Counter


View My Stats

niedziela, 31 października 2010

Wszystkiego najlepszego z okazji Halloween :)

Przy okazji tego pozdrowienia, naszła mnie pewna refleksja. Dlaczego, ach dlaczego KK musi zrzynać od innych wyznań wszystko co najlepsze? :)

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8594984,Katolicki_marsz_swietych_przeszedl_w_Warszawie.html

Miejmy nadzieję, że św. Kinga w procesji nie uczestniczyła, bo świętą została w dużej mierze z racji nieodprawiania ablucji, a to mogłoby wpłynąć destrukcyjnie na resztę uczestników marszu.

Jakiś czas temu przeczytałem, że przekabacić dzień św. Walentego też próbujemy, bo z jednej strony pogański, a z drugiej atrakcyjny.

Choinka zakoszona wyznawcom Gai, niepokalane poczęcie od Mitry...

Czy ta religia naprawdę nie potrafi wymyśleć niczego własnego?

Ja już mam takie podejrzenie od dawna, ale jak tak dalej pójdzie coraz więcej ludzi zacznie się orientować, że KK można przemianować na McVatican. Byle więcej osób to kupiło...

A zaczynali w takiej małej stajence...

Cui Bono

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8593386,Aresztowano_kobiete__ktora_wyslala_do_USA_paczki_z.html
Zastanawiam się, bo podejrzliwy i nieufny ze mnie drań, po jaką cholerę tego rodzaju informacje podaje się w prasie. Złapano terrorystkę, do zamachu nie doszło, nikt nie poniósł żadnych strat, terrorystce przedstawia się zarzuty, sądzi się ją i wsadza do pudła, o ile sąd tak zawyrokuje. I po zawodach.
Trąbienie o tym we wszystkich mediach nic nikomu nie daje, chociaż, jak się lepiej i baczniej przyjrzeć...
Wszelkiego rodzaju policje liczne, tajne i dwupłciowe (jak pisał jeszcze Norwid) pochłaniają dziesiątki i setki milionów z budżetu. Dobrze więc - z punktu widzenia szefów tych służb - jest puścić od czasu do czasu jakiś przeciek do mediów. Postraszyć i uspokoić. Po czymś takim pytanie o celowość "Patriot Act", który de facto zawiesza wszelkie prawa człowieka i na jego podstawie policja i tajne służby mogą Z KAŻDYM dosłownie zrobić co zechcą, staje się Działaniem Wrogim (albo wręcz Wywrotowym). Jak chcemy trzymać ludzi za pysk i mieć rozwinięte, wyposażone w najrozmaitsze techniczne i prawne środki tajne służby, to trzeba od czasu do czasu postraszyć społeczeństwo, żeby nie zaczęło zadawać głupich pytań w rodzaju: "Jak to jest, że tajne służby wszystkich państw od dziesięciu lat nie potrafią znaleźć jednego wrednego Araba, który na dodatek co jakiś czas bez żadnych przeszkód wydala z siebie i publikuje niepokojące opinię publiczną oświadczenia?". Nie o to przecież chodzi, - jak śpiewali kiedyś Skaldowie - by złapać króliczka, ale by gonić go, go, go... A na to, by gonić go, go, go, potrzebne są pieniądze, pieniądze i pieniądze...

Żyjemy w czasach, w których - dla naszego bezpieczeństwa oczywiście - władze każdego państwa starają się zwiększyć kontrolę nad zwykłym, szarym obywatelem. W niektórych większych miastach uliczne kamery rejestrują już ruch niemal wszystkich mieszkańców, a za kilka lat trzeba będzie chyba wyjechać daleko poza miasto, żeby się ustrzec podglądu i podsłuchu. Zaczyna nas oplatać niewidzialna siatka, która oczywiście jest dość luźna i na co dzień jej nie dostrzegamy, ale w każdej chwili jej oka mogą się zacisnąć wokół pojedynczego wróbelka.

Czy naprawdę tego chcemy? Czy naprawdę uspokoi nas widok policjanta na każdym ulicznym rogu? A co będzie, jak w Ogólnym Systemie Danych Osobowych (stworzonym oczywiście dla naszego bezpieczeństwa) ktoś zmieni nasz status i uzna nas za Wroga Publicznego? Pewnie przesadzam, ale nie podoba mi się kierunek, w jakim to wszystko zmierza. Nie podoba mi się też myśl, że mieszkam w kraju, w którym jest znacznie mniej nauczycieli i lekarzy, niż wszelkiego rodzaju policjantów jawnych i tajnych...

A tak przy okazji. Ile osób zginęło w ciągu minionych dziesięciu lat w zamachach terrorystycznych? Niechby i z 5000. Malaria w krajach Trzeciego Świata CODZIENNIE zabija około 6500 osób. Co jest większym zagrożeniem?

sobota, 30 października 2010

Świadkowie

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8590710,Zabojstwo_antykwariusza_z_Walbrzycha_wraca_na_wokande.html
Od dłuższego już czasu obserwuję idiotyzmy, jakie się wyprawia z polskim prawem. Ale to już przekracza wszelkie granice. Nikomu nieznany (poza kilkoma, zainteresowanymi w zamknięciu sprawy gliniarzami) człowiek składa utajnione zeznania, a oskarżeni nie mogą nawet się dowiedzieć, kto im tak robi koło pióra! Być może ci ludzie są winni, nie będę w to wnikał, ale mają prawo do tego, by wiedzieć, kto i o co konkretnie ich oskarża.
Instytucje świadka koronnego i świadka incognito wprowadzono odpowiednio w latach 1995 i 1997 wzorując się ma prawodawstwie anglosaskim, zapominając o tym, że w pozostałych państwach UE obowiązują systemy prawne oparte jeszcze na prawie rzymskim i Kodeksie Napoleona. Anglosaci w ogóle nie mają Kodeksu Karnego. Dwunastoosobowa ława przysięgłych orzeka u nich o winie, ale wysokość kary ustala sędzia, a prawo jest precedensowe, to znaczy, że większość wyroków i zasad obowiązujących w sądzie opiera się na dawniej wydanych toczonych sprawach i wydawanych wtedy wyrokach. Wprowadzenie tych dwu instytucji do naszego systemu prawnego było jak przesadzenie sosny do lasu deszczowego – nijak się, cholera, nie zaaklimatyzuje. Jankesi mają setki prawnych rozporządzeń dotyczących okoliczności, w których kogoś można uznać za świadka incognito, albo za świadka koronnego.
Świadek incognito w USA zostaje uznany za takiego dopiero po złożeniu zeznań, których wartość dowodową oceniają adwokat i sędzia. Adwokat oskarżonego może podważyć wiarygodność świadka. Jeżeli to mu się nie udaje, sąd może świadkowi przyznać status "incognito" i od tej pory obejmuje go dość kosztowny program ochronny. Oglądaliśmy wiele filmów o tym, jak to anonimowego świadka chronią agenci federalni ("Egzekutor").
Świadek koronny to skruszony oprych, ale żeby go uznać za takowego, muszą być spełnione określone warunki - jeżeli kogoś np. zabił, to nie ma mowy, żeby sprawiedliwość poszła z nim na jakiekolwiek układy. Tych rozporządzeń wykonawczych nie da się wetknąć do naszego systemu prawnego – wiec obie instytucje wiszą w powietrzu. Owszem, są bardzo wygodnym narzędziem dla prokuratury.
I na tym się chyba wyłącznie zasadza ich przydatność.


Czu jest prawdopodobna taka sytuacja?

Pan prokurator, powiedzmy, Bawełna, wchodzi do celi, w której siedzi jakiś bandzior, powiedzmy, „Cielęcina”. Pan prokurator kładzie na stole gazetę, Na pierwszej stronie tej gazety widać fotografię uśmiechniętego szeroko posła… no, powiedzmy, Młynarza.
- Witam, panie Cielęcina. Mam dla pana złe wiadomości. Posiedzi pan.
- Panie prokuratorze, ale ja jestem niewinny.
- Tu wszyscy są niewinni do pierwszej wspólnej kąpieli. I pan też. Co prawda…
- Co, panie prokuratorze?
- Gdyby pan nam pomógł…
- W czym?
- Wie pan, prowadzimy sprawę zabójstwa marszałka Kipały.
- I co?
- Zastanawiamy się, czy pan coś o tej sprawie nie słyszał…
Cielęcina idiotą nie jest.
- Coś niecoś się słyszało.
- Na przykład… mówi się u nas w prokuraturze, że w sprawę zamieszany był poseł…
W tym miejscu pan prokurator urywa i znacząco spogląda na leżącą przed Cielęciną gazetę.
Jeżeli Cielęcina naprawdę nie jest idiotą, to wspólnie z prokuratorem Bawełną wplączą posła Młynarza w spisek mający na celu porwanie papieża i zamach 9/11. Bandyta zyska status świadka incognito i załatwi sobie lepszą celę, a pan prokurator też dostanie to, co chciał – wespół z redaktorkiem naczelnym jakiegoś szmatławca umoczą polityka po same uszy.
Komu potrzebne jest takie prawo?
Na pewno nie nam.

