewięciu górników zginęło w kopalni "Wujek", trzech w Lubiniu, jeden człowiek został zabity przypadkową kulą we Wrocławiu i jeden w niewyjaśnionych okolicznościach zginął w Gdańsku. Dla rodzin zabitych to tragedia i Jaruzelski z Kiszczakiem nie migają się od tej odpowiedzialności. Kiszczakowi jednak takie gnidy jak Wildstein zarzucają to, że wydał rozkaz użycia broni. Jak zawsze panom z prawicy coś się popieprzyło. (Coś? Im wszystko się pieprzy). Gen. Kiszczak wydał rozkaz ograniczający możliwość użycia broni. Na szyfrogram skierowany do podwładnych naniósł poprawkę zezwalająca na użycie broni TYLKO DLA OBRONY WŁASNEJ W PRZYPADKACH BEZPOŚREDNIEGO ZAGROŻENIA ŻYCIA!

Już po "wyzwoleniu z jarzma komuny" nie tak dawno zresztą temu podczas protestu górników przed Sejmem (ciekawe, nawiasem mówiąc, przeciwko czemu protestowali? Czyżby walcząc zajadle z komuną nie wystrajkowali sobie tego, co chcieli? Najpierw protestowali w kopalni "Wujek" a teraz od Sejmem?) zginął jeden z demonstrantów zabity gumową kulą, która trafiła go w oko. Wobec totalnej nieudolności naszej kochanej policji strach pomyśleć, ile byłoby ofiar, gdyby stan wojenny ogłoszono teraz...

Prawicowe oszołomy za ofiary stanu wojennego uznają nawet ludzi takich, jak ten dureń z lubelskiego, który został porażony prądem, gdy wieszał napis SOLIDARNOŚĆ na linii wysokiego napięcia, albo starszego jegomościa, który dostał zawału po usłyszeniu w telewizji o ogłoszeniu SW. Podejrzewam, że wyniki meczów piłkarskich naszych białoczerwonych orłów spowodowały znacznie większą ilość zawałów kibiców przed telewizorami. Trzeba by wobec tego zbadać zbrodniczą działalność PZPN.


A tak na marginesie i tego "...utopienia polski we krwi". Pinocheowi Tomasz Wołek i jego godni kompani Marek Jurek i Michał Kamiński (kórfa! po wymówieniu tych nazwisk zawsze sobie muszę zdezynfekować usta spirytusem!) zawieźli do Londynu ryngraf z Matką Boską. Zbrodniarz ten tymczasem urządził w Chile takie jatki, że na chwile obecną nie wiadomo co się stało z półtrzecia tysiącem ludzi. 2500 osób zginęło bez śladu! Rozstrzelani, aresztowani, torturowani i wyrzucani w helikopterów do Pacyfiku szli w dziesiątki tysięcy. Przypominam, że JP II nazwał Pinocheta "ukochanym synem kościoła". Co lepiej ukazuje ogrom obłudy naszego "papieża Polaka"? Niedługo z polskich ambon dowiemy się, że mordowanie "czerwonych" jest czynnością miłą Bogu.

Każda śmierć to tragedia dla najbliższych ofiary, ale przy wyczynach tego krwawego oprawcy z Chile Jaruzelski i Kiszczak są harcerzykami ze szkółki niedzielnej!

Jedno jest tylko pewne. Za kilkadziesiąt lat, o ile będzie jeszcze istniało coś takiego jak państwo polskie, o ile nie rozkradną go Balcerowicze, Lewandowscy, Kropiwniccy, Kulczykowie, Starakowie, Bieleccy, Netzle i inne Schetyny czy Czarnieccy, o Jaruzelskim Polacy nie zapomną. Nie wszyscy będą go wspominali dobrze. A Kaczory, Dorny, Wildsteiny i Pospieszalscy znikną w kloace narodowego zapomnienia...

Myślałem...

... że nigdzie na świecie nie znajdziesz takich jełopów, jak w Polsce. Jakże się myliłem...

http://www.joemonster.org/art/15799/Ryzyko_przy_plodzeniu_dziesiatego_dziecka

Czy ktoś może podać równie jaskrawy przykład?

piątek, 10 grudnia 2010

VAT na książki

Przeczytałem dziś informację, która rzuciła mnie na kolana i długo trzymała w tej niewygodnej pozycji.
Minister kultury, były wieloletni prezydent Wrocławia, Bohdan Zdrojewski, raczył wydalić z siebie oświadczenie, że następstwem wzrostu cen na książki spowodowanego wzrostem VAT będzie wzrost czytelnictwa w Polsce.

Wygłosił to z charakterystyczną dla siebie ponurą miną (on zawsze ma minę godną Heroda wysyłającego legionistów na rzeź niewiniątek) i takąż "pewnościom osobistom". Powołał się na przykład Danii, gdzie czytelnictwo jest większe niż w Polsce, mimo iż Duńczycy płacą większy niż Polacy podatek VAT na książki. O tym, że Duńczyk zarabia kilkakroć więcej od Polaka ten tytan intelektu wspomnieć nie raczył.

LUDZIE! Ten człowiek był przez wiele lat prezydentem jednego z największych polskich miast!
I słusznie! Przecież tak błyskotliwej konstatacji nie uczyniłby byle idiota. Trzeba być do tego schetynem z dziada pradziada!

Słusznie powiedział nieco dziś niedoceniany Włodzimierz Iljicz Lenin. Państwem może rządzić nawet ktoś głupszy od kucharki. A na pewno taki ktoś może zostać ministrem kultury...

czwartek, 9 grudnia 2010

Ostrzeżenie literackie

Postanowiwszy sobie zrobić prezent na Mikołaja kupiłem "Księgę wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa". Pięknie wydana, gruba książka.

NIE KUPUJCIE!

Wydawnictwo REA podeszło do sprawy wyjątkowo oszczędnościowo. Książka jest kiepsko zredagowana, a niektóre opowiadania pozbawiono smaczku. W opowiadanie "Tańczące sylwetki" nie pofatygowano się nawet i nie zrobiono rysunku (a wystarczyło zajrzeć do pierwszego wydania "Przygód Sherlocka Holmesa"). W opowiadaniu "Dziedzice z Reigate" brak kluczowego rysunku kartki, wedle którego Holmes zdemaskował przestępców. W pozostałych brak kilku jeszcze innych ważnych rysunków, planów mieszkań i budowli. Tłumaczenie niezbyt udolne, a w niektórych momentach utrudniające zrozumienie.

Nie dajcie się nabrać na piękny wygląd książki...

P.S. Ponieważ znajomi mnie pytająo dowody niekompetencji tłumaczy, podam jeden:

Oryginalny tekst sir Conan Doyle'a z opowiadania "Final Problem", czyli ostatnia sprawa.
Sherlock Holmes i dr Watson uciekają pociągiem przed profesorem Moriartym. Wyprzedzając go o sekundy wskakują w Londynie do pociągu i odjeżdżają do Dover.

Na pierwszej stacji Holmes wysiada tłumacząc Watsonowi, że Moriarty nie jest od niego głupszy i zrobiłby to samo, co on w podobnej sytuacji.

“What will he do?”
“What I should do?”
“What would you do, then?”
“Engage a special.”
“But it must be late.”


Czyli, Holmes powiada, że wynająłby pociąg specjalny i dogonił się w Dover.

Nieudolny tłumacz przetłumaczył "Engage a specjal" jako "... Wynająłbym specjalistę", zamiast "...Wynająłbym pociąg specjalny". Co też Moriarty uczynił, bo w następnej scenie widzimy pomykające chyżo do Dover lokomotywę i jeden wagon osobowy.

Czemu się tak o tym rozpisuję? Bo sam jestem tłumaczem i nie lubię nieudolnej partaniny.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

W imieniu Marcina Przybyłka...

Od ponad roku trwają prace nad grą planszową osadzoną w świecie stworzonym w sadze „Gamedec”. Gra przeznaczona będzie dla 1-6 osób. Gracze wcielą się w gamedeków (zostało stworzonych 5 postaci męskich i 5 kobiecych), których zadaniem będzie wyśledzenie zagrażającej sieci grupy hakerów. Uczestnicy będą mogli odwiedzić 8 światów sensorycznych (Twisted & Perverted, Deep Past World, Paradise Beach, Brahma, Speed Demons, Dream Space, Happy Hunting Grounds, Crying Guns), realium oraz cztery korporacje (Zoenet Labs, Pharma Nanolabs, Mobillenium, Novatronics). Będą wykonywać misje, dzięki którym zdobędą poszlaki zbliżające do rozwiązania zagadki, wykonywać akcje związane z miejscem pobytu postaci, kupować ekwipunek od korporacji i wchodzić w różnorakie interakcje z innymi graczami. Zwycięzca może być tylko jeden, jednak mechanika gry uwzględnia także porażkę wszystkich graczy. Twórcą mechaniki i konceptu gry jest Jan Madejski. Graficzną stroną projektu zajmują się Tomasz Maroński oraz Łukasz „Ortheza” Matuszek, muzykę dołączoną do gry komponują Zbigniew Szatkowski oraz Robert Letkiewicz, patronem, krytykiem i modyfikatorem projektu jestem oczywiście ja :). Prace są w końcowej fazie testów i modyfikacji. Gra, oprócz dynamicznej, dającej wiele możliwości strategicznego planowania, rozgrywki, oferować będzie nowatorskie rozwiązania, które na razie pozostają tajemnicą.

Prawda o Smoleńsku

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8774337,Protesty_po_przyjezdzie_Miedwiediewa_do_Polski.html

Wiecie, co jest diablo zabawne? Okrzyki: "Chcemy prawdy"! Przecież ci ludzie ZNAJĄ JUŻ PRAWDĘ!.
Putin i Miedwiediew w towarzystwie kilku komandosów teleportowali się z siedziby FSB (Moskwa, Łubianka) na pokład naszego prezydenckiego samolotu, wymordowali wszystkich (Putin osobiście tępym nożem zarzynał Ojca Wszystkich Wolaków), wdarli się do kabiny pilotów i po zabiciu tychże skierowali samolot w ziemię, a potem korzystając z przenośnych teleportów wrócili na Łubiankę, skąd udali się na dobrze zasłużone drugie śniadanie.

Dopóki władze Rosji tego nie potwierdzą, Macierewicz i jego Silna Grupa pod Wezwaniem będą prowadzili swoje śledztwo. Tylko po co? Przecież wiadomo, jak było, prawda?

Na stalowe jaja Odyna, czemu ja się urodziłem w kraju pełnym takich idiotów?!

sobota, 4 grudnia 2010

Milicja Obywatelska forever

http://www.praca.pl/site/s,guide,type,page,gid,4,grid,150,aid,85.html

„Kandydat do służby w policji musi mieć minimum średnie wykształcenie. Mile widziani są absolwenci studiów wyższych, zwłaszcza kierunków takich jak informatyka, administracja czy prawo.”

Kiedyś było wyższe, ale były takie braki że obniżyli… To przygrywka do puenty…

„Kandydat ma dwie możliwości podjęcia pracy. Może najpierw zostać przyjęty do służby i zacząć pracę oraz szkolenia lub też może ukończyć studia cywilne i dopiero wtedy pomyśleć o karierze w policji. Policjant może też ukończyć studia w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie, która kształci głównie specjalistów w różnych zakresach. Dla policjantów istnieje warunek odbycia przeszkolenia na poziomie przynajmniej podoficerskim albo złożenie egzaminu podoficerskiego.”


http://www.tvn24.pl/1,1679884,druk.html


No, w Szczytnie to dopiero asów nam kształcą, agenci Tomki jak się patrzy…


http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,8387559,Policja__Komendant_nie_bedzie_nikogo_besztal.html

To, że kobieta sama się pobiła, to kwestia sporna. Ale jak zauważył jeden z internautów komentujących artykuł, trzeba mieć duże samozaparcie i silną wolę, żeby zacząć się samemu DUSIĆ do tego stopnia, że powstaje opuchlizna…

http://www.portel.pl/artykul.php3?i=46724

W sumie nasze umiejętności prowadzenia samochodu są niższe, niż przeciętnego gówniarza który chce uciec, ale ciiii….

http://www.portel.pl/artykul.php3?i=46724

Złapiemy emeryta który przekroczy dopuszczalną prędkość o 2 km/s, ma mandat, wiecie, rozumiecie, kryzys, nie ma lekko…

Rodzynki na koniec:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8765413,Strzelal_pijany_policjant__46_latek_walczy_o_zycie.html

Czyli, dwóch nawalonych gliniarzy spotyka dwóch nawalonych obywateli i rozpoczynają dysputę. To już śmierdzi tragedią. Jeden z nawalonych szaraków uzbrojony jest w psa, dwaj gliniarze w broń. W trakcie awantury pies rzuca się na nogę, podkreślam nogę, gliny. Szyja to to nie jest, mimo to policjant, posiadający pełnię władz umysłowych i „trzeźwą” ocenę sytuacji oddaje w psa kilka strzałów. Coś chyba miał problemy z celowaniem, bo pies doznał niegroźnych obrażeń.

