Counter


View My Stats

środa, 25 stycznia 2012

Redaktorom CDA...

http://technowinki.onet.pl/biznes/piractwo-kto-zarabia-a-kto-na-tym-traci,3,5006748,artykul.html

Na szczególną uwagę zasługuje cytat:

RIAA, amerykański odpowiednik ZAiKS-u, silnie działający na rzecz zwalczania piractwa i mający udział przy tworzeniu ACTA, w latach 2006-2008 uzyskał w odszkodowania w wysokości 1,4 miliona dolarów. W tym samym czasie wydał 64 miliony na prawników, m.in. z kancelarii Jenner & Block. Zupełnym zbiegiem okoliczności jest fakt, że pięciu prawników z tej kancelarii zajmuje stanowiska w Departamencie Sprawiedliwości i prokuraturze generalnej USA, a prezes RIAA, Mitch Bainwol zajmował się przez lata działalnością lobbingową.


I komuż wy się tak naprawdę wysługujecie, dżentelmeni?
Od wielu lat prowadzicie zaciekłą walkę z piractwem. I po co? Komu służą miotane przez was na "piratów" gromy? Mister Bainwolowi? Żebyż on wam choć dolara zapłacił. Odszkodowania idą na uposażenia tegoż Bainwola i honoraria dla prawników...
Lenin coś kiedyś napisał o użytecznych durniach...

Wasz problem polega na tym, że - jak w filmie Commando powiedział Matrix Bennettowi - cała para idzie wam w gwizdek...

wtorek, 24 stycznia 2012

Robi się ciekawie...

Nie jestem pewien, czy Ash ma rację komentując mój poprzedni post. Być może jest tak, jak mówi.
"Tusek" ogłasza zwiększenie podatków...

http://podatki.onet.pl/donald-tusk-przygotowuje-nowy-plan-reform,19925,5006030,1,agencyjne-detal

...ale internauci rozprawiają o ACTA. Z drugiej strony, wygląda na to, że - jeśli - ktoś sprowokował dyskusję i działanie przeciwko ACTA, to może rozpętał znacznie większą burzę, niż zamierzał.

http://www.youtube.com/watch?v=MwYpMa8wlHc

niedziela, 22 stycznia 2012

ACTA

Ciekawy filmik...
http://www.youtube.com/watch?v=kZOK-O15li8

sobota, 21 stycznia 2012

Ciemność widzę...

