Counter


View My Stats

poniedziałek, 1 marca 2010

Pierwsza machina

To znowu ja, Marcin Przybyłek :). Pierwszy post był strzałem z bardzo grubej rury, bo światopoglądowej. Tym razem strzelę z nomen omen rury grubej, ale z zupełnie innych powodów. Proponuję lekturę innego podrozdziału drugiego Antyporadnika, tym razem zatytułowanego:

PIERWSZA MACHINA

Instytucjami dbającymi o swoich przyszłych klientów są z całą pewnością producenci słodyczy. Moja córeczka nie miała pojęcia, czym są cukierki, ciastka, herbatniki, delicje, batoniki i inne paskudztwa, dopóki nie poszła do przedszkola. Tam wpychano w nią codziennie na deser coś z sacharozą i szybciutko się nauczyła, jakie to „dobre”. Gdy zaczęliśmy z nią chodzić do sklepów i supermarketów, nie miała szans nie zetknąć się ze słodyczami, bo przecież spryciarze sklepowi wiedzą jak i gdzie ułożyć „dziecięcy” towar, by progenitura go dostrzegła. Dlatego właśnie słodycze są przy kasach, ułożone nisko, tak, żeby dzieciaczki miały czas i możliwość bliskiego przyjrzenia się smakołykom. Rodzic podczas płacenia jest skupiony na czynnościach finansowych, stąd „zanudzanie” dziecka: mamo, kup mi lizaka! Trwa naprawdę krótko. Czym jest „zanudzanie”? To termin psychologiczny w służbie marketingu: czynność wykonywana przez dziecko - proszenie o zabawkę / ciacho / dowolny towar. Spece od tematu badają, jak często musi zajść „zanudzanie” by rodzic został złamany. Bo o to chodzi.

Po wyjściu z przedszkola dziecię jest osobą, która bardzo często myśli o słodkościach. Trzeba pamiętać, że tak mały człowiek jest głupi per se, więc bez odpowiedniego trymowania zaakceptuje wszystko, zwłaszcza, że takie smaczne. Zmierzam do tego, że w odpowiedniej sytuacji, w konfrontacji z tacą, na której są cukierki, dziecko zwyczajnie jest bezradne.

Berbeć trafia do szkoły i co tam spotyka? Wielkiego przybysza z kosmosu, który za naprawdę niewielkie pieniądze oferuje krótką podróż na planetę Cukrowy Haj: AUTOMAT Z BATONAMI I SŁODKIMI NAPOJAMI. No rzesz jasna, przejasna cholera! Co, przepraszam, takie piekielne machiny robią w szkołach??? Jaka jest ich edukacyjna wartość? Może uczą zachowań obywatelskich czy innych cnót? Ależ… uczą! KONSUMPCJI! To są dopiero wielcy, cierpliwi, niezawodni, stalowi NAUCZYCIELE, którzy nigdy się nie męczą, nigdy nie krzykną (w przeciwieństwie do belfrów organicznych), czekają dzień i noc, nawet się nie potrzebują uśmiechać, bo i tak wiedzą, że wcześniej czy później WYCHOWAJĄ przyszłych konsumentów. Jakie, pytam, ma dziecko szanse w zetknięciu z takim potworem? Żadnych. Małe pieniądze zawsze się znajdą – z kieszonkowego, od koleżanki, od kolegi, a za szklaną taflą kolorowe opakowanka kuszą, oj kuszą. Na nic wychowanie rodziców, na nic napominania i ostrzeżenia, dzieci po prostu nie mają jeszcze dojrzałego aparatu samokontroli, są bezkrytyczne wobec siebie, pokusa jest za silna, za barwna, zbyt magnetyczna. I co robią dzieci nasze kochane? Konsumują! Brawo! Świetnie! Właściciele machin z pewnością się cieszą, niech im baton w gardle stanie. Dziewczynki i chłopcy idą do szkoły z myślą, co też ciekawego kupią sobie w czarnej skrzyni, kanapki robione przez troskliwe mamy są nie jedzone, zaś słodycze – i owszem. Jak dzieci dorosną, nie będą sobie wyobrażały dnia bez słodyczy. Interes będzie się kręcił. No jak, nomen omen, słodko. A my możemy tylko kląć i nawet kopnąć grata nie wypada, bo „zakłócimy porządek publiczny”. Ja mam propozycję dla właścicieli takich machin. Niech sobie je postawią w domach, a jej bliźniaczki w siedzibach wszystkich znajomych i rodziny. I niech od razu zwiększą ubezpieczenie zdrowotne. W końcu firmy ubezpieczeniowe też muszą zarobić. A i enzozy także.I interes będzie się kręcił.