Drugi policjant rzuca się na właściciela psa. Dochodzi do szamotaniny, w trakcie której właściciel psa obrywa strzałem z odległości może centymetra (no z takiej odległości polski policjant już trafi) w wątrobę, skutkiem czego bliscy powinni już zamawiać ostatnią posługę.

Wersja nr. 1

Policjant zabił faceta leżącego na ziemi na którym siedział okrakiem z premedytacją, bo ten ośmielił się podnieść głos i psa na „władzę”.

Wersja nr. 2

„Przypadkowo” broń sama wychynęła z kabury, odbezpieczyła się, przeładowała i strzał oddała.

Mam wrażenie, że prokuratura przychyli się do drugiej wersji wypadków.

W USA, które z uporem godnym maniaka staramy się naśladować, obydwaj panowie już dawno by w policji nie pracowali. U nas stawia się funkcjonariuszy przed ich salą szpitalną, bo „potrzebują odpoczynku”. A może po to, żeby na kacu nie wystrzelać reszty sali, bo za głośno chrapią.

Jak będzie: ponieważ będą to zeznania dwóch nietrzeźwych przeciwko dwóm nietrzeźwym, ale jakże zasłużonym dla społeczeństwa obywateli, sprawa rozejdzie się po kościach.

Przykład?

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,8672728,Warszawa__Pijana_policjantka_szarzowala_na_drodze_.html

Skoro można złamać karierę człowiekowi, który po jednym piwie wsiadł na rower, to ja mam propozycję nowego artykułu kk. Policjant wychodzący z domu z intencją nawalenia się zostawia broń palną w domu. Boi się o swoje życie, jak będzie bezbronny? To niech zostanie abstynentem.

A na razie najwyraźniej mamy blokersów z krótkimi karkami i niskimi czułkami którzy tak zasmakowali w udowadnianiu komuś, iż mogą więcej, że zaraz po zdjęciu bluzy z kapturem zgłaszają się do policji. W końcu wykształcenie średnie wystarczy… ;)

Nowy biskup polowy...

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/nowy-biskup-polowy-wojska,1,4016285,wiadomosc.html
No, jakoś nie widzę tej fluorescencji w polu.

Podczas II W. Św. najsłynniejszy z amerykańskich korespondentów polowych, Ernie Pyle, zaciągnął się do wojska jako szeregowiec i wysyłał do NYT artykuły i doniesienia z pola walki towarzysząc G.I.-som w bojach aż do śmierci w Niemczech w 1945 roku. Żeby być żołnierzem, trzeba jeść żołnierski chleb.
Ten sukienkowy, (dam sobie głowę uciąć przy piętach) ani go nie powącha...

Ale forsą nie pogardzi. Etat generalski, nie w kij pierdział... Oni chyba w seminariach duchownych mają taki przedmiot: "Jak robić, żeby nic nie robiąc dobrze zarobić"...

A tak przy okazji - w Warszawie jest katedra polowa WP. Niechże mi kto wyjaśni w prostych, żołnierskich słowach, co to znaczy? Polowa może być latryna, burdel, szpital, albo areszt. Ale katedra? Znaczy, co? W razie alarmu zwija się ją i jedzie na miejsce nowego zgrupowania wojsk?

Panowie w czarnych kieckach. Przestańcie sobie robić jaja.

Byłem zawodowym trepem przez 25 lat. Wierzcie mi, świadomość obecności (czy jej braku) kapelana w jednostce nie należała do najważniejszych rzeczy, jakimi się przejmowałem...

W uzupełnieniu tematu:

W pewnej jednostce wojskowej dowództwo miało problem z samowolnymi oddaleniami żołnierzy. Tuż za płotem duże miasto... wiadomo. Dowódca zebrał swoich zastępców i wszyscy zaczęli się zastanawiać, jak temu zapobiec.
W końcu wymyślili, że jednostkę otoczy się podwójnym kręgiem siatki z drutów kolczastych, a wewnątrz tego kręgu puści się dwa zakupione po okazyjnych cenach lwy. Jeden był młody, a drugi w wieku... hmmm... przedemerytalnym. Wiadomo, oszczędności.
Jak postanowiono, tak zrobiono. Samowolne oddalenia żołnierzy ustały jak nożem uciął.
Po kilku tygodniach w jednostce zrobiło się jednak niemiło - przepadł gdzieś szef sztabu. Ponieważ ostatnio widziano go w okolicy płotu, wzięto na przesłuchanie oba lwy.
- Zjadłeś szefa sztabu? - pytają starszego lwa.
- Ja?! Przecież ja już prawie zębów nie mam!
Hmm... Istotnie, kły starego lwa nie wyglądały najlepiej.
- To może ty go zjadłeś? - pytają młodszego.
- Przecież ja jestem wegetarianinem. Jadam tylko marchewkę, pietruszkę i te rzeczy...
Z braku dowodów oba lwy wypuszczono.
- Ty durny gnoju - zwraca się starszy do młodszego po powrocie pomiędzy druty. - Jak nie wiesz, kogo można zjeść, to ludzi nie tykaj. Ja miesiąc temu zjadłem kapelana i do dziś nikt się o tego chuja nie zapytał...

sobota, 27 listopada 2010

Zadziwiające...

Najpierw było to...

http://egmunrated.blogspot.com/2010/10/banda-durniow-z-jednym-wyjatkiem.html

http://egmunrated.blogspot.com/2010/10/no-to-dopalamy.html

A teraz mamy to...

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8726582,Walka_z_dopalaczami__Nieskuteczna_.html

Czasami zadziwiam samego siebie. Nie mam tytułu doktora, nie jestem mecenasem, a już w momencie klepnięcia ustawy wymierzonej w dopalacze wiedziałem, że efekt będzie porównywalny z rzuceniem workiem z ekskrementami w wentylator.

Są dwa potencjalne wyjaśnienia tego fenomenu. Jedno jest takie, że jestem prorokiem, ale w takie rzeczy nieszczególnie wierzę.

Drugie, bardziej prozaiczne: z powodzeniem można mieć tytuł naukowy i jednocześnie być kompletnym idiotą. A największe skupisko takich osobników jest na ul. Wiejskiej w Warszawie.

PS. Sklep internetowy oferujący „produkty kolekcjonerskie” znalazłem w 15 minut. Jak rozumiem kolejnym krokiem rządzących będzie zatrudnienie w każdym urzędzie poczty psa, który obślini każdą kopertę. Kwestia po której stronie smyczy znajduje się istota o większym ilorazie inteligencji pozostaje niewyjaśniona...

piątek, 26 listopada 2010

Czarny Piątek

Jak nam samochód zgaśnie, to trzeba go czasami odpalić na pych. I, jeżeli nie obrażam waszej inteligencji opisując to zjawisko, w skrócie tak właśnie wygląda Czarny Piątek w Stanach. Sklepy na jeden dzień mocno obniżają ceny wszelakich towarów, skutkiem czego ludzie potrafią ustawiać się przed marketami już o czwartej nad ranem. Powód jest prozaiczny - z przygrywką rozpocząć szał zakupów świątecznych. Inna sprawa, że amerykańska policja ma inne skojarzenia z tym dniem, bo mają w cholerę roboty z kierowaniem ruchem drogowym... ;)

Dlaczego o tym wspominam? Otóż Steam nie pozostaje w tym temacie w tyle i przez kilka niektóre tytuły sprzedaje się z bardzo korzystnymi zniżkami.

Np. wczoraj "Kane & Lynch 2" można było kupić za, uwaga, 7.5 euro, czyli 75% taniej niż dzisiaj.

Sama gra okazała się niewypałem jakich mało. Gonię jakiegoś Azjatę przez pół miasta, przy okazji niechcący zabijając kilku bogu ducha winnych przechodniów (z drugiej strony, po co się wychylali). W końcu facet nie ma gdzie uciekać, więc zasłania się gołą prostytutką. Wprawdzie główny bohater strzela do prostytutki bo ma już dość zabawy w chowanego, ale osuwająca się naga dama lekkich obyczajów ma niezbyt dyskretnie zapikselowanego bobra. Nieważne że zabija się przechodniów i bogu ducha winne córy Koryntu, lecz broń siło wyższa organ rozrodczy pokazać. Obłuda i paranoja.

Ale witryna gram.pl twardo wystawia produkt za 100 złotych, a w EMPiKu pewnikiem i za jedyne 120 się ją kupi, mimo iż wiadomo, że rzecz nabywców już raczej mieć nie będzie.

EMPiK to w ogóle fajny sklep, czasami człowiek bierze w rękę płytę audio, której pudełko zdążyło się już milimetrową warstwą kurzu pokryć, ale cena dalej jak w dniu premiery.

Dzisiaj na Steam przez 24 godziny "Blur" za 15 euro, obniżka o 50%. Wprawdzie u nas gry się już nie dostanie, ale gdzieś mignęła mi śliczna cena 120 złotych.

Ciekawym, kiedy tego typu zwyczaje zawitają do naszego kochanego kraju. Zachowanie miejscowych dystrybutorów przypomina mi małpę z polowania w Afryce. Wystarczy włożyć banana do dzbana i choć małpa złapawszy banana za chińskiego boga nie ma szansy na ucieczkę, dalej trzyma owoc choć już źli panowie z maczetami się zbliżają...

I ten człowiek jest uważany za polityka...

Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że za uchwałą rosyjskiej Dumy Państwowej ws. Katynia powinny iść konkrety: przeprosiny i odszkodowania.

- Nie znam w tej chwili treści tej rezolucji, znam tylko wczorajsze informacje medialne w tej sprawie, więc nie wiem, co w tej rezolucji jest - zastrzegł Kaczyński w porannej rozmowie z dziennikarzami w Sejmie.


Czyli.... nie bardzo wiem, o co chodzi, ale jestem przeciw! Ta wypowiedź idealnie się wpisuje w kaczą retorykę: "...z ziemi wolskiej do Wolski", czy "Nikt nas nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe". W styl wypowiedzi człowieczka, który wysłał Macierewicza do USA, żeby szukał poparcia dla idiotycznych działań kaczej komisji. Nawet amerykańska Polonia, murem stojąca do tej pory za Kaczorami, nie potrafiła tego przełknąć.

Ale najbardziej przerażające jest to, że ten człowieczyna ma poparcie co czwartego wyborcy.
Jedna czwarta narodu, to - IMVHO - idioci!

Do przebadania przez psychiatrów, najpierw Kaczor, a potem jego zwolenennicy!

czwartek, 25 listopada 2010

Jak NIE pisać artykułów...

http://wyborcza.biz/finanse/1,105684,8719192,Ponad_polowa_Polakow_mieszka_w_ciasnych__przeludnionych.html

Teraz brakuje mi tylko informacji, wedle jakiego standardu UE ocenia stan rzeczy, tzn. ile metrów kwadratowych powinno teoretycznie przypadać na jednego ludka.

Obiektywnie rzecz biorąc, ilość literówek i niespójności w informacjach podawanych przez GW zaczyna szukać trzeciego dna...

środa, 24 listopada 2010

O królewiczu, który wzgardził królewną...

No to już są jaja.

W kwestii homoseksualizmu, przynajmniej w spłyconej formie, wyznaję filozofię nieśmiertelnego Fisha z „Ally McBeal”. – Geje mnie brzydzą, a lasbijki są super. – Dlaczego? – Bo jak widzę dwóch całujących się facetów to robi mi się słabo, a jak dwie całujące się ponętne kobiety, to odczuwam podniecenie. Czy jakoś tak.

