Counter


View My Stats

piątek, 30 kwietnia 2010

Krew Modliszki

Chciałbym napisać kilka uwag o niedawno przetłumaczonej przeze mnie książce.

Post ten nie jest bynajmniej zamierzony jako reklama (książka jeszcze nie ukazała się na półkach księgarskich), ale jako swego rodzaju informacja o tym co warto przeczytać...
KREW MODLISZKI

Adrian Tschaikovsky dokonał nie lada wyczynu odświeżając podupadający już gatunek fantasy. Nie odwołał się do klasyki, nie ma w jego powieściach elfów, smoków, orków czy krasnoludów (które jakie są, każdy widzi). Jego bohaterowie (choć niewątpliwie są ludźmi) należą do ras wywodzących się od owadów – są więc Oścy, Szarańczaki, Skorpiońcy, Pszczelcy, Mrówcy i tak dalej. Każda z tych ras ma jakieś cechy właściwe tym owadom - niektóre potrafią latać (Osy), inne połączone telepatyczną więzią mogą działać jak jeden (Mrówki). Osią całego cyklu, który autor zakroił na 10 tomów, jest konflikt pomiędzy rządzonym dyktatorsko przez jednego człowieka Imperium Os, a Nizinami. Te ostatnie są odpowiednikiem… powiedzmy, Unii Europejskiej ze wszystkimi jej różnorodnymi organizmami państwowymi. Indywidualnymi bohaterami cyklu są przedstawiciele różnych ras, którzy pod wodzą Żukca, Stenwolda Makera, snują sieci intryg mających uniemożliwić Osom inwazję na Niziny.
Nie rozwodząc się nad treścią dwu pierwszych tomów („Imperium Czerni i Złota” i „Upadek Ważki”) rzucę kilka uwag na temat części trzeciej, którą niedawno jako tłumacz przeczytałem.
Stenwold wysyła swoich agentów do Ziem Pająków, dokąd przenosi się większa część akcji. Osy usiłują zdobyć tam przyczółek (z kim graniczy Imperium Os? Z kim chce. A z kim chce? Z nikim), a dwoje wysłanników Stenwolda staje wobec problemu uporania się z diablo skomplikowanym systemem rządów w mieście Solarno i cichej inwazji Os, które zdobywają Solarno jak Chińczycy Tybet.
Autor wymyślił tu wielce oryginalny system rządów, który polecam do rozpatrzenia bywalcom Forum. Zwycięska partia formuje rząd, ale jego przedstawiciele są anonimowi i w związku z tym nie da się ich przekupić, czy skorumpować. Pomysł, trzeba przyznać, oryginalny.
Oddzielnym wątkiem jest poszukiwanie Szkatułki Cieni, w której zamknięto udręczone dusze przywódców dawno zakończonej i niezwykle krwawej wojny. Oczywiście niemilcy chcą się wydostać, a dla obopólnych korzyści pomagają im w tym niemilcy jak najbardziej żywi, realni i krwiści.
Mocną stroną książek Tschaikovsky’ego są postaci bohaterów. Nie masz wśród nich postaci jednoznacznie pozytywnych, czy negatywnych. Zimny drań agent tajnych służb Imperium, major Thalryk, pomaga agentom Stenwolda, a zapatrzony w technikę i wynalazki mieszaniec Totho ulega namowom demonicznego oficera armii Imperium, Drefosa i wymyśla coraz to nowe bronie przeciwko swoim niedawnym sprzymierzeńcom.
Jeszcze jedną ciekawą cechą książek A.T jest melanż techniki i magii. Niektóre rasy zapatrzone są wyłącznie w technikę i technologię (Żuki, Osy), inne oddają się magii (Ćmy, czy demoniczne Moskity). I rzecz ciekawa, cała ta mieszanina mitów i techniki jest bardzo przekonująca…
Polecając wszystkim trzecią część cyklu Tschaikowsky’ego (która moim zdaniem jest nawet lepsza od dwu bardzo dobrych poprzednich) zapewniam wszystkich, że czynię to bez żadnego interesu osobistego. Jako tłumacz nie mam żadnego udziału w zyskach ze sprzedaży książki, o czym powiadamiając kreślę się z poważaniem…
Generał.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Epilog sprawy smoleńskiej. Spóźnienie

Nie zawsze lubię mieć rację. Tym razem przeczytałem artykuł w GW z mieszanymi uczuciami. Zarzucano mi na tym blogu nieomalże chamstwo, gdy nie podziałałem powszechnego wybuchu plemiennego żalu z powodu śmierci wodza.

To powiedzcie mi, jakże żałować człowieka, który swoimi aroganckimi decyzjami sprowokował własną śmierć, zabierając przy okazji bez mała stu ludzi?

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7826286,Dlaczego_Tu_154_nie_wylecial_wczesniej.html

Kancelaria prezydencka przesunęła proponowany czas wylotu Tupolewa o pół godziny, a chęć wyspania się Lecha Kaczyńskiego dodała do spóźnienia kolejne pół godziny. I ta godzina okazała się decydująca...

O godzinę wcześniej mogliby bez kłopotów wylądować.

A, jeszcze jedno. Pan odżałowanej pamięci prezydent raczył zorganizować sobie asystę w postaci wszystkich dowódców WP. Z cytowanego artykułu wynika, że generałowie zostali po prostu wezwani do apelu... Poległych.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Oświadczenie... aaargh! ...piratów

Bez większego wysiłku można na sieci znaleźć następujące oświadczenie rosyjskiej grupy informatyków...

Podaję jego treść, bo z niektórych serwerów - o dziwo! - znika!

*****************************************************************
DORMINE.nfo

First of all we would like to thank all people out there that helped us
beating ubisofts DRM for Assassins Creed 2.

Now to the points of Skidrow which someone pasted us after the scene
nuked their theft of our work.

1. You are true about how the orbit works BUT you did not even log a
single value yourself. This is easy proofable to all people that
would like to take the time and start logging from the very
beginning. Alot of values, which you recieve while logging we merged
in our database together into 1 or 2 lines Like 5 values 1 line but
if you log them yourself, they will never look like the given ones
from our value.db. Also there are some values which do not exist
in your released version of AC2. They are russian only!

2. Of course we are not stupid and tagged our value.db. There are
several values inside that you can never log because they simple do
not exist. They are fake and used to tag our work from stealing.
I will not mention which one but as a hint it will be transformed
a greeting to ru forums as thanks for all our supporters there
logging values.

3. The way you transformed the orbit is not good. If you want to play
any orbit game like Silent Hunter 5 or Settlers 7 or SPlinter Cell
you can not play them anymore even though you bought them. The
Skidrow crack fuxks up all originals you want to play. How stupid
is this "leading force"

4. Just for your info: Settlers 7 will be also tagged with values that
you can never recieve from the orbit. You might understand how the
orbit works but you will never understand how cracking works because
you steal almost everything. Let me proof this:

- securom cracks: These "cracks" you supplied had never ever
the securom VM applied. They even still
include the debug codes from the times before
mastering

- starforce cracks: Your cracks are lame. They are made of russian
cracks and often wrong rebuilt cause russian
code is different to european code or you
simple have access to another unproteced exe
that was never protected by starforce.

- solidshield cracks: Your unprotected exes are super great

5. Steam cracks: Your steam cracks are done exactly the way of
our russian RE forum. Its ok as its a tutorial
but if there is something new your fix arrives
directly after our forum serves the fix.
Guess the rest.

6. next Ubisoft game: Oh yeah. Silent Hunter 5 without even testing!
wow. Settlers 7 with incomplete values or will
you wait till ours are complete?

So at final conclusion to the fuckers of Skidrow:

- Stop fucking around the real crackers if you are not able todo the
job yourself. Once the greatest cracking group on Amiga and now the
stupiest group on PC that steals whatever they can catch.

- Stop destroying a name you can not serve proper with your work

- Stop releasing when you can not crack yourself

- Stop talking about other groups work when you dont even understand
it.
* Reloaded dll's are simple rebuilt functions
* Razor & Reloaded Securom cracks are not emu for the protection
to be continued for all that the Skidrow fuckers do not understand.

- Start thinking before typing bullshit in your nfos.


Greetings: - Trivium
- ru forums for the help of logging ubisofts DRM values
- woodman.com
- Scene groups doing the work themself (if they exist)
******************************************************************

No! To teraz niech redaktorzy pewnego czasopisma zechcą się do niego ustosunkować (o ile znajdą je w sieci)

Demotywator General Style...

http://wiadomosci.onet.pl/2160537,11,89_kilometrow_akt__i_5_tysiecy_zl_sredniej_pensji,item.html

Czy już wiesz, na co idą Twoje podatki? :)

sobota, 24 kwietnia 2010

"Zagraj to jeszcze raz, Sam"...

Do napisania poniższego tekstu skłonił mnie fakt, iż całkiem przypadkowo na półce we własnym (sic!) pokoju natrafiłem na wydanie powieści „Rob Roy” Walter’a Scotta z 1956 roku. W sumie to nie nowość; „Robin Hood” z tychże samych lat też się tu gdzieś wala. Pożółkłe strony, ten specyficzny zapach starej książki. Mam to na co dzień. Serio, mieszkam w pokoju, który ongiś moja napalona trawką koleżanka opisała „kurwa, to Ty masz tu bibliotekę?” To nie moja zasługa, lecz właśnie Generała.

Właśnie, dlaczego Generała? Przecież on wyszedł z wojska w stopniu kapitana. Środowisko wielbicieli fantastyki zgromadzone we Wrocławiu w klubie „Index” i „Szedar” niejako z gruntu mu tą ksywkę nadało. Bo czas realnych protestów był wtedy, aczkolwiek wielu ich nie podejmowało. Wielu czytających owego bloga nieraz już nazywało go „komuchem”. Lecz, falstart.