Od kilku dni w Necie trwa regularna niemal wojna. Jedni zamykają „pirackie” serwery, inni (np. grupa hakerów „Anonymous”) zaciekle zwalczają tych, co - mówiąc prosto - chcą internautów wziąć za pyski.
Wszystko odbywa się pod hasłem walki z piractwem. Ściągających rozmaite pliki z Internetu media uporczywie nazywają złodziejami, mimo iż stan posiadania tego, co stworzył i ma program (grę, film, program, plik z muzyką), wcale nie ulega zmianie. Kopiowanie to nie kradzież. Jest przeciwko obowiązującemu prawu, ale te można przecież zmienić. Kiedyś „piractwo” było legalne, prawda, mój ulubiony redaktorze z CDA, który chciałbyś mnie teraz traktować z kałacha? Zmieniono prawo, i zmieniło się podejście niezłomnie teraz walczących z „piratami” producenckich „papug” reprezentujących czystą, nieskalaną linię redakcyjną.
Zabawne jest przy tym podawanie strat, jakie ponoszą twórcy (G, F, P, PzM) które pono idą w setki milionów rozmaitych jednostek pieniężnych. Trudno sobie wyobrazić większy idiotyzm, bo bardzo wielu ludzi, którzy ściągnęli pliki z rozmaitych powodów (np. dla braku kasy) na pewno nie kupiłoby GFPPzM. Z kolei liczni z tych, którzy ściągnęli piracką wersję GFPPzM, idą potem do sklepu i kupują produkt. Dlaczego? Ano dlatego, że nikt nie lubi kupować kota w worku, do czego zmuszają człowieka deweloperzy GFPPzM. Po rozdarciu folii , w którą rzecz jest opakowana, nie ma zmiłuj - nie podoba się np. gra? Widziały gały, co brały - odpowie sprzedawca. Takie jest prawo - dura lex, sed lex. Więc niejeden woli ściągnąć ”pirata” i jak mu się dzieło spodoba, tu kupuje. Na zaciekłej walce z piratami najlepiej zresztą wychodzą prawnicy, którzy strzegą praw autorskich. Autorzy dostają drobną cząstkę ściągniętych sądowo odszkodowań - i już wiemy, w czyim interesie tak naprawdę gromi się ”piratów”.
Ale tak naprawdę w tej całej wojnie z piractwem chodzi o coś innego. Rządy chcą mieć narzędzie pozwalające im na kontrolę Netu. Jankesi już ustanowili sobie prawo, na mocy którego pod pozorem zwalczania terroryzmu tajne służby USA mogą zamknąć w tajnym pierdlu kogo chcą i nawet nie muszą temu komuś przedstawić np. zarzutów. Dlaczego tak? Bo tak! I już. Jak tajne, to tajne, spalić przed przeczytaniem.
A teraz biorą się za Internet. No przecież to niesłychana rzecz, żeby byle chmyz mógł sobie wypisywać, co mu się żywnie podoba o - np. - jankeskich bankierach, którzy przecież są solą ziemi i ostoją prawości! Trzeba położyć temu kres. A jak najlepiej to zrobić? Ano ustanowimy prawo skierowane niby przeciwko piratom, ale tak je skonstruujemy, żeby można było każdego użytkownika Netu oskarżyć… O co? No, jak powiadał radziecki prokurator Wyszynski „dajtie mnie czieławieka, a nużnuju gaławu sam najdu” (dajcie mi człowieka, a ja już znajdę na niego odpowiedni paragraf).
Ciekawe, że nawet niektórzy deweloperzy gier doszli do wniosku, że czego za wiele, tego i świnie nie przełkną. Szef CD Projektu np. wypowiedział się niedawno dość krytycznie o SOPA (Stop Online Piracy Act). Zdecydowanie przeciwni są też giganci sieci: eBay, Facebook, Google, Mozilla, Twitter, Wikipedia czy Yahoo.
Ale Parlament Europejski przeciwny nie jest. Co prawda jak się pomyśli, jakie orły w nim zasiadają (np. nasi PiSmani), to człowiek przestaje się dziwić. A idiotów można znaleźć nie tylko pomiędzy Bugiem, Odrąnysą, Karpatami i Bałtykiem.
Ciekawe, jak to się wszystko dalej potoczy. Ciemność, ciemność widzę!

piątek, 20 stycznia 2012

Obraza uczuć religijnych

Doda została skazana za "obrazę uczuć religijnych"

Kodeks karny stanowi, że kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo do dwóch lat więzienia.

Czekam na wyroki obejmujące handlarzy wołowiną i - jej Bohu! - rzeźników zajmujących się ubojem krów. Wyznawców hinduizmu jest - jakby nie było - blisko miliard głów i jak się wkurzą, będzie krucho...

czwartek, 19 stycznia 2012

Czego to chłopy z nudów nie wymyślą...

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/lodz/wyszukane-igraszki-moga-grozic-powaznymi-urazami,1,5002356,region-wiadomosc.html

Nie mogłem się powstrzymać...

Nowomowa

Abepe Nowak w przychodni naprotechnologicznej: In vitro to morderstwo

Wyczytane w Onecie:
„Częstochowa to dobre miasto - częstochowski Kościół przypomina słowa Jana Pawła II i otwiera poradnię naprotechnologii. Tym samym odpowiada władzom miasta na decyzję o dofinansowaniu in vitro dla niepłodnych małżeństw.
Poradnia przy parafii św. Wojciecha na Tysiącleciu została otwarta i poświęcona we wtorek wieczorem. Na uroczystości pojawiło się kilkadziesiąt osób: księża, zakonnice, starsze osoby. Młodzi, których problem niepłodności może dotyczyć, stanowili zdecydowaną mniejszość.