Ale poniższy artykuł wymaga rozwinięcia.

http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35803,8709963,Gdy_krol_kocha_innego_krola__Jak_to_dziecku_powiedziec_.html

Dzieci ze zdjęcia wyglądają na oko na zerówkę, albo pierwsze klasy podstawówki.
Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy oglądałem na czarno białym telewizorze „Miami Vice”, na punkcie którego to serialu miałem fioła i były czasy, że każdy odcinek z pięciu sezonów znałem na pamięć. Crockett w jednym z odcinków do pewnej pani ten tego...

No więc następnego dnia na wycieczce szkolnej w podstawówce, pocałowałem koleżankę która mi się podobała. Koleżanka w sumie nie miała nic przeciwko, natomiast wychowawczyni natychmiast ochrzciła mnie „zboczeńcem”.

W sumie to małe piwo, bo gdybym usłyszał tą bajeczkę z artykułu, mógłbym zamiast Kasi pocałować np. Maksymiliana, dopiero by była zadyma.

Na zajęciach psychopedagogiki w NKJO wykładowczyni opowiedziała nam zabawną anegdotkę o tym, jak to jechała samochodem z dzieckiem. Zazwyczaj dziecko woził mąż, ale coś wypadło, więc tym razem maluch jechał z mamą. Mama stanęła na światłach, światło zmieniło się na zielone, a kierowca przed nimi nie ruszał. W tym momencie dziecko z tylnego siedzenia wycedziło „No jedźże, kurwa...”, a mamie oczy stanęły w słup.

Dzieci mają taką denerwującą cechę, że lubią wiele zaobserwowanych zachowań kopiować. I po takiej bajeczce wcale bym się nie zdziwił, gdyby Jasio miał ochotę na zabawę w doktora z Jarosławem, no bo w końcu „w bajce tak było”.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie przejawiam wobec gejów agresji. Niech się żenią, dziedziczą po sobie majątki itd. itp. Ale do diaska, dzieci zostawcie w spokoju. One są i tak wystarczająco okrutne, zaś wiek dojrzewania jest i tak wystarczająco ciężki bez dodatkowego bagażu w postaci przychodzenia na szkolny „Dzień matki” z drugim tatusiem.

I nie mówcie mi, że rodziny homoseksualne są nieraz niebem w porównaniu z heteroseksualnymi rodzinami patologicznymi. Taż powszechnie wiadomo, że homoseksualne pary jak jeden mąż nie palą, nie piją, nie kłócą się i tak dalej.

Pary homoseksualne też chcą zaznać piękna macierzyństwa? Sorry, life is brutal and full of zasadzkas und kopas w dupas. Chcesz być astronautą, to nie możesz codziennie jeść pizzy. Pewne zamierzenia zakładają pewne wyrzeczenia.

Nazwijcie mnie fundamentalistą, ale jak tak dalej pójdzie, za 10 lat dzieci będą słuchały bajki o królewiczu, który zakochał się w swoim rumaku...

Dyktator...

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/prezydent-zaprosil-b-dyktatora-polski-nie-bedzie-w,1,3794655,wiadomosc.html

Zabawne już nie jest nawet smędzenie Kaczora, tylko wyniki sondy przeprowadzonej wśród internautów. Mimo 20 lat opluwania Jaruzelskiego przez prasę od prawicowej, do tej po polsku quasilewicowej, mimo rewelacji IPN, mimo corocznych demonstracji przed domem Generała, praktycznie dwu na trzech Polaków uważa, że Jaruzelski nie jest aż takim draniem, za jakiego uważają go prawdziwki...

wtorek, 23 listopada 2010

Don Kichote i wiatraki...

http://gry.onet.pl/2236085,,Wiedzmin_bedzie_walczyl_z_piratami,wiadomosc.html

Przeczytawszy tę informację pomyślałem sobie, że większe misie od pana I. usiłowały zwalczać piractwo i teraz zaczynają się zastanawiać, czy po prostu nie spuścić z tonu i nie obniżyć cen programów (vide Microsoft w Chinach).

Od kilku dni czekam z niecierpliwością na 25 listopada. Dlaczego? Bo lubię gry fabularne zwane uparcie "przygodówkami" i chciałbym zagrać w "Gray Matter". Ale ogromnie mnie dziwi to, że mimo iż premiera gry zapowiedziana jest na ten właśnie dzień, na OFICJALNEJ stronie tej gry jest Forum, którego userzy chełpią się, że niektórzy z nich już ją pokończyli. Są też podpowiedzi i wskazówki dla osób mających problemy z kolejnymi rozdziałami gry. Nie bardzo to rozumiem... Czyżby twórcy gry i pani Jensen (autorka rewelacyjnego "Gabriela Knighta") pogodzili się z myślą o tym, że NIEKTÓRZY (bo chyba aż tylu beta-testerów gra nie miała) zdążyli już ściągnąć z sieci piracką wersję gry? Przypominam, że te tipsy można żnaleźć na oficjalnej stronie gry.

Walkę z piractwem przegrały już firmy większe niż CD Project i radziłbym jej szefom, żeby trzymali się polityki promocyjnej polegającej na obwożeniu recenzentów ze znanych czasopism po mieście w długim jak szyja żyrafy białym "Lincolnie", a potem tuczeniu ich niezłymi przyjęciami w jakimś porządnym lokalu, niż uciekanie się do pomocy prawników.

Jedynymi wygranymi w tej batalii będą właśnie prawnicy.

A pazerność deweloperów gier tak na dłuższą metę jest cholernie szkodliwa - kto szanuje prawo, zajmujące się pierdołami, których w dodatku tak naprawdę nikt nie zdołał jeszcze wyegzekwować?

Idiotyczne prawo

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8702885,Znalazla_komorke_na_chodniku__Groza_jej_nawet_3_lata.html

Podczas minionych piętnastu lat dwa, czy trzy razy zdarzyło mi się zgubić telefon. Bywa. Najczęściej w stanie wskazującym... Nigdy jednak nie przyszłoby mi do głowy, że za moją głupotę ktoś może zapłacić trzema latami pierdla. Kto ustanowił tak idiotyczne prawo?

Przypominam, że przed paroma dniami sąd w Lublinie praktycznie uniewinnił drania lekarza, który spowodował śmierć dwu osób...

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/lublin/lublin-lekarz-przeszczepil-nerki-z-nowotworem,1,3791035,region-wiadomosc.html

Psiakrew, w jakim my żyjemy kraju? Kobiecie, która znalazła komórkę i jej nie oddała (nieładnie może postąpiła, ale ostatecznie chciwość jet rzeczą ludzką) grożą trzy lata odsiadki (jak sędzia dostanie np. bólu żołądka z powodu choroby wrzodowej, to jak nic ją zapuszkuje), a lekarz, przez którego umarły dwie osoby, wykręca się rokiem w zawiasach?

Sprawiedliwość jest nie tylko ślepa. W Polsce jest i bezdennie głupia.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Nobel

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/byly-prezydent-odbierze-nobla-po-raz-drugi,1,3792690,wiadomosc.html

Wprawdzie nie za bardzo wiadomo, za co Wałęsa dostał pokojową nagrodę Nobla. Pprzypominam, że na grudniowym zjeździe "Solidarnosci" w hali Oliwii w Gdańsku mówił, że nie obejdzie się bez "targania po szczękach" i zapowiadał strajk generalny całego kraju, co diabli wiedzą, jakby się zakończyło w perspektywie późniejszej, dość ostrej zimy. No, ale potem Lechu istotnie bardzo grzecznie i pokojowo dał się zapuszkować - wraz z całą masą innych i (przypominam, bo nie wszyscy o tym pamiętają) I-szym Sekretarzem PZPR, Edwardem Gierkiem.
Nasz nadmorski tytan ducha oporu wykazał potem niezwykły hart i cywilną odwagę łowiąc sobie rybki (które przecież mogły być na liście płac SB i go zaatakować!) - w Ośrodku Wypoczynkowym Urzędu Rady Ministrów w Arłamowie. Wprawdzie niektórzy przebąkują do dziś coś o jakimś "Bolku" i zaginięciu akt Wałęsy z archiwów SB, gdy Wielki Lech był Preziem, ale oczywiście to niecne pomówienia, które Wałęsie snu nie zakłócają.
Zasługi dla światowego pokoju zaiste ogromne.
Teraz ten człowiek "wraz w innymi laureatami" nagrody Nobla zastanawia się, jak dostarczyć Nagrodę uwięzionemu dysydentowi chińskiemu. Do towarzystwa innych noblistów Wałęsa pasuje jak dupa do bata. Konie kują, a żaba nogę podstawia. Pycha tego zadufka jest ogromna i jednocześnie żałosna - znów za wszelką cenę chce choć na chwilę stanąć w świetle reflektorów...

niedziela, 21 listopada 2010

A niektórzy już się cieszyli...

Na Onecie ukazała się interpretacja głośnej dziś wypowiedzi BXVI na temat prezerwatyw...
Wyjaśnił nam rzecz niejaki pan Pięciak (nie znam i nie chcę znać).

Benedykt XVI powiedział: "Być może istnieją uzasadnione pojedyncze przypadki, gdy np. mężczyzna uprawiający prostytucję używa prezerwatywy w sytuacji, gdy takie postępowanie może być pierwszym krokiem na drodze do umoralnienia, jakimś zalążkiem odpowiedzialności, aby na nowo rozwinąć świadomość tego, iż nie wszystko jest dozwolone i nie wolno robić wszystkiego, na co ma się ochotę. Ale nie jest to rzeczywisty sposób na poradzenie sobie ze złem, jakim jest infekcja HIV. Taki rzeczywisty sposób może polegać natomiast na uczłowieczeniu seksualności".

Uwzględniając cały kontekst tej wypowiedzi, sprawa wygląda zatem tak: mówiąc o stosowaniu prezerwatyw, Benedykt XVI mówi tyle, że "być może" (tryb warunkowy) są przypadki tak wyjątkowe i pojedyncze, jak przypadek mężczyzny uprawiającego prostytucję. Przyjmuje jednak od razu moralne założenie (znowu tryb warunkowy), że mężczyzna ów zastosuje prezerwatywę nie tylko i wyłącznie jako mechaniczny środek do zabezpieczenia się przed zarażeniem HIV, lecz jako krok na drodze do umoralnienia, do autorefleksji nad swym postępowaniem - pisze Pięciak.


Znaczy to mniej więcej tyle, że prezerwatyw może używać tylko mężczyzna na "wizycie" u prostytutki i wyłącznie po (najlepiej wspólnej) modlitwie o moralną samonaprawę...

Co tych urzędników pana B. tak wkurza w używaniu prezerwatyw? Czyżby obawa o zmniejszenie ilości (choćby i zarażonych HIV) owieczek? Przecież to irracjonalne.

Kościół twierdzi, że np. Uganda jest przykładem sukcesu systemu walki z Aids, jaki tam został zastosowany, będącego wspólną inicjatywą KK i rządu. To system pod nazwą ABC, opierający się na trzech założeniach; Abstinence, czyli abstynencja seksualna, Being faithful - wierność i Condoms (powszechne stosowanie prezerwatyw). Dwa pierwsze elementy programu, ewidentnie edukacyjne, spowodowały, że zakażenia AIDS spadły do poziomu kilku procent. Ale nie mogłoby się to udać, gdyby nie były stosowane JEDNOCZEŚNIE I OFICJALNIE wszystkie trzy elementy programu. Potwierdzeniem tej tezy jest to, że w ostatnich latach notuje się w tym kraju ponowny wzrost zachorowań, ponieważ stanowisko KK, który ostro naciskał na rząd USA, spowodowało obcięcie funduszy na ten cel i znaczne ograniczenie rozdawnictwa prezerwatyw dla grup podwyższonego ryzyka.

Tymczasem brytyjskie szanowane czasopismo medyczne "The Lancet" oskarża Benedykta XVI o to, że propagując naukę i doktrynę kościelną w sprawie stosowania prezerwatyw, podważa ustalenia oficjalnej nauki, co może spowodować nieodwracalne skutki dla milionów ludzi. Powiedzmy otwarcie - skutki śmiertelne.