J.W. 3115. Trzeba drogi wewnętrzne (nawet, jak do cukierni prowadziły) w jednostce przed wizytą Dostojnych odśnieżać. Kapitan S. pyta kierującego akcją, czy rozkaz należy zignorować, czy wykonywać „pro forma”. Wydający rozkaz, który de facto ch... o łacinie wiedział, aczkolwiek doskonale znał się na trendach w "sile przewodniej" odpowiada lekko stremowany, że oczywiście „pro forma”. Wcześniej czy później, rzecz jasna, ktoś temu pułkownikowi powiedział, że zeń zakpiono. No to kapitana S. pomijamy w awansach i "zbyte". Tenże sam S. olał ciepłym moczem propozycję uczenia wojowników Allaha w Libii obsługi stacji radiolokacyjnych. Propozycja prowadziła do rychłego awansu, ale S. nie lubił uczyć durniów. W międzyczasie na arenie międzynarodowej pojawia się pewien pieluszak. Syn pana S. I urodzony w Kamiennej Górze odmawia wykładów prowadzących w prostej linii do dewiz w kolorze zielonym i autostradzie do awansu również dlatego, że chce temuż synowi oraz jego matce zapewnić tak naprawdę jedną jedyną rzecz, którą może zapewnić mężczyzna rodzinie – swój czas.

Syn S. z tego wyciąga profity. Czy wiecie, że kiedyś pewnego redaktora CDA, najpracowitszego tłumacza RP, czyli pana Zbigniewa Królickiego, najlepszego tłumacza z j. rosyjskiego i przy okazji twórcę Hondelyka, Eugeniusza D. jak również twórcę Achai i parę innych osobistości można było spotkać w jednym gęstym od papierosowego dymu pokoju na Szewskiej we Wrocku? I jeszcze obejrzeć na kopii 8.0 „Łowcę Androidów”? (wszystko było różowe, ale po co czepiać się szczegółów). Nie kto inny, ale oni właśnie awansowali kapitana na Generała od razu, choć wojskowych kochali jak niedźwiedź mrówki w dupie.

Trzeba było tylko mieć odważnych ludzi wtedy, kiedy trzeba było, za ojców. A teraz ma się piękne wspomnienia.

Nie, to nie „Gala”. I z pewnością nie „Fakt”. Po prostu mnie naszło, to napisałem. Podobno po to Lechu skakał przez płot i po to mamy demokrację, żebym mógł sobie coś takiego napisać...

BAMBOLENIE W PIERDUS

Od kilku dni mamy X360. Jest to osobistym sukcesem Petera
Myloneux. Gra grze nierówna, a seria "Fable" podobnie jak kiedyś „Hero Quest” na PC wielką jest. Już wtedy można było wybrać postać, jaką się chciało grać (złodziej, wojownik czy mag - i grać w różne gry). Tak czy kwak, kupno nowej skrzynki dało nam pewien wgląd w kwestie konsolowe. Pozwolę więc sobie na kilka uwag natury ogólnej:

1.X360 można złamać. Wiąże się to z działaniem (przeróbką konsoli), które na dłuższą metę skazuje nas na drogę przez mękę niczym przeciętnego Jankesa, który chce się przejechać Route 66. Jak saper nie znasz dnia ni godziny, kiedy wypuszczą łatkę do gry, łatkę do BIOS i Twój czas szczęścia policzonym będzie, bo wszystko czarci wezmą. [Polak może mieć to za lotto; z definicji MS uważa Polskę za kraj złodziejski (nie, żeby się za bardzo mylili), więc skoro nie ma LIVE, nie widać sensu w podłączaniu do Netu. Skoro nie podłączasz do neta, przerób swoją konsolę, żeby łykała piraty]. Dlaczego JA jeszcze nie przerobiłem? Wierzę w MAA (Micorsoft Anonymous Alcoholics), być może moje wnuki doczekają zmiany nastawienia Billa i będą ze mnie dumne.
PC nie trzeba łamać, bo połamańcy nań tworzą. Optymalizacja
kodu? Nie słyszałem. Dzisiaj dla jaj liczyliśmy z Anakhą. Osiem sekund do uruchomienia systemu, osiem do uruchomienia "Fable 2".

"Można Basiu? Można." Ale na PC nikomu kodu optymalizować nikomu się nie chce, bo po co. Procek i karta graficzna jakoś sobie poradzą – a że powoli? Co z tego? Ciemny lud to kupi.
W sumie, to zagadnienie biblijne. Chcesz być prawym (i nudzić się przez całą wieczność u boku Pana) czy w niezłym towarzystwie smażyć się w piekle?
Ale jak będziesz prawy, to i na ziemi piekło będziesz miał z powodu nerwówki, bo jak twórca gry wypuści nowego patcha, a ty – nie daj Bóg! – kupiłeś legalniaka wydanego przez Cenegę, to masz przerąbane jak mały drwal na rozległej Syberii. Na polskiego patcha poczekasz do śmierci z przymiotnikiem, albo i dłużej.

2.PS3 jest aktualnie platformą nie do złamania. Więc czemu wszyscy szumnie i głośno nie uciekają na jedynie słuszną platformę?
Toż to Arka Noego powinna być, a w sklepach z grami półki gier na PS3 powinny być długie niczym pas startowy na lotnisku La Guardia. A może - sqrwysyn jestem, że mi takie myśli do siwego łba przychodzą - optymalizacja kodu się po prostu tworcom gier na PC nie opłaca... Ciemy lud i tak to kupi.

3.Może jest jak jest dlatego, że należy myśleć większymi kategoriami. Można smędzić do upadłego, że to Europa tworzy standardy rozrywki elektronicznej. Jest to trzecia prawda według księdza Tischnera. Stany grzecznie drepczą w kolejce za Japonią. A w Japonii o PC słyszeli w biurze, a o X360 tak jak my o wymierającym gatunku lemura. Tam jest technologia, tworzy się rozrywkę, a potem kopiuj-wklej dla prostego ludu, co za królem idzie w pochodzie. Nie wierzysz? Jaki język jest najczęściej stosowany na świecie? Oczywiście, że angielski. Statystyki, ofkors. Takiego! RTFM. Mandaryński... :D .

I ostatnia uwaga. Ciekaw jestem, jak to robią spece od konstrukcji konsol, że skrzynka kilkakrotnie mniejsza od PC-ta i bez zasilacza o poborze mocy nieco tylko mniejszym od wytwarzanej w Bełchatowie potrafi zrobić to samo, co PC?

I to byłoby na tyle…

Jak się nie wie, o czym się pisze, to trzeba pisać, o czym się wie...

http://www.cdaction.pl/news-12228/assassins-creed-ii---piraci-mowia-zlamalismy-zabezpieczenie-niestety-wiedza-co-mowia.html

Ciekawe, skąd szanowna redakcja CDA wie, co znajduje się w pliku
.nfo pirackiej kopii gry (znacznie ciekawsza jest kwestia, skąd chłopcy wiedzą, gdzie go szukać!). Toż takie łajno nie powinno skalać jakże wysokich redakcyjnych progów. Rozumiem, że któryś z redaktorów z najwyższym obrzydzeniem zajrzał do pliku, ale dokładniej go już nie przestudiował, a szkoda, bo nie byłby palnął takiego głupstwa, jak cytowana wyżej notatka.

SKIDROW jest bandą frajerów, która guano peruwiano złamała. Na sieci od pewnego czasu krążył emulator, do którego w pliku values.db ktoś pieczołowicie wpisał wszystkie poprawne odpowiedzi serwera UBI dla ACII. Zaś SKID po prostu zapakowali to wszystko do jednego .exe, żeby nawet inteligentni inaczej mogli to odpalić, po czym zakodowali ów plik, by nikt im nie zarzucił, że podpie… owoce cudzej pracy. Ale że kłamstwo ma kacze nogi, ludzie zakodowanego cracka odkodowali (sic!) i wyszło szydło z worka.
Praktyczne zastosowanie tej informacji jest takie, że S7, Splinter Cell Conviction i czego tam jeszcze te skunksy z Ubisoftu tym nie zabezpieczą, odbiorcy owych programów w wersji "economy" jeszcze dłuuuugo poczekają, bo najpierw jakiś biedny miś będzie musiał znowu przez miesiąc zbierać odpowiedzi oryginalnego serwera.

Fascynujące, jak wiele zdań kompletnie mijających się z prawdą można skreślić tylko po to, żeby móc umieścić wyraz "piractwo" i "złodziejstwo" w jednej notce. Chłopaki, najpierw myśleć, potem pisać...

Spolskee, Danke...

piątek, 23 kwietnia 2010

Wina pilota

Ponieważ coraz częściej pojawiają się zdania o winie pilota w smoleńskiej katastrofie, chciałbym napisać, co następuje:

Kwestię winy pilota najbardziej zwięźle i najdobitniej ujmuje interpelacja poselska z 23 września 2008 roku w której to śp. Poseł Przemysław Gosiewski, oburzony nadaniem odznaczenia pilotującemu prezydencki samolot kpt. Grzegorzowi Pietruczukowi, grzmiał z sejmowej trybuny: "Planowo samolot miał lądować w Azerbejdżanie w Ganji, ale prezydent RP podjął decyzję o locie do Tbilisi. Pilot odmówił zmiany kierunku lotu. Decyzja pilota doprowadziła do licznych komplikacji w wizycie czterech prezydentów w Gruzji. Przejazd drogą do Tbilisi był bardzo niebezpieczny i sprowadzał realne zagrożenie dla osób w nim uczestniczących, a według doniesień medialnych obawy pilota o stan techniczny lotniska w Tbilisi były całkowicie nieuzasadnione i można było na nim bezpiecznie wylądować".

Wśród kilku pytań zadanych szefowi MON przez Gosiewskiego znalazło się i takie: "Czy minister, podejmując decyzję o odznaczeniu, chciał pokazać, iż będzie premiował w przyszłości przypadki niesubordynacji, tchórzostwa i odmawiana wykonywania rozkazów"?

