Counter


View My Stats

środa, 30 marca 2011

Zwrot majątków

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/zydzi-z-polski-chca-zwrotu-swoich-majatkow,1,4225991,wiadomosc.html

Szlag mnie trafi! To już jest hucpa do kwadratu.
Mój dziadek zostawił we Lwowie dwie kamienice. Był człowiekiem jak na owe czasy dość zamożnym. Rodzina od kilku lat stara się odzyskać część tego majątku, ale nieustannie słyszymy, że pretensje owszem, są słuszne, ale brak pieniędzy. I cierpliwie czekamy, aż te się znajda, co pewnie nie nastąpi za kadencji obecnego Boga.

Jakie nastroje budzi we mnie taki post? Dla obywateli polskich jak najbardziej pieniędzy nie ma, a mają się znaleźć dla mieszkańców Izraela? Czy ten odruch wściekłości czyni ze antysemitę?
Mam silne podejrzenia, że już niedługo antysemitę zrobi ze mnie bezczelność samych Żydów...

poniedziałek, 28 marca 2011

Dysonans poznawczy...

http://wyborcza.biz/biznes/1,101716,9290549,To_idzie_mlodosc__na_bezrobocie_.html

Może mi ktoś pomoże, bo zastanawiam się gdzie jest góra, gdzie dół, a gdzie środek...

Szwedzi daawno temu wpadli na pomysł, że jeżeli Szwed siedzi w domu i łącząc przyjemność z pożytecznością, w najlepszym wydaniu samca spłodzi pięciu małych Wikingów, to nawet jeżeli czterech zajmie się tym samym co tatuś (czyli wali i jeszcze za to socjal dostaje, brutalnie ujmując), to piąty wymyśli z nudów Drakkara i świat znów będzie drżał przed stwierdzeniem "Woje, pamiętajcie, napadamy, gwałcimy i mordujemy, tylko dokładnie w tej kolejności..." Niby naiwne, "demoralizujące" wręcz jak to cała masa pożytecznych jełopów głosi, ale to nasi budowlańce zapierniczają na ich budowy, a nie odwrotnie... Oni są jak dinozaur, któremu zjadają ogon, Kryzys do nich dotrze za circa about pięćdziesiąt lat...

Z człekiem pracującym w konkretach, a nie za biurkiem, jest cokolwiek dwuznacznie. Tu mi piszą że młodzi niewykształceni mają krzyż na drogę, a z drugiej strony nie do końca potwierdzona teoria iż "Pióro jest silniejsze od miecza" spotyka się z bardzo życiowym "Nie do końca wiadomo, ale jak się kluczem francuskim przywalisz, to na pewno zadzwoni". Ergo historia zatoczyła
koło i Kabaret Dudek znowu na fali, "Wężykiem go, Jasiu...".

Acha i trzecia rzecz... Jak się ma jeden artykuł o prężnym, młodym polskim juppie, który wyciąga mistyczne, podobno, cztery tałzeny na łeb (sic!) do artykułu ala "Młodzi wbijają zęby w ścianę i zanosi się, że dogryzą się do żelbetonu?" ;)

No to mamy za sobą wersję numer jeden, czas na drugie podejście...

Serwisy informacyjne są jak kompania wojska przy zajebiaszczej zimie i -20 stopniach C. Jak w biegu jeden wpieprzy się w zaspę, to reszta biegnie za nim, jak wlecieli do tunelu tak wylatują, bo wyprzedzający umrze w butach. Spróbujcie sobie po plaży pościgać się po piachu - rzecz bardzo zbliżona...

http://biznes.onet.pl/mlodzi-wyksztalceni-a-nie-maja-pracy,18563,4223666,1,news-detal

Tak więc update...

Prawda jest jak dupa, każdy ma własną... Jeżeli ktoś zapyta o moją, a ma ochotę słuchać, to chciałbym zabrać w temacie pana "profesora" Balcerowicza głos...

Otóż, lekko mówiąc, kutasine, który ciągle przez media cytowany jest jako "ekspert" finansowy, splunąć w czoło to mało...