Nie wiadomo, jakimi drogami chadza umysł Jego Fluorescencji, ale na pewno nie takimi, na których może spotykać Logikę. Jak to się komuś może popieprzyć we łbie...
Zapłodnienie to morderstwo? Ciekawe, co jeszcze wymyślą - jak ich nazywał Boy-Żeleński - nasi okupanci?

środa, 18 stycznia 2012

Pobożność górali

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,10977162,Religia_poza_podstawa___wiec_dodatkowo_platna.html?lokale=gorzowwlkp

Zechciejcie zwrócić uwagę, o Szanowni, że to się dzieje w Zakopanem, stolicy regionu słynącego z pobożności. A także z chciwości na "dutki" jego mieszkańców. Jak widać, chciwość zwyciężyła.
Bo nie wierzę, żeby gdziekolwiek w Polce zwyciężył zdrowy rozsądek podpowiadający, że przecież KK ma potężne zaplecza w postaci sal katechetycznych przy każdym kościele i zamiast doić skarb państwa (czyli nas, niezależnie od tego, czy ktoś jest wierzący, czy nie), mógłby swą misję pełnić w nich właśnie.
Ale nie, taki głos Fluorescencje natychmiast uznałyby za "powrót do najczarniejszych lat komuny", jak to kiedyś raczył określić abepe Pieronek.
Chcesz wkurwić biskupa czy arcy? Zapytaj go o kościelne finanse. Skutek gwarantowany - jak sraczka po zażyciu rycyny.

Bohater czy zwyrodnialec?

Nieco spóźnione, ale ważkie pytanie...

Kilka dni temu, podczas integracyjnej wizyty u rodzony (ja nie mam telewizora), oglądałem reportaż o najlepszym amerykańskim snajperze. Facet nazywa się Chris Kyle, odsłużył w Iraku cztery tury i zabił 160 ludzi (wg danych potwierdzonych przez Pentagon). Trzykrotnie odznaczono go Srebrną Gwiazdą i pięć razy Brązową. Są to odznaczenia nadawane za "dzielność w obliczu wroga". O jerum pajtasz! Jakiego wroga? Facet strzela z ukrycia do niczego niepodejrzewających ludzi. Kto kogo napadł: Irak USA, czy odwrotnie? Kto jest tam wrogiem, a kto okupantem. Norweski morderca Anders Breivik zabił 77 osób - ale naprawdę daleko mu do tego amerykańskiego kilera i nikt nie zamierza nadawać mu żadnych oznaczeń.

Czy ktoś mi może wyłuszczyć, jaka jest różnica między tymi ludźmi.

sobota, 14 stycznia 2012

Wypadek idioty

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/pozegnal-konsole-ma-poparzone-genitalia,1,4997832,wiadomosc.html

Żeby nie mówiono, iż wrzucam linki tylko o polityce...

A swoją drogą w księdze rekordów Darwina czytałem o pewnym hamerykańskim Polaku, który zjeżdżając z góry kampobusem odszedł od kierownicy i przeszedł do przedziału mieszkalnego, żeby sobie zrobić herbatkę (trochę go poturbowało). I co powiecie? Wydębił od producenta odszkodowanie w wysokości 800 tys. dolców, bo w instrukcji obsługi busa nie napisano, że w czasie jazdy nie wolno przygotowywać sobie posiłków puściwszy kierownicę. Mam silne podejrzenia, iż to nie on wpadł na pomysł żądania odszkodowania.

A czy w instrukcji obsługi tej konsoli było zastrzeżenie, żeby nie szczać na nią, gdy jest podłączona do sieci zasilającej?