A były prezydent Polski, Lech Wałęsa, kilkakrotnie już się wypowiadał i sens jego wypowiedzi można streścić jednym zdaniem - w niebezpiecznej sytuacji pilot zawsze pytał prezydenta, co robić? Decyzję podejmował zawsze prezydent, choć uwzględniał sugestie pilota.

A pilot, który zginął w smoleńskiej katastrofie pamiętał widać o zdaniu Gosiewskiego z września 2008 roku i nie chciał zostać uznany za tchórza. Co się na panu Gosiewskim zemściło.

Spóźnienie

Przeczytałem dziś wielce interesującą informację:

http://wiadomosci.onet.pl/2159782,11,zaloga_samolotu__ktory_ladowal_przed_tu-154_ostrzegala_przed_mgla,item.html

Wynikałoby z tego, że gdyby pan prezydent nie spóźnił się o pół godziny na swój samolot, nie doszłoby do tego fatalnego wypadku. Lądujący wcześniej Jak-40 miał kiepskie warunki, ale jakoś wylądował. Niestety, pan prezydent po prostu raczył zaspać...

środa, 21 kwietnia 2010

Renty? Przepraszam, za co?

http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,7797841,Co_z_rentami_od_premiera_dla_rodzin_ofiar_ze_Smolenska_.html

W Polsce podczas każdego weekendu ginie na drogach kilkanaście do kilkudziesięciu osób. Może by tak przyznać renty wszystkim, jak leci? Czy ból rodzin ofiar katastrofy pod Smoleńskiem jest większy, niż ból rodziny człowieka rozjechanego przez jakiegoś rosyjskiego TIRa pod - powiedzmy - Kockiem? Nie trzeba nawet szukać spisku - jak nic winien jest Rusek...

Piraci powrócą?

Przeczytałem dziś informację, że kolejny kraj (Irlandia) wprowadzi silną ustawę antypiracką wymierzoną w tych, co nielegalnie ściągają pliki rozmaite (uparcie nie chcę ich nazywać złodziejami, bo ich za takowych nie uważam, choć proceder ten jest niewątpliwie łamaniem prawa).

Ale tępiciele owego "złodziejstwa" mogą się doczekać skutków absolutnie przez nich niepożądanych.

Po prostu piractwo wróci w dawnym kształcie - na rozmaitych giełdach i pchlich targach pojawią się ludzie sprzedający "spod lady" rozmaite gry na płytach - albo na kościach pamięci typu pendrive.

Już teraz są programy szyfrujące, które pozwalają ściągnąć plik bez obaw, że ktoś wytropi ściągacza i sam diabeł nie dojdzie, kto niecnie korzysta z sieci. Te programy jednak wymagają posiadania (niewielkiej co prawda, ale zawsze) wiedzy informatycznej. Na razie korzysta z nich niewielu ludzi.

Ale jak zawodowi obrońcy praw autorskich (bo oni w zasadzie tylko wygrywają coś na tej wojnie) się rozbestwią, to sytuacja się zmieni - fachowcy, których się nie da wytropić będą ściągać, co im do głów przyjdzie, a rozpowszechnianiem zajmą się nieletnie "koniki", którym prawo niewiele będzie mogło zrobić. Niezłą kasę będą bili ci pierwsi, ale i pomniejsze ptysie zarobią. Stracą ci, co do tej pory mieli programy i mp3 za friko, a teraz będą musieli zapłacić - mniej oczywiście, niż za oryginał, ale twórcom programów i artystom wcale to nie pomoże i zysków im nie przysporzy.

Zarobią na tym jak zwykle pośrednicy - których Internet już niemal wytępił, ale teraz się odrodzą, a jakże...

Mam pytanie do tych, co zaciekle tępią piractwo indywidualne:
CZY NAPRAWDĘ O TO WAM CHODZI?

Rynek po prostu nie znosi próżni: dopóki będzie istniał popyt, będą również ci, którzy zapewnią podaż...

wtorek, 20 kwietnia 2010

Podobno XXI wiek…

1. Dla 4 (słownie: czterech) tytułów trzeba kupić 2 (słownie: dwie) konsole (przynajmniej w moim przypadku). Trzeba też być maniakiem, ale to temat na osobną dyskusję.
2. Konkretnie, na XBOX 360 gram już w Fable II (od czasu „Hero Quest” nie było takiej lukrecji; pierwszy tytuł) i konsola Billa czeka z niecierpliwością na Fable III (drugi tytuł; kontroler Natal mający pojawić się na rynku pod koniec roku jest dla mnie wisienką na szczycie tortu) i Alana Wake.
3. PS 3 kupię z racji „Heavy Rain” w przyszłym roku w okolicach luty / marzec. Wydatek na exclusive cenny, na kolejne gry exclusive w wypadku kolejnych tytułów: bezcenny.
4. Media Markt sprzedaje używki. Kupiłem Fable II oryginalnie zapakowane (sic!), tyle że konsola nie chciała czytać. Pojechałem z reklamacją, bo taki cyrk ostatnio widziałem w latach ’90-tych u braci zza wschodu, na giełdzie sprzętu elektronicznego. Pracownica po reklamacji otwiera przede mną drugą kopię. Tak samo porysowana. Empik należycie wywiązuję się z zadania: gra w edycji „Game of the year” z dwoma dodatkami , nowiutka jak spod igły. I tańsza.
5. Jeżeli przypadkiem ktoś znajdzie się w mojej sytuacji, tzn. pierwszy raz zakupi konsolę i chce starsze tytuły (chodzi tu o Golden Axe: Beast Rider; wzruszyłem się, bo jeszcze na automatach grałem) niech NIE, powtarzam NIE kupuje w sklepach internetowych, gdzie chcą jedynie 220 PLN; poszukać na aukcjach; otrzymacie z dostawą do domu za 60 PLN….

PS. Wiecie, że Allegro nie ma jednej infolinii? Oni chcą tylko twoich pieniążków, resztę mają tam, gdzie wulkany loty pasażerskie…

PS 2. Za konsolę zapłaciłem tyle samo co Helmut. Za grę płacę tyle samo co on, ale LIVE nie mam, bo jestem potencjalnym złodziejem z przerobioną konsolą. Gdzież termin "until presumed guilty" ? ;)

Pewne rzeczy trzeba nazywać po imieniu...

http://gry.onet.pl/2157362,,Nadchodzi_koniec_bezplatnych_wersji_demonstracyjnych,wiadomosc.html

...temu jajcarzowi ktoś pod fez nasrał...

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Kacze Alamo

Pogrzeb.

Z pogrzebem było w sumie tak samo, jak z wszystkim w tym kraju: miało być pięknie, a wyszło jak wyszło. Jeżeli przyjąć, że nad naszym światem czuwa siła wyższa, nie sposób nie przypomnieć sobie dowcipu, który kończy się "…bo Cię nie lubię Kowalski, bo Cię nie lubię". Wredny wulkan, przy wymowie którego nazwy można odgryźć sobie język rzygnął raz i drugi, skutkiem czego ruch lotniczy w Europie padł jak kawka. Tym samym z uroczystości, na której łatwo byłoby wymienić nieobecnych wielkich tego świata, zrobiła się na dłuższą metę impreza lokalna z klejnotami w postaci przywódców krajów bizantyjskich i pomniejszych. Osobiście uważam, że trudno im się dziwić, bo z
zapowiadanego 1,5 milina żałobników w Krakowie zrobiło się 150 tysięcy. I tak dobrze, bo po równie szumnych zapowiedziach na temat otwarcia krakowskiej krypty przez całą noc dla prostego ludu, rankiem odwiedzających zostało... 150 osób.

Przebieg samej uroczystości w przeciwieństwie do tej, która miała miejsce w Warszawie dowodzi, że organizatorzy już nawet nie silili się na udawanie, że jest ona czymś innym niż inauguracją kampanii wyborczej i show dwojga ludzi w chmurach i jednego na ziemskim padole. Tak dobrze znana nam atmosfera jeszcze wprawdzie nie wraca, ale jej
pierwsze aromaty już unoszą się w powietrzu. W tłumie zgromadzonym pod Bazyliką Mariacką widać transparenty z hasłami: "Jaki prezydent, taki zamach", "Nasz prezydent - Solidarność Walcząca Wrocław", "Katyń - bis" oraz "Przebaczyć można, zapomnieć nigdy". Pojawiają się komentarze, dlaczego na uroczystościach nie ma Bolka. Dobrze, że chociaż niejaki Petz siedzi w pierwszym rzędzie. W czasie ceremonii zgromadzona widownia co chwila klaszcze. Jest to najlepszy dowód na to, że nie ma co zwracać uwagi na oklaski podczas lądowania samolotów, bo nawet w sytuacji odwrotnej można je usłyszeć. Z wrażenia Polski Orzeł wywija orła:

http://wiadomosci.onet.pl/150628,8,21,0,1,pokaz.html

Poniedziałek.

Serwisy informacyjne odzyskują barwy. Dowiadujemy się, iż pan Pospieszalski zdążył już porozmawiać, bo podobno w jego przypadku warto, pan Krasnodębski i pan Wolski (były sekretarza organizacji partyjnej w Radiokomitecie )napisali artykuły, a jakiś pan Rymkiewicz opinię wyraził, o Macierewiczu nie wspominając. Wyliczanka została podana przez posła partii rządzącej, która najwyraźniej była pogrążona w żalu i bólu, ale nie na tyle, żeby nie notować, kto ją po kostkach kopie. Obama w czasie pogrzebu grał w golfa, czego prawdziwi patrioci nigdy mu nie zapomną. A mógł chociaż zamknąć się w domu na cztery spusty, bądź też wbijając sobie kolejne pinezki w nogi pod stołem, rzewnie płakać w CNN. Vaclav Klaus grzmi, że "nieobecność pewnych polityków, w tym unijnych" uważa za "niewybaczalne". Na forach podnoszą się komentarze, że strachliwi ci prezydenci co nie przylecieli, bo Saakaszwili przyleciał; należy tu zauważyć, że w obliczu wydarzeń ostatnich dni strachliwość w temacie latania w niebezpiecznych warunkach jest jednak pożądana. Miediewiew mógł równie dobrze nie przylatywać, bo opuścił uroczystości przed końcem - wiadomo, ma coś na sumieniu. Publicysta "ND" krytykuje przemówienia Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska wygłoszone w trakcie uroczystości, bo nie padło słowo "przepraszam". Czyli - jak o
przepraszanie chodziło, tak chodzi dalej. Swoją drogą, na konsultanta ds. medialnych pana Komorowskiego należało by wyznaczyć Johna Connora. Terminatora nauczył "hasta la vista", to i naszego p.o. prezydenta z PO emocji nauczy. Filmik na youtube staje się powoli pierwszymi kadrami nowego hitu dla wycieczek szkolnych; na niespełna 2 minutowym nagraniu chcący coś zobaczyć widzą wszystko, od wstających z wraku, poprzez milicjantów dobijających strzałami rannych, a na ciągnikach pośpiesznie opuszczających lotnisko po zaoraniu pasa startowego kończąc.