78 komentarzy:

  1. Artykuł tak napisany, żeby zwalić możliwie największą winę na producentów słodyczy którzy po prostu chcą swój towar sprzedać za otyłość i próchnicę zamiast na rodziców.

    Ja praktycznie codziennie wpieprzam czipsy. Sam je sobie kupuję. BMI mam w normie i to bliżej niedowagi niż nadwagi. Szok? Jak to możliwe, skoro przez dwa lata praktycznie codziennie jadłem hamburgera w mcdonaldzie bo wracałem za późno na obiad ze szkoły. Szok!

    OdpowiedzUsuń
  2. Psychologia społeczna pokazuje, że za zachowanie statystycznego, "większościowego" obywatela odpowiada nie tyle on sam, co sytuacja, w której się znajduje. Sytuacja to bardzo ogólne określenie, konstytuuje ją - między innymi - łatwa lub trudna dostępność "czegoś". W tym przypadku słodyczy.

    Wysoka dostępność + niska cena + atrakcyjność dla nie do końca ukształtowanego młodego człowieka dają w sumie komponentę sytuacji bardzo sprzyjającej problemom. Brak tej dostępności zmniejsza problem.

    Problem wygenerowany został przez dostępność i to nawet w przedszkolach i szkołach, a nie przez rodziców. Teraz, Keeveeku, rodzice muszą uczyć się jakoś temu przeciwstawiać. Gdyby nie było problemu - nie byłoby z czym walczyć, życie byłoby prostsze.

    To, że Twój organizm opiera się nadmiarowi kilokalorii i złemu zbilansowaniu diety, jest zasługą organizmu, nie Twoją. Większość ludzi ma z tym kłopoty, które widać pod postacią chorób i nadwagi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak to działa Marcinie, ale mnie matka od dzieciństwa uczyła, ze jak "nie to nie" i nie dostawałem batona kiedy matka wyraźnie się temu sprzeciwiała, a jak się poryczałem lub próbowałem robić sceny to dostawałem klapsa i był spokój.

    Słodycze nie są po to, żeby nas zabić.

    Rozumiem, że środowisko także kształtuje człowieka, czasem nawet bardziej niż najbliższe otoczenie.

    Jednak pieniądze na batona z automatu nadal dają rodzice. A jeden baton w ciągu dnia jeszcze nikomu nie zaszkodził. Ba, uważam nawet ze jest taki Snickers lepszy od kanapki, bo w szkole organizm potrzebuje mnóstwa energii szybkiej do przyswojenia, i taki baton jest jej świetnym dostarczycielem.

    Chleb z margaryną i szynką czy, nie daj boże, serem, już niestety nie.

    I wierzysz w to, że ludzie się robią grubi W SZKOLE?

    Szkołą wymaga aktywności, zarówno psychicznej jak i fizycznej. Moim zdaneim jak dzieciak wraca do domu i tam nic nie robi (niektóre dzieciaki ogarnia bezruch w fotelu przed tv) i na dodatek wpiernicza chipsy popijając colą - wtedy robi się spasły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Keeveek, mądrą miałeś matkę. Zechciej się jednak rozejrzeć dookoła. Ilu wokół siebie widzisz grubasów? Pomijam US-rajskie filmy, bo Dziesięciu Wspaniałych Jankesów przeważy dwukrotnie losowo wybraną grupę z dowolnie wybranego kraju świata (a jak weźmiesz Hawajczyków - też w końcu od półwiecza ponad Amerykanie - to przeważą trzykrotnie).

    Ale i w Polsce na co dzień widuje się grubasów. A "puszyste" jest może i piękne (telewizyjny guru Mann?) ale z pewnością niezdrowe.

    Tymczasem w szkołach widzisz pełno pulpecików, będących zresztą przedmiotem dumy rodziców. Ośmio czy dziesięcioletnia Zosia czy Hania, albo Kajtek - każde z przynajmniej dziesięciokilogramową nadwagą, w przyszłości będą wielorybami i kaszalotami ze schorzeniami kręgosłupa, wątroby, serca i kilku innych organów.

    I to się niestety zaczyna w szkołach.

    Zerknij na szkolne zdjęcie Twoich rodziców. Same chuderlaki, prawda? Ale zdrowe, żylaste i odporne. Ja do dziś nie wiem, co to alergia, a mając dwadzieścia lat robiłem dziesięć wymyków na drążku, zeskakiwałem i mówiłem: "I tak dalej...". Poproś o to samo dzisiejszych atletów z siłowni.