Wyobraźcie sobie bajeczkę dla dzieci, że robicie magiczny "myk". Jakiś biedny skurwysyn odkłada na książeczkę mieszkaniową. W skrócie, wzieliście kredyt we frankach na mieszkanie i wpier... się w niewolnictwo do końca życia. Z drugiej strony, mniej przyszłościowy człowiek stwierdza "walić przyszłość", karpia tasakiem, wezmę kredyt, a potem się zobaczy. "Myk" polegał na tym, że jednym pociągnięciem pióra facet sprawił dwie rzeczy. Po pierwsze, goguś z kredytem we frankach nagle dowiaduje się, iż spłaci całą chałupę za miesiąc. Lecz z drugiej strony poczciwy dziadzio, tatuś, mamcia czy co tam, dowiaduje się, że właśnie odkładanie 20 lat na konto w banku nagle zamieniło się w przysłowiowe koło od Malucha... Ja bym to nazwał przestępstwem, ale oficjalnie nazywa się to dewaloryzacją i podobno było genialne...

Dlaczego socjalizm był be? A, bo żyliśmy na wyrost i na kredyt... Kurka wodna, chwilę, przecież MY CIĄGLE żyjemy na pierdaszony kredyt... Od 22 lat kardynalna pozycja w budżecie Rzeczpospolitej Ludowej, bezapelacyjnie, do samego końca, Mojego lub Jej, to SPRZEDAWANIE praktycznie WSZYSTKIEGO NA PNIU za BEZCEN... Samochody, broń, odkurzacze, pralki, stocznie, kopalnie, telekomunikacja, lotniska, czynsze za bezcen (dniówka Meksykanina zatrudnionego na czarno w Los Angeles = 40 baksów, czynsz w przeciętnym lokalu, standard RP = 100 dolców; tak, dobrze przeczytaliście), pierwsze komputery... To wszystko Było, a teraz PIASEK SPROWADZAMY z HISZPANII, bo u nas przestał coś rosnąć. Pomyślcie, gdzie my jesteśmy cywilizacyjnie tak naprawdę...

Ludzie, tak można w nieskończoność. W 2012 zostanie sprywatyzowany ostatni publiczny szalet, babcia zgasi światło, a potem ta trzaskająca łajba w końcu zatonie, budżet nicht machen, Majowie zza grobów śmieją się do rozpuku "A mieliśmy rację z tym 2012! :D"

Podsumujmy... no komuch, na autorytety gwiżdze! I niepoprawny politcznie... Więc, sorry... Ongiś młokos, z mlekiem pod nosem, czekający z wypiekami na policzkach na niedzielę i "Gumisie", zamiast będąc kobietą, dawać komuś cokolwiek bez krępacji, za jedyne wynajmowane mieszkanie plus "na waciki", był facetem wierzącym w wysokie wieże, długie włosy i jakieś
blaszaki na wykorzystywanych z naruszeniem zdrowia zwierząt (poprzez ostrogi) i całe te arturiańskie, niemodne teraz, pierdoły... Idealista to BYŁEM...

Co ciekawe, Generał (no ten, to już w ogóle komuch!) wpajał swojemu dziecku, od zarania jego dziejów, "Myśl sam, albo będziesz bezmógza owcą". No to w 1999, jak prejuppie, w LO popierniczam z "Gazetą Wyborczą", podczas kiedy kumple są na etapie "zdobyłeś drugą
bazę z Karolinką? ;)" Zasysam te jedyne prawdy objawione jak tabula rasa, albo sucha gąbka wodę... Żydzi są wiecznie prześladowani i przeproś trzy razy, komuna była zła z definicji i przeproś trzy razy, teraz powtórz że "Wolna RP" to kraj mlekiem i miodem płynący, powtórz trzy razy żeby nie zapomnieć, przestań się kłaniać Iwanowi wręczając mu kawior i wódę, a zacznij Smithowi za nielotne Orły czeki wypisywać, dalej już sobie poradzi...