Jednym słowem wszystko wróciło do normy, na "szczęście" odchył od normy w postaci polskiego piekiełka trwał stosunkowo niedługo.

Na zakończenie nasuwa mi się kilka refleksji.

1. Jeżeli ktoś przypadkiem nie uległ narodowej histerii, jego postrzeganie zmarłego bynajmniej się nie zmieniło. Niezależnie od ilości ankietowanych, jeżeli ktoś w ogóle był na tyle bezczelny, żeby zadać takie pytanie, poparcie dla pochówku na Wawelu wyraziło w podskokach jakieś 25 % respondentów. Czyli tyle samo, co odsetek postrzegających prezydenturę za dobrą przed katastrofą z 10 kwietnia.
2. Były prezydent RP był w Katyniu niecałe dwa razy. Przed kampanią parlamentarną w 2007 roku raz, teraz chciał owo miejsce zaszczycić po raz drugi. Najwyraźniej w innych terminach wypadło mu co innego.
3. Pan Kurski wyraża opinię "Mit Lecha Kaczyńskiego może być kapitałem Polski, polskiej państwowości, polskiego narodu, ludzi myślących o wrażliwości patriotycznej na dekady." Pomijając pytanie czy znów "ciemny naród to kupi", wyrażający opinię powinien sprawdzić definicję słowa "mit", bo chyba niechcący powiedział to, co wielu osobom już dawno przyszło do głowy.
4. W jednym z lepszych filmów sensacyjnych poprzedniej dekady pada pewna wymiana zdań: "drzewo wolności trzeba podlewać krwią patriotów i tyranów"; "patriotyzm jest cnotą ziejących nienawiścią". Rozmawiali Ed Harris i Sean Connery.
5. Ostatni prezydent RP na uchodźctwie spocznie dzisiaj w Warszawie. Bez szarych serwisów informacyjnych, bez żałoby narodowej, bez histerii w mediach i... bez Jarosława Kaczyńskiego, połączonego z rodzinami innych tragicznie zmarłych, w bólu.

Bohater i... jego brat.

Jarosław, Który Jest (jak cocktail Bonda - wstrząśnięty ale nie zmieszany), oznajmił, że - uwaga, uwaga! - na razie się wycofuje z polityki, bo trzeba "przemyśleć sposób kontynuacji linii prezydenta". Nie wiedziałem, że rycerz znany na ukraińskich stepach aż po Tatarszczyznę jako Mały Kaczor, miał w ogóle jakąś politykę, którą warto byłoby kontynuować. No, chyba że chodzi o wetowanie wszystkiego, co Sejm uchwali...

Jak to nie jest ze strony Jarosława K. deklaracja woli startowania w prezydenckich wyborach, to ja jestem arcybiskup metropolita...

sobota, 17 kwietnia 2010

Piractwo: epilog...

http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,7779053,Rzad_USA_przyznaje___nie_da_sie_oszacowac_skali_wplywu.html

Popieprzyło ich, czy co?

Przeczytałem dziś rano wiadomość, która rzuciła mnie wstecz na plecy i długo trzymała w tej niewygodnej pozycji.

http://wiadomosci.onet.pl/2156565,11,pomysl_pis_obowiazkowa_wycieczka_do_katynia,item.html

Tych PiSdzielców już chyba naprawdę popierdoliło. Przepraszam za słownictwo, ale - jak powiedział Bugs - są takie chwile w życiu królika, kiedy i lwu trzeba dać w mordę.

Historię mamy nie gorszą i nie lepszą niż Niemcy, Anglicy czy Francuzi albo Rosjanie. Mieliśmy wspaniałe zwycięstwa (Grunwald, Chocim, Wiedeń, Somosierra, czy Monte Cassino) i klęski, których tu nie będę wyliczał. Sporo możliwości do budowania w dzieciach i młodzieży poczucia dumy i godności narodowej.

Ale PiSiaki chcą koniecznie wieźć dzieci do Katynia i Smoleńska. W grę wchodzą jeszcze Oświęcim, Birkenau i muzeum Powstania Warszawskiego. Proponują to wtedy, gdy postawa władz i narodu rosyjskiego stwarza możliwość poprawy stosunków z Rosją, co może się okazać najbardziej pozytywnym skutkiem smoleńskiej tragedii.

Lecha Kaczyńskiego jeszcze nawet nie pochowano, a popieprzeni politykierzy chcą zeń uczynić grot krucjaty przeciwko barbarzyńskiemu Wschodowi.
I przy okazji podsycić w dzieciach nieufność wobec Rosjan i Niemców (Oświęcim i Powstanie Warszawskie).

Autorów tego pomysłu ludzi trzeba w Tworkach zamykać, a nie sadzać w poselskich ławach!

piątek, 16 kwietnia 2010

Cenega epic fail.

Previously on Lost… tfu… Blog…

Patryk stara się dostać GTA: EFLC w dniu premiery. MM nie daje rady.
Steam da, ale nie da płytek i pudełka, a ładnie na półce wyglądają.
/muzyczka z gwizdem i obracający się powoli w toni napis Blog/

Empik: „Jest pan którymś dzwoniącym, ale ciągle nie mamy w magazynie".
A wczoraj rozpoczęto konkurs. Patryk zamawia rzeczoną grę na witrynie internetowej Cenegi i, dwie godziny później (!) u CD-Projektu.
U Cenegi mnie realizują, tudzież zostałem zrealizowany. CD-Projekt zarzucił mnie taką porcją danych, że aż głupio było nie przyjąć. „Pakujemy”. „Tu masz numer listu przewozowego UPS”. Sorki, znaczy się UPS, oferuje możliwość śledzenia paczki na bieżąco.

Słowem, cud miód i orzeszki. Cenega 0, CDP 1. Czyli dużo się nie zmieniło w temacie od czasu kiedy byłem na bieżąco….

PS. Ma ktoś pożyczyć 16 GB (sic!) na zainstalowanie DODATKU (double sic!)? :)

czwartek, 15 kwietnia 2010

Nagrobek pewien

Wybory cudem, rządzenie kłopotem,
Gilowska srebrem, Balcerowicz złotem,
Naród niezgodą, sejmy urąganiem,
Klaus wiernym druhem, Obama skaraniem,
Donald przykrością, Bruksela niesławą,
Bliźniak pociechą, intryga zabawą,
Wilno pomyłką, Gruzja głupstwa świadkiem,
Smoleńsk tragedią, ostatnim upadkiem.
To był mój żywot, co żenady wzorem:
Nie wiem, czy Preziem, wiem, żem był Kaczorem.

Anonimowy utwór z początku XXI wieku...

Niezbadane są wyroki żałoby narodowej...

GTA: Episodes From Liberty City na PC. Oficjalna premiera od X czasu: 16.04.2010

Telefon do MM Wrocław, pl. Dominikański: "Kiedy państwa sieć będzie konkretnie mieć egzemplarze?" (w dniu premiery wersja podstawowa na pniu zniknęła). "Proszę pana, premiera tej gry będzie opóźniona do 22 kwietnia." "Z powodu żałoby narodowej?" "/śmiech w słuchawce/ Ja tego panu nie powiedziałam".

Nie wiem, czy to pomysł dystrybutora (chyba nie, bo teoretycznie Cenega puszy się, że już wysyła), czy MM w skali kraju, czy tylko lokalnie...

Niniejszym oficjalnie do poniedziałku milknę w temacie pogrzebu Bohatera Wracającego Na Tarczy i towarzyszącej mu "żałobie narodowej", bo tak naprawdę jak to wygląda każdy widzi i sam może ocenić...

PS. Na Steam gra będzie zgodnie z planem zaraz po północy. Jak to dobrze, że kiedy Bohater, co spocznie obok Królów, objął władzę, Polska już w "eurokołchozie", który teraz hołd mu oddaje, była...

Lepieje

Jest taka forma literacka: lepieje...

Zamiast wyjaśniać, zaprezentuję:

Lepiej jaja w occie moczyć,
niźli z PiS-em się zjednoczyć...

Zapraszam do turnieju przedstawicieli najróżniejszych opcji politycznych - i nie tylko...

środa, 14 kwietnia 2010

Naturalna kandydatka na urząd Prezydenta RP pewnej partii...

Wcale bym się nie zdziwił, gdyby w poniedziałek została ogłoszona
decyzja o kandydowaniu na fotel prezydencki pogrążonej w żalu, acz
chcącej kontynuować dzieło ojca córki tragicznie zmarłego.

Same plusy: pierwsza kobieta Prezydent, przyciągnie młodych,
wykształcona... Wprawdzie jeszcze niedawno chciała z mężem i dzieckiem
emigrować do bliżej nieokreślonego kraju, ale ostatecznie kiedy
Ojczyzna wzywa...

Brat zmarłego musi trzymać partię w żelaznym uścisku, żeby ta
przypadkiem się nie odwinęła i młodym zębem nie ugryzła go w tyłek.
Zera emocjonują tylko zwolenników samej partii, więc...