Kogo przydusić

Ze dwa, albo trzy lata temu przeczytałem w jakimś raporcie ekonomistów związanych z ONZ, że wystarczyłoby odebrać 7% dochodów najbogatszym 400 rodzinom na świecie i te fundusze wystarczyłyby na likwidację wszystkich światowych problemów z wyżywieniem, szkolnictwem i opieką zdrowotną całej ludzkości.
Nie wiem, jak to wygląda obecnie, ale myślę, że proporcje są podobne.
Po przeczytaniu tej dość szokującej informacji zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób Bill Gates na przykład odczułby tę stratę 7% dochodów. Istnieje określona ilość dóbr konsumpcyjnych, które człowiek jest w stanie spożytkować. Choćbyś miał tysiąc domów, spać możesz tylko w jednym naraz. Możesz mieć milion par butów, ale korzystasz tylko z jednej. Jeżeli lubisz kotlety schabowe, to możesz się nimi objeść do wypęku, ale po zjedzeniu kilkunastu będziesz miał dość - a na pewno będzie miał dość twój żołądek.
Cóż dla Billa Gatesa będzie oznaczała strata miliarda dolarów? Będzie sobie musiał odmówić stu milionów kotletów? On tego nawet nie odczuje.
Nie jest to tylko mój pogląd: amerykański miliarder George Soros od kilku już lat twierdzi, że świat zniszczy zachłanność najbogatszych i bierność najbiedniejszych - ogłupionych przez rozmaite media, będące na usługach tychże bogaczy. Albo bogacze dobrowolnie zrezygnują z części swoich zysków, albo nas wszystkich razem diabli wezmą. Tako rzecze Soros - i sądzę, że ma rację.
Jeżeli mamy wyjść z kryzysu, to nie ma co strzyc myszy. Proces to długotrwały, mało opłacalny i kłopotliwy - bo potrzeba do tego mnóstwo fryzjerów, a myszy lubią uciekać przed goleniem. Znacznie łatwiej ostrzyc kilkanaście lwów i niedźwiedzi. Państwo ma dostateczną siłę, żeby ogolić te towarzystwo - i znacznie przy tym będzie mniej roboty. Te lwy i niedźwiedzie mają na swoich usługach rozmaite papugi, które będą się darły, że to zbrodnia, ale nie zwracajmy na nie uwagi.
Nie mówię, że lwy i niedźwiedzie trzeba ogolić do skóry, ani nie nawołuję do srogiej z nimi rozprawy. Ostrzyżenie nadmiernie kudłatego lwa wyjdzie mu tylko na dobre - a co ważniejsze, znacznie szybciej i łatwiej strzyże się lwy, niż myszy.
I nie ma się co bać, widok dubeltówki uspokoi każdego lwa. Trzeba tylko politycznej woli i konsekwencji. Niestety, ogłuszonym przez wrzaski papug myszom takie rozwiązanie do głów nie przychodzi.
I na koniec taka ot, uwaga. Podwyżka miesięcznych kosztów życia o choćby dwieście złotych wpędzi w czarną rozpacz ponad trzy czwarte społeczeństwa - można się też nawet spodziewać skrajnych reakcji. Kulczyk, Czarnecki, Solorz, Walter, Zasada, Niemczycki, czy pani Bochniarz nawet tego nie zauważą.
Jakby tych ludzi ogolić z połowy majątków (nawet gdyby to po chamsku skonfiskować), wymienieni podniosą dziki wrzask - ale na otarcie łez i tak im sporo zostanie sporo, a wrzask trzech osób nikogo nie ogłuszy. Budżet zaś byłby sporo zyskał.
I niech mi tu nikt nie pieprzy o grabieniu uczciwie zarobionych pieniędzy. Oni ich uczciwie nie zarobili. Żaden z nich nie odkrył kopalni złota, czy złóż ropy w swoim ogródku, nie dostał gigantycznego spadku, nie dokonał rewelacyjnego wynalazku, nie odkrył lekarstwa na raka, ani nie skonstruował innowacyjnej, ogromnie ułatwiającej życie maszyny. Dorobili się na kombinacjach i kombinacyjkach przy prywatyzacji majątku pozostałego przez PRL. Robili to lawirując na granicy prawa, albo często naginając te prawo w sposób niedopuszczalny. Towarzyszyły temu przekupstwa państwowych urzędników i innego rodzaju przekręty. W ciągu kilkunastu lat NIE DA SIĘ uczciwie powiększyć majątku tysiąc razy, jak to zrobili niektórzy z wymienionych.
I to byłoby na tyle.

czwartek, 28 października 2010

Dług publiczny.

Coraz częściej czytam, że niektórzy z ekonomistów zaczynają przebąkiwać o tym, iż dług publiczny rośnie. Niemcy dość otwarcie już piszą, że za trzy lata, kiedy zostaną sprywatyzowane wszystkie już ostatki po PRL-u, zostaniemy z gołymi dupami. Ciekawy pogląd, nawiasem mówiąc, to w tym okropnym PRL-u zbudowano jednak i stworzono coś, za co do dzisiaj niektórzy chcą płacić?

Tymczasem...

Niedawno oglądałem jakiś amerykański film, w którym dwaj policjanci jadący windą prowadzą taki mniej więcej dialog:

- Czy wiesz, że jeden procent Amerykanów zarabia więcej, niż pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć?
- Pieprzysz!
- Nie, mówię całkiem poważnie.
- O kurwa! I co, niczego z tym się nie da zrobić?
- Nie wiem, trzeba pomyśleć...

Filmu nie reżyserował bynajmniej Michael Moore. W zwykłym, amerykańskim filmie pojawiają się - jej Bohu! - pytania godne komunisty. Polacy nadal uważają, że fajnie jest.

Owszem, spłacajmy dług publiczny. Zastanówmy się tylko, kto i w jakim stopniu jest za niego odpowiedzialny i czy godzi się równo rozłożyć obciążenia...

środa, 27 października 2010

Chciałbym mieszkać w Chinach...

http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,8569966,Komputerowych_piratow_zniszcza_cenami_.html

Normalnie padłem. Po 20 (?) latach walki z piractwem odkryli, że może jak będą sprzedawali taniej, to więcej ludzi kupi. Doszedłem do wniosku, że Microsoft jest trochę jak KK... Normalnemu człowiekowi zajmuje to kilka minut analizy, ale dopiero po 1000 lat przyznają że Słońce krąży wokół Ziemi... :)

Swoją drogą, sprawdziłem sobie, na szczęście u nas panuje dobrobyt mlekiem i miodem płynącym, skutkiem czego W7 nie jest u nas za 180 zyli jak w Chinach, tylko za 360... No ale za luksusy trzeba płacić, prawda...

Codziennie rano kiedy robię prasówkę z grzanką i Tajfunem czuję się niemal zagrzebany pod informacjami z cyklu "jest wspaniale". Gospodarka kolejne sufity przebija, płace idą w górę, w sklepach RTV i AGD kolejki jak za PRL, bo ludzie nie mogą usiedzieć w domu tylko kolejne elektroniczne bajery kupują... Od czasu do czasu ktoś się potknie, bo dzisiaj dla odmiany dowiedziałem się, że biura podróży plajtują... Ale notkę napisał pewnie jakiś nowy, jeszcze z polityką firmy że "jest wspaniale" się nie zapoznał...

Niestety, wcześniej czy później trzeba wyjść z domu i już mniej więcej po godzinie brutalny papier ścierny rzeczywistości weryfikuje prasówkę... A to w końcu Wrocław, nawet nie chcę wiedzieć, jak czuje się młody człowiek w pomniejszym miasteczku na Pomorzu czy ścianie wschodniej...

Więc nie śmiejmy się może z Chińczyków, a Billa pokornie poprośmy o ceny jak z Chin + miska ryżu gratis do każdej legalnej kopii...

Zapłodnienie in vitro

Mam silne wrażenie, że rząd premiera Tuska i PO kolejny raz chcą ludziom zamydlić oczy.
Dyskusja o zapłodnieniu in vitro wzbudza żywe emocje, fluorescencje grożą ekskomunikami, w powietrzu kłaki latają, a przecież...