Jak dla mnie, vene, vidi, vici... Po oglądaniu przez dwie dekady tych samych coraz bardziej spasionych mord (nie oglądałem "Nocnej Zmiany"; po prostu ranu kupiłem GW i przeczytałem, iż Bolec, niczym leśniczy, wnerwił się na powstańców "wyżej kaczej dupy nie podskoczę" i wywalił wszystkich na zbitą szklankę z lasu), stwierdzam, iż mortka Urbana zaczęła chudnąć, a w sumie z tym cygarem to poczciwie ala Churchill wygląda...

Jak ktoś jeszcze dotarł do tego momentu (sam mu się dziwię), to ogłoszenie parafialne. Ten blog NIGDY nie był obliczony na popularność. Po prostu po odpieprzaniu kawałka dobrej, recenzenckiej, nikomu nie potrzebnej, roboty stwierdzasz, iż...

A. Masz dosyć faktu, iż firmujesz coś swoją ksywą, a spaślak i tak ci zawsze wywinie jakiś numer; zanim się obejrzysz, ląduje w drukarni, a ty siedzisz jak wół i mruczysz "przecież ja, k..., napisałem to inaczej; w dodatku z racji "prężnej kondycji finansowej firmy" w toaletach zaczynają srajbumakę prać; dowiadujesz się, że pięknie, podwyżek nie ma, ale dla świętego spokoju naucz się pan jeszcze gry na saksowonie i stepowania jednocześnie... Nagle budzisz się rano i stwierdzasz, że masz to wszystko w dupie, de facto, sam dla siebie napiszę, kot ci w wannie na głowę skakał z partyzanta...

B. Coś jest, kurka, nie tak. Najdelikatniej rzecz ujmując, "żadna panna lekkich obyczajów nie da Ci tego, co Ci dały klocki LEGO. Kiedyś to było COŚ... Wyskakujesz, jeszcze w nocy, z łóżka niczym Japończyk z butów po pierwszej bombie nuklearnej, zapierniczasz na Wyspiańskiego, łapiesz pierwszy lepszy karton, rżniesz głupa przed ochroniażem przy wejściu "od tylca", że sprzęt wnosisz. Żeby ten wąż ala Nokia "Wąż" zawijający się o czwarte drzewko z rzędu dalej stał na mrozie z przodu, jak ty już będziesz kupował ciepłego, "oryginalnego" tłoczonego krążka z nowością, którego facet zalatujący szeroko pojętym Wschodem sprzedaje ci łamaną polszczyzną z torby turystycznej "dwa i pół paska"...

Chyba że ktoś załapał się jeszcze wcześniej i PC-ciaże siedzieli po kątach niczym przerażone lamy ostrzeliwywane w bunkrach falą soniczną czołgu Atrydów z Amig i C-64...

Na obecne warunki to był po prostu Ciudidad Juarez... Operacja co najmniej wojskowa... Mamy dilera. Siedzi facet na drugim końcu miasta, patrzycie się na siebie nawzajem jak kołki, gadka się czasem nie rodzi, a ta cholerna stacja dyskietek już szybciej nie wyrobi zaznaczając te cholerne ptaszki... Wypalanie pierwszego CD /czytnik SONY x2 jedyne 5 milionów złotych, wyciągasz 4 miesięcznie w normie, Balcerowicz, ja jednak ci przypierd.../ jak nic w piekarniku grzeje się godzinę.

Cholibka, to tu się nie kończy... Przecież ten biedak... Eee, nie... Jaja, bo jeden John Silver nazywał się Bogacz, umarł Król, niech żyje Król, nastał pan Fuks, a miał skądinąd bardzo inteligentnego (widział ktoś wtedy solucję? to spróbujcie skończyć przygodówkę, ale nie taką dla idiotów, co prowadzi za rączkę), cichego wspólnika. Z tym to mam zagwozdkę, bo nie wiadomo, czy cieszyć się, czy strzelić face palma.

Z jednej strony, Wielka Nadzieja Białych. Lepsza od tego boksera, bo nie musiał z podkulonymi jajami zwiewać przed Wielką Nadzieją Czarnych, tylko faktycznie zaistniał na arenie międzynarodowej...