Czy ktoś mógłby mi to wytłumaczyć? Różnego rodzaju prezerwatywy ludzie stosowali od dawna i z tego co wiem, kiedyś Kościół zachowywał w tej kwestii obojętność. Obecne stanowisko jest chyba dziełem JPII. Bardzo proszę o wypowiedzi - zależy mi głownie na osobach uważających się za wierzące. Myślę też raczej o stanowisku, a nie indywidualnych intymnych zeznaniach, bo te mnie nie obchodzą.

piątek, 19 listopada 2010

Drugie oblicze pana O.

Chwalcom otaczającej nas rzeczywistości...
Ot, zgadało mi się w sklepie z nieznajomym kupującym konserwy. Od słowa do słowa, przeszliśmy do jakości dostarczanych nam w ogromnych ilościach przez rozmaitych producentów wędlin. Mój godny skądinąd rozmówca stwierdził, że jego kuzyn pracuje w zakładach mięsnych pana, którego nazwisko od kilku lat stale się pojawia w rozmaitym kontekście pewnej kryminalnej sprawy w charakterze ofiary naszego systemu sprawiedliwości.
- Wie pan, ale mój kuzyn nie kupuje produkowanych w tych zakładach wędlin.
- Niech zgadnę, dlaczego - zaproponowałem. - Dodają do mięsa rozmaite świństwa konserwujące?
- Owszem, ale nie tylko. Zgadnij pan, ile szynki wychodzi im z kilograma podstawowego surowca?
- Kilo trzydzieści? - strzeliłem bezczelnie w ciemno.
Mój rozmówca parsknął śmiechem. - Panie, oni tam mają specjalne maszyny do napełniania wędlin wodą. Z kilograma szynki wychodzi im kilo siedemdziesiąt pięć "produktu końcowego".

Wszystkim, którzy uważają, że komuna okradała naród (głównie z mięsa) życzę smacznego!

I pomyśleć, że za komuny powieszono Wawrzeckiego tylko za to, że potrafił zagospodarować sporą część mięsa marnowanego w procesie produkcyjnym Warszawskich Zakładów Mięsnych. Co należałoby zrobić aktualnym trucicielom?

środa, 17 listopada 2010

"Shank", czyli ach, te perełki...

W rzeczy samej jeden obraz tysiąc słów oddaje, więc...

http://www.youtube.com/watch?v=0SNnlvjWuYo

Produkcja EA (o dziwo). Grafika komiksowa, lecz najpłynniejsza, jaką do tej pory widziałem. Fabuła standard, wy mi żonę (w sumie jak na razie nie wiadomo co z żoną), to ja wam prewencyjnie Czernobyl zrobię.

Platformówka, których na PC tak samo jak we wcześniejszych postach wspomnianych slasherach jak na lekarstwo. Ostatnio ze STEAM ściągnąłem klasykę w postaci Golden Axe 2 i aż mi się łezka w oku zakręciła na wspomnienie, jak to kiedyś z wypiekami po lekcjach w podstawówce biegło się do osiedlowego salonu z automatami, żeby wydać "mamo, batonika bym sobie kupił" na kolejne żetony...

Parę dni temu ze zdziwieniem stwierdziłem, że gatunek można odnowić w pełnej krasie. Tak samo jak kiedyś, idzie sobie facet którego masa innych nie lubi. Wtedy idą w ruch noże, miecze samurajskie, pistolety, karabiny maszynowe, granaty, i kilka wygibasów gimnastycznych, których target z pewnością nie przeżyje... Każdy etap przepleciony bossem, na którego trzeba znaleźć inny sposób (ten z filmiku, miodzio :).

Nie zanosi się na to, żeby grę wydano w Polsce na płytce. Na Steam w przeliczeniu na PL, 50 złotych.

Jeżeli też czasami macie dosyć rozwiązywania we wszelkiej maści gier zagadek, przy których Sherlock Holmes dostałby czkawki i tęsknicie za taką słodką, czystą rąbaniną, to tak jak w moim przypadku będzie to najlepiej wydane 50 złotych w tym roku w temacie rozrywki multimedialnej... :)

Panie Wrocławski, pan jesteś kretyn...

Gwoli wstępu

Pewna kobieta zadzwoniła na policję gdyż – jak twierdziła – oszukał ją handlarz narkotyków. Sprzedał jej crack, ale gdy przyniosła narkotyk do domu wyglądał jak „proszek do pieczenia” Policja wysłała agenta do walki z narkotykami, który sprawdził próbkę i stwierdził, że wbrew pozorom to jednak kokaina. Kobieta została natychmiast aresztowana za posiadanie narkotyków. Królewska Konna Policja zachęca wszystkich, którzy się czują oszukani przez handlarzy sprzedających lipne narkotyki, by natychmiast zgłosili się na policję. [cytat w całości z „Nagrody Darwina”, Wendy Northcutt, wydawnictwo W.A.B. 2001]

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8676711,Bronislaw_Wroclawski__Palilem_trawe__bralem_dopalacze.html

Teraz przeczytajmy tę rzewną historię i znajdźmy analogię...

Panie Bronisławie, marihuana a nawet jej odpowiednik w formie dopalacza nie występuje w formie tabletki, lecz suszu. Więc pan chciałeś się amfą nawalić i jakoś tak nie wyszło. Z drugiej strony, po takich wyznaniach należy panu ten błąd wybaczyć, bo najwyraźniej pana szare komórki niejeden szajs już widziały...

„ Przyznam się, że paliłem trawę. Kiedyś trawa wywoływała wesołość. A wiecie, co się teraz pcha do trawy? Za przeproszeniem każde możliwe g...no. Teraz ma się po tym tylko torsje i zatrucia. Próbowałem też dopalaczy. Wziąłem to, czekam... i nic. No to moi kochani koledzy powiedzieli: wypij piwo. Wypiłem, czekam... dalej nic. Powiedzieli: walnij jeszcze pięćdziesiątkę. Walnąłem i wtedy zacząłem się czuć naprawdę źle. Pomyślałem, że gdyby to były dwie tabletki, dwa piwa i dwie pięćdziesiątki byłaby tragedia.”

Podsumowując, pan Bronisław chciał się nawalić trawką czy amfą (bo się plącze w zeznaniach) i teraz składa reklamację, że nie zadziałało… I to ma być twarz kampanii przeciwko dopalaczom. Cóż, jaki kraj, takie twarze kampanii...

A to, że z tego artykułu bije po oczach, iż tak naprawdę facet optuje za legalizacją marychy, żeby mu już żadnego „gówna” nie dosypywali tylko odlot był gwarantowany, to inna para kaloszy... :)

wtorek, 16 listopada 2010

Trędowaci...

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Politycy-z-USA-odcinaja-sie-od-spotkania-z-delegacja-PiS,wid,12853041,wiadomosc.html

Nic dodać, nic ująć...

czwartek, 11 listopada 2010

Ponura celebra

Zauważyliście, jak ponurym narodem jesteśmy w istocie? Największą narodową fetę robimy w dniu wybuchu powstania, które zakończyło się potężnym laniem i zniszczeniem stolicy przez Niemców przy milczącej aprobacie Rosjan. 11 Listopada jest niby dniem odzyskania niepodległości. Cholernie namaszczeni i nadęci własnym znaczeniem niczym purchawki politykierzy składają wieńce na grobie Dziadka (ciekawe, czemu przy jego ponad 250 ofiarach zamachu majowego uważa się do za Zbawcę Narodu, a Jaruzelskiego, którego ofiary podczas stanu wojennego nie sięgają nawet połowy tej liczby - przy czym są np. wśród tych ofiar idioci, którzy ponieśli śmierć rozwieszając sztandary "Solidarności" na liniach wysokiego napięcia - uważa się za Kata Bożej Ziemi?) i tak dalej. Wszystko uroczyście, posępnie i z namaszczeniem.

Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że komuchy były jednak mądrzejsze. 22 lipca (dawniej E. Wedel) urządzali ludowe festyny, na których ludzie się całkiem nieźle bawili. Karuzele, huśtawki dla dzieci i młodzi, strzelnice na których możne było "wystrzelać" pluszowego misia, sprzedawcy lodów na patyku, jakaś ludowa kapela rżnąca od ucha i to bynajmniej nie nożami, na prowizorycznej scenie występowali rozmaici "ardyździ", w rozmaitych stoiskach "Społem" i "Stołem" można było kupić rarytas niezwykły - kiełbasę (inna rzecz, że była o niebo lepsza od tego, co nam teraz proponują Olewnik est consortes) i ludzie doskonale się bawili.

Czy teraz nie można zorganizować czegoś podobnego? Prawda, pogoda nie ta, ale i w lipcu bywało deszczowo - a jednak jakoś się to kręciło. Czemu, do cholery, święta państwowe koniecznie muszą się kojarzyć ze mszami ku czci i nadętymi przemówieniami.
Jankesi potrafią się bawić, nad Sekwaną 14 lipca też jest wesoło, a u nas? Pozamykane wielkie centra handlowe, choć właśnie tam można byłoby urządzić nielichą zabawę... I tylko sztandary ponuro łopoczą na wietrze.

Panie, czemuś Ty kazał mi żyć w kraju ponurych idiotów?

środa, 10 listopada 2010

Tak trzymać!

Wiadomość z ostatniej chwili...
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/byly-prezydent-usa-trafi-do-wiezienia,1,3783537,wiadomosc.html
Nie, żebym się łudził, że Bush wyląduje w pierdlu, ale miłe jest to, że ktoś mu się zamierza dobrać do dupy.
Oczywiście, nie popieram terroryzmu, ale według Patriot Act terrorystą jest każdy, kogo Jankesi terrorystą nazwać raczą.

wtorek, 9 listopada 2010

Rany boskie!

Przeczytałem na Onecie informacje, która mnie zmroziła. Raport UE w kwestii zwalczania "dopalaczy"... Cytuję:

W opublikowanym raporcie, poświęconym wszelkim narkotykom, a nie tylko dopalaczom, KE ocenia, że w ciągu ostatnich 18 miesięcy UE zrobiła postępy w ograniczaniu ich spożywania i przemytu. Zdaniem KE, postępy osiągnięto także w blokowaniu importu kokainy i heroiny do UE. Ale wciąż każdego roku w wyniku przedawkowania narkotyków umiera w UE 6,5-7 tys. osób. Szacuje się, że w minionym roku 25-30 mln Europejczyków zażyło nielegalne środki odurzające (nie włączając dopalaczy), w tym 4 mln - kokainę. Dla ok. tysiąca osób przedawkowanie kokainy okazało się śmiertelne.

Biorąc pod uwagę fakt, że UE skupia obecnie 456 mln ludzi, zagrożenie jest przerażające. Mamy w Europie doskonałe, tanie usługi medyczne, nikt nie głoduje, każdy może sobie pozwolić na mieszkanie, każdy ma co wdziać na dupę, na wspaniałych drogach nie giną ludzie w wypadkach spowodowanych przez rozmaitych pijaków i tylko te narkotyki... Jak się uporamy z tym problemem, to będziemy żyli po prostu w Arkadii.

Ludzie! Czy ktoś tu nie ocipiał? "Dopalaczy" się nie wytępi - będą powstawały coraz to nowe i tylko lekarze zaczną narzekać, bo jak przywiozą któremuś na dyżur jakiegoś ućpańca, to nie będzie wiadomo, jak go odtruwać - a na dodatek "dopalacze" zdrożeją. Kto na tym zarobi? Komu tak naprawdę zależy na ograniczeniu dostępu do tych środków?

Lenin mówił kiedyś o "pożytecznych idiotach"... Widać ich w Parlamencie UE.