Po pierwsze, podejrzewam, że dziewięćdziesiąt kilka procent par małżeńskich w tym kraju może mieć potomstwo - ale nikt nie bada, ile z nich nie decyduje się na dzieci z powodów czysto ekonomicznych. Zamiast bić pianę, spróbujcie, panowie posłowie, stworzyć takie warunki, żeby dziecko w małżeństwie pojawiało się w sposób naturalny i żeby nikt z tych, którzy chcą i mogą, nie ograniczał swej aktywności - a dopiero potem zajmijcie się tymi, co chcą, a nie mogą. Tych pierwszych jest kilkanaście razy więcej.

Nie jestem przeciwnikiem zapłodnienia in vitro - ale płacić za to z państwowej (czyli pośrednio mojej) kasy nie chcę. Są w tym kraju np. dzieci do adopcji - jak się ktoś chce spełniać rodzicielsko, to proszę bardzo. Za zapłodnienie in vitro płacić mu nie zamierzam, niech płaci sam. Znacznie bogatsze od Polski kraje nie refundują tego rodzaju zabiegów, które zresztą wcale nie dają pewności, że doprowadzą parę do upragnionego wrzasku w kolebce. W tym kraju jest dość ludzi naprawdę chorych, którym trzeba pomoc - leczenie dramatów psychiki niemogętów (którzy poza tym są zdrowi jak konie) za państwowe pieniądze to gruba przesada.

Od pierwszego stycznia dostaniemy w łeb tak, że ciężko się będzie pozbierać - podwyżki cen energii elektrycznej, gazu, czynszów, podwyżka VAT, zniesienie zerowej stawki VAT na książki i podręczniki... Wszystko to razem powinno już teraz niepokoić ludzi - ale nie, dyskutujemy o zbrodni (czy jej braku) w Smoleńsku, potem wybucha sprawa krzyża, zabójstwo w Łodzi, a teraz zapłodnienie in vitro.

Nie macie wrażenia, że ktoś podsuwa wam tematy zastępcze? Że wszystko to przypomina to bójkę na dworcu, którą toczą wynajęci przez kieszonkowców statyści, żeby doliniarze spokojnie mogli się dobrać do portfeli zagapionych pasażerów?

Ledwo się zaczęła dyskusja o finansach KK (której wynik mógłby nam wszystkim oszczędzić sporej części tych podwyżek), a już pojawiło się parę innych ogromnie medialnych spraw.

Psiakrew, kiedy wreszcie Polacy zmądrzeją?

poniedziałek, 25 października 2010

Znany mecenas

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8564211,Zmarl_znany_adwokat_Tadeusz_de_Virion.html
Może ja świnia jestem, bo podobno o zmarłych należy pisać tylko dobrze, albo wcale - ale chciałbym przypomnieć, że w USA prawnicy broniący gangsterów nie cieszą się szczególną społeczną sympatią i po śmierci nie wystawia się im laurek.
Ten pan po prostu - za Wespazjanem - udowodnił, że pieniądz nie śmierdzi.

niedziela, 24 października 2010

GAMEDEC

Po przeczytaniu czwartego tomu przygód Torkila Aymore postanowiłem napisać kilka słów o twórczości Marcina Przybyłka.
Jest ona o tyle niezwykłym zjawiskiem, że Marcin jako jeden z bardzo niewielu polskich pisarzy fantastyki zajmuje się tym, co było pierwotną siłą fantastyki - rozważaniami nad kierunkami, w jakich może się rozwinąć nasza cywilizacja. Wszelkiego rodzaju (bardzo popularne) historyjki o czarowniku w gumofilcach, albo inne opowiastki o dzielnych panienkach, które zgwałcone przez pułk jazłowieckich ułanów potrafią jeszcze wyciąć w pień dwa inne, są może zabawne i dobrze się je czyta (jak komu zresztą, mnie nigdy nie bawiły), ale intelektualnie miałkie jak piosenki zespołu "Mazowsze".

Marcin ma natomiast odwagę zastanawiać się, jaka będzie przyszłość Homo Sapiens. Nie jest nawet istotne, czy myli się, czy nie; ważne jest, że podejmuje taką próbę i usiłuje namówić Czytelnika do podjęcia jednego z najbardziej bolesnych wysiłków - do myślenia.W dodatku jako jedyny chyba z polskich autorów dostrzegł, że świat zmienia się coraz szybciej, w sposób coraz bardziej nieprzewidywalny i tylko patrzeć, kiedy kierunki tych zmian nam się rozjadą, a ludzkość się podzieli bardziej, niż Polska w wyniku działań obu Braci Mniejszych. I te podziały będą jak najbardziej widoczne - inny będzie facet łażący na co dzień w kombinezonie, którego nie ruszy bezpośrednie trafienie pociskiem "Polaris", a inny będzie gość leżący w dobrze chronionym łóżku i kombinezonie dającym dostęp do przeżyć w Virtualu. Tacy ludzie niełatwo w ogóle znajdą nić porozumienia.

Twórczość Marcina wyrosła z gier komputerowych. I znów - jako pierwszy i do tej pory chyba jedyny z polskich autorów Marcin dostrzegł coraz większą rolę, jaką pełnią gry w naszym życiu. I potrafił rozwinąć koncepcję gier. Dostrzegł także rosnącą rolę przemysłu rozrywkowego i tej jego gałęzi, która sensu stricte dostarcza nowych gadgetów do gier. W świecie Torkila Aymore'a coraz trudniej odróżnić Real od Virtualu, a człowiek może zostać Bogiem - Bogiem wykreowanego przez siebie (albo twórców jakiejś gry, o ile zwycięży i pokona rywali) świata.

I coraz trudniej (szybciej) się żyje - bo coraz trudniej się przystosować do zmiennej sytuacji.

Przy okazji, przyszło mi na myśl, że Marcin mimo woli odpowiedział może na dręczące naszych uczonych pytanie dotyczące Milczenia Kosmosu. Może te inne, wyprzedzające znacznie naszą cywilizacje przestały się zajmować Realem i powłaziły w Virtuale, ofiarujące przecież nieskończenie więcej możliwości?

Poczekajmyż na kolejne książki Marcina.

sobota, 23 października 2010

Pytanie do znawców

Jako młody człowiek uwielbiałem Sienkiewicza.
Przodek pana Podbipięty, Stowejko Podbipięta, w bitwie pod Grunwaldem ściął głowy trzem niemieckim, jadącym obok siebie konno rycerzom w mnisich kapturach, za co nagrodzono go herbem Zerwikaptur.
Pytanie: Jak długi musiał być miecz, którym można było dokonać podobnego wyczynu? Z moich wstępnych obliczeń wynika, że gdzieś tak circa ebałt półczwarta (czyli 3,5) metra...

Nowe horyzonty...

Wyobraźcie sobie czysto teoretyczną sytuację. Ma wyjść jakiś hit, np. Diablo III. I kupujecie go za 5 dolców. Za te pięć baksów nie dostajecie całej gry, tylko 1/10. Kończycie rozdział/etap i na tym koniec. Jeżeli chcecie grać dalej, uiszczacie kolejnego piątaka za następny. W ostatecznym rachunku mogłoby to wyjść nawet nieco drożej niż hurtowy zakup całej gry.

Czekajcie, nie musicie sobie nawet tego wyobrażać, przecież tak było z nowymi wersjami „Sam & Max” oraz „Monkey Island” na Steam :)

Więc gdzie logika w tym przepłacaniu? Otóż kupując ostatnią część bylibyście na 100% pewni, że to dobrze wydane pieniądze i nikt was nie oszukał. Przy obecnym stanie rzeczy, kiedy wersje demo przestały istnieć albo wychodzą pół roku po premierze (sic!) vide Mass Effect 2, kupujecie kota w worku i nieraz po niecałych dwudziestu godzinach grania czujecie się zniesmaczeni tudzież wkurwieni i zrobieni w jajo.

Ale spokojnie, do tego chyba nigdy nie dojdzie. W przeciwnym razie po uiszczeniu 5 dolców gracze machnęliby ręką na połowę tytułów wychodzących obecnie na rynku. Twórcy gier musieliby po prostu przyłożyć się do roboty, zamiast mydlić nam oczy głośnymi zapowiedziami, a to zdecydowanie nie byłoby im na rękę. Po co się przemęczać, jak można komuś kit wcisnąć.

Swoją drogą, muszę się do czegoś przyznać. Jestem uzależniony. Od „Kingdoms of Camelot” na Facebooku. Nie wiem czy to obciach czy nie, ale wciągnęło mnie i tyle. O oprawie graficznej nie ma co gadać, ale w przeciwieństwie do wielu gierek obecnie, ta ma grywalność. Zamki, rycerze, przymierza, bitwy nie z botami, a innymi graczami.

Rzecz jest całkowicie za darmo, ale do czasu. Bo jeżeli chcecie się rozwijać, to trzeba już trochę dorzucić. Większy zamek, lepsze mury, szybsze szkolenie żołnierzy, lepszy rozwój technologii itd. itp. Gratis możecie osiągnąć wiele, ale żeby wspiąć się na samą górę trzeba trochę dorzucić z portfela. I wielu tak robi.