Klimat

Różnice temperatur :
+ 20°C Grecy zakładają swetry (jeśli je tylko mogą znależć).
+ 15°C Jamajczycy włączają ogrzewanie (oczywiście, jeśli je mają).
+ 10°C Amerykanie zaczynają się trząść z zimna. Rosjanie na daczach sadzą ogórki.
+ 5°C Można zobaczyć swój oddech. Włoskie samochody odmawiają posłuszeństwa. Norwedzy idą się kąpać do jeziora.
0°C W Ameryce zamarza woda. W Rosji woda gęstnieje.
- 5°C Francuskie samochody odmawiają posłuszeństwa
- 15°C Kot upiera się, że będzie spał z tobą w łóżku. Norwedzy zakładają swetry.
- 17.9°C W Oslo właściciele domów włączają ogrzewanie. Rosjanie ostatni raz w sezonie wyjeżdżają na dacze.
- 20°C Amerykańskie samochody nie zapalają.
- 25°C Niemieckie samochody nie zapalają. Wyginęli Jamajczycy.
- 30°C Władze podejmują temat bezdomnych. Kot śpi w twojej pidżamie
- 35°C Zbyt zimno, żeby myśleć. Nie zapalają japońskie samochody.
- 40°C Planujesz przez dwa tygodnie nie wychodzić z gorącej kąpieli. Szwedzkie samochody odmawiają posłuszeństwa.
- 42°C W Europie nie funkcjonuje transport. Rosjanie jedzą lody na ulicy.
- 45°C Wyginęli Grecy. Władze rzeczywiście zaczynają robić coś dla bezdomnych.
- 50°C Powieki zamarzają w trakcie mrugania. Na Alasce zamykają lufciki podczas kąpieli.
- 60°C Białe niedźwiedzie ruszyły na południe.
- 70°C Zamarzło piekło.
- 73°C Fińskie służby specjalne ewakuują świętego Mikołaja z Laponii. Rosjanie zakładają uszanki.
- 80°C Rosjanie nie zdejmują rękawic nawet przy nalewaniu wódki.
- 114°C Zamarza spirytus etylowy. Rosjanie zaczynają się wkurwiać.

czwartek, 12 stycznia 2012

"Nowe" rewelacje

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/niebezpieczne-zwiazki-lekarzy-z-firmami-farmaceuty,1,4995659,wiadomosc.html

Wiedziałem, wiedziałem, że nasze dyspozycyjne media wezmą się teraz za lekarzy. Nie twierdzę, że nie ma niczego na rzeczy, ale o tym wszystkim było wiadomo od dawna. Teraz jednak trzeba odpowiednio nastroić opinię publiczną i proszę... "Rzepa" czujna jak zawsze.
I niech mi kto powie, że mamy niezależną prasę.
Oczywiście, wystarczy wejść do pierwszego lepszego gabinetu lekarskiego i popatrzeć na reklamowe długopisy, bloczki do zapisywania notatek czy rozmaite podkładki, żeby wiedzieć jakie leki pan doktor wam przepisze. Ale rzecz była od dawna ewidentna, a dziennikarze tego tematu nie ruszali. A teraz mamy taki artykulik, jakby na zamówienie pana Arłukowicza i naszego Nadbałtyckiego Słoneczka.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Polskie bagienko...

Pan Mikołaj Przybył strzelił sobie w łeb. W trakcie przerwy konferencji prasowej. Ludzie większego formatu od niego, delikatnie mówiąc, podejmowali się takich prób w zaciszach domów, bądź miejscach dla siebie szczególnych, bez blasku mediów...

Pan Mikołaj raczył z kilku centymetrów w głowę chybić. Nie interesowałem się sprawą związaną z nim w ogóle. O fakcie istnienia pana Mikołaja dowiedziałem się dzisiaj.

Pan prokurator (!) Mikołaj Przybył przejdzie w najbliższym czasie operację twarzoczaszki.