Misja

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/kaczynski-chce-pomocy-usa-ws-katastrofy-misja-foty,1,3782423,wiadomosc.html
Nie zamierzałem już zabierać głosu w sprawie Kaczora, bo nieładnie jest znęcać się nad durniami, ale ten człowiek przechodzi sam siebie. Totalnie go już - wybaczcie, ale inaczej tego się nazwać nie da - popierdoliło. Temu kurduplowi wydaje się, że Kongres US-raju nie ma niczego lepszego do roboty, niż wspierać chore ambicje i kretyńskie rojenia jakiegoś zaściankowego polityka z europejskiego zadupia. I pomyśleć, że ten człowiek wciąż ma jakieś kilkanaście procent poparcia opinii publicznej.
Kury szczać mu prowadzać - jak mawiał Dziadek Ziuk - a nie polityką się zajmować.
Kiedy wreszcie ktoś odeśle tego karzełka tam, gdzie jest jego miejsce - do Tworek? Rozpieprzył już wszystko, co się dało, a teraz rozpieprza własną partię. Czy posłowie PiSu to sami idioci? Kaczorowi trzeba zafundować koszulę z długimi, wiązanymi z tyłu rękawami.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Ksiądz i rura

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ksiadz-zaprasza-prostytutki-do-samochodu,1,3781343,wiadomosc.html
Nie masz to jak Onet, gdy trzeba człeka rozbawić.
Mniejsza o księżula, który chce nawracać dziwki. Spójrzcie na fotograficzny komentarz niżej...

piątek, 5 listopada 2010

Dowcip polityczny

Jaka jest różnica między Stalinem a Kaczyńskim?

Stalin strzelał w tył głowy, a Kaczor łaskawie wyklucza z partii.

/EGM był przeciw publikacji, bo uważa, że bezczeszczenie zwłok jakimi jest PiS jest niegodne ludzi XXI wieku/

Co na to Rambo?

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/wielki-powrot-rosji-moskwa-stawia-warunki,1,3772901,wiadomosc.html
Stallone powinien sobie wsadzić łeb w (_!_) i zawyć...
Tyle miliardów, ile Jankesi utopili w dostarczaniu broni mudżaheddinom poszło się je...
Na tym wszystkim najlepiej wyszedł Tom Hanks zgarniając forsę za rolę senatora ("Wojna Charliego Wilsona"), który bohatersko walczył na wszystkich frontach w USrajskim Senacie o pomoc dla Afganów...
Historia lubi sobie robić jaja...

niedziela, 31 października 2010

Wszystkiego najlepszego z okazji Halloween :)

Przy okazji tego pozdrowienia, naszła mnie pewna refleksja. Dlaczego, ach dlaczego KK musi zrzynać od innych wyznań wszystko co najlepsze? :)

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8594984,Katolicki_marsz_swietych_przeszedl_w_Warszawie.html

Miejmy nadzieję, że św. Kinga w procesji nie uczestniczyła, bo świętą została w dużej mierze z racji nieodprawiania ablucji, a to mogłoby wpłynąć destrukcyjnie na resztę uczestników marszu.

Jakiś czas temu przeczytałem, że przekabacić dzień św. Walentego też próbujemy, bo z jednej strony pogański, a z drugiej atrakcyjny.

Choinka zakoszona wyznawcom Gai, niepokalane poczęcie od Mitry...

Czy ta religia naprawdę nie potrafi wymyśleć niczego własnego?

Ja już mam takie podejrzenie od dawna, ale jak tak dalej pójdzie coraz więcej ludzi zacznie się orientować, że KK można przemianować na McVatican. Byle więcej osób to kupiło...

A zaczynali w takiej małej stajence...

Cui Bono

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8593386,Aresztowano_kobiete__ktora_wyslala_do_USA_paczki_z.html
Zastanawiam się, bo podejrzliwy i nieufny ze mnie drań, po jaką cholerę tego rodzaju informacje podaje się w prasie. Złapano terrorystkę, do zamachu nie doszło, nikt nie poniósł żadnych strat, terrorystce przedstawia się zarzuty, sądzi się ją i wsadza do pudła, o ile sąd tak zawyrokuje. I po zawodach.
Trąbienie o tym we wszystkich mediach nic nikomu nie daje, chociaż, jak się lepiej i baczniej przyjrzeć...
Wszelkiego rodzaju policje liczne, tajne i dwupłciowe (jak pisał jeszcze Norwid) pochłaniają dziesiątki i setki milionów z budżetu. Dobrze więc - z punktu widzenia szefów tych służb - jest puścić od czasu do czasu jakiś przeciek do mediów. Postraszyć i uspokoić. Po czymś takim pytanie o celowość "Patriot Act", który de facto zawiesza wszelkie prawa człowieka i na jego podstawie policja i tajne służby mogą Z KAŻDYM dosłownie zrobić co zechcą, staje się Działaniem Wrogim (albo wręcz Wywrotowym). Jak chcemy trzymać ludzi za pysk i mieć rozwinięte, wyposażone w najrozmaitsze techniczne i prawne środki tajne służby, to trzeba od czasu do czasu postraszyć społeczeństwo, żeby nie zaczęło zadawać głupich pytań w rodzaju: "Jak to jest, że tajne służby wszystkich państw od dziesięciu lat nie potrafią znaleźć jednego wrednego Araba, który na dodatek co jakiś czas bez żadnych przeszkód wydala z siebie i publikuje niepokojące opinię publiczną oświadczenia?". Nie o to przecież chodzi, - jak śpiewali kiedyś Skaldowie - by złapać króliczka, ale by gonić go, go, go... A na to, by gonić go, go, go, potrzebne są pieniądze, pieniądze i pieniądze...

Żyjemy w czasach, w których - dla naszego bezpieczeństwa oczywiście - władze każdego państwa starają się zwiększyć kontrolę nad zwykłym, szarym obywatelem. W niektórych większych miastach uliczne kamery rejestrują już ruch niemal wszystkich mieszkańców, a za kilka lat trzeba będzie chyba wyjechać daleko poza miasto, żeby się ustrzec podglądu i podsłuchu. Zaczyna nas oplatać niewidzialna siatka, która oczywiście jest dość luźna i na co dzień jej nie dostrzegamy, ale w każdej chwili jej oka mogą się zacisnąć wokół pojedynczego wróbelka.

Czy naprawdę tego chcemy? Czy naprawdę uspokoi nas widok policjanta na każdym ulicznym rogu? A co będzie, jak w Ogólnym Systemie Danych Osobowych (stworzonym oczywiście dla naszego bezpieczeństwa) ktoś zmieni nasz status i uzna nas za Wroga Publicznego? Pewnie przesadzam, ale nie podoba mi się kierunek, w jakim to wszystko zmierza. Nie podoba mi się też myśl, że mieszkam w kraju, w którym jest znacznie mniej nauczycieli i lekarzy, niż wszelkiego rodzaju policjantów jawnych i tajnych...

A tak przy okazji. Ile osób zginęło w ciągu minionych dziesięciu lat w zamachach terrorystycznych? Niechby i z 5000. Malaria w krajach Trzeciego Świata CODZIENNIE zabija około 6500 osób. Co jest większym zagrożeniem?

sobota, 30 października 2010

Świadkowie

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8590710,Zabojstwo_antykwariusza_z_Walbrzycha_wraca_na_wokande.html
Od dłuższego już czasu obserwuję idiotyzmy, jakie się wyprawia z polskim prawem. Ale to już przekracza wszelkie granice. Nikomu nieznany (poza kilkoma, zainteresowanymi w zamknięciu sprawy gliniarzami) człowiek składa utajnione zeznania, a oskarżeni nie mogą nawet się dowiedzieć, kto im tak robi koło pióra! Być może ci ludzie są winni, nie będę w to wnikał, ale mają prawo do tego, by wiedzieć, kto i o co konkretnie ich oskarża.
Instytucje świadka koronnego i świadka incognito wprowadzono odpowiednio w latach 1995 i 1997 wzorując się ma prawodawstwie anglosaskim, zapominając o tym, że w pozostałych państwach UE obowiązują systemy prawne oparte jeszcze na prawie rzymskim i Kodeksie Napoleona. Anglosaci w ogóle nie mają Kodeksu Karnego. Dwunastoosobowa ława przysięgłych orzeka u nich o winie, ale wysokość kary ustala sędzia, a prawo jest precedensowe, to znaczy, że większość wyroków i zasad obowiązujących w sądzie opiera się na dawniej wydanych toczonych sprawach i wydawanych wtedy wyrokach. Wprowadzenie tych dwu instytucji do naszego systemu prawnego było jak przesadzenie sosny do lasu deszczowego – nijak się, cholera, nie zaaklimatyzuje. Jankesi mają setki prawnych rozporządzeń dotyczących okoliczności, w których kogoś można uznać za świadka incognito, albo za świadka koronnego.
Świadek incognito w USA zostaje uznany za takiego dopiero po złożeniu zeznań, których wartość dowodową oceniają adwokat i sędzia. Adwokat oskarżonego może podważyć wiarygodność świadka. Jeżeli to mu się nie udaje, sąd może świadkowi przyznać status "incognito" i od tej pory obejmuje go dość kosztowny program ochronny. Oglądaliśmy wiele filmów o tym, jak to anonimowego świadka chronią agenci federalni ("Egzekutor").
Świadek koronny to skruszony oprych, ale żeby go uznać za takowego, muszą być spełnione określone warunki - jeżeli kogoś np. zabił, to nie ma mowy, żeby sprawiedliwość poszła z nim na jakiekolwiek układy. Tych rozporządzeń wykonawczych nie da się wetknąć do naszego systemu prawnego – wiec obie instytucje wiszą w powietrzu. Owszem, są bardzo wygodnym narzędziem dla prokuratury.
I na tym się chyba wyłącznie zasadza ich przydatność.


Czu jest prawdopodobna taka sytuacja?

Pan prokurator, powiedzmy, Bawełna, wchodzi do celi, w której siedzi jakiś bandzior, powiedzmy, „Cielęcina”. Pan prokurator kładzie na stole gazetę, Na pierwszej stronie tej gazety widać fotografię uśmiechniętego szeroko posła… no, powiedzmy, Młynarza.
- Witam, panie Cielęcina. Mam dla pana złe wiadomości. Posiedzi pan.
- Panie prokuratorze, ale ja jestem niewinny.
- Tu wszyscy są niewinni do pierwszej wspólnej kąpieli. I pan też. Co prawda…
- Co, panie prokuratorze?
- Gdyby pan nam pomógł…
- W czym?
- Wie pan, prowadzimy sprawę zabójstwa marszałka Kipały.
- I co?
- Zastanawiamy się, czy pan coś o tej sprawie nie słyszał…
Cielęcina idiotą nie jest.
- Coś niecoś się słyszało.
- Na przykład… mówi się u nas w prokuraturze, że w sprawę zamieszany był poseł…
W tym miejscu pan prokurator urywa i znacząco spogląda na leżącą przed Cielęciną gazetę.
Jeżeli Cielęcina naprawdę nie jest idiotą, to wspólnie z prokuratorem Bawełną wplączą posła Młynarza w spisek mający na celu porwanie papieża i zamach 9/11. Bandyta zyska status świadka incognito i załatwi sobie lepszą celę, a pan prokurator też dostanie to, co chciał – wespół z redaktorkiem naczelnym jakiegoś szmatławca umoczą polityka po same uszy.
Komu potrzebne jest takie prawo?
Na pewno nie nam.