Zresztą z tego co wiem w „Farmville” jest tak samo. Jak ktoś mi opowiada że kupił jakieś super sadzonki za ileś tam, to patrzę na niego jak na durnia, a on na mnie podobnie jak mówię, że zabuliłem za lepszy magazyn na surowce. Tym sposobem Zynga ma obecnie zyski depczące po piętach takim gigantom jak EA, przez co wielcy chcą podobne firmy wykupić, żeby im torcik sprzed nosa nie umknął.

Czyli, dać komuś załapać bakcyla, a potem spokojnie czekać, aż otworzy portfel. Problem w tym, że gdyby coś takiego zrobić ze wszystkimi grami, przynajmniej w połowie przypadków zamiast znowu otworzyć portfel, zapytalibyście „Are you fucking kidding me?” :)

Eutanazja

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/sekret-michaela-cainea,1,3738869,kiosk-wiadomosc.html
Ciekawi mnie, jaka jest wasza opinia o eutanazji. Ja w pełni popieram stanowisko sir Michaela. Człowiek nie decyduje o tym, czy chce się urodzić, czy nie i niczego się na to nie da poradzić. Ale każdy z nas powinien mieć prawo podjęcia decyzji o tym, kiedy chce to życie zakończyć. Nie zamierzam wszczynać dyskusji, w jakiej formie powinno się to odbywać, ale zapraszam do rozważań, czy w ogóle powinno to być dopuszczalne.

piątek, 22 października 2010

Mamy następną drugą...

Wałęsa obiecywał drugą Japonię. Słowa dotrzymał, choć nie do końca. Zapierdzielamy jak Japończycy, tylko ich płac nie mamy.

Tusk obiecał nam drugą Irlandię. Słowa dotrzymał w całości. Polska trzeszczy, a młodzi ludzie spierniczają za granicę. Tak samo jak teraz w Irlandii.

Kaczyfon nic nie obiecywał, ale...

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8555332,PiS_chce_pilnowac_internetu__Powola_specjalny_zespol.html#opinions

Już wiadomo, PiSS chce nam zafundować drugą Chińską Republikę Ludową. Tam też walczą z internetem, zresztą nie bez kompletnego powodzenia.

To powodzenia, Jaruś... :)

Ciemna strona mocy, czyli "Darksiders"

Są takie gry, że reklamują je na potęgę, choć jeszcze nawet zarodek nie powstał...

Są i takie, że reklamują, reklamują, a nic nie wychodzi... Duke Nukem Forever (forever advertised)...

A czasami dostaje człowiek cichaczem... Ni widu, ni słuchu i nagle wypada zza węgła...

Krótko i na temat, grafika na kolana was nie powali...

Ale o ile granie na PC ma swoje plusy (strategie, przygodówki i cała masa najróżniejszych gier), zawsze z lekką zawiścią patrzyłem na tzw. rzeźnie tworzone na konsole...

Jak sięgam pamięcią, na PC z tego gatunku wyszło tylko Devil May Cry 3 i 4...

To teraz mamy "Darksiders". Facet z mieczem dłuższym od samochodu, może rzucać samochodami, rżnie wszystko w fontannach krwi na lewo i prawo, a może zamienić się w coś wielkości małego domku jednorodzinnego, z jeszcze dłuższym mieczem w płomieniach...

Wolno mu, w końcu to personifikacja wojny. W sensie jeden z jeźdźców apokalipsy. Wojna. Wojnę wrobili i niechcący zaczął apokalipsę.

Bossowie, combo itd. itp. Rozpierducha na całego...

Czasami dobrze w coś takiego pograć po nerwowym dniu pracy... :)

No i biedny Tomuś dostał drugą…

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8551755,6_letni_Tomek_przeszedl_drugi_przeszczep_watroby.html?order=najnowsze#opinions

Też jestem skurwysyn. Ludzie, zatrzymajcie się na chwilę i pomyślcie. Wiecie jakie dramaty towarzyszą przeszczepom? Wpisanie na listę, wymagania odnośnie wpisania na listę, oczekiwanie, przeszczep, obawa przed reakcją organizmu? Odnośnie JEDNEJ wątroby?

A ten konkretny dzieciak dostał DRUGĄ, bo pierwsza była dla jaj!

Na tym świecie jakieś dziecko umiera co 3 sekundy, jak wynika ze statystyk. Zaś na tego „biednego dzieciaczka” państwo wydało już więcej w ciągu pół roku, niż na x pacjentów w ciągu dziesięciolecia.

Rodzicom teraz gmina na koszt państwa dom remontuje, bo za przeproszeniem najprawdopodobniej syf taki tam panował, że dzieciak po przeszczepie tygodnia ataku bakterii by nie wytrzymał.

Gdzie się kończy medialność, a zaczyna rozsądek?

I czy ktoś w końcu pociągnie rodzinkę do odpowiedzialności, że podała dziecku TRUCIZNĘ a teraz wszyscy za to płacą?

Banda durniów z jednym wyjątkiem...

http://wyborcza.pl/1,75248,8550311,Dopalacze_ostatecznie_zakazane.html

Podpisując się rękami i nogami pod słowami Cimoszewicza zadam jedno niewygodne pytanie...

Sherlock Holmes był morfinistą. Za czasów tej fikcyjnej choć genialnej postaci Wielka Brytania rządziła jak świat długi i szeroki. A morfinka była powszechnie dostępna...

W Holandii można spokojnie zapalić blanta od x lat, a jednak ten kraj jeszcze nie runął w zgliszczach, więcej, 10 lat temu mieli siedem pasów autostrady w jedną stronę pod lotniskiem w Amsterdamie...

Czy ktoś do cholery w końcu wytłumaczy mi sensownie, dlaczego państwa wydają x milionów swoich walut na zwalczanie pewnego zjawiska, zamiast czerpać x milionów z jego opodatkowania?

Morfina i trawka uspokajają, to wóda powoduje agresję i tragedie...

A na wódkę nawet recepty nie potrzeba :)

Dlaczego mam wrażenie, że najbardziej na utrzymaniu obecnego stanu rzeczy zależy siłom porządkowym do zwiększania statystyk i przestępcom do pracy?

czwartek, 21 października 2010

Świadectwo poczytalności

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/napad-na-biuro-pis/gaszono-papierosy-na-szyjach-modlacych-sie-kobiet,1,3739840,wiadomosc.html

Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości dotyczące zdrowia psychicznego Jarkacza, to teraz powinny się rozwiać jak pierd w huraganie.
To już nie są bezczelne kłamstwa, do których Kaczor zdążył nas przyzwyczaić. To jest bredzenie chorego człowieka. Oparzeliny po zgaszeniu papierosów pozostają przez parę lat, albo dłużej. Ten facet nie kłamie - on po prostu w to wierzy. I dlatego trzeba by go jednak przebadać psychicznie. Czy są jakieś procedury regulujące te sprawy? Przecież nie może być tak, żeby psychol spokojnie wchodził sobie do Sejmu.
Na miejscu jakiegoś posła zażądałbym poddania Kaczora badaniom. Ten człowieczek może kiedyś przyjść do Sejmu z ukrytym pistoletem i zrobić nielichą rozpierduchę.

Przechodź obojętnie obok salonów, bo z forsy wyskoczysz...

No i klops. Ilekroć przechodzę obok EMPiK po premierze jakiegoś głośnego tytułu, ani się obejrzę, jak w portfelu brakuje ponad stówy, ale za to przybywa kolorowe pudełko w ręce. Tak było i tym razem z Fallout: Las Vegas.

Wprowadzenie pokazuje, że podwyższono jakość przerywników animowanych (jeżeli wystąpią jakieś poza intro) i teraz wyglądają naprawdę ładnie. Co do fabuły, jak każda inna, ani nie usypia, ani nie wgniata w fotel. Ot, trafiła rybka między orkę a rekina.

Z wyglądem postaci zaczynają już przeginać, tak samo jak w wielu innych grach. Pokuszę się o szowinistyczne stwierdzenie, że w gry typu Mass Effect, Dragon Age, czy Fallout gra zdecydowanie więcej facetów niż kobiet, a dla nich takie rzeczy jak wysokość kości policzkowych to naprawdę duperele. Rzecz jasna, zazwyczaj wybiera się jeden z predefiniowanych wyglądów, ale z ciekawości zajrzałem i od możliwości w głowie mi się zakręciło. Metroseksualny utknąłby w tym miejscu na dwie godziny.