Jestem ciekaw reakcji osób z Polski, które czekają na tego typu operacje miesiącami...

Nie wiem, czy w WP można zyskać stopień pułkownika, a jednocześnie być tak świrniętym, żeby próbować popełnić samobójstwo na konferencji prasowej. Nie wiem, czy ten pan traktował to na serio. "Strzelę sobie niby w łeb, i tak mnie uratują, a potem się zobaczy". Bo naprawdę nie chcę wierzyć, że oficerowie WP nie trafiają z takiej odległości...

W moim wrednym odczuciu, albo ten pan chciał medialnie odwrócić uwagę od gromadzących się nad nich chmur, albo jest partaczem...

W obydwu wypadkach nie widzę powodów, dla których powinien być specjalnie traktowany w kraju, gdzie na wizytę u kardiologa w styczniu można zapisać się na początek października...

Po to Lechu skakał przez płot, żeby jego syna składali praktycznie od nowa bo motorka mu się zachciało, a faceta który sam sobie w łeb strzela upiększali wcześniej od tych, którzy doznali obrażeń twarzy bezwolnie i czekają być może latami na operację?

Bo przecież o to chodziło w '89, żeby nie było równych i równiejszych, prawda?

niedziela, 8 stycznia 2012

Oto demokracja w amerykańskim wydaniu.

Znalezione w sieci...
Wieczorem 1 styczna 2012 roku prezydent US-raju Barack Obama podpisał "The National Defense Authorization Act", który unieważnia pierwszych dziesięć poprawek do Konstytucji Stanów Zjednoczonych i deklaruje Amerykę polem walki, gdzie każdy obywatel amerykański może zostać aresztowany, osadzony w więzieniu, torturowany a nawet zabity bez procesu. Nie trzeba być nawet oskarżonym gdyż dzięki nowemu prawu, które podpisał Obama wojsko i służby policyjne mogą bez powiadamiania rodziny przeprowadzać tajne porwania podejrzanych osób.
Nieco wcześniej projekt ustawy napisany potajemnie przez senatorów Carla Levina i Johna McCaina, został przepchnięty za zamkniętymi drzwiami na posiedzeniu komisji bez żadnego czytania.
Informacja o tym wydarzeniu pojawiła się tylko na jednym z portali w Teksasie, ale po kilku godzinach została zdjęta. Przez kilka godzin po podpisaniu dokumentu pracownicy ONZ gorączkowo komentowali między sobą ten fakt, a cechą charakterystyczną tego wieczoru były nagminnie przerywane rozmowy telefoniczne oraz połączenia SKYPE. Nie wiem czy tego dnia było to normą w całych Stanach czy tylko w tej placówce. Możliwe, że był to zbieg okoliczności, ale jeśli tak to bardzo dziwny.
A tak przy okazji, poczytajcie sobie...
http://www.eioba.pl/a/1r58/fema-najpotezniejsza-organizacja-rzadowa-swiata
I to...
http://vigilantcitizen.com/latestnews/the-national-defense-authorization-act-opens-the-door-to-a-police-state/