Ze strategicznego punktu widzenia nawet mnie by ta decyzja zaimponowała...

Jak wszyscy to wszyscy, przedszkolaki też…

http://www.alert24.pl/alert24/1,84880,7770285,Przedszkolakom_pokazali_przejazd_konduktu__Czterolatka.html

Słownik podręczny dzieci wzbogacił się o nowe, jakże potrzebne maluchom słowa. Niektóre kiepsko to przeżyły, prawie jak ja, gdy kiedy miałem 6 lat tatko zabrał mnie na projekcję „Conana Barbarzyńcy”.

Część społeczeństwa łudzi się, że w ogóle mają coś w tym kraju do powiedzenia, więc się organizują, petycje piszą. Nawet Wajda jak dla mnie pierwszy raz coś z sensem powiedział. Skądinąd cholera wie po co, bo Dziwisz już robotników do krypty wysłał i wymyślił nawet nazwę „krypta prezydencka”, do której może się jeszcze prezydenta Kaczorowskiego da wcisnąć.

Jest dla mnie oczywistą oczywistością, że kiedy Najwyższy Jaruzelskiego, Wałęsę i Kwaśniewskiego wezwie do siebie, i dla nich miejsce się znajdzie…

Rozmówki o moderacji na forach...

Jest takie rosyjskie przysłowie: "Wołkow boiszsia, w les' nie chodi..."

Przypomniało mi się w związku z uwagami niektórych ludzi na tym blogu, oraz na kilku forach.

Na każde forum wchodzi się na własną odpowiedzialność. Nie wierzę zresztą w istnienie psychicznych mimoz, które wpadają w stupor po przeczytaniu jakiegoś ostrzejszego wpisu czy posta. Można czuć niesmak, ale życie nikomu nie obiecywało nieustannego i niczym niezakłóconego komfortu psychicznego.

Ogłaszanie wszem i wobec, że jesteśmy ogromnie kulturalni, tolerancyjni, grzeczni i tak dalej jest hipokryzją - zwłaszcza w świetle tego, że moderator ZAWSZE MA RACJĘ (a przynajmniej tak mu się zdaje).

Kneblowanie komuś pyska, choćby i pianę z niego toczył, to brak kultury. Rozumiem policjanta, który wkracza z pałą pomiędzy bijących się ludzi - ci mogą się prawdziwie skrzywdzić. Ale wkraczanie z nożyczkami w nawet mało parlamentarną dyskusję toczoną przez ludzi siedzących o kilkaset nieraz kilometrów od siebie jest przejawem pychy, zarozumialstwa i niczym więcej. Żadna szkoda nie wyniknie z tego, że Y nazwie X koncertowym idiotą. Najwyżej przestaną się do siebie odzywać na konwentach, a postronni uznają obu lub jednego z nich za chamów i niemilców - ale to ich osobiste ryzyko.

Zwracam pokornie uwagę na fakt, że nadal na żadnym z forów nikt z userów nie ma pojęcia, kto kogo i dlaczego mianuje moderatorem.

Gdybyśmy znali kryteria, łatwiej by nam było uznać nieomylność wyroków Ich Moderatorskich Mości. Bo tak jak jest, to ja na przykład mam brzydkie podejrzenia, że raz do roku schodzą się w ciemnym lesie i urządzają konkurs na najgrubszą pałę...

Ale fakt, że ktoś ma wielką i grubą, niekoniecznie oznacza, że jest mądry...

Zapraszam do wypowiedzi. Żadna nie zostanie wycięta...

wtorek, 13 kwietnia 2010

I wszystko jasne...

http://demotywatory.pl/1396900/Czyzby

Scenariusz.

W najbliższą niedziele do Krakowa przybędą przywódcy przynajmniej kilku największych europejskich krajów, Barack Obama, na pewno będzie też jakiś ważny rangą przedstawiciel rosyjskiego rządu.

Pytanie: co zrobi w tej sytuacji Osama bin Laden? Co zrobią "bojownicy" czeczeńscy? Co zrobią w szefowie amerykańskich, rosyjskich i - last but not least - naszych służb specjalnych?

Ile krakowskich gołębi okaże się przebranymi agentami tajnych służb rozmaitych krajów? Ilu szaleńców zechce zyskać sławę Herostratesa?

Może ktoś zechce napisać scenariusz przewidywanych wydarzeń?

Czy nie warto poradzić krakusom, żeby na niedzielę się wynieśli ze swojego grodu?

Wawel…

Mam wrażenie, że o ile do wczoraj praktycznie 4/4 głosów na głównych forach internetowych wypowiadało się o zadumie i tragedii, tak dzisiaj duża część zaczęła postrzegać całe wydarzenie jako farsę.

Człowiek, który jeszcze tydzień temu miał delikatnie rzecz biorąc marne sondaże wśród opinii publicznej, za pół roku przerżnąłby wybory i być może poza lekkim niesmakiem jego prezydentury słuch by po nim zaginął, zostanie pochowany obok Jana III Sobieskiego.

…czy wolna Polska aż tak się stoczyła, że teraz wystarczy tragicznie umrzeć aby spocząć obok architekta Rzeczpospolitej od morza do morza?

Sprzeczności

Niby szukanie sprzeczności to cnota umysłów zachodnich, których za bardzo nie cenię, niby jestem zwolennikiem syntez i sym-boli, ale dzieje się teraz w narodzie - niestety, także moim - coś tak wewnętrznie niespójnego, że trudno - stanę się na chwilę analitykiem. Pewnie niespójnym, bo nie mam za wiele czasu, a i ton emocjonalny będzie, ale trudno, wolę pisać nieskładnie niźli milczeć.

Prezydenta Kaczyńskiego nikt nie lubił. Nikt z moich znajomych. Klęło się na niego, żartowało z niego, uważano, że potężnie Polsce zaszkodził, siejąc nienawiść i strach chociażby. Psując stosunki z Rosją. Obrażając się na kogo popadnie. Mówiono o nim "Kaczor", "Cymbał" i tak dalej.

Ogólnie w Polsce panowała - chyba uzasadniona - nieufność wobec wierchuszek, bo tam rzadko inteligentne byty się znajdowały, raczej, zgodnie z obserwacjami Platona - byty miałkie, byle jakie, za to ambitne.

Raptem bach, samolot spadł i tylko dlatego (wybaczcie to "tylko"), że już nie żyją - stali się wielcy. Zwłaszcza ex prezydent. Dopiero co, bo w styczniu tego roku, było potężne trzęsienie ziemi w Haiti. Z tego co pamiętam (nie mam pamięci do liczb) zginęło tam 100 000 ludzi. Zwykłych, niewinnych. Nie spotkałem ani jednego Polaka, który by z tego powodu płakał. Który byłby wstrząśnięty. A po takim katakliźmie ludzie konają długo i ciężko, nierzadko uwięzieni pod gruzem, duszący się, wykrwawiający. Nie to co w krótkim i dosadnym "bum", który czyni spadający samolot. Mimo to nikt o tym nie mówił, nikomu palce nie latały. A powinny. Do diabła, co z nami jest? Co z Polakami jest? Czy naprawdę uwierzyli, że tam (w samolocie) były elity? Od kiedy to politycy stanowią jakiekolwiek elity, się pytam? Czy zapomniano o pisarzach, naukowcach, twórcach? To są przecież elity, a nie politycy, którzy z bliska przypominają lepiej ubranych kibiców piłkarskich.

Najbardziej dziwi mnie w tym wszystkim nieprawdopodobne zakłamanie. I dziwna, przypominająca zachowanie panien spod latarni (które jednakowoż za jednoznaczne stanowisko wobec swojej profesji szanuję, a nawet lubię) postawa dziennikarzy / dziennikarek. Te żałobne miny, ten ton mroczny, te ubiory, zaciśnięte usteczka, zamglone oczy. Tych samych ludzi, którzy przedtem funta kłaków za prezydenta K. by nie dali.

Pana Kaczyńskiego nie lubiłem za życia, nie lubię po śmierci. Jestem lekarzem, śmierć widziałem wielokrotnie i nie uważam, żeby kogokolwiek nobilitowała. A dziennikarzy lubię coraz mniej. Dyktują ton, któremu poddaje się cały kraj. Kreują strach (ptasia grypa, choroba wściekłych krów, wirusowe zapalenie mózgu), tworzą histerię i ekscytują się, jeśli tylko mają ku temu okazję. Przynoszą wstyd. A teraz zrobili jedną z największych medialnych szopek w historii Europy.

Zamiast rzeczowej oceny sytuacji, wynieśli karła na piedestały. Zamiast powiedzieć, co się stało, NAZWALI co się stało.

Tfu.

Ile wart jest człowiek...

http://wiadomosci.onet.pl/2154450,11,wsparcie_finansowe_dla_rodzin_ofiar_katastrofy,item.html

Tym sposobem wiemy, że jeden trup medialny jest wart 40 tyś. złotych, czyli na otarcie łez rodziny ofiar mogą sobie kupić dobry samochód.

http://wiadomosci.onet.pl/2699,2154405,wypadek_w_kopalni_ziemowit__zginal_gornik,wydarzenie_lokalne.html

Ten trup nie był medialny, więc samochodu nie będzie…

Jak wiadomo, ministrowie z prezydenckiej kancelarii, parlamentarzyści, szefowie urzędów państwowych i najwyżsi rangą wojskowi są znani z biedy, chodzenia w wytartych koszulach i liczenia pieniędzy od pierwszego do pierwszego...


Ludzie, to już są jakieś jaja…

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Chamstwo…

Niedawno padły zarzuty, że na blogu panuje chamstwo, bo „ciszej nad tą trumną” itd. itp. No ale my jesteśmy gruboskórce i w ogóle. Natomiast ten pan:

http://wiadomosci.onet.pl/2153773,11,posel_pis_w_naszym_dzienniku_rosja_mataczy,item.html

…jest politykiem. I on już zdecydowanie powinien zachować się taktownie. Ale cóż, jaka partia, tacy posłowie, bo z ust polityków innych formacji takich słów nie słyszałem.