Potem to co zwykle, imię i definiowanie cech fizycznych, umiejętności itp. Przy tym ostatnim można ocipieć, bo zanim ma się możliwość właściwego rozdzielenia punktów, doktorek robi nam test „co pan widzi na tym rysunku” (1. Dupę. 2. Pan jest zboczony! 1. A kto mi te świństwa pokazuje?) Może i bardziej to realistyczne, ale męczące.

Przed samym wyjściem na pustynię, gra uprzejmie informuje, że można włączyć tryb hardcore. Medykamenty na zdrowie działają po pewnym czasie i nie leczą uszkodzonych kończyn. O dziwo, amunicja coś waży, a na pustyni można się odwodnić (szok). Szkoda tylko że dalej nie odkryli, iż kilka strzałów oddanych z bliskiej odległości w tył głowy powalą i Rambo. Poza tym, ten poziom trudności można wyłączyć w każdym momencie gry. Też mi hardcore...

Ogólne wrażenie po godzinie grania, poza zmianą otoczenia i fabuły, gra jest identyczna z Fallout 3. Ten sam engine, mechanika gry i ogólna stylizacja.
Oczywiście, fani serii pewnikiem pójdą w moje ślady i tak czy siak na taki układ pójdą, ale jak dla mnie gra powinna być z ww. powodów dużo tańsza. Poza tym mam wrażenie, że temat zaczyna być eksploatowany do bólu. Bomby atomowe dup, schrony, krajobraz post-katastroficzny, walka o przetrwanie i tak dalej, i tak dalej. Przynajmniej daliby człowiekowi możliwość ustawienia trybu walki turowej jak za czasów świetności serii, bo już drugi raz mam wrażenie, że gram w strzelankę zwykłą...

Wizerunek

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na to, jakie fotografie Palikota pojawiają się ostatnio w prasie i na Onecie, oraz innych serwisach informacyjnych.

Jeszcze do niedawna wyglądał na wszystkich jak idiota. Obecne aparaty fotograficzne wykonujące po kilka zdjęć w ciągu sekundy dają możliwość pięknych manipulacji. Normalny człowiek podczas rozmowy robi rozmaite miny i waląc nieustannie zdjęcia zawsze można wybrać takie, na których źle widziany przez media polityk będzie miał minę drapiącego się w (_!_) podczas defekacji szympansa.

I tak jeszcze do niedawna przedstawiano Palikota.

Ale od niedawna Palikot zaczyna nabierać rozpędu jako polityk. Kto wie, może mu się nawet uda stworzyć jakieś znaczące ugrupowanie polityczne? Lepiej go nie drażnić, bo może być pochyło.

Media na razie jeszcze nie przedstawiają Palikota jako Rozmyślającego o Przyszłości Ojca Narodu, ale już przestały robić z niego małpę.

Ciekawe, dlaczego?

wtorek, 19 października 2010

Morderstwo w Łodzi

Kilka tygodni temu napisałem, że ten kurdupel Kaczyński zrobił to, co na większą skalę udało się Miloszewiczowi w Jugosławii - podzielił społeczeństwo tak, że możliwy będzie rozlew krwi. Na dobrą sprawę kurduplowi udała się większa sztuka, bo Slobo oparł się na podziale narodowościowym, a Kaczor najpierw stworzył wroga (Układ), a dopiero potem zaczął judzić. Polska powojenna bywała dzielona na rozmaite sposoby, ale nie pod względem narodowościowym.

Nie jest istotne, że pierwszymi ofiarami kaczej obsesji są PiS-lamiści. Równie dobrze krew mogła się polać po przeciwnej stronie. Wystarczy wejść na jakiekolwiek forum i poczytać komentarze - jeszcze kilka lat temu ludzie nie zionęli do siebie taką nienawiścią. Kaczor tak podzielił społeczeństwo, że tych podziałów nie zasypie się w ciągu kilku nastu lat. Już teraz rozmaici dziadziusiowie pieprzą wnuczkom o "smoleńskim zamachu" - a czym skorupka za młodu nasiąknie, tym jajo na starość wali...

Niewykluczone, że teraz jakiś zaciekły PiS-lamista zechce wziąć odwet i wyrównać rachunek. Wojny mafijne mają to do siebie, że szefowie zliczają ofiary jak punkty - łeb za łeb. A to, co się w Polsce dzieje - przynajmniej ze strony PiS - przypomina działania mafijne. Jeden "capo di tutti capi" i wszyscy muszą mu być posłuszni.

Wiecie co? Coraz bardziej poważnie zastanawiam się nad partią Palikota. Facet mówi to, co myśli - a ważne jest, ze tak jak on myśli większość Polaków...

A na łódzkim zabójstwie zyskuje oczywiście PiS. Wrzawa, żądania ochrony... Kaczor ponownie wróci na łamy gazet. Stara rzymska zasada każe szukać winnego wśród tych, co na tym skorzystali...

poniedziałek, 18 października 2010

Uzdrowisko "Cześć pamięci"

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8505358,Ustawa_uzdrowiskowa_szkodzi_dolnoslaskim_kurortom.html

Co ciekawe, owa "perełka" wybrańców naszego narodu nie obejmuje masywnych masztów energetycznych, które to w przeciwieństwie do masztów komunikacyjnych już udowodniły, że mogą przyprawić o łysą główkę...

Do uzdrowisk nie jeżdżą ludzie zdrowi, chyba, że mają taki fetysz... Więc czysto teoretyczna sytuacja: na ulicy "uzdrowiska" pada starszy człowiek z zawałem serca, wysłany tam zresztą przez lekarza w trosce o jego stan zdrowia, ostatnimi siłami wyciąga telefon komórkowy, żeby zadzwonić po pogotowie... Jeden z ostatnich obrazów jaki zobaczy to napis "brak zasięgu" na ekranie telefonu... (kurna, ja mieszkam we Wrocku, to nie jest, podkreślam NIE JEST uzdrowisko, raczej dom wariatów, ale i tu zasięg mi szwankuje, a masztów podobno od grona)...

Skoro starszy człowiek nie dodzwoni się na pogotowie, zapewne umrze na środku ulicy uznany za pijanego menela. W "rozumowaniu" ustawodawców ostatnią myślą staruszka będzie "dobra robota, chłopaki, nie umarłem na skutek działania masztów telefonii komórkowych". I dlatego ustawodawcy przyznali sobie podwyżki... W kraju mlekiem i miodem płynącym jest tak wspaniale, że podwyżki należą nam się jak psu buda, zdaje się myśleć płeć piękna i chłopaki z Wiejskiej... Ale o tym za chwilę...

piątek, 15 października 2010

No to dopalamy...

http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255,8514104,Busy_jezdza_przepelnione__bo_kara_jest_smieszna.html

Osiemnaście osób martwych. Żeby było ciekawiej, sam jeździłem takimi do Jeleniej Góry. Jak było Castle Party w Bolkowie, jeden siedział drugiemu na kolanach, a w busie sięgając ręką do przodu można było podpaść pod paragraf molestowania seksualnego, bo ta ręka na pewno kogoś by dotknęła. Jak sardynki w puszce. Pasy bezpieczeństwa? Bez jaj, w razie wypadku nie byłoby czego zbierać...

Można schizofrenii dostać, bo z jednej strony bombardują nas newsami jak to w kraju jest wspaniale, a z drugiej... Przecież takich miejscowości pod większymi miastami jest multum. Bukowina, Marczyce... to te, które mogę wymienić z pamięci... A i same "większe miasta' piszczą bidą... To co mają zrobić ci mieszkający w okolicy?

Ale w kraju mamy dwa gigantyczne kryzysy, krzyż i dopalacze... O krzyżu nie będę się wypowiadał, choć nabieram optymizmu, że za 100 lat ten naród w końcu wstanie z klęczek i zapyta "co tu się, do cholery, wyrabia?". Czarne pijawy, podziękujcie Kaczorowi.

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8514255,Jakie_mienie_odzyska_Kosciol_na_ziemiach_odzyskanych_.html

Ludzie w końcu zaczynają się orientować, że ktoś ich w bambuko robi, chowając się za osiołkiem...

A dopalacze, cóż... W kilka dni po zamknięciu serwisu dopalacze.com poinformowały że państwo straciło 6 albo 16 mln złotych, nie pamiętam, która liczba odnosiła się do podatków.

A my za to bekniemy....

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8514398,Dopalacze_to_nie_stan_wyjatkowy.html

Oprócz (pół)Tuska który zrobi wszystko, żeby zakryć mgłą fakt, iż z racji podniesienia VAT-u ludziom w sklepie gały z orbit wyskoczą po 1 stycznia, są jeszcze agencje międzynarodowe, Trybunał w Strasburgu itp. itd. I zasądzą odszkodowania. Tylko że za tą krucjatę nie zapłaci (pół)Tusk, tylko ja, ty, wy, wszyscy... Tak to już jest.