sobota, 7 stycznia 2012

Sherlock Holmes: Gra cieni

Ponieważ jestem wielbicielem obu panów z Baker Street 221b, poszedłem przedwczoraj na premierowy seans zapowiadanego jako rewelacyjny filmu SH:Gos. I trochę się rozczarowałem.
Oba filmy, w których Sherlocka gra Robert Downey Jr. a Watsona Jude Law ukazują naszych bohaterów jako ludzi młodych i pełnych energii, ale reżyser (Guy Ritchie) chyba trochę przesadził. Holmes to przede wszystkim mózg. U Conan Doyle'a mamy tylko niewielką wzmiankę o tym, że na uczelni trenował boks i walkę na kije, a walcząc z profesorem Moriartym nad wodospadem Reichenbach skorzystał ze znajomości japońskiej sztuki walki baritsu. Nie słyszałem o takiej, ale to o niczym nie świadczy, synowie Kraju Kwitnącej Wiśni, a osobliwie niewinnie wyglądający staruszkowie z lubością trenują sztuki walki miotłą, mokrym ręcznikiem, ławeczką, chochlą, rozgotowanym makaronem i czym tam jeszcze byście zechcieli.
W filmach Ritchiego Holmes i Watson nieustannie kogoś tłuką, co jest może fajne i widowiskowe, ale jakoś nie pasuje do ustalonego przez dotychczasowe filmy i seriale wizerunku naszych bohaterów. Widziałem już film Johna Woo o muszkieterach, w którym Atos, Portos, Aramis i d'Artagnan jak ninja wspinali się na mury i walczyli na szpady przeskakując z belki na belkę w ogromnym (Ranyjulekłolaboga!), rozpadającym się wskutek ich działań wiatraku, więc współczesne kino mnie już za bardzo nie zaskoczy, ale w oglądanym przeze mnie przedwczoraj filmie reżyser już deczko przesadził. Niektóre sceny są tak pełne dynamizmu, że człowiek zaczyna ziewać i może nawet przysnąć. Na początku seansu Holmes walczy z jakimś niesamowicie sprawnym Kozakiem (podobno - według reżysera filmu - Kozacy byli najsprawniejszymi skrytobójcami XIX wieku. Niczego mi o tym nie wiadomo, ale tym, o czym nie wiem, można by zapełnić kilka oceanów niewiedzy). Obaj adwersarze wywijają w powietrzu potrójne salta, kopią diablo wysoko, biegają po poręczach balkonów, walą w siebie ciosami, których moc mogłaby rozwalić przeciętną beczkę... ale po kilku minutach oglądanie tej łomotaniny człowiek zaczyna sobie zadawać pytanie: "Kiedy wreszcie, do stu beczek zjełczałego sera, skończą?". Inną taką pyszną sceną jest ucieczka Holmesa i Watsona z niemieckiej fabryki broni. Ścigający ich fabryczni ochroniarze wykorzystują wszystko, co strzela a fabryka produkuje - od karabinów maszynowych i rozmaitych armat po Grubą Bertę. Skutek ich wysiłków jest jednak mizerny - ot kilka hektarów zrąbanego na poziomie gruntu lasu. Żadnych emocji - nawet idiota obliczy sobie, że skoro film trwa chyba 130 minut, a do jego końca mamy jeszcze dobrą godzinę, to wiadomo, iż naszym bohaterom melonik z głowy nie spadnie. I rzeczywiście.
Film da się obejrzeć, ale spodoba się raczej bezkrytycznym wielbicielom kina akcji, niż miłośnikom klasycznego detektywa dżentelmena z Baker Street.
Rzecz jasna także, iż zakończenie sugeruje, że wkrótce niezmordowany pan Ritchie przystąpi do realizacji trzeciej części. Ciekaw jestem tylko, kogo tym razem Holmes weźmie na cel?

piątek, 6 stycznia 2012

Chomsky

Oto, oparta o prace amerykańskiego lingwisty badacza współczesności Noama Chomskiego, lista „10 strategii manipulacji” przez establishment.

1 – ODWRÓĆ UWAGĘ

Kluczowym elementem kontroli społeczeństwa jest strategia polegająca na odwróceniu uwagi publicznej od istotnych spraw i zmian dokonywanych przez polityczne i ekonomiczne elity, poprzez technikę ciągłego rozpraszania uwagi i nagromadzenia nieistotnych informacji. Strategia odwrócenia uwagi jest również niezbędna aby zapobiec zainteresowaniu społeczeństwa podstawową wiedzą z zakresu nauki, ekonomii, psychologii, neurobiologii i cybernetyki. „Opinia publiczna odwrócona od realnych problemów społecznych, zniewolona przez nieważne sprawy. Spraw, by społeczeństwo było zajęte, zajęte, zajęte, bez czasu na myślenie, wciąż na roli ze zwierzętami (cyt. tłum. za „Silent Weapons for Quiet Wars”).