Mały Jarek też powinien był zacisnąć zęby, wznieść się ponad uprzedzenia i jednak spotkać się z premierami Polski i Rosji którzy na niego czekali, bo dyplomacji od polityków się oczekuje. Ale nawet w takiej sytuacji potrafił być człowiekiem małego formatu.

Ale milczenie to co innego niż szczekanie. Niech ktoś założy kagańce kundlom PiSiej partii, żeby nie podcierali się gazetami…

Podbijanie bębenka

Na jakimś forum przeczytałem wpis jednego z internautów:

To wydarzenie zmieniło każdego Polaka, Polskę i Świat. Żyjemy w innej rzeczywistości...

Ludzie! Kto tu zwariował?

Oczywiście, można wypisywać bzdury w rodzaju "Indyjskie słonie, dowiedziawszy się o tragedii, odpowiedziały rykiem salutu "Barrao!", którym kwitują tylko najważniejsze wydarzenia w historii świata...", ale miejcież umiar!

sobota, 10 kwietnia 2010

Tragedia

Przeczytałem informację (na razie niepełną) o wypadku w Smoleńsku i naszły mnie trzy refleksje.

Po pierwsze, u tych wrednych Jankesów niemożliwe byłoby takie zagęszczenie VIP-ów na pokładzie jednego samolotu. Akty prawne najwyższej wagi zabraniają po prostu umieszczania na pokładzie jednej maszyny prezydenta, wiceprezydenta, prezesa Sądu Najwyższego, szefa połączonych sztabów i tak dalej. W wypadku śmierci tylu oficjeli naraz można mówić o kryzysie rządowym, a praktyczni Jankesi wolą takich sytuacji unikać.

Po drugie - może jestem skurwysynem, ale nie dałbym głowy, czy ci wszyscy ludzie nie padli ofiarami narodowej (i rozpętanej przez wielu z nich samych) histerii, o której pisałem w poprzednim poście. Chcieli się pokazać na obchodach, to teraz będzie można ich obejrzeć zupełnie gdzie indziej. I będziemy mieli jak obszył miesiąc żałoby narodowej.

Po trzecie - tragedią prawdziwą może być to, że na tym wszystkim najlepiej wyjdzie kurdupel, brat prezydenta. Wobec tej tragedii weźmie się w garść, godnie wyprostuje (nie, żeby to było coś imponującego) i zgłosi swoją kandydaturę do najbliższych wyborów prezydenckich.

I - murwa kać! - może wygrać!

Żeby nie było nieporozumień...

Z tego co wiem, Jarosław i Lech istotnie bardzo się kochali (jak to bliźniacy) i na pewno TERAZ dla Jarosława jest to szok i tragedia.

Ale gotów jestem się założyć o garść złota przeciwko garści orzechów, że nie aż takie, iżby otrząsnąwszy się z bólu nie wykorzystał okazji.

piątek, 9 kwietnia 2010

Katyń

Od kilku dni kusi mnie, żeby o tym napisać, ale dziś "nie strzymałem"...

Na początek wyjaśnię, że w Katyniu zabito brata mojego dziadka. Mało o tym w rodzinie mówiono, bo chodziło o jakąś starą rodzinną waśń, ale fakt pozostaje faktem. Tylko że...

Kompletnie tego człowieka nie znałem, bo zginął siedem lat przed moim przyjściem na świat. Nie będę więc opowiadał o swoim bólu - aż tak fałszywy nie jestem.

W siedemdziesiąt lat po katyńskiej zbrodni wciąż w naszej pieprzonej "wolnej" prasie powraca temat zbrodni katyńskiej. Katyńskich "rodzin" jest może kilkuset, może z tysiąc osób. W imię czyich i jakich interesów wciąż odgrzebujemy te trupy? Mój syn dwa lata temu zawarł znajomość z młodym Rosjaninem - synem Dmitrija Gromowa. Młodzian ów uprawia przełajowe biegi przez miasto, zna perfect angielski, marzą mu się studia w Oxfordzie...

Czemu niby ci dwaj młodzi ludzie mieliby skakać sobie do oczu? Cokolwiek by nie mówić, Rosja to nasz najpotężniejszy sąsiad. Niemcy i Finowie, którzy toczyli z Rosjanami zaciekłe wojny, dawno przestali sobie wytykać historyczne zaszłości - i tylko my pokazujemy światu i Europie (którą entre nous gówno to obchodzi) zbolałą dupę.

65 lat temu polscy żołnierze deptali bruki Berlina. Czemu Rosjanie potrafią uczcić weteranów tamtej wojny, a u nas się o nich zapomina? Podnosimy wrzawę z powodu minionej rosyjskiej zbrodni, a zapominamy o zwycięstwie, naprawdę wielkim?

Komu, psiakrew, zależy na odgrzewaniu starego kotleta?

Może się mylę, może dla młodych Polaków to sprawa cale istotna...

Napiszcie, co o tym myślicie...

Antyporadnikowa integracja firmowa

Witajcie, to ja, Marcin Przybyłek. Dzisiaj postanowiłem wrzucić w EGM'owy blog drugi rozdział Antyporadnika pt. "Integracja z firmą". Miłej lektury :).

To mój ulubiony temat. Mój konik, można powiedzieć.

DZIENNIKARZ: (Podczas wywiadu) Jaki jest pana konik?

JA: (Przeczesując włosy) Integracja z firmą, ofkors.

Wyjazdy integracyjne są przemiłymi imprezami, podczas których dowiadujemy się, że szef jest człowiekiem. Choć przejawia się to głównie tym, że przełożony paraduje w swetrze i dżinsach, popijając piwo, odkrycie to elektryzuje i napawa nieopisanym optymizmem. W pracy przeważnie jego człowieczeństwo jest jakby mniej zauważalne.

No, żeby być uczciwym, trzeba powiedzieć, że nie zawsze tak bywa, bo niektórzy bogowie na imprezach integracyjnych ciągle każą się nazywać prezesami i człowieczeństwa nie okazują. Dla zobrazowania takiej sytuacji przedstawmy w skrócie relację z pewnej autentycznej integracyjnej imprezy zorganizowanej przez znany nam wszystkim bank, którego nazwy litościwie nie wspomnę:

Pracuje w tym banku na bardzo wysokim stanowisku pani dyrektor, którą ze względu na wymóg anonimowości, chimeryczny charakter (prawdopodobnie podporządkowany nagłym wyrzutom estrogenu, choć nie jest to potwierdzone naukowo) i ogólną głupotę nazwiemy madame Apaszką. Apaszka, podobnie jak kilku innych pracowników banku, cierpi na psychologiczne zaparcie, jakby powiedział Zygmunt Freud; reprezentuje typ analny, czyli oszczędny. Oszczędza pieniądze swoje i firmowe, zrozumiałym zatem jest, że „zapomniała”, że jakiś czas temu zaplanowano wyjazd integracyjny, w związku z tym nie załatwiła pewnych niezbędnych formalności, w wyniku czego pracownicy musieli sami zapłacić za swój dojazd i pobyt. Ale to przecież drobiazg. Na myśl o zbliżającej się zabawie i tak wszyscy bardzo się cieszyli i nie mogli się wprost doczekać.

Gdy dojechali nad niezbyt malownicze jezioro, przy którym stały zdewastowane domki letniskowe, wszystko przebiegało tak, jak powinno przebiegać na tego typu imprezie. Poddani zwracali się do madame Apaszki per… „pani dyrektor” (jak to na biwaku), obchodzili ją z daleka, bo jak zwykle pokrzykiwała, a prawdziwy strach poczuli, gdy usłyszeli, że zapowiedział swoją wizytę Sam Pan Pan Prezes (dla niepoznaki nazwijmy go Jaskółą… albo Kiełbasą… Niech będzie Jaskóła). Słysząc nowinę, Apaszka wpadła w szał:

– Nakrywać stół! Pan Prezes przyjedzie! Co? Grill jeszcze nie gotowy?! Tu nikt nie myśli! A gdzie jest musztarda?! No gdzie? Robić kanapki dla dziecka Pana Prezesa!

Było naprawdę w dechę. Sekretarka się rozpłakała, kilka „dziewczyn” (kobiet po pięćdziesiątce) także w ukryciu szlochało, a po powrocie leczyło przez kilka dni ciężki rozstrój żołądka.

Jak więc widzisz, Droga Czytelniczko, ewentualnie Drogi Czytelniku (zawsze doprawdy wolę kobiety), nie zawsze wyjazdy integracyjne są miłe. Ciesz się, że Twoją szefową nie jest madame Apaszka. A jeśli jest, przyjmij uścisk ręki i wyrazy współczucia.

Wróćmy teraz do „normalnych” spotkań integracyjnych i sprawdźmy, czy rzeczywiście są normalne. Podczas takich imprez pracodawcy zachęcają pracowników do zadzierzgania[1] więzów przyjaźni: niech pracownicy poznają się lepiej, niech się polubią i dzięki temu niech rośnie ich morale tudzież efektywność. Osobiście uważam, że czynienie przyjaciół z przypadkowo zebranych osób[2] jest przedsięwzięciem ze wszech miar sensownym.

ANTYPORADA NR 1:

NA IMPREZACH INTEGRACYJNYCH TAŃCZ DO UPADŁEGO,
POĆ SIĘ I SZALEJ Z RADOŚCI. WSZAK ZAWSZE MARZYŁEŚ
O ZABAWIE W GRONIE BLIŻEJ NIEZNANYCH LUB NIEDAWNO POZNANYCH LUDZI. ZAPOMNIJ O SZALEŃSTWACH W GRONIE PRZYJACIÓŁ CZY RODZINY. PO CI ONE? I TAK NIE MASZ NA NIE CZASU. NIE PRZEJMUJ SIĘ TEŻ BACZNYM SPOJRZENIEM SZEFÓW. ZAPEWNIAM, ŻE WCALE CIĘ NIE OBSERWUJĄ.
oNI PO PROSTU TAK SIĘ BAWIĄ.