Z drugiej, głupie pytanie... Macie jeden megabajt (cały). I pojawia się Wolfenstein. Facet o którym mowa jeszcze się na to załapał. Przez 20 lat ewolucji wyszło, iż grafika ma być jak krok marszowy, "z PierDOLnięciem". Wtedy też była, ludzie latali jak w gorączce, że 3D ;) Gra siecowa? Quake, Sebastian zaliczył kolejnego fraga, pogromca, reszta pracowni komputerowej znowu jak w lesie...

A iście oryginalny wkład jest taki, że można też zabić kopiąc faceta na kaktus... Kaktus to nowa norma, no comments...

No ale... Inny świat. Przecież ten diler nie myknie przez modem 3,6 kb/s pierniczonego "Mad Doga", co ma 127 mega... Taż tu trzeba cudów, kontaktów, kanałów przeżutowych...

Jakiś niepozorny koleś co ma Mega Wtyk w wawie w akademiku, albo pierdzielonym wojskowym centrum komputerowym ma Big Kabla. No... ale co dalej. Facecik musztruje się na pociąg co gwiżdże ci przez okno o 4 nad ranem, wpada do wroca i z ucieszoną gębą ryczy "Na potęgę zardzewiałej łopaty, mam... kasetkę ze streamerem." A jak w wagonie wysiadło ogrzewanie, to misja kaput, tasiemka poszła się kochać, wróć pan z drugą na wczoraj...

Kontakty i kanały przeżutowe, jak życie uczy, należy chronić... No więc, rzeczony wcześniej kaktus, ZABEZPIECZA na drugą mańkę gry SPIRACONE... Wiadomo, pierwszy masz świeży towar, ludzie garną się do Ciebie, a za tydzień to przeszłość i druga woda po kisielu...

Kaktus tworzy coś od siebie... O zgrozo, "Jakiś sukinsyn mi to spiratował!" Skunksasyn... A człowiek, przy całym szacunku dla drugiego człowieka, zaczyna w koncie rechotać jak na pierwszym seansie "Faceci w Rajtuzach".

No i to całe pierdaszenie być wstępem do punktu B. Jak ja mam się dalej emocjonować grami pisząc recenzję z Generałem, i tak jak w pierwotnym zamierzeniu trzaskać na blogu ekstytujące nowe, skoro GRY PRZESTAŁY BYĆ EKSTYCUJĄCE? Sam jestem młodzik, a zęby mnie od "innowacji" rozrywki multimedialnej bolą. Niektórzy mają sztuczne szczęki już, a są jeszcze podobno tacy, co już dzwonią do odźwiernego piętro niżej/wyżej (zależy od religijności, w zasadzie sprowadza się to do tego, czy było się dobrym drzewem i w następnym żywocie zostanie "pięcioma tysiącami rolki papieru toaletowego").

Co mi po tym, że Hugh Laurie jeszcze nie walnie "faceta z fąsikiem" flamastrem faceta na plakacie (trzeba farta, Żyda) na żywo w USofEJ do końca, jak poza serialami i tak nic ciekawego nie leci zazwyczaj w eter?

I na tym w sumie koniec, choć ostatnia uwaga i zapis typu "dupochron"...

Tak jest, siedzę w loży szyderców i klepię sącząc w klawiaturę jad, o bez mała 6 nad ranem (a wczoraj nie spałem, bo Morfeusz zrobił mnie w jajo i nie wpadł na nockę)...

Można to nazwać, ojej, czepialstwem MAŁOSTKOWYM wręcz...

Jak angole dowiedzieli się, że ten goguś przyszły następca tronu (zwanego Johnem, pieniądze nie śmierdzą, Rysiu sobie jaja robi na drugiej stronie kontynentu, a kufry puste) zaczyna POMRUKIWAĆ że studia podrożeją czy co tam...

To...

Goguś w czerwonym fraku musiał dobrze trzymać się poręczy w królewskiej limuzynie, bo wkurwiony tłum angoli chciał mu brykę postawić na dachu... Jak w Polsce dwa dresy Malucha... Jaki kraj, tacy terroryści...

Pewnie dlatego brytole rżną nas w tyłek w futbolu i są ciągle potęgą, a nasza kochana Ojczyzna pieje cicho niczym Farinelli. Jaja jak moleczne ząbki. Trzysta lat temu były, ale wybili, drugich nie będzie...