Dzisiaj był artykuł, coraz więcej studentów zapada na choroby psychiczne. Ja się im nie dziwię, po 2 kierunki, wszyscy myślą że uczą najważniejszej rzeczy na świecie (choćby i to była historia lingwistyki) i egzamin jak lądowanie w Normandii. Korporacje - wyścig szczurów. "Kowalski, albo zostaniesz do 20, albo Iksiński dostanie premię zamiast ciebie". To co się im dziwicie, że chcą namiastkę amfy? Nie wszyscy chcą być szczurami, ale teraz MUSZĄ. Jeden z naszych pożal się siło wyższa "raperów" w końcu dostrzegł, że dopalacze pochodne od amfy biorą też biznesmeni. Gratulacje panie "raper", teraz czas na odkrycie, że Ziemia jest okrągła...


Rozwiązanie jest proste, legalizacja trawy, a dla szczurów amfa na receptę. "Tajfun" wszedł na rynek jako środek zastępczy za coś podobnego do amfy, bo Polski rząd napiął mięśnie i poprzedni środek wrzucił na listę nielegalnych. Tak samo jak od 300 lat, z napięcia mięśni w naszym kraju pierdnięcie wyszło i ludzie w szpitalach zaczęli lądować...

Tego się nie zatrzyma. Właściciele strony dopalacze.com nie na darmo napisali "do zobaczenia". Bo przykład owych sklepów pokazuje, że pewna część społeczeństwa CHCE sobie pofolgować, a ludzkość to taka zaraza, że zawsze jakąś furtkę w prawie znajdzie. Zapytajcie tych od kryzysu finansowego. Tylko czy państwo chce na tym zarobić /vide Holandia/ czy dalej budować kilka miesięcy jeden kilometr autostrady.

Zdecydujcie się, czego w końcu wy "rządzący" chcecie. Wyścigu szczurów czy spokojnego państwa? Jak tego drugiego, to może zacznijcie od busików. Jasne, temat nawet w połowie nie tak medialny jak dopalacze, ale w Niemczech z Baden-Baden mam autobus co 30 minut.

Może by tak chłopaki mniej udawania, że styropian jest ostrą pizzą z dodatkowym chilli, a więcej REALNEJ roboty w państwie?

Zaprzeczenie

Jest takie powiedzenie: "Chcesz klechę naprawdę boleśnie kolnąć szydłem w dupę? Zagadnij go o kościelne finanse"

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/mocne-slowa-rzecznika-episkopatu-ws-majatku-koscio,1,3734655,wiadomosc.html

W kwestii krzyża na Krakowskim Przedmieściu Ich Fluorescencje wypowiadały się rzadko, skąpo i ostrożnie. Ale gdy tylko prasa podjęła temat kościelnych majątków, rzecznik episkopatu zagrzmiał jak (_!_) po grochówce. Ciekawe, dlaczego?

Biskup Pieronek uchodzi za człowieka ogromnie kulturalnego, rozumnego, zgodnego i spokojnego. Raz tylko widziałem, jak się autentycznie wkurzył. Było to podczas jego wypowiedzi z okazji ogłoszenie w Sejmie postulatów jakiejś posłanki SLD, która proponowała rzetelne oszacowanie majątków Kościoła i obłożenie KK takimi samymi podatkami, jakie płacą wszyscy inni w Polsce.

Kulturalny zwykle Pieronek grzmiał jak dorosły piorun i sypał określeniami w stylu: "komunistyczne zapędy, jakobińskie myślenie, czerwony terror..." i podobnymi.

Co jest w tych ludziach, którzy podobno ślubowali ubóstwo, że gdy mowa o forsie, biorą ich diabli?

czwartek, 14 października 2010

Lost Horizon

Zgodnie z zapowiedzią Anakhy...

LOST HORIZON

Przygódowka Deep Silver. Wczoraj ją uruchomiłem. Bardzo ładna, dynamiczna grafika, ciekawie zarysowana fabuła (Tybet, Niemcy usiłują znaleźć jakiś artefakt dający im władzę nad światem... SKĄD JA TO ZNAM?... samotny angielski śmiałek, który ma im przeszkodzić...), ale...

w ciągu trzydziestu minut gry mogłem sobie pograć przez kilka tylko. Diabli dużo czasu spędza się klikając PKM, by przyspieszyć czytanie dialogów. Ostatnio ta tendencja się rozwija.

Co jest, kurczę...

Panie Protasiuk...

...miałem pana za człowieka inteligentnego... i nigdy nie obwiniałem za śmierć bez mała stu osób pańskiego syna...

...ale...

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/ojciec-pilota-tu-154-to-byl-zamach,1,3733487,wiadomosc.html

Ja rozumiem, że przeżywa pan stratę syna. Ale uzewnętrzniać to w wywiadzie i to jeszcze dla takiego szmatławca jak "Nasz Dziennik" to już przesada.

W XXI wieku nikt w UE nie bawi się w zamachy na głowy państwa, zwłaszcza w przypadku kaczych główek lekko tylko wystających znad mównicy. Największy Przywódca Polaków za kilka miesięcy i tak wyleciałby na zbity pysk z posady, bo miał 20% poparcia we własnym kraju. Detektyw zapytałby w tym momencie, kto na tym skorzystał. Nikt nie skorzystał, może co najwyżej kilku uśmiechnęło się pod nosem myśląc "jaki prezydent, takie lądowanie".

Więc panie Protasiuk senior, albo pana syn rozwalił samolot na własną rękę, albo uległ naciskom, co też nie powinno mieć miejsca. W obydwu przypadkach na pana miejscu wywiady w rynsztokowych gazetach bym sobie darował.

poniedziałek, 11 października 2010

Recenzje gier redoux

Jak się pisze recenzję z gry? Normalnie. Gra się. Cały problem polega na tym, ile nad daną grą spędzimy. Na recenzję gry dostaje się kilka dni, no chyba, że to jakiś hicior, ale wtedy już i tak poszło kilka zapowiedzi. Czasami, mając niepokojąco dyszącego redaktora na karku, gracie przez jakiś czas, a potem wchodzicie na neta i czytacie kolejne cztery, pięć wiarygodnych recenzji, żeby dowiedzieć się, co ewentualnie dodać, żeby nie wyjść na laika. Jeżeli ktoś będzie twierdził inaczej to jest albo ascendentem (a tych niewielu), albo kłamie...

Bo tak naprawdę, ocenę macie wyrobioną już po pewnym czasie.

Parafrazując, jeżeli zamówicie w danej restauracji posiłek i pierwsze dwa kęsy smakują paskudnie, nie macie ochoty na resztę. Jeżeli jesteście nieugięci (w końcu już zapłaciliście) to weźmiecie następne dwa kęsy i wtedy już z pewnością będziecie wiedzieli, co zrobić dalej z talerzem. Czasami szukanie diamentu przestaje być opłacalne... :)

Więc...

Półrecki. Odpalamy grę i dajemy jej godzinę. Jeżeli po godzinie puzon fałszuje, zdajemy relację, a potem zmuszamy się do drugiej. Jeżeli druga legnie, na tym kończymy, przy czym każdy z was ma możliwość zgłoszenia własnych uwag.

Recenzja napisana przez jednego człowieka jest z gruntu subiektywna. Ale już przez kilkudziesięciu, cóż, może oni mają rację? :)

niedziela, 10 października 2010

DEMENTI

Stare dziennikarskie wygi powiadają, iż żadna wiadomość nie może zostać uznana za prawdziwą, dopóki nie zostanie opublikowane w tej sprawie oficjalne zaprzeczenie rządowe. Ostatnio często np. czytamy zaprzeczenia w kwestii tajnych więzień CIA w Polsce...

Jak jest naprawdę?

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/mlodzi-polacy-wola-mieszkac-ze-swoimi-rodzicami,1,3729209,wiadomosc.html

Może ktoś zechce mnie oświecić, jak to z tym jest? CHCĄ, czy SĄ ZMUSZENI chujowymi warunkami życia? Niech że mi odpisze ktoś z młodych Polaków, jakie mają szanse na samodzielne mieszkanie? Wiem, wolny rynek, mieszkań od cholery... ale kogo na nie stać? Jeden z moich znajomych, redaktor naczelny nie byle jakiego czasopisma wziął mieszkanie na kredyt i teraz trzęsie dupą, bo jak go zwolnią z pracy - a mogą, ileż to w końcu roboty, zwłaszcza że na jego miejsce ostrzy sobie zęby przynajmniej dwu, trzech młodych wilczków - to kredyt i mieszkanie wezmą diabli. Zresztą tego własnego mieszkania dorobił się w wieku czterdziestu kilku lat, przedtem też mieszkał z rodzicami. Co ciekawe, ów facet nadal uważa, że jest fajnie, bo... fajnie jest!