Jeśli powyższa antyporada wywołała Twój, Drogi Czytelniku / Droga Czytelniczko, smutek, zastanowienie, melancholię, depresję, psychozę – to dobrze. To barrrdzo dobrze. Znaczy, że może będą z Ciebie ludzie. Jeśli nie wywołała, to też dobrze. Dobrostan psychiczny to podstawa. Wracając do tych, u których wywołała: nie przejmujcie się. Rodzina czy przyjaciele też nie zawsze stanowią dobrą kompanię do zabawy. Wystarczy, że pokłócisz się z żoną, mąż zagra ci na nerwach, matka zacznie się wymądrzać, a teść udzielać zbawiennych rad i od razu zatęsknisz do firmy, gdzie możesz od nich odpocząć. Niestety, życia nie da się do końca idealnie ułożyć. Zawsze gdzieś czegoś brakuje i coś niedomaga, tu boli, a tam piecze. Bo to życie. Nie puzzle.

UWAGA ŻYCIOWA POZA LICZNIKIEM (OFF THE COUNTER):

ŻYCIE TO NIE PUZZLE.

Mimo to nieśmiało sugeruję, że przyjaciołom i bliskim (naprawdę bliskim) osobom należy się większa szansa na wspólne bycie razem niż osobom wybranym przez szefa. Szansa ta jednakowoż jest regularnie odbierana przez nasze kochane, życiodajne, nastawione na czynienie dobra firmy.
Wróćmy do „integrałek”. Słyszałem, że służą nie tylko zawiązywaniu przyjaźni między pracownikami, lecz również zintegrowaniu się z „wartościami prezentowanymi przez firmę”.
I tu się zaczynają schody, bo właściciele firm poszli w ślad za twórcami nowych teorii psychologicznych i zarzucili pojęcie „potrzeb” na rzecz „wartości”, jak zwykle niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc. Oto przykład zasłyszanego fragmentu szkolenia prowadzonego w baaardzo dużej i baaaardzo dobrze znanej nam wszystkim firmie:

STRASZNIE GROŹNY TRENER (SGT): (Do wystraszonego pracownika.) Co jest dla ciebie wartością?!

WYSTRASZONY PRACOWNIK (WP): (Zastanawia się. Przecież całe dnie siedzi w pracy. Dlaczego siedzi? Bo się boi szefa. Wynika więc, że największą wartością jest dla niego lęk oraz straszny – i głupi?[3] – szef, firma, pieniądze itd. Ale nie wypada tego powiedzieć, więc drżącym głosem mówi:) Rrrrodzzin…na.

SGT: (Ze zjadliwym uśmieszkiem.) A co ostatnio zrobiłeś dla rodziny?

WP: (Liczy coś na paluszkach, wywraca oczami.) Ddwa latta temmu byliśmy na
urrloppie, tyggodniowym.

SGT: (Podnosząc rękę w geście zwycięzcy, tocząc okiem po pozostałych uczestnikach, dając im do zrozumienia, z jakim głupkiem rozmawia.) Skoro tyle zrobiłeś dla WARTOŚCI to co robisz dla NIEWARTOŚCI (czytaj: dla pracy)?!

Przyglądający się tej scenie towarzysze niedoli kiwają z politowaniem głową, myśląc
„co za żałosny frajer” i jednocześnie kombinując jakby się zakamuflować, czyli co powiedzieć, żeby SGT był zadowolony. Jak nie rodzina, to może Bóg? Do Boga się nie przyczepi. A może praca? Przecież wszyscy tyramy od rana do nocy. Niee, tu na pewno jest jakaś pułapka…

(Z powyższego przykładu wynika, że największą wartością dla typowego biznesmena jest przetrwanie.)

I do tego, mniej więcej, w erze wprowadzania tego pojęcia sprowadzało się zrozumienie „wartości” przez myślicieli spod znaku BGP. Czyli do przemocy. Oczywiście były chwalebne wyjątki, ale o nich pisać nie będziemy, bo to antyporadnik. Poza tym w końcu, wcześniej czy później, każda firma (lub prawie każda) zaczęła rozumieć ten termin i pojęła, jakie wartości klient nabywa, kupując produkt (bo według tej doktryny konsument kupuje nie przedmiot czy usługę, ale wartość, którą dla nich symbolizuje). Tak jest z grubsza, bo gdy zagłębimy się w subtelności, okaże się, że promowane przez firmy wartości niekoniecznie zgadzają się z wartościami klientów, a po drugie, że PRACOWNIK TO TEŻ KLIENT, TYLE ŻE WEWNĘTRZNY i jemu także należy się jakaś wartość. Tymczasem pracownik przeważnie dostaje w d... I to jest dla niego największa wartość, panie SGT.


UWAGA ŻYCIOWA POZA LICZNIKIEM (OTC):

NIE WIERZ BILLBOARDOM, KTÓRE GŁOSZĄ PRZESŁANIA IDEALNIE ODPOWIADAJĄCE TWOJEMU SYSTEMOWI WARTOŚCI. NAD ICH DOBOREM PRACOWAŁ SZTAB PSYCHOLOGÓW I NA PEWNO DO CIEBIE PRZEMÓWIĄ. ZAMIAST TEGO OCENIAJ FIRMĘ (SUPERMARKET, BANK, FIRMĘ UBEZPIECZENIOWĄ ITD.) PO TYM, JAK TRAKTUJE SWOICH PRACOWNIKÓW. JEŚLI ŹLE (POZBAWIA ich PRZERWY ŚNIADANIOWEJ, WODY Z DYSTRYBUTORA, PAPIERU TOALETOWEGO), TO TAK SAMO POTRAKTUJE CIEBIE: SKOŃCZYSZ GŁODNY, SPRAGNIONY I ZE SPUCHNIĘTYM TYŁKIEM[4].


Ale zmieńmy temat, bo tak ponuro się zrobiło, i wróćmy na naszą świetną zabawę integracyjną. Z jakimi wartościami integrują się pracownicy na tych imprezach? Pomyślmy. Pracownik banku będzie integrował się z pieniędzmi (bo chyba tę wartość prezentuje bank, którego nie interesuje nic poza własnym zyskiem – wbrew temu, co usiłuje nam wmówić), pracownik firmy ubezpieczeniowej – pomyślmy – chyba też z… pieniędzmi, bo przecież ubezpieczanie to wykazywanie klientowi, że „wypadki się zdarzają”, wyciąganie od niego mamony, a potem wymigiwanie się od zobowiązań, pracownik firmy farmaceutycznej prawdopodobnie także będzie integrował się z pieniędzmi, bo przecież nowe leki nie są produkowane dlatego, że swoją misją firmy farmaceutyczne uczyniły dobro ludzkości, ale z tej przyczyny, że to się wciąż opłaca, zaś pracownik firmy reklamowej oczywiście zintegruje się z pieniędzmi, bo reklamowanie czegokolwiek płatnego nakłania odbiorcę do wydania gotówki. Nikt nie zaprzeczy, że pieniądz jest wartością, a im go więcej – tym większą. A ponieważ firmy urządzające wyjazdy integracyjne pieniędzy mają bardzo dużo, więc i wartość, z którą będą jednoczyć się pracownicy, będzie ogromna[5]. Ktoś może powiedzieć, że przesadzam. Że nie tylko pieniądze liczą się dla firm. Że one naprawdę o nas, klientów, dbają, bo jest to część ich misji, ich powołania, ich ostatecznego celu. Po pierwsze odeślę dyskutantów do ramki powyżej i poproszę o dłuższe zastanowienie się, a po drugie podwinę rękawy i rzeknę: Taaaaak? To pewnie dlatego kostki masła zjechały z wagą z 250 g do 200, a cena nie uległa zmianie, to dlatego ptasie mleczko kiedyś ważyło 500 g, a teraz tylko 450, choć kosztuje więcej, to dlatego, że firmy tak nas kochają, stosują coś, co pozwolę sobie na użytek tej książeczki nazwać downsizingiem, czyli pomniejszanie gramatury towaru i powiększanie opakowań, to dlatego, że tak nas kochają i robią to wszystko DLA NAS. Ot, spójrzmy, co DLA NAS robią firmy produkujące kremy pielęgnacyjne. Przyjrzyjmy się, jak są one pakowane:

KREM

„SUPER DUPER”

DO SKÓRY ŁUSZCZĄCEJ SIĘ, ELEKTRYZUJĄCEJ I POŚWISTUJĄCEJ

WYOBRAŹ SOBIE WIELGACHNE PUDEŁKO


W środku:

DUŻY POJEMNIK

KREM
„SUPER DUPER”


A w nim:

płytka miseczka,


w której znajduje się

odrobinka kremu.

Co usłyszymy, gdy zaczniemy się pienić na takie oszustwa? Że to nie są żadne oszustwa, bo przecież JEZD NAPISANE, ile waży dany produkt. To prawda. Prawdą też jest, jakie intencje mieli producenci, robiąc duże opakowania. I prawdą jest, co kupuje klient: WIELGACHNE PUDEŁKO, które widzi na półce, a nie ciupeńkę kremu, która przed jego wzrokiem jest ukryta.
No, ale to, prawda, nigdzie NAPISANE NIE JEZD. I z takimi, z takimi właśnie wartościami de facto integrujemy się podczas integrałek. Przepraszam, muszę wyjść, żeby odetchnąć.




deklaracja:

Osoby odpowiedzialne za downsizing i to, że reklamy telewizyjne są głośniejsze od normalnych programów chętnie strzeliłbym w pysk.