Niniejszym autor tego gniota gasząc bezterminowo światło kategorycznie stwierdza, iż jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych jest całkowitym zbiegiem okoliczności i podczas pisania tego posta nie ucierpiały żadne chomiki, koty, kaktusy i inne stworzonka Istoty Wyższej (tylko mnie palce już bolą, ale ryzyko zawodowe). Uwierzta na słowo, albo...

Albo nic.

sobota, 19 marca 2011

Czy ja to NAPRAWDĘ przeczytałem?

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/wroclaw/brakuje-15-milionow-na-muzeum-pana-tadeusza,1,4215592,region-wiadomosc.html

Wrocław. Taa... Jeden z diamentów Polski w kwestii miast. Podobno. Jako że diamenty innych narodowości w Europie zdarzyło mi się widywać, śmiem twierdzić, iż ten konkretny diament to podróbka.

Kwestia gustu, ale fakty są następujące. Miasto ślizga się na granicy zadłużenia. Wstrzymuje się kolejne inwestycje w infrastrukturę, która i tak leży kwicząc (Wiecie dlaczego we Wrocku wprowadzenie biletów czasowych na komunikację miejską zawsze spełznie na panewce? Bo będziecie musieli wykupić drugi godzinny zanim wsiądziecie do dyliżansu...). Sensowne projekty typu parkingi dla rowerów, ścieżki rowerowe, etc. utknęły w miejscu.

Ale...

Będzie świergotanie ptaszków i zapach grzybków...

Od czasu jak się dowiedziałem, że byle co robiące za fontannę Zdrojewskiego na Rynku kosztowało 4,5 miliona złotych, niewiele mnie już dziwi. W sumie ta fontanna spełnia jakąś rolę, bo człowiek sącząc piwo w ogródku zawsze może zająć myśli dywagacjami, co do cholery kosztowało tam tyle szmalu...

Ale zapachu grzybków za 15 milionów to już nie pojmę... Chyba, że najpierw nawącham się grzybków, na które w czasie sezonu fani trawki i LSD polują...

Prezydęt

Zechciejcie przeczytać wiodący artykuł w ostatnim numerze NIE. Rzadko czytuję ten tygodnik, bo zbyt często przy lekturze diabli mnie biorą. Czy wiecie, że nasza aktualny "prezydęt" kosztuje nas więcej, niż Elżbieta II Angoli? Budżet dworu Elżbiety II - 144, 2 mln PLN - po przeliczeniu, budżet Kancelarii Prezydenta RP - 169, 8 mln PLN. Z tym, że produkt narodowy na ryj Brytyjczycy mają dwa razy większy niż Polacy (Brytol 36000 PLN - po przeliczeniu - wobec 18000 PLN Polonusa).

piątek, 18 marca 2011

Szok!

http://technowinki.onet.pl/wiadomosci/szok-odkryto-ze-powodem-piractwa-sa-zbyt-wysokie-c,1,4214318,artykul.html