Komuna była zła, bo nie mógł kupić tytoniu "Amfora"! Kiedyż w końcu ludzie przestaną udawać, że żaba, do zeżarcia której ich zmuszono, to znakomita potrawa?

Autor tej notki na Onecie jest pewnie w takiej samej sytuacji, ale... Cenzury nie ma, prawda?

O to wam chodzi, młodzi Polacy?

sobota, 9 października 2010

Ktoś tu zwariował...

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/krzyz-pozostanie-w-warszawie-to-narodowy-skarb,1,3729004,wiadomosc.html
Zechciejcie zwrócić uwagę na sformułowanie "pielgrzymka do Smoleńska"...
Czy kogoś, kto zginął w tej katastrofie ogłoszono już świętym? Czy w Smoleńsku objawił się sam Najwyższy, albo któryś z pomniejszych Jego urzędników? Bo chyba nie chodzi o tego... Nie, nie napiszę o żadnym z psiankowatych, żeby nie urazić 20% PiS-lamistów.
Ale ktoś tu niewątpliwie ocipiał...

środa, 6 października 2010

Telekomuna i Diablog

No to tak. Pięć lat temu opuściłem TP z powodów ideologicznych. Przeszedłem do Dialogu. Na początku fajnie było, a jakże. Kłopoty zaczęły się, kiedy podpisałem umowę na 6 megabitów. Nagle Wrocek, Miasto Spotkań (w korkach) zamienił się w Zimbabwe. Przychodził deszcz, choć nie zima, a Neta ni ma. Więc w okolicach września, października dzwoniłem do BOK nieraz 3 razy w tygodniu i prawie zawsze prowadziłem babkę z drugiego końca linii krok po kroku za rękę, mówiąc jej jak problem rozwiązać, a to chyba powinno inaczej wyglądać.

W końcu przyszedł Technik Uczciwy i Rzetelny. Stwierdził, że kabel do stacji bazowej jest za długi, pow3stają zatem szumy na linii i w związku z powyższym, realna, stabilna prędkość Netu u mnie powinna wynosić 2 megabity. Jak mu powiedziałem, że dzień wcześniej dzwonił handlowiec (umowa się kończy) i powiedział, że nawet 10 megabitów z telewizją będzie tu hulać, to omal nie padł ze śmiechu. Agenci handlowi już tak mają, że - jak adwokaci - kłamią otwierając paszcze.

Nie pierwszy raz zresztą, zaryczałem „komuno, wróć!” Dzwonię do TP. „Ok, przyjęliśmy zgłoszenie, w czwartek przyjdzie do pana przedstawiciel w celu podpisania umowy na 20 megabitów.” Fruwam ze szczęścia pod sufitem. Ale mija dzień, drugi, trzeci, a tu jeszcze mieli wcześniej technicy podać mi odpowiedź na proste pytanie, ile tu realnie pójdzie, bo drugi raz na x megabitów które ciągle są na haju drugi raz nabrać się nie dam. No więc dzwonię raz jeszcze i pytam, co z tymi technikami. „Technicy orzekli, że maksymalna prędkość u pana to 2 megabity”. „Aaa, to tego pana co ma być w czwartek możecie poinformować, że ma wolne”.

Żeby było zabawniej, lubię zrobić wywiad kompleksowy, więc zaopatrzyłem się w prepaida Orange. W Noki 5230 (tak wiem, żaden wypas, ale z takich bajerów już wyrosłem) GPS przez bite 15 minut uparcie mnie informował, że jestem w Kątach Wrocławskich i nie mógł złapać sygnału z satelitów. Wkurzony wymieniłem z powrotem na prepaid w Plusie. Po 15 sekundach poinformował mnie na jakiej ulicy się znajduję, a jak zaczął ustalać numer bramy, to wpadłem w lekki popłoch, bo pomyślałem, że zaraz do drzwi zapuka.

Nie wiem, może to wszystko kwestia miejsca zamieszkania. Ale tam do licha, przecież to Wrocław, 15 minut od centrum. Nawet nie chcę wiedzieć, jak takie kwestie wyglądają w Boguchwałach (tak, jest taka miejscowość).

Wniosek na dziś, Telekomuna dalej myśli, że Gierek żyje, a Diablog zapewne będzie wam chciał sprzedać osła uparcie twierdząc, że to czystej krwi arab.

Skontaktowałem się z kolejnym operatorem. Na razie nie zapeszam, będę zdawał relacje na bieżąco.

I bądź tu k... patriotą...

poniedziałek, 4 października 2010

PO na dopalaczach i środkach uspokajających zarazem

„Mamy do czynienia z przeciwnikiem bezwzględnym, ale i wyrafinowanym - mówił premier Donald Tusk w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku (Centrum Zarządzania Kryzysowego) na konferencji prasowej nt. dotychczasowych działań rządu w walce z dopalaczami. Jak zaznaczył szef rządu: "Spodziewamy się kontrdziałania. To są grupy wyposażone w duże pieniądze". Tusk zapowiedział jednak działanie "na granicy prawa, ale w ramach prawa" (grzmi Tusk za onet.pl)

Panie premierze, ja mam wrażenie, że wy macie do czynienia z przeciwnikiem bezwzględnym i wyrafinowanym i to są grupy wyposażone w duże pieniądze. Tylko nie wiem, czy pan adresuje te słowa do właściwej grupy.

„Wszystko to, co funkcjonuje jako dopalacze w tych sklepach będziemy traktowali jako produkty zakazane, jeśli szkodzą ludziom oraz będziemy je traktowali jako produkty spożywcze - mówił Tusk i zaznaczył, ze obecną akcję przeciw dopalaczom można nazwać przełomem (grzmi premier dalej za onet.pl)

„Toksykolodzy mówią o kilkuset przypadkach zatruć dopalaczami - zaznaczył Prezes Rady Ministrów i dodał, że będzie chciał "pociągnąć do odpowiedzialności karnej jak najwięcej osób" odpowiedzialnych za ten proceder (za onet.pl, ten sam kolo)

„Zmarł 32-letni mężczyzna z Kępna (woj. wielkopolskie), który prawdopodobnie zażył dopalacze - poinformował rzecznik Komendanta Głównego Policji Mariusz Sokołowski” (za onet.pl)

„20-letnia dziewczyna i 19-letni chłopak trafili do podkarpackich szpitali po zażyciu dopalaczy. Ich życiu nie grozi niebezpieczeństwo - poinformował PAP w niedzielę rzecznik podkarpackiej policji podkom. Paweł Międlar.” (za onet.pl)

Jednym słowem koszmar, który jak dla nas zaczęła i komentuje na gorąco triumfująca teraz GW.

„Problem z dopalaczami na łamach "Gazety" sygnalizujemy od kilkunastu miesięcy. W czerwcu, na dzień przed zakończeniem roku szkolnego, odwiedziliśmy kilka sklepów kolekcjonerskich z 16-letnim gorzowianinem. W żadnym z nich nie miał problemów z zakupem dopalaczy. Część sprzedawców nieletniemu swobodnie doradzało."

„Krystyna Sławińska-Malczewska, lekarz rodzinny z Gorzowa, ostrzegała: - Dopalacze niszczą młody organizm tak samo jak normalne narkotyki, i uzależniają tak samo szybko. Powodują nieodwracalne zmiany w centralnym układzie nerwowym, zmiany osobowości, omamy, ataki agresji. A młody organizm jest bardzo podatny na uzależnienia. W tym wieku uzależnienia często kończą się tragicznie. To, że dzieci i młodzież mogą je swobodnie kupować, to tragedia. Musi się zmienić prawo, bo problem będzie coraz większy - przepowiadała Sławińska-Malczewska w czerwcu.”

"Od soboty na oddziale ostrych zatruć wrocławskiego Szpitala im. Marciniaka przebywa 76-letni pacjent, który źle się poczuł po zażyciu dopalacza. Mężczyzna ma podwyższone ciśnienie. Lekarzom tłumaczył, że dał się namówić znajomym na spróbowanie specyfiku." (wszystkie trzy cytaty za GW)

/ten ostatni cytat zasługuje na osobną adnotację. Szkoda, że debil nie wykorkował. Jak się ma 76 lat i bierze substancję pochodną amfetaminy, to powinno się cieszyć że przy takim poziomie głupoty ewolucja jeszcze w drodze naturalnej selekcji go nie wykończyła. Pozostaje mieć nadzieję, że nasz kandydat do nagrody Darwina nie ma potomstwa”.

To drodzy czytelnicy jest wstępniak do większego artykułu. Na razie dość rzec, że gdyby słowo „dopalacze” zamienić na „wódka” to wszystko inne pasowałoby jak ulał. Przedawkujesz, korkujesz. Pijesz za dużo, uzależniasz się. Nieodwracalne zmiany w psychice itd. itp. Gówniarzom sprzedają alkohol bez problemu, a nawet jak nie, to zawsze znajdzie się dobry kolega, co za kilka zyli okupu sam im kupi.