Jeśli masz podobne odczucia, wpisz tu dowolny czteroliterowy wyraz:

_ _ _ _

Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że skreślam cały biznes, bo to nieprawda. Znam menedżerów, którzy mają rozumy i serca. Oni promują proste i piękne powiedzenie, które brzmi:

BUSINESS IS BUSINESS…
NOT JUST MAKING MONEY

I przez BIZNES rozumieją ni mniej ni więcej, tylko WZAJEMNE WSPIERANIE SIĘ. Wierzę w nich i trzymam za nich kciuki.

Powodzenia, Przyjaciele i Przyjaciółki.


Na zakończenie wymieńmy kilka wartości, na które zwracał uwagę Homer, pisząc Iliadę:

– dzielność,
– męstwo,
– odwaga,
– wytrwałość,
– uczciwość,
– poświęcenie,
– współczucie.

Ciekawe, prawda?

[1] Bardzo niezgrabne słowo.
[2] Czyli wybranych i wyselekcjonowanych przez pracodawcę, nie zaś przez Ciebie.
[3] Nie, nie, nie, przesadziłem. Przecież szefowie są najlepsi z możliwych. Dlatego wszak są wybierani, prawda? Najlepszy z pracowników jest wybierany na szefa, żeby wszystkim lepiej i przyjemniej się pracowało.
[4] Jeśli ktoś myśli, że wymienione restrykcje są wyssane z palca, głęboko się myli. To polityka oszczędnościowa pewnego banku, zastosowana wobec pracowników Centrali. Zabrano im również czajnik. Pracownicy parzyli herbatę w mikrofalówce. Bank ten rokrocznie odnotowuje gigantyczne zyski.
[5] Tych, którzy chcieliby wytknąć mi błąd stylistyczny polegający na kilkakrotnym powtórzeniu wyrazu „wartość”, informuję, że zrobiłem to specjalnie. Osoby faktem tym zirytowane uprasza się o przerwanie lektury i pogrążenie się w kontemplacji natury. Zachęcam do obserwacji płomieni tańczących w kominku, mieniących się fal na tafli jeziora, słuchaniu, jak dudni ziemia podczas grzybobrania, tudzież szumu wiatru w sosnowym igliwiu. Osoby niepoirytowane mogą czytać dalej.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Niedobrze...

Ostatnio coraz częściej dopada mnie arytmia. Dziś "waliło" mnie przez niemal całą noc. Znacznie podwyższone i bardzo nieregularne tętno, skoki ciśnienia, osłabienie i takie inne sensacje. Chyba niedługo przyjdzie mi przespacerować się Bezpieczną do Osobowickiej, przejść przez bramę, położyć się i poczekać na obsługę... :-(((

Tak tylko piszę, by częściowo usprawiedliwić mniejszą aktywność na blogu...

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Settlers 7

A nie mówiłem?

(...) Przy czym ciekawostka, możecie mieć kabel łączący ze światem
grubości uda Agaty Wróbel, a i tak dostać przysłowiowego kopa, bo nikt nie powiedział, że awarii nie mogą ulec serwery samego producenta gry. (...)

(...) Nie chcę być złym prorokiem, ale jak znam życie piracka wersja
AC II będzie dostępna na sieci albo parę dni przed, albo góra kilka
dni po premierze. (...)

No i w sumie wykrakałem...


Kupiłem – jak najbardziej legalnie - Settlers 7. Wprawdzie panowie z gram.pl napisali że to "wersja kinowa", a ostatnio w kinie byli chyba na Shrecku z dubbingiem, ale o dziwo, polonizacja grze źle nie wyszła. Gra się jak zwykle fajnie, muzyki nie powstydziłby się kinowy film fantasy, do grafiki nie mam zarzutów, słowem, niejedną noc mi już owa produkcja pożarła.

A tu dzisiaj....


"Serwer jest niedostępny, proszę spróbować później".

I tak od pół godziny.

Guano peruwiano mnie obchodzi, że serwer jest niedostępny. Ja sieć MAM i TERAZ czas wolny, to chcę pograć.

A tu… takiego!

Fakt faktem, że zmęczenie najnowszej fanaberii panów z Ubi zajęło
piratom więcej niż przypuszczałem. Ale właśnie dziś pojawiła się
pierwsza jaskółka. Komsomolcy pracują nad "Assassins Creed II"...

Podobno jeszcze niedopracowana, ale tam gdzie pierwsza szczelina w
tamie, tam i woda niedługo szerokim strumieniem popłynie. A S7
wyjątkowe nie są, będą następne w kolejce.

Ileż języków, tylu liter będą używali gracze na określenie miejsca,
gdzie mają fikuśne zabezpieczenia UBISOFT. Tylko uczciwi jak zwykle w (_!_) wezmą... Ale może to lubią?

PS. Tak czy siak S7 polecam na kursach wszystkim samorządowcom, by wiedzieli, że most nie, powtarzam NIE, kończy się lasem...

ANAKHA

Reklama dźwignią handlu

Gdy na moim osiedlu zobaczyłem żałośnie nieprzekonującą reklamę jakiegoś piwa, przyszedł mi do głowy projekt własnej:

Scena z filmu "Szczęki". "Uśmiechnięty" rekin płynie na wrak łodzi Brody'ego. Ale zamiast pojemnika z tlenem, z paszczy wystaje mu puszka piwa... powiedzmy "Mżywiec".
Brody bierze na cel puszkę.

Podpis:
Piwo "Mżywiec". W każdej sytuacji...

niedziela, 4 kwietnia 2010

Czarnowidztwo...

Obejrzałem sobie film Moore’a i opadły mnie czarne myśli, co ciekawe, z filmem raczej nie związane. Cała masa Jankesów, wydudkanych przez banki, klnie w żywy kamień. Ludzie mocno zdesperowani i nie bardzo wiedzący, co ze sobą zrobić. W dodatku uzbrojeni – każdy z tych eksmitowanych w majestacie prawa miał jakiś tam kawał żelastwa do strzelania. Materiał wybuchowy, jak cholera – ale każdy z nich był sam, jak palec.
Hm…
A jakby się tak zebrali razem? Gdyby na przykład jakiś komputerowy maniak założył stronę „Disposed”? Internet w Stanach jest tani jak barszcz i ci ludzie mogliby się jakoś skrzyknąć razem. Co dalej? No, mogliby na przykład zebrać się przed siedzibą jakiegoś banku, albo nawet – nie daj Boże! – Kongresu Juesej i zrobić jakąś rozpierduchę. Skoro parę tysięcy osób przez Net może się umówić, że o jednej godzinie, jednego dnia pojawią się na Trafalgar Square i pokażą (_!_) , to równie dobrze mogą to zrobić ci zdesperowani, prawda? Tylko, że nie pokażą (_!_), ale coś zupełnie innego i zrobi się niemiło. Parę tysięcy osób to problem nawet dla policji czy ZOMO.

Skoro z Internetu korzystają (podobno) terroryści, to czemu nie mieliby z niego skorzystać wkurwieni i skrzywdzeni?

Ale da się temu zapobiec.

Jak? Zwyczajnie, wyłapując „wichrzycieli” zanim zdążą narozrabiać. Potrzebna jest do tego tylko ustawa, która zwiększy kontrolę państwa nad Internetem.
I może tak naprawdę o to właśnie chodzi obrońcom animatorom ruchu obrońców „praw autorskich” i gromicielom „komputerowego złodziejstwa”? Oczywiście nie wszyscy są aż tak szczwani, wielu robi to w jak najlepszej wierze, ale skutek może być nieładny…

Pewnie przesadzam, demonizuję… ale czy dacie głowę, że na pewno?

sobota, 3 kwietnia 2010

Czegoś nie kumam...

W krajach, gdzie mamy kapitalizm, większości młodych ludzi ów ustrój się nie podoba. Nie, żeby od razu chcieli wszczynać rewolucje, ale generalnie są przeciw.

W krajach, gdzie był socjalizm, młodym ludziom ustrój był nie w smak. Nie, żeby od razu - jak Lechu - chcieli skakać przez płot, ale generalnie byli przeciw.

Nie wiem, jak jest w Korei, ale dam sobie głowę uciąć przy samej (_!_), że młodzi Koreańczycy są przeciw - i to po obu stronach granicy.

Tymczasem w Polsce, młodzi ludzie, dumne Piastowe plemię, uważają, że obecny ustrój jest cacy! Bez perspektyw na uzyskanie pracy po studiach, bez perspektyw na zdobycie mieszkania, w ogóle bez perspektyw... są ZA!

Czy ktoś byłby łaskaw wytłumaczyć mi ten paradoks?

piątek, 2 kwietnia 2010

Michael Moore.

Obejrzałem dziś film Michaela Moore'a "Capitalism: a Love Story".
Ja wiem, że w kręgach polskich japiszonów Moore jest uważany za lewaka, nieślubnego syna Lenina i Che Guevary, oraz bękarta bin Ladena.
Ale polecam ten film wszystkim, którzy myślą "Wyborczą".

Wiedziałem, że ten świat jest popierdolony, ale nie sadziłem, że aż tak. Czy wiecie, ze 1% amerykańskich bogaczy kontroluje 95 % majątku narodowego USA? Czy wiecie, że amerykańskie firmy wystawiają swoim pracownikom polisy ubezpieczeniowe, w których same siebie wskazują na beneficjantów? Martwy pracownik jest dla takiej firmy wart około miliona dolców. Rodzina dostanie guano peruwiano w talarkach.

Po obejrzeniu tego filmu człowiek dochodzi do wniosku, że z bankierem można zrobić tylko jedno - wywieźć drania za miasto i zastrzelić. Moore jest trochę hapenerem, niektóre z jego akcji są obmyślone pod publiczkę, nie przeczę, ale dramatu nie rysuje się pastelami.

A wiecie, co jest najlepsze? Moore wskazuje na kraje europejskie, jako te, w których zachowała się jeszcze demokracja. Przyślijcie do do Polski!


Naprawdę zachęcam gorąco do obejrzenia tego filmu. Zwłaszcza piewców wolnego rynku, handlu i American Dream.