Zdumiewające! Po kilkuletnich badaniach i wydaniu na nie najpewniej kilku melonów dolców odkryto niezwykłą rzecz! Piractwo jest wynikiem wysokich cen!
Od kilku lat tłumaczyłem kolegom (teraz już byłym) redakcyjnym z pewnego czasopisma zajmującego się grami komputerowymi, że po pierwsze, piractwo nie jest tożsame ze złodziejstwem, a po drugie, zjawisko by znikło, albo mocno zmniejszyło swój zakres, gdyby producenci gier i dystrybutorzy programów bardziej elastycznie podchodzili do kwestii ich cen.
Przeciętny Jankes zarabia na kosztującą, powiedzmy, 40 baksów grę w ciągu jednego dnia i jeszcze mu zostaje na hamburgera. W dodatku mniej płaci za Internet, komórkę, energią elektryczną itd. Na szaleństwa i rozrywki zostaje mu circa ebałt 70 % miesięcznego zarobku. U nas życie jest diabelnie drogie - w 23 lata po zdobyciu niepodległości i pozbyciu się wrednych, okradających naród komuchów ok. 60 % (w tym i ja) Polaków nie ma żadnych oszczędności i żyje od wypłaty do wypłaty. Gdyby gra komputerowa kosztowała ze 20 zeta, piractwo (to też zresztą niewłaściwa nazwa - piratów w dawnym sensie tego słowa, zarabiających na rozmaitych giełdach sprzedawaniem dziesiątek egzemplarzy nielegalnie zdobytych gier w Polsce już nie ma) byłoby zniknęło zupełnie, albo zmalało do niemal niezauważalnych rozmiarów.
Ale... komu się chce toczyć o to wojny? Jeden z drugim redaktorek kładzie uszy po sobie, choć doskonale wie, jaki jest stan rzeczy. Tego mu zresztą nie wytykam, praca (choćby kiepsko opłacana) jest wartością samą w sobie i nie ma co podskakiwać przeciwko "oficjalnej linii redakcyjnej". Wkurwia mnie tylko fałsz zionący z wypowiedzi tych panów, którzy po cichu sami grając w piracko zdobyte kopie (dystrybutorzy najczęściej nie przysyłają w terminie gier, a o czymś pisać przecież trzeba) głośno krytykują biednych misiów, którzy ośmielą się bronić "piractwa".
Ech...

środa, 16 marca 2011

Bez paniki

Jęki mediów na temat poziomu skażenia w niektórych rejonach Japonii (1500 mikrosiwertów, oranyjulek!) są bardzo interesujące.
Tymczasem dane medyczne mówią, że dla większych ssaków dawka śmiertelna waha się w granicach 10 - 12 siwertów (10 - 12 mln mikrosiwertów), natomiast pierwsze objawy choroby popromiennej (nudności, brak apetytu) zaczynają się powyżej 0,25 siwerta (250 tys mikrosiwertów). Tak czy kwak, owo minimum to dawka ponad 160 razy mniejsza od podawanego przez media, więc nie sądzę, żeby były powody do tak głośnego medialnego wrzasku.

Pierwsze objawy mogą się pojawić po 200h przy takiej dawce promieniowania, a to jest ok. 10 dni

niedziela, 13 marca 2011

Charakter narodowy..

W zbiorku Lema "Próżnia doskonała", będącym w gruncie rzeczy nagromadzeniem recenzji nienapisanych książek, jest opowiastka o facecie fundamentaliście, który rozpylił w atmosferze całego świata związek chemiczny, dzięki któremu czynności wiązane z... ekhm... prokreacją, stały się niemiłe, męczące i nieprzyjemne. (Mam nadzieję, że nie bardzo pokitrasiłem opis). Zaowocowało to oczywiście diabelnym spadkiem urodzin, na co z kolei wszystkie rządy zareagowały wezwaniem obywateli do "wypełnienia obywatelskiego obowiązku".
I tu jedno, genialne "zdańko" Lema.
WEZWAŃ RZĄDOWYCH KARNIE ZACISNĄWSZY ZĘBY POSŁUCHAŁ JEDEN TYLKO NARÓD JAPOŃSKI...

sobota, 12 marca 2011

Porażająca głupota...

W Japonia: zaginęło 9500 osób

...i zaraz pod tą wiadomością na Onecie piękny post:

Kochani: módlmy się za zmarłych w Japonii i w innych częściach świata też. Okazujmy skruchę za grzechy, nawracajmy się nieustannie. Kochajmy Boga, bo On nas kocha nieskończenie.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nam
i.

A czy ten Bóg nie mógłby nas kochać trochę mniej, oszczędzając nam za to podobnych kataklizmów?
Jak się czyta coś takiego, to mózg staje, a wszystko inne opada
A przytaczanie ew. św. Łukasza (21:25-28,34) w takiej chwili, jak to czynią niektorzy, jest chore.

Pojebanizm

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/matka-zatrzymana-za-filmowanie-dzieci-w-wannie,1,4202080,wiadomosc.html

Kto ma w domu zdjęcie swoje, dziecka/siostrzyczki/braciszka/na golasa/na niedźwiedziej skórze/na puchowym dywaniku... łapy do góry.
I do pierdla w tył na lewooooo... ...aaarsz!
Na tym świecie something pojebałos'
A rozmaite departamenty opieki społecznej pełnie są głupich, żądnych władzy cip...