Kogo przydusić

Ze dwa, albo trzy lata temu przeczytałem w jakimś raporcie ekonomistów związanych z ONZ, że wystarczyłoby odebrać 7% dochodów najbogatszym 400 rodzinom na świecie i te fundusze wystarczyłyby na likwidację wszystkich światowych problemów z wyżywieniem, szkolnictwem i opieką zdrowotną całej ludzkości.
Nie wiem, jak to wygląda obecnie, ale myślę, że proporcje są podobne.
Po przeczytaniu tej dość szokującej informacji zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób Bill Gates na przykład odczułby tę stratę 7% dochodów. Istnieje określona ilość dóbr konsumpcyjnych, które człowiek jest w stanie spożytkować. Choćbyś miał tysiąc domów, spać możesz tylko w jednym naraz. Możesz mieć milion par butów, ale korzystasz tylko z jednej. Jeżeli lubisz kotlety schabowe, to możesz się nimi objeść do wypęku, ale po zjedzeniu kilkunastu będziesz miał dość - a na pewno będzie miał dość twój żołądek.
Cóż dla Billa Gatesa będzie oznaczała strata miliarda dolarów? Będzie sobie musiał odmówić stu milionów kotletów? On tego nawet nie odczuje.
Nie jest to tylko mój pogląd: amerykański miliarder George Soros od kilku już lat twierdzi, że świat zniszczy zachłanność najbogatszych i bierność najbiedniejszych - ogłupionych przez rozmaite media, będące na usługach tychże bogaczy. Albo bogacze dobrowolnie zrezygnują z części swoich zysków, albo nas wszystkich razem diabli wezmą. Tako rzecze Soros - i sądzę, że ma rację.
Jeżeli mamy wyjść z kryzysu, to nie ma co strzyc myszy. Proces to długotrwały, mało opłacalny i kłopotliwy - bo potrzeba do tego mnóstwo fryzjerów, a myszy lubią uciekać przed goleniem. Znacznie łatwiej ostrzyc kilkanaście lwów i niedźwiedzi. Państwo ma dostateczną siłę, żeby ogolić te towarzystwo - i znacznie przy tym będzie mniej roboty. Te lwy i niedźwiedzie mają na swoich usługach rozmaite papugi, które będą się darły, że to zbrodnia, ale nie zwracajmy na nie uwagi.
Nie mówię, że lwy i niedźwiedzie trzeba ogolić do skóry, ani nie nawołuję do srogiej z nimi rozprawy. Ostrzyżenie nadmiernie kudłatego lwa wyjdzie mu tylko na dobre - a co ważniejsze, znacznie szybciej i łatwiej strzyże się lwy, niż myszy.
I nie ma się co bać, widok dubeltówki uspokoi każdego lwa. Trzeba tylko politycznej woli i konsekwencji. Niestety, ogłuszonym przez wrzaski papug myszom takie rozwiązanie do głów nie przychodzi.
I na koniec taka ot, uwaga. Podwyżka miesięcznych kosztów życia o choćby dwieście złotych wpędzi w czarną rozpacz ponad trzy czwarte społeczeństwa - można się też nawet spodziewać skrajnych reakcji. Kulczyk, Czarnecki, Solorz, Walter, Zasada, Niemczycki, czy pani Bochniarz nawet tego nie zauważą.
Jakby tych ludzi ogolić z połowy majątków (nawet gdyby to po chamsku skonfiskować), wymienieni podniosą dziki wrzask - ale na otarcie łez i tak im sporo zostanie sporo, a wrzask trzech osób nikogo nie ogłuszy. Budżet zaś byłby sporo zyskał.
I niech mi tu nikt nie pieprzy o grabieniu uczciwie zarobionych pieniędzy. Oni ich uczciwie nie zarobili. Żaden z nich nie odkrył kopalni złota, czy złóż ropy w swoim ogródku, nie dostał gigantycznego spadku, nie dokonał rewelacyjnego wynalazku, nie odkrył lekarstwa na raka, ani nie skonstruował innowacyjnej, ogromnie ułatwiającej życie maszyny. Dorobili się na kombinacjach i kombinacyjkach przy prywatyzacji majątku pozostałego przez PRL. Robili to lawirując na granicy prawa, albo często naginając te prawo w sposób niedopuszczalny. Towarzyszyły temu przekupstwa państwowych urzędników i innego rodzaju przekręty. W ciągu kilkunastu lat NIE DA SIĘ uczciwie powiększyć majątku tysiąc razy, jak to zrobili niektórzy z wymienionych.
I to byłoby na tyle.

czwartek, 28 października 2010

Dług publiczny.

Coraz częściej czytam, że niektórzy z ekonomistów zaczynają przebąkiwać o tym, iż dług publiczny rośnie. Niemcy dość otwarcie już piszą, że za trzy lata, kiedy zostaną sprywatyzowane wszystkie już ostatki po PRL-u, zostaniemy z gołymi dupami. Ciekawy pogląd, nawiasem mówiąc, to w tym okropnym PRL-u zbudowano jednak i stworzono coś, za co do dzisiaj niektórzy chcą płacić?

Tymczasem...

Niedawno oglądałem jakiś amerykański film, w którym dwaj policjanci jadący windą prowadzą taki mniej więcej dialog:

- Czy wiesz, że jeden procent Amerykanów zarabia więcej, niż pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć?
- Pieprzysz!
- Nie, mówię całkiem poważnie.
- O kurwa! I co, niczego z tym się nie da zrobić?
- Nie wiem, trzeba pomyśleć...

Filmu nie reżyserował bynajmniej Michael Moore. W zwykłym, amerykańskim filmie pojawiają się - jej Bohu! - pytania godne komunisty. Polacy nadal uważają, że fajnie jest.

Owszem, spłacajmy dług publiczny. Zastanówmy się tylko, kto i w jakim stopniu jest za niego odpowiedzialny i czy godzi się równo rozłożyć obciążenia...

środa, 27 października 2010

Chciałbym mieszkać w Chinach...

http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,8569966,Komputerowych_piratow_zniszcza_cenami_.html

Normalnie padłem. Po 20 (?) latach walki z piractwem odkryli, że może jak będą sprzedawali taniej, to więcej ludzi kupi. Doszedłem do wniosku, że Microsoft jest trochę jak KK... Normalnemu człowiekowi zajmuje to kilka minut analizy, ale dopiero po 1000 lat przyznają że Słońce krąży wokół Ziemi... :)

Swoją drogą, sprawdziłem sobie, na szczęście u nas panuje dobrobyt mlekiem i miodem płynącym, skutkiem czego W7 nie jest u nas za 180 zyli jak w Chinach, tylko za 360... No ale za luksusy trzeba płacić, prawda...

Codziennie rano kiedy robię prasówkę z grzanką i Tajfunem czuję się niemal zagrzebany pod informacjami z cyklu "jest wspaniale". Gospodarka kolejne sufity przebija, płace idą w górę, w sklepach RTV i AGD kolejki jak za PRL, bo ludzie nie mogą usiedzieć w domu tylko kolejne elektroniczne bajery kupują... Od czasu do czasu ktoś się potknie, bo dzisiaj dla odmiany dowiedziałem się, że biura podróży plajtują... Ale notkę napisał pewnie jakiś nowy, jeszcze z polityką firmy że "jest wspaniale" się nie zapoznał...

Niestety, wcześniej czy później trzeba wyjść z domu i już mniej więcej po godzinie brutalny papier ścierny rzeczywistości weryfikuje prasówkę... A to w końcu Wrocław, nawet nie chcę wiedzieć, jak czuje się młody człowiek w pomniejszym miasteczku na Pomorzu czy ścianie wschodniej...

Więc nie śmiejmy się może z Chińczyków, a Billa pokornie poprośmy o ceny jak z Chin + miska ryżu gratis do każdej legalnej kopii...

Zapłodnienie in vitro

Mam silne wrażenie, że rząd premiera Tuska i PO kolejny raz chcą ludziom zamydlić oczy.
Dyskusja o zapłodnieniu in vitro wzbudza żywe emocje, fluorescencje grożą ekskomunikami, w powietrzu kłaki latają, a przecież...

Po pierwsze, podejrzewam, że dziewięćdziesiąt kilka procent par małżeńskich w tym kraju może mieć potomstwo - ale nikt nie bada, ile z nich nie decyduje się na dzieci z powodów czysto ekonomicznych. Zamiast bić pianę, spróbujcie, panowie posłowie, stworzyć takie warunki, żeby dziecko w małżeństwie pojawiało się w sposób naturalny i żeby nikt z tych, którzy chcą i mogą, nie ograniczał swej aktywności - a dopiero potem zajmijcie się tymi, co chcą, a nie mogą. Tych pierwszych jest kilkanaście razy więcej.

Nie jestem przeciwnikiem zapłodnienia in vitro - ale płacić za to z państwowej (czyli pośrednio mojej) kasy nie chcę. Są w tym kraju np. dzieci do adopcji - jak się ktoś chce spełniać rodzicielsko, to proszę bardzo. Za zapłodnienie in vitro płacić mu nie zamierzam, niech płaci sam. Znacznie bogatsze od Polski kraje nie refundują tego rodzaju zabiegów, które zresztą wcale nie dają pewności, że doprowadzą parę do upragnionego wrzasku w kolebce. W tym kraju jest dość ludzi naprawdę chorych, którym trzeba pomoc - leczenie dramatów psychiki niemogętów (którzy poza tym są zdrowi jak konie) za państwowe pieniądze to gruba przesada.

Od pierwszego stycznia dostaniemy w łeb tak, że ciężko się będzie pozbierać - podwyżki cen energii elektrycznej, gazu, czynszów, podwyżka VAT, zniesienie zerowej stawki VAT na książki i podręczniki... Wszystko to razem powinno już teraz niepokoić ludzi - ale nie, dyskutujemy o zbrodni (czy jej braku) w Smoleńsku, potem wybucha sprawa krzyża, zabójstwo w Łodzi, a teraz zapłodnienie in vitro.

Nie macie wrażenia, że ktoś podsuwa wam tematy zastępcze? Że wszystko to przypomina to bójkę na dworcu, którą toczą wynajęci przez kieszonkowców statyści, żeby doliniarze spokojnie mogli się dobrać do portfeli zagapionych pasażerów?

Ledwo się zaczęła dyskusja o finansach KK (której wynik mógłby nam wszystkim oszczędzić sporej części tych podwyżek), a już pojawiło się parę innych ogromnie medialnych spraw.

Psiakrew, kiedy wreszcie Polacy zmądrzeją?

poniedziałek, 25 października 2010

Znany mecenas

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8564211,Zmarl_znany_adwokat_Tadeusz_de_Virion.html
Może ja świnia jestem, bo podobno o zmarłych należy pisać tylko dobrze, albo wcale - ale chciałbym przypomnieć, że w USA prawnicy broniący gangsterów nie cieszą się szczególną społeczną sympatią i po śmierci nie wystawia się im laurek.
Ten pan po prostu - za Wespazjanem - udowodnił, że pieniądz nie śmierdzi.

niedziela, 24 października 2010

GAMEDEC

Po przeczytaniu czwartego tomu przygód Torkila Aymore postanowiłem napisać kilka słów o twórczości Marcina Przybyłka.
Jest ona o tyle niezwykłym zjawiskiem, że Marcin jako jeden z bardzo niewielu polskich pisarzy fantastyki zajmuje się tym, co było pierwotną siłą fantastyki - rozważaniami nad kierunkami, w jakich może się rozwinąć nasza cywilizacja. Wszelkiego rodzaju (bardzo popularne) historyjki o czarowniku w gumofilcach, albo inne opowiastki o dzielnych panienkach, które zgwałcone przez pułk jazłowieckich ułanów potrafią jeszcze wyciąć w pień dwa inne, są może zabawne i dobrze się je czyta (jak komu zresztą, mnie nigdy nie bawiły), ale intelektualnie miałkie jak piosenki zespołu "Mazowsze".

Marcin ma natomiast odwagę zastanawiać się, jaka będzie przyszłość Homo Sapiens. Nie jest nawet istotne, czy myli się, czy nie; ważne jest, że podejmuje taką próbę i usiłuje namówić Czytelnika do podjęcia jednego z najbardziej bolesnych wysiłków - do myślenia.W dodatku jako jedyny chyba z polskich autorów dostrzegł, że świat zmienia się coraz szybciej, w sposób coraz bardziej nieprzewidywalny i tylko patrzeć, kiedy kierunki tych zmian nam się rozjadą, a ludzkość się podzieli bardziej, niż Polska w wyniku działań obu Braci Mniejszych. I te podziały będą jak najbardziej widoczne - inny będzie facet łażący na co dzień w kombinezonie, którego nie ruszy bezpośrednie trafienie pociskiem "Polaris", a inny będzie gość leżący w dobrze chronionym łóżku i kombinezonie dającym dostęp do przeżyć w Virtualu. Tacy ludzie niełatwo w ogóle znajdą nić porozumienia.

Twórczość Marcina wyrosła z gier komputerowych. I znów - jako pierwszy i do tej pory chyba jedyny z polskich autorów Marcin dostrzegł coraz większą rolę, jaką pełnią gry w naszym życiu. I potrafił rozwinąć koncepcję gier. Dostrzegł także rosnącą rolę przemysłu rozrywkowego i tej jego gałęzi, która sensu stricte dostarcza nowych gadgetów do gier. W świecie Torkila Aymore'a coraz trudniej odróżnić Real od Virtualu, a człowiek może zostać Bogiem - Bogiem wykreowanego przez siebie (albo twórców jakiejś gry, o ile zwycięży i pokona rywali) świata.