2 – STWÓRZ PROBLEMY, PO CZYM ZAPROPONUJ ROZWIĄZANIE

Ta metoda jest również nazywana „problem – reakcja – rozwiązanie”. Tworzy problem, „sytuację”, mającą na celu wywołanie reakcji u odbiorców, którzy będą się domagali podjęcia pewnych kroków zapobiegawczych. Na przykład: pozwól na rozprzestrzenienie się przemocy, lub zaaranżuj krwawe ataki tak, aby społeczeństwo przyjęło zaostrzenie norm prawnych i przepisów za cenę własnej wolności. Lub: wykreuj kryzys ekonomiczny aby usprawiedliwić radykalne cięcia praw społeczeństwa i demontaż świadczeń społecznych.

3 – STOPNIUJ ZMIANY

Akceptacja aż do nieakceptowalnego poziomu. Przesuwaj granicę stopniowo, krok po kroku, przez kolejne lata. W ten sposób przeforsowano radykalnie nowe warunki społeczno-ekonomiczne (neoliberalizm) w latach 1980. i 1990.: minimum świadczeń, prywatyzacja, niepewność jutra, elastyczność, masowe bezrobocie, poziom płac, brak gwarancji godnego zarobku – zmiany, które wprowadzone naraz wywołałyby rewolucję.

4 – ODWLEKAJ ZMIANY

Kolejny sposób na wywołanie akceptacji niemile widzianej zmiany to przedstawienie jej jako „bolesnej konieczności” i otrzymanie przyzwolenia społeczeństwa na wprowadzenie jej w życie w przyszłości. Łatwiej zaakceptować przyszłe poświęcenie, niż poddać się mu z miejsca. Do tego społeczeństwo, masy, mają zawsze naiwną tendencję do zakładania, że „wszystko będzie dobrze” i że być może uda się uniknąć poświęcenia. Taka strategia daje społeczeństwu więcej czasu na oswojenie się ze świadomością zmiany, a także na akceptację tej zmiany w atmosferze rezygnacji, kiedy przyjdzie czas.

5 – MÓW DO SPOŁECZEŃSTWA JAK DO MAŁEGO DZIECKA

Większość treści skierowanych do opinii publicznej wykorzystuje sposób wysławiania się, argumentowania czy wręcz tonu protekcjonalnego, jakiego używa się przemawiając do dzieci lub umysłowo chorych. Im bardziej usiłuje się zamglić obraz swojemu rozmówcy, tym chętniej sięga się po taki ton. Dlaczego? „Jeśli będziesz mówić do osoby tak, jakby miała ona 12 lat, to wtedy, z powodu sugestii, osoba ta prawdopodobnie odpowie lub zareaguje bezkrytycznie, tak jakby rzeczywiście miała 12 lub mniej lat” (zob. Silent Weapons for Quiet War).

6 – SKUP SIĘ NA EMOCJACH, NIE NA REFLEKSJI

Wykorzystywanie aspektu emocjonalnego to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki. Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań.

7 – UTRZYMAJ SPOŁECZEŃSTWO W IGNORANCJI I PRZECIĘTNOŚCI

Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. „Edukacja oferowana niższym klasom musi być na tyle uboga i przeciętna na ile to możliwe, aby przepaść ignorancji pomiędzy niższymi a wyższymi klasami była dla niższych klas niezrozumiała (zob. Silent Weapons for Quiet War).

8 – UTWIERDŹ SPOŁECZEŃSTWO W PRZEKONANIU, ŻE DOBRZE JEST BYĆ PRZECIĘTNYM

Spraw, aby społeczeństwo uwierzyło, że to „cool” być głupim, wulgarnym i niewykształconym.