Nieszczęście

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/trzesienie-ziemi-w-japonii/japonia-znaleziono-setki-cial,1,4208706,wiadomosc.html

Zaskakuje mnie jedno - wśród doniesień o tej tragedii nie ma żadnych mówiących o rabusiach i szabrownikach. Gdy w Nowy Orlean uderzyła Kasia, natychmiast po ustaniu furii żywiołów w całym mieście pojawili się ludzie usiłujący ukraść coś z rozbitych sklepów, magazynów i domów osób prywatnych. W Japonii nic takiego się nie dzieje. Cuda, cudeńka.

piątek, 11 marca 2011

Tora, tora...

Jak już wszyscy wiedzą, na Japonię spadło jedno z największych nieszczęść od 140 lat.

Niektórych to cieszy.

Pod artykułami wypisują jakieś brednie o przepowiedniach, końcu świata, Bogu i co tam jeszcze… Można wręcz odnieść wrażenie, że ci „ludzie” c i e s z ą s i ę z tego, iż kolejny element jakiejś chorej układanki im wskoczył na miejsce. O tragedii i cierpieniu jednostek jakoś zapominają wspomnieć...

Nie zostałem agnostykiem z racji widzimisię, lecz analizowania napływających danych. A z danych wynika, że jak człowiek natknie się na fanatyka chrześcijaństwa, to na dłuższą metę nie wiadomo, czy śmiać się, płakać, czy od razu w mordę bić.

Gdyby los rzucił mnie w inny zakamarek świata, buddystą zostałbym niejako z marszu.


wtorek, 8 marca 2011

W imię zasad...

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/trojmiasto/aptekarze-nie-chca-sprzedawac-prezerwatyw,1,4204417,region-wiadomosc.html



Ilekroć człek pomyśli, iż katole dotarły już do krawędzi głupoty i szaleństwa, okazuje się, że potrafią ją przesunąć znacznie dalej.
Przy końcowych egzaminach na farmacji nikt nie wymaga od przyszłych magistrów deklaracji wiary, nasze niewątpliwie świeckie państwo trzyma się opinii, że jest to indywidualna sprawa każdego pigularza. Pomorscy pigularze uznali jednak, iż jest inaczej.
Mnie to raczej nie obchodzi, bo ani tam mieszkam, ani nie zamierzam wyprawiać żadnych orgii, ale ciekaw jestem, co o tej niezwykle społecznie ważkiej inicjatywie myślą tameczni młodzi ludzie, którzy mają ochotę pobzykać sobie do woli a bezpiecznie. Inicjatywę tych niezwykle prawych ludzi storpeduje oczywiście byle łakomy zysku kioskarz, ale zawszeć to miło się pochwalić, jak bardzo zależy nam na ochronie życia poczętego. Nie bardzo wprawdzie wiadomo, jaki jest związek prezerwatywy z życiem już poczętym i oczywiście bronimy tylko życia poczętego – po urodzeniu pies z kulawą nogą poza rodzicami o berbecia się nie zatroszczy – ale to betka. „W imię zasad, skurwysynu!” jak powiedział Franz Mauer w „Psach”. Co prawda w jego ustach zabrzmiało to lepiej – on naprawdę MIAŁ jakieś zasady.

A tak przy okazji, spodziewam się twórczego rozwinięcia myśli pomorskich pigularzy. Już niezadługo u rzeźnika w piątek nie dostaniemy mięsa – nie pozwolą mu na to jego przekonania religijne. Zapomnimy też o możliwości zamówienia w restauracji krwistego steku – przekonania religijne kelnera, albo i kucharza nie pozwolą na realizację naszego zamówienia. Ryba - i nie ma zmiłuj.
Bileterzy w kinach nie będą sprzedawać biletów na inne filmy, niż „Pasja” Mela Gibsona, ewentualnie Pasoliniego.

I FAJNIE BĘDZIE W KLECHISTANIE, PRAWDA?