I coraz trudniej (szybciej) się żyje - bo coraz trudniej się przystosować do zmiennej sytuacji.

Przy okazji, przyszło mi na myśl, że Marcin mimo woli odpowiedział może na dręczące naszych uczonych pytanie dotyczące Milczenia Kosmosu. Może te inne, wyprzedzające znacznie naszą cywilizacje przestały się zajmować Realem i powłaziły w Virtuale, ofiarujące przecież nieskończenie więcej możliwości?

Poczekajmyż na kolejne książki Marcina.

sobota, 23 października 2010

Pytanie do znawców

Jako młody człowiek uwielbiałem Sienkiewicza.
Przodek pana Podbipięty, Stowejko Podbipięta, w bitwie pod Grunwaldem ściął głowy trzem niemieckim, jadącym obok siebie konno rycerzom w mnisich kapturach, za co nagrodzono go herbem Zerwikaptur.
Pytanie: Jak długi musiał być miecz, którym można było dokonać podobnego wyczynu? Z moich wstępnych obliczeń wynika, że gdzieś tak circa ebałt półczwarta (czyli 3,5) metra...

Nowe horyzonty...

Wyobraźcie sobie czysto teoretyczną sytuację. Ma wyjść jakiś hit, np. Diablo III. I kupujecie go za 5 dolców. Za te pięć baksów nie dostajecie całej gry, tylko 1/10. Kończycie rozdział/etap i na tym koniec. Jeżeli chcecie grać dalej, uiszczacie kolejnego piątaka za następny. W ostatecznym rachunku mogłoby to wyjść nawet nieco drożej niż hurtowy zakup całej gry.

Czekajcie, nie musicie sobie nawet tego wyobrażać, przecież tak było z nowymi wersjami „Sam & Max” oraz „Monkey Island” na Steam :)

Więc gdzie logika w tym przepłacaniu? Otóż kupując ostatnią część bylibyście na 100% pewni, że to dobrze wydane pieniądze i nikt was nie oszukał. Przy obecnym stanie rzeczy, kiedy wersje demo przestały istnieć albo wychodzą pół roku po premierze (sic!) vide Mass Effect 2, kupujecie kota w worku i nieraz po niecałych dwudziestu godzinach grania czujecie się zniesmaczeni tudzież wkurwieni i zrobieni w jajo.

Ale spokojnie, do tego chyba nigdy nie dojdzie. W przeciwnym razie po uiszczeniu 5 dolców gracze machnęliby ręką na połowę tytułów wychodzących obecnie na rynku. Twórcy gier musieliby po prostu przyłożyć się do roboty, zamiast mydlić nam oczy głośnymi zapowiedziami, a to zdecydowanie nie byłoby im na rękę. Po co się przemęczać, jak można komuś kit wcisnąć.

Swoją drogą, muszę się do czegoś przyznać. Jestem uzależniony. Od „Kingdoms of Camelot” na Facebooku. Nie wiem czy to obciach czy nie, ale wciągnęło mnie i tyle. O oprawie graficznej nie ma co gadać, ale w przeciwieństwie do wielu gierek obecnie, ta ma grywalność. Zamki, rycerze, przymierza, bitwy nie z botami, a innymi graczami.

Rzecz jest całkowicie za darmo, ale do czasu. Bo jeżeli chcecie się rozwijać, to trzeba już trochę dorzucić. Większy zamek, lepsze mury, szybsze szkolenie żołnierzy, lepszy rozwój technologii itd. itp. Gratis możecie osiągnąć wiele, ale żeby wspiąć się na samą górę trzeba trochę dorzucić z portfela. I wielu tak robi.

Zresztą z tego co wiem w „Farmville” jest tak samo. Jak ktoś mi opowiada że kupił jakieś super sadzonki za ileś tam, to patrzę na niego jak na durnia, a on na mnie podobnie jak mówię, że zabuliłem za lepszy magazyn na surowce. Tym sposobem Zynga ma obecnie zyski depczące po piętach takim gigantom jak EA, przez co wielcy chcą podobne firmy wykupić, żeby im torcik sprzed nosa nie umknął.

Czyli, dać komuś załapać bakcyla, a potem spokojnie czekać, aż otworzy portfel. Problem w tym, że gdyby coś takiego zrobić ze wszystkimi grami, przynajmniej w połowie przypadków zamiast znowu otworzyć portfel, zapytalibyście „Are you fucking kidding me?” :)

Eutanazja

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/sekret-michaela-cainea,1,3738869,kiosk-wiadomosc.html
Ciekawi mnie, jaka jest wasza opinia o eutanazji. Ja w pełni popieram stanowisko sir Michaela. Człowiek nie decyduje o tym, czy chce się urodzić, czy nie i niczego się na to nie da poradzić. Ale każdy z nas powinien mieć prawo podjęcia decyzji o tym, kiedy chce to życie zakończyć. Nie zamierzam wszczynać dyskusji, w jakiej formie powinno się to odbywać, ale zapraszam do rozważań, czy w ogóle powinno to być dopuszczalne.

piątek, 22 października 2010

Mamy następną drugą...

Wałęsa obiecywał drugą Japonię. Słowa dotrzymał, choć nie do końca. Zapierdzielamy jak Japończycy, tylko ich płac nie mamy.

Tusk obiecał nam drugą Irlandię. Słowa dotrzymał w całości. Polska trzeszczy, a młodzi ludzie spierniczają za granicę. Tak samo jak teraz w Irlandii.

Kaczyfon nic nie obiecywał, ale...

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8555332,PiS_chce_pilnowac_internetu__Powola_specjalny_zespol.html#opinions

Już wiadomo, PiSS chce nam zafundować drugą Chińską Republikę Ludową. Tam też walczą z internetem, zresztą nie bez kompletnego powodzenia.

To powodzenia, Jaruś... :)

Ciemna strona mocy, czyli "Darksiders"

Są takie gry, że reklamują je na potęgę, choć jeszcze nawet zarodek nie powstał...

Są i takie, że reklamują, reklamują, a nic nie wychodzi... Duke Nukem Forever (forever advertised)...

A czasami dostaje człowiek cichaczem... Ni widu, ni słuchu i nagle wypada zza węgła...

Krótko i na temat, grafika na kolana was nie powali...

Ale o ile granie na PC ma swoje plusy (strategie, przygodówki i cała masa najróżniejszych gier), zawsze z lekką zawiścią patrzyłem na tzw. rzeźnie tworzone na konsole...

Jak sięgam pamięcią, na PC z tego gatunku wyszło tylko Devil May Cry 3 i 4...

To teraz mamy "Darksiders". Facet z mieczem dłuższym od samochodu, może rzucać samochodami, rżnie wszystko w fontannach krwi na lewo i prawo, a może zamienić się w coś wielkości małego domku jednorodzinnego, z jeszcze dłuższym mieczem w płomieniach...

Wolno mu, w końcu to personifikacja wojny. W sensie jeden z jeźdźców apokalipsy. Wojna. Wojnę wrobili i niechcący zaczął apokalipsę.

Bossowie, combo itd. itp. Rozpierducha na całego...

Czasami dobrze w coś takiego pograć po nerwowym dniu pracy... :)

No i biedny Tomuś dostał drugą…

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8551755,6_letni_Tomek_przeszedl_drugi_przeszczep_watroby.html?order=najnowsze#opinions

Też jestem skurwysyn. Ludzie, zatrzymajcie się na chwilę i pomyślcie. Wiecie jakie dramaty towarzyszą przeszczepom? Wpisanie na listę, wymagania odnośnie wpisania na listę, oczekiwanie, przeszczep, obawa przed reakcją organizmu? Odnośnie JEDNEJ wątroby?

A ten konkretny dzieciak dostał DRUGĄ, bo pierwsza była dla jaj!

Na tym świecie jakieś dziecko umiera co 3 sekundy, jak wynika ze statystyk. Zaś na tego „biednego dzieciaczka” państwo wydało już więcej w ciągu pół roku, niż na x pacjentów w ciągu dziesięciolecia.

Rodzicom teraz gmina na koszt państwa dom remontuje, bo za przeproszeniem najprawdopodobniej syf taki tam panował, że dzieciak po przeszczepie tygodnia ataku bakterii by nie wytrzymał.

Gdzie się kończy medialność, a zaczyna rozsądek?

I czy ktoś w końcu pociągnie rodzinkę do odpowiedzialności, że podała dziecku TRUCIZNĘ a teraz wszyscy za to płacą?

Banda durniów z jednym wyjątkiem...

http://wyborcza.pl/1,75248,8550311,Dopalacze_ostatecznie_zakazane.html

Podpisując się rękami i nogami pod słowami Cimoszewicza zadam jedno niewygodne pytanie...

Sherlock Holmes był morfinistą. Za czasów tej fikcyjnej choć genialnej postaci Wielka Brytania rządziła jak świat długi i szeroki. A morfinka była powszechnie dostępna...

W Holandii można spokojnie zapalić blanta od x lat, a jednak ten kraj jeszcze nie runął w zgliszczach, więcej, 10 lat temu mieli siedem pasów autostrady w jedną stronę pod lotniskiem w Amsterdamie...

Czy ktoś do cholery w końcu wytłumaczy mi sensownie, dlaczego państwa wydają x milionów swoich walut na zwalczanie pewnego zjawiska, zamiast czerpać x milionów z jego opodatkowania?

Morfina i trawka uspokajają, to wóda powoduje agresję i tragedie...

A na wódkę nawet recepty nie potrzeba :)

Dlaczego mam wrażenie, że najbardziej na utrzymaniu obecnego stanu rzeczy zależy siłom porządkowym do zwiększania statystyk i przestępcom do pracy?

czwartek, 21 października 2010

Świadectwo poczytalności

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/napad-na-biuro-pis/gaszono-papierosy-na-szyjach-modlacych-sie-kobiet,1,3739840,wiadomosc.html

Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości dotyczące zdrowia psychicznego Jarkacza, to teraz powinny się rozwiać jak pierd w huraganie.
To już nie są bezczelne kłamstwa, do których Kaczor zdążył nas przyzwyczaić. To jest bredzenie chorego człowieka. Oparzeliny po zgaszeniu papierosów pozostają przez parę lat, albo dłużej. Ten facet nie kłamie - on po prostu w to wierzy. I dlatego trzeba by go jednak przebadać psychicznie. Czy są jakieś procedury regulujące te sprawy? Przecież nie może być tak, żeby psychol spokojnie wchodził sobie do Sejmu.
Na miejscu jakiegoś posła zażądałbym poddania Kaczora badaniom. Ten człowieczek może kiedyś przyjść do Sejmu z ukrytym pistoletem i zrobić nielichą rozpierduchę.

Przechodź obojętnie obok salonów, bo z forsy wyskoczysz...

No i klops. Ilekroć przechodzę obok EMPiK po premierze jakiegoś głośnego tytułu, ani się obejrzę, jak w portfelu brakuje ponad stówy, ale za to przybywa kolorowe pudełko w ręce. Tak było i tym razem z Fallout: Las Vegas.

Wprowadzenie pokazuje, że podwyższono jakość przerywników animowanych (jeżeli wystąpią jakieś poza intro) i teraz wyglądają naprawdę ładnie. Co do fabuły, jak każda inna, ani nie usypia, ani nie wgniata w fotel. Ot, trafiła rybka między orkę a rekina.

Z wyglądem postaci zaczynają już przeginać, tak samo jak w wielu innych grach. Pokuszę się o szowinistyczne stwierdzenie, że w gry typu Mass Effect, Dragon Age, czy Fallout gra zdecydowanie więcej facetów niż kobiet, a dla nich takie rzeczy jak wysokość kości policzkowych to naprawdę duperele. Rzecz jasna, zazwyczaj wybiera się jeden z predefiniowanych wyglądów, ale z ciekawości zajrzałem i od możliwości w głowie mi się zakręciło. Metroseksualny utknąłby w tym miejscu na dwie godziny.