9 – ZAMIEŃ BUNT NA POCZUCIE WINY

Pozwól, aby jednostki uwierzyły, że są jedynymi winnymi swoich niepowodzeń, a to przez niedostatek inteligencji, zdolności, starań. Tak więc, zamiast buntować się przeciwko systemowi ekonomicznemu, jednostka będzie żyła w poczuciu dewaluacji własnej wartości, winy, co prowadzi do depresji, a ta do zahamowania działań. A bez działań nie ma rewolucji!

10 – POZNAJ LUDZI LEPIEJ NIŻ ONI SAMYCH SIEBIE

Przez ostatnich 50 lat szybki postęp w nauce wygenerował rosnącą przepaść pomiędzy wiedzą dostępną szerokim masom a tą zarezerwowaną dla wąskich elit. Dzięki biologii, neurobiologii i psychologii stosowanej „system” osiągnął zaawansowaną wiedzę na temat istnień ludzkich, zarówno fizyczną jak i psychologiczną. Obecnie system zna lepiej jednostkę niż ona sama siebie. Oznacza to, że w większości przypadków ma on większą kontrolę nad jednostkami, niż jednostki nad sobą.

Autor: Noam Chomsky

środa, 4 stycznia 2012

Czy ta historia może być prawdziwa?

ZNALEZIONE W SIECI

Posiadam... Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, ze schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło, gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu.
Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby
przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść - taka technologia po prostu.
Czasem kot skacze na klamkę, ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo - wąż.
Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce.
Idziemy razem - ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył
dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla.
Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest kurwa za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut - oż kurwa, no to nie mogło mi się zdawać - coś ciężkiego poszło w pion. Kurwa, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek.
Lecę kurwa na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska, zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie. Ale chuj, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, kurwa, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej.
Nawet jak teraz zdechnie to chuj, przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje.

Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici, kici! Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion. Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół. No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni chuja, uparł się i nic
tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire - ogień zwalczaj ogniem.
Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy. Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już. Ja pierdolę. Kurwa, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów - może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.
Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu. Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera, ale złażę
tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa, mam w aucie, chujowa, ale może starczy. Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili.
Zaglądam i jest, oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w pizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie wpierdolił, bo na ulicy ciemno. Sąsiad, kurwa, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem
podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz chuj złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację? Idźżesz w chuj, pacanie.
Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą.
Niech ma za swoje.
Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe, więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie. Kurwa, drugi sąsiad przyszedł - po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - kurwa, ludzie to są barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty
z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja, to go musi wygonić albo utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie wylało z kąpielą. Kurwa mać, urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w chuj - jak się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel. Wchodzę - a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę! Jak on kurwa wyszedł, którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebię. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać. Przynajmniej kuleje.
Straty: zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy - poszedł w chuj, latarka - w chuj, pogrzebacz w
chuj. Afera na ulicy jak chuj.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Co jest grane?

A tak swoją drogą zastanawiam się, co każe Donaldowi Giętkiemu trwać przy Arłukowiczu? Nowe zasady refundacji leków krytykują (poza kajem) zgodnie niemal wszyscy: chorzy, zdrowi (bo to stan przejściowy), lekarze i aptekarze. Ale nasz Don Tuskleone pręży klatę i grozi lekarzom! Przecież to zaowocuje co najwyżej nabijaniem procentów popularności PiS-owi. Tylko patrzeć, jak wierne koalicyjne szczury (PSL), zniechęcone do Donka jego pogróżkami w kwestii likwidacji KRUS opuszczą rządową nawę i zwieją, zanim ta zatonie. Ponieważ PO straci zdolność koalicyjną, niewykluczone staną się nowe, przedterminowe wybory - co raz już przećwiczyliśmy. Nie chciałbym być złym prorokiem, bo powrót kaczystów do władzy to ostatnia rzecz, jakiej bym chciał, ale wygląda na to, że jesteśmy świadkami efektownego samobójstwa politycznego. Czy ktoś mi może powiedzieć, o co w tym w całym "burdlu" chodzi?