Media starają się wzbudzić histerię, podając „alarmująco” rosnącą liczbę młodzików, którzy trafili na oddział toksykologii po zażyciu dopalaczy. Ciekawe, ile w tym samym czasie na toksykologię trafiło smarkaterii, która prozaicznie naprała się jak meserszmity...

W następnym poście chętnie odpowiemy na pytanie, kto naszym skromnym zdaniem korzysta z tej wrzawy medialnej najbardziej. Na razie jesteśmy ciekawi waszych ewentualnych przemyśleń na ten temat...

Kolejny Potop...

Znalezione w sieci, ale dobrego nigdy za wiele...


Po wielu latach Bóg spojrzał znów na Ziemię i stwierdził, że bardzo się wśród ludzi źle dzieje. Byli zepsuci, przekupni, chciwi i skłonni do przemocy, więc postanowił znów zesłać Potop i zniszczyć Ludzkość. Ale przedtem wezwał Noego i powiedział: "Zbuduj Arkę z drzewa cedrowego, tak jak uczyniłeś to przedtem: ma być na 300 łokci długa, 50 łokci szeroka, 30 łokci wysoka. Zabierz żonę i dzieci, z każdego gatunku zwierząt po parze, a JA za 6 tygodni ześlę wielki deszcz…”

Noe nie był zachwycony - znów 40 dni deszczu, 150 dni bez wygód na Arce, bez telewizji, z tymi wszystkimi zwierzętami - ale jako człek posłuszny obiecał spełnić wolę Pana.

Po 6 tygodniach zaczęło lać dzień i noc. Noe siedział w ogródku i łkał niczym bóbr, bo nie miał Arki. Bóg wychylił się z nieba i zapytał: "Dlaczegoś nie spełnił mojej woli?"
Noe odpowiedział: "Panie, coś Ty mi uczynił? Po pierwsze, musiałem złożyć podanie o budowę. W urzędzie pomyśleli, że chcę budować stajnię dla baranów. Potem nie spodobała im się architektura - za wymyślna dla baranów, a w budowę statku na lądzie nadal nie chcieli uwierzyć. Wymiary Arki też nie znalazły poparcia, bo dziś nikt nie wie, jaką miarą jest łokieć i czyj łokieć to ma być. Po przedłożeniu nowych planów dostałem znów odmowę, bo budowa stoczni w terenie zamieszkanym jest niedozwolona. Po kupnie odpowiedniej działki zaczęły się kolejne kłopoty. W tej chwili np. chodzi o to, że w planach nie są uwzględnione systemy do gaszenia w czasie pożaru. Na moją uwagę, że będę przecież otoczony wodą, przysłali mi powiatowego psychiatrę. Kiedy psychiatra upewnił się, że jednak buduję statek, zadzwonili do mnie z województwa, żeby mi uświadomić, że na transport statku do morza będzie potrzebne nowe zezwolenie, a niełatwo je uzyskam, bo minister podał się do dymisji z powodu różnicy zdań z premierem na temat katastrofy smoleńskiej. Kiedy powiedziałem, że statku nie muszę transportować, bo będzie i tak otoczony wodą, z ministerstwa Marynarki Wojennej przysłali mi pismo, z którego wynikało, że według przepisów Unii powinienem złożyć podanie do Brukseli w ośmiu odbitkach i trzech urzędowych językach o zezwolenie na zalanie terenów zamieszkałych. Z drzewa cedrowego musiałem tez zrezygnować - nie wolno go już ze względów ekologicznych sprowadzać. Próbowałem kupić tutejsze drewno, ale nie dostałem odpowiedniej ilości ze względu na przepis o ochronie środowiska: najpierw musiałbym zadbać o nasadzenie drzew zastępczych. Na moją wzmiankę o tym, że i tak będzie potop i nie opłaca sie tu sadzić żadnych drzew, przysłali mi nowego psychiatrę, tym razem z województwa.
Krótko mówiąc - dałem kilka łapówek, kupiłem drewno, znalazłem nawet cieśli do budowy, ale oni najpierw utworzyli związki zawodowe pod nazwą „Wsolidarność”. Kiedy się okazało, że nie mogę ich spłacić wg. taryfy, to rozpoczęli strajk, tak że budowa Arki znów sie odwlekła.
Tymczasem zacząłem sprowadzać zwierzęta. Tyle tylko zyskałem, że wmieszał się Związek Ochrony Zwierząt i zabronił mi (zarządzenie Unii Europejskiej Nr 733/6/987) transportu jeleni w okresie rykowiska. Poza tym musiałem podać cel transportu tych zwierząt; na razie jestem na stronie 22 pierwszego formularza z 47, moi adwokaci sprawdzają, czy przepisy dotyczące królików obejmują również zające. A działacze z Greenpeace wskazali na konieczność budowy specjalnego urządzenia do pozbywania się gnoju i innych odpadów pochodzących z hodowli zwierząt.
Panie, teraz jeszcze mój sąsiad pozwał mnie do sądu, twierdząc, że buduje prywatne ZOO bez zezwolenia. Moje nerwy są zszarpane, nie mogę spać, Arka nie jest nawet w połowie gotowa, a Ty już zesłałeś deszcz."

W tejże chwili przestało padać, zza chmur wyjrzało słońce i na niebie pokazała się tęcza. Noe spojrzał w niebo i zapytał nieśmiało: "Panie, nie jestem godzien kwestionować wyroków Twoich, ale czyżbyś się rozmyślił i nie chcesz juz zniszczyć ludzkości?"

„Nie trzeba – odpowiedział Najwyższy. - To załatwi wasza biurokracja".

piątek, 1 października 2010

Nieszczęsny Tomuś...

Jestem skurwysyn. Nie ulega to wątpliwości, a ci co, zechcą przeczytać mojego posta, z pewnością podpiszą się pod tym oburącz.

Chodzi o nieszczęsnego Tomusia, któremu circa ebałt miesiąc temu (a dokładniej 8 sierpnia) rodzinka po pijaku zaaplikowała potrawkę ze sromotników, skutkiem czego berbeć trafił (w trzy dni później, bo rodzinka była pewnie nawalona jak autobus ruskich na wycieczce) do szpitala.
Bez mała dwa miechy prasa rozpisuje się o dramatycznej walce o życie biednego Tomusia. W tym czasie w rozmaitych szpitalach zmarło pewnie kilkuset ludzi. Podtrzymywanie zdrowia Tomusia kosztowało już pewnie pół dużej bańki, ale to nie koniec, bo Tomuś nigdy pewnie już chyba nie odzyska zdrowia i trzeba będzie bulić na rozmaite leki, dzięki którym chłopczyk od czasu do czasu wydusi z siebie jakieś w miarę sensowne zdanie.
Kto ma płacić za jego leczenie? JA! A ja za bardzo nie mam ochoty. Sam jestem chory, i co miesiąc, oprócz wizyt u kardiologa (na które muszę się zapisywać ze trzy miesiące wcześniej) bulę ze dwie sety na leki. Czemu, do cholery, mam płacić za leczenie Tomusia? Czy tych pieniędzy nie da się ściągnąć z rodziców tego berbecia? Mamy podobno wolny rynek? Każdy niech płaci sam za swoje błędy.

Mam płacić za to, że jakiś dziennikarzyna złapał medialny temat?

Ilu ludzi dałoby się uratować za te pieniądze?

W uzupełnieniu tematu...

Kilka lat temu pewien debil wlazł do transformatorowni w czasie burzy. Oczywiście taki znak, jak trupia czaszka i skrzyżowane piszczele nic mu nie mówił, w końcu jak ktoś ma dwa zwoje mózgowe to jakoś tam sobie poradzi - dawniej zeżarłby go jakiś jaskiniowy miś, ale teraz jesteśmy pełni humanizmu. Transformatorownia nie była zamknięta na kłódkę. Adwokaci berbecia oparli na tym linie ataku (bo przecież nie obrony) i uzyskali dla durnia całkiem niezłą rentę. Chłopak nawet zrobił się medialny, bo postanowił zdobyć Biegun Południowy z jakimś drugim medialnym celebrytą. Gdy zmarzły im dupska, wezwali pomoc i odlecieli w cieplejsze kraje na pokładzie helikoptera.

Ile razy jeszcze, do jasnej cholery, media będą nam narzucały ważność tematów. Tusk zamierza nam się dobrać do (_!_) z rozmaitymi podatkami, a media zajmują się biednym Tomusiem. Szkoda mi chłopaka, ale chyba są w kraju ważniejsze - psiakrew! - sprawy...