Potem to co zwykle, imię i definiowanie cech fizycznych, umiejętności itp. Przy tym ostatnim można ocipieć, bo zanim ma się możliwość właściwego rozdzielenia punktów, doktorek robi nam test „co pan widzi na tym rysunku” (1. Dupę. 2. Pan jest zboczony! 1. A kto mi te świństwa pokazuje?) Może i bardziej to realistyczne, ale męczące.

Przed samym wyjściem na pustynię, gra uprzejmie informuje, że można włączyć tryb hardcore. Medykamenty na zdrowie działają po pewnym czasie i nie leczą uszkodzonych kończyn. O dziwo, amunicja coś waży, a na pustyni można się odwodnić (szok). Szkoda tylko że dalej nie odkryli, iż kilka strzałów oddanych z bliskiej odległości w tył głowy powalą i Rambo. Poza tym, ten poziom trudności można wyłączyć w każdym momencie gry. Też mi hardcore...

Ogólne wrażenie po godzinie grania, poza zmianą otoczenia i fabuły, gra jest identyczna z Fallout 3. Ten sam engine, mechanika gry i ogólna stylizacja.
Oczywiście, fani serii pewnikiem pójdą w moje ślady i tak czy siak na taki układ pójdą, ale jak dla mnie gra powinna być z ww. powodów dużo tańsza. Poza tym mam wrażenie, że temat zaczyna być eksploatowany do bólu. Bomby atomowe dup, schrony, krajobraz post-katastroficzny, walka o przetrwanie i tak dalej, i tak dalej. Przynajmniej daliby człowiekowi możliwość ustawienia trybu walki turowej jak za czasów świetności serii, bo już drugi raz mam wrażenie, że gram w strzelankę zwykłą...

Wizerunek

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na to, jakie fotografie Palikota pojawiają się ostatnio w prasie i na Onecie, oraz innych serwisach informacyjnych.

Jeszcze do niedawna wyglądał na wszystkich jak idiota. Obecne aparaty fotograficzne wykonujące po kilka zdjęć w ciągu sekundy dają możliwość pięknych manipulacji. Normalny człowiek podczas rozmowy robi rozmaite miny i waląc nieustannie zdjęcia zawsze można wybrać takie, na których źle widziany przez media polityk będzie miał minę drapiącego się w (_!_) podczas defekacji szympansa.

I tak jeszcze do niedawna przedstawiano Palikota.

Ale od niedawna Palikot zaczyna nabierać rozpędu jako polityk. Kto wie, może mu się nawet uda stworzyć jakieś znaczące ugrupowanie polityczne? Lepiej go nie drażnić, bo może być pochyło.

Media na razie jeszcze nie przedstawiają Palikota jako Rozmyślającego o Przyszłości Ojca Narodu, ale już przestały robić z niego małpę.

Ciekawe, dlaczego?

wtorek, 19 października 2010

Morderstwo w Łodzi

Kilka tygodni temu napisałem, że ten kurdupel Kaczyński zrobił to, co na większą skalę udało się Miloszewiczowi w Jugosławii - podzielił społeczeństwo tak, że możliwy będzie rozlew krwi. Na dobrą sprawę kurduplowi udała się większa sztuka, bo Slobo oparł się na podziale narodowościowym, a Kaczor najpierw stworzył wroga (Układ), a dopiero potem zaczął judzić. Polska powojenna bywała dzielona na rozmaite sposoby, ale nie pod względem narodowościowym.

Nie jest istotne, że pierwszymi ofiarami kaczej obsesji są PiS-lamiści. Równie dobrze krew mogła się polać po przeciwnej stronie. Wystarczy wejść na jakiekolwiek forum i poczytać komentarze - jeszcze kilka lat temu ludzie nie zionęli do siebie taką nienawiścią. Kaczor tak podzielił społeczeństwo, że tych podziałów nie zasypie się w ciągu kilku nastu lat. Już teraz rozmaici dziadziusiowie pieprzą wnuczkom o "smoleńskim zamachu" - a czym skorupka za młodu nasiąknie, tym jajo na starość wali...

Niewykluczone, że teraz jakiś zaciekły PiS-lamista zechce wziąć odwet i wyrównać rachunek. Wojny mafijne mają to do siebie, że szefowie zliczają ofiary jak punkty - łeb za łeb. A to, co się w Polsce dzieje - przynajmniej ze strony PiS - przypomina działania mafijne. Jeden "capo di tutti capi" i wszyscy muszą mu być posłuszni.

Wiecie co? Coraz bardziej poważnie zastanawiam się nad partią Palikota. Facet mówi to, co myśli - a ważne jest, ze tak jak on myśli większość Polaków...

A na łódzkim zabójstwie zyskuje oczywiście PiS. Wrzawa, żądania ochrony... Kaczor ponownie wróci na łamy gazet. Stara rzymska zasada każe szukać winnego wśród tych, co na tym skorzystali...

poniedziałek, 18 października 2010

Uzdrowisko "Cześć pamięci"

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8505358,Ustawa_uzdrowiskowa_szkodzi_dolnoslaskim_kurortom.html

Co ciekawe, owa "perełka" wybrańców naszego narodu nie obejmuje masywnych masztów energetycznych, które to w przeciwieństwie do masztów komunikacyjnych już udowodniły, że mogą przyprawić o łysą główkę...

Do uzdrowisk nie jeżdżą ludzie zdrowi, chyba, że mają taki fetysz... Więc czysto teoretyczna sytuacja: na ulicy "uzdrowiska" pada starszy człowiek z zawałem serca, wysłany tam zresztą przez lekarza w trosce o jego stan zdrowia, ostatnimi siłami wyciąga telefon komórkowy, żeby zadzwonić po pogotowie... Jeden z ostatnich obrazów jaki zobaczy to napis "brak zasięgu" na ekranie telefonu... (kurna, ja mieszkam we Wrocku, to nie jest, podkreślam NIE JEST uzdrowisko, raczej dom wariatów, ale i tu zasięg mi szwankuje, a masztów podobno od grona)...

Skoro starszy człowiek nie dodzwoni się na pogotowie, zapewne umrze na środku ulicy uznany za pijanego menela. W "rozumowaniu" ustawodawców ostatnią myślą staruszka będzie "dobra robota, chłopaki, nie umarłem na skutek działania masztów telefonii komórkowych". I dlatego ustawodawcy przyznali sobie podwyżki... W kraju mlekiem i miodem płynącym jest tak wspaniale, że podwyżki należą nam się jak psu buda, zdaje się myśleć płeć piękna i chłopaki z Wiejskiej... Ale o tym za chwilę...

piątek, 15 października 2010

No to dopalamy...

http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255,8514104,Busy_jezdza_przepelnione__bo_kara_jest_smieszna.html

Osiemnaście osób martwych. Żeby było ciekawiej, sam jeździłem takimi do Jeleniej Góry. Jak było Castle Party w Bolkowie, jeden siedział drugiemu na kolanach, a w busie sięgając ręką do przodu można było podpaść pod paragraf molestowania seksualnego, bo ta ręka na pewno kogoś by dotknęła. Jak sardynki w puszce. Pasy bezpieczeństwa? Bez jaj, w razie wypadku nie byłoby czego zbierać...

Można schizofrenii dostać, bo z jednej strony bombardują nas newsami jak to w kraju jest wspaniale, a z drugiej... Przecież takich miejscowości pod większymi miastami jest multum. Bukowina, Marczyce... to te, które mogę wymienić z pamięci... A i same "większe miasta' piszczą bidą... To co mają zrobić ci mieszkający w okolicy?

Ale w kraju mamy dwa gigantyczne kryzysy, krzyż i dopalacze... O krzyżu nie będę się wypowiadał, choć nabieram optymizmu, że za 100 lat ten naród w końcu wstanie z klęczek i zapyta "co tu się, do cholery, wyrabia?". Czarne pijawy, podziękujcie Kaczorowi.

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8514255,Jakie_mienie_odzyska_Kosciol_na_ziemiach_odzyskanych_.html

Ludzie w końcu zaczynają się orientować, że ktoś ich w bambuko robi, chowając się za osiołkiem...

A dopalacze, cóż... W kilka dni po zamknięciu serwisu dopalacze.com poinformowały że państwo straciło 6 albo 16 mln złotych, nie pamiętam, która liczba odnosiła się do podatków.

A my za to bekniemy....

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8514398,Dopalacze_to_nie_stan_wyjatkowy.html

Oprócz (pół)Tuska który zrobi wszystko, żeby zakryć mgłą fakt, iż z racji podniesienia VAT-u ludziom w sklepie gały z orbit wyskoczą po 1 stycznia, są jeszcze agencje międzynarodowe, Trybunał w Strasburgu itp. itd. I zasądzą odszkodowania. Tylko że za tą krucjatę nie zapłaci (pół)Tusk, tylko ja, ty, wy, wszyscy... Tak to już jest.

Dzisiaj był artykuł, coraz więcej studentów zapada na choroby psychiczne. Ja się im nie dziwię, po 2 kierunki, wszyscy myślą że uczą najważniejszej rzeczy na świecie (choćby i to była historia lingwistyki) i egzamin jak lądowanie w Normandii. Korporacje - wyścig szczurów. "Kowalski, albo zostaniesz do 20, albo Iksiński dostanie premię zamiast ciebie". To co się im dziwicie, że chcą namiastkę amfy? Nie wszyscy chcą być szczurami, ale teraz MUSZĄ. Jeden z naszych pożal się siło wyższa "raperów" w końcu dostrzegł, że dopalacze pochodne od amfy biorą też biznesmeni. Gratulacje panie "raper", teraz czas na odkrycie, że Ziemia jest okrągła...


Rozwiązanie jest proste, legalizacja trawy, a dla szczurów amfa na receptę. "Tajfun" wszedł na rynek jako środek zastępczy za coś podobnego do amfy, bo Polski rząd napiął mięśnie i poprzedni środek wrzucił na listę nielegalnych. Tak samo jak od 300 lat, z napięcia mięśni w naszym kraju pierdnięcie wyszło i ludzie w szpitalach zaczęli lądować...

Tego się nie zatrzyma. Właściciele strony dopalacze.com nie na darmo napisali "do zobaczenia". Bo przykład owych sklepów pokazuje, że pewna część społeczeństwa CHCE sobie pofolgować, a ludzkość to taka zaraza, że zawsze jakąś furtkę w prawie znajdzie. Zapytajcie tych od kryzysu finansowego. Tylko czy państwo chce na tym zarobić /vide Holandia/ czy dalej budować kilka miesięcy jeden kilometr autostrady.

Zdecydujcie się, czego w końcu wy "rządzący" chcecie. Wyścigu szczurów czy spokojnego państwa? Jak tego drugiego, to może zacznijcie od busików. Jasne, temat nawet w połowie nie tak medialny jak dopalacze, ale w Niemczech z Baden-Baden mam autobus co 30 minut.

Może by tak chłopaki mniej udawania, że styropian jest ostrą pizzą z dodatkowym chilli, a więcej REALNEJ roboty w państwie?

Zaprzeczenie

Jest takie powiedzenie: "Chcesz klechę naprawdę boleśnie kolnąć szydłem w dupę? Zagadnij go o kościelne finanse"

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/mocne-slowa-rzecznika-episkopatu-ws-majatku-koscio,1,3734655,wiadomosc.html

W kwestii krzyża na Krakowskim Przedmieściu Ich Fluorescencje wypowiadały się rzadko, skąpo i ostrożnie. Ale gdy tylko prasa podjęła temat kościelnych majątków, rzecznik episkopatu zagrzmiał jak (_!_) po grochówce. Ciekawe, dlaczego?

Biskup Pieronek uchodzi za człowieka ogromnie kulturalnego, rozumnego, zgodnego i spokojnego. Raz tylko widziałem, jak się autentycznie wkurzył. Było to podczas jego wypowiedzi z okazji ogłoszenie w Sejmie postulatów jakiejś posłanki SLD, która proponowała rzetelne oszacowanie majątków Kościoła i obłożenie KK takimi samymi podatkami, jakie płacą wszyscy inni w Polsce.

Kulturalny zwykle Pieronek grzmiał jak dorosły piorun i sypał określeniami w stylu: "komunistyczne zapędy, jakobińskie myślenie, czerwony terror..." i podobnymi.

Co jest w tych ludziach, którzy podobno ślubowali ubóstwo, że gdy mowa o forsie, biorą ich diabli?