    I niestety, jedną z głównych przyczyn jest dostępność słodyczy. Batoników, Milky Wayów, kinder niespodziewajek i całej tej masy sacharozy, którą w nas walą producenci słodyczy. Baton jest owszem, świetnym dostarczycielem energii. Ale nie dwa, czy trzy, jakie sobie dziecina kupi za kieszonkowe, które jej wetknie kochająca babunia, czy ciocia, albo kupione na odczepnego przez udręczoną w sklepowej kolejce do kasy młodą mamę.

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, być może moje pokolenie (rocznik 89) jest ostatnim z tych "nieroszczeniowych". Ja i moi koledzy w większości urodziliśmy się w czasie kiedy bieda była aż piszczało (przemiana ustrojowa) i też żaden z nas nie miał nadwagi.

    Młodsi ode mnie, tylko niewiele, coraz częściej przyjmują postawę "bo mi się należy" - i stąd wynika własnie wojna o batona w sklepie. Jak ja byłem dzieciakiem takim już bardziej świadomym to bym nawet nie śmiał na rodzicach presji wywierać odnośnie kupna słodyczy.

    Zauważ też Generale, ze im lepiej się nam zyje tym grubasów więcej. Szlachcic polski dobrze ułożony podczas jednej uczty potrafił 5-6 krotnie przekroczyć dzisiejsze normy kaloryczne dla dorosłego mężczyzny, co się moze niektórym nie tylko w głowie ale i w dupie nie zmieścić.

    Niemcy i Anglicy też są coraz grubsi. I ma to związek z jednym z Twoich poprzednich artykułów - im więcej pieniędzy rodzina wydaje na jedzenie tym koniec końców dupska szersze...

    Jak polska rodzina doścignie niemiecką w sumach wydawanych na jedzenie to dopiero zobaczymy inwazję otyłości... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. i jak już mówiłem - nie wińmy producentów słodyczy. oni zarabiają na słabościach rodziców...

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałoby się powiedzieć: okej. Ale powiem: nie. Niewiele mnie obchodzi, że biedni producenci słodyczy chcą "tylko" zarobić. Słodyczy nie powinno być w przedszkolach, szkołach, na szkolnych stołówkach. Słodycze to nie jedzenie. Nie ma naturalnie rosnących na krzakach czy innych drzewach ciasteczek czy cukierków. Naturalnie słodkie są owoce. Niech je dzieci jedzą. Będą miały szybką fruktozę, glukozę itd.

    Baton NIE JEST świetnym dostarczycielem szybkiej energii. To znaczy jest. Ale nie świetnym.

    OdpowiedzUsuń
  8. Keeveek, w ten sposób usprawiedliwiasz diabła ;-) . On też tylko wykorzystuje nasze słabości (które nawiasem mówiąc są dziełem boskiej, nieomylnej ręki).

    OdpowiedzUsuń
  9. Panie Marcinie, kotlety schabowe i inne drobiowe biusty też na drzewach i krzakach nie rosną a zapewne je pan spożywa. Problemem nie jest obecność słodyczy a wychowanie jakie otrzymują ich mali-wielcy amatorzy.

    Poruszył pan ciekawy problem zanudzania rodziców przez dzieci. Jednakże kiedy wiemy kim jest wróg wiemy tez jak z nim walczyć, ja podobnie jak Keeveek urodziłem się w roku 89 i szybko zostałem zanudzania oduczony. Fakt, że wtedy wydawano na nie jedno 0 mniej.

    Więc może problemem są rodzice ? U dziecka trzeba wytworzyć pewien szacunek, ja go do obojga rodziców miałem, do dziś mam szacunek do mojego ojca, który samotnie od lat 12 mnie wychowuje. I byłem poukładanym dzieckiem. Dziś dzieciaki rozstawiają rodziców po kątach. Łatwo jest zwalić winę na wielkie korporacje. Jednak moim zdaniem wina leży zupełnie gdzieś indziej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Użyję demagogicznego, przerysowanego argumentu:

    Na ulicach pojawiają się dzicy barbarzyńcy. Dzieci zaczynają obrywać pałami po głowach, strzałami po uszach. Rodzice! Nauczcie swoje pociechy sztuk walki! Nie uczycie? Obrywają? Wasza wina.

    W miastach pojawiają się obłoki trujących gazów - od czasu do czasu. Rodzice! Uczcie progeniturę zakładać maski gazowe! Nie uczycie? Trują się? Wasza wina.

    W telewizji i w pismach pojawiają się reklamy: "zamorduj kolegę i koleżankę, na pewno ci ulży!" Rodzice! Uważajcie na dzieciątka! Zakrywajcie im oczy! Nie kupujcie gazetek! Nie uważacie? Macie dzieci w więzieniach? Wasza wina.

    Demagogii koniec.

    Jednak użyłem tych chwytów, by w kontrastowy, ostry sposób pokazać, o co mi chodzi: stawiani jesteśmy ("my", rodzice), w trudnej sytuacji, czasami bardzo trudnej, bo za koncernami stoją rzesze psychologów na ich usługach, dobierają barwy, dźwięki, wstawiają swoje słodkości praktycznie wszędzie. My mamy tylko jedną broń - tak zwane wychowanie. W tym sęk, że ja chciałbym uczyć moją Kalinkę stu innych rzeczy niż tego, jak bronić się przed pokusą. To zmarnowany czas, który ma ją zabezpieczyć przed paskudztwem, którego mogłoby nie być. Ludzie w dzisiejszych czasach wystawiani są na krocie atrakcyjnych, przyciągających, kształtująfcych bodźców. Bodźców kształtujących przyszłych konsumentów. Nie chcę, by moja wychowawcza rola w przeważającej mierze skupiała się na tworzeniu dookoła dziecka i w dziecku tarczy przeciw-manipulacyjnej. Toż to absurd. Chcę dziecka uczyć rysunku, muzyki, języków i mądrości, a nie jak patrzeć na reklamy, jak bronić się przed słodyczami itd.

    Były eksperymenty ilustrujące, jak dzieci sobie radzą w sytuacji "ekspozycji słodyczowej". Pokazały ewidentnie, że sobie nie radzą.

    Były eksperymenty pokazujące, jak ludzie sobie radzą z reklamami - też są bezradni. Mieliśmy przykład. Z całym szacunkiem, Keeveek napisał, że baton (w dodatku użyta została nazwa handlowa) jest świetnym źródłem szybkiej energii. Mam podejrzenie, że to "wiedza" przyswojona prosto z reklamy właśnie snickersa, gdzie młodzi ludzie wmawiali widzom, że batonikiem tym świetnie można się najeść. Tymczasem koszty związane ze strawieniem takiego czegoś, koszty enzymatyczne i metaboliczne są niewspółmiernie duże. Zawarta w bułce skrobia już w jamie ustnej zamienia się w cukry proste, nie jest to trudna do przyswojenia energia, broń boże.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie trzeba uczyć dzieci sztuk walki- trzeba ich bronić, a kiedy osiągną pewien wiek trzeba nauczyć je jak się bronić. I to nie jest kwestia czyjegoś chcę czy nie- to jest kwestia konieczności. Rodzice dzieci, których pierwsze lata przypadły na II WŚ też zapewne nie chciały ich uczyć jak się zachować kiedy w okolicy pojawi się agresywny patrol itp. ale taka była konieczność, to samo teraz.
    I tworzenie wokół dziecka 'tarczy antymanipulacyjnej' jest wręcz wskazane jeżeli nie chce Pan aby ukształtowały ją reklamy, pisma dla nastolatek (czyyyli kryptoreklamy) i towarzystwo (niekoniecznie dobre). I tworzenie tarczy antymanipulacyjnej nie wyklucza nauczenia córki rysunku, muzyki, języków, jak i mądrości.

    A co do snickersa- obie strony mają rację. Niezaprzeczalnie jest to energia- taki 'dopalacz', z drugiej strony lepszym dopalaczem mogą być owoce i warzywa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Malkawvianie, masz rację.

    Ale popatrz: gdyby nie było wojny, nie trzeba byłoby uczyć samoobrony. Gdyby były porządne pisma dla nastolatek, nie trzeba by było uczyć, jak na nie patrzeć.

    Czy nie w dziwnym świecie żyjemy?

    W dodatku wielkie firmy wmawiają nam, że wszystko robią "dla nas" i "według naszych potrzeb".

    Co do batona - tak, jest to dopalacz i jako taki powinien być traktowany - w wyjątkowych sytuacjach, ze świadomością pewnych, subtelnych, ale istniejących, konsekwencji.

    OdpowiedzUsuń
  13. " W tym sęk, że ja chciałbym uczyć moją Kalinkę stu innych rzeczy niż tego, jak bronić się przed pokusą."

    Wbrew pozorom jest to nauka, która przyda jej się na całe życie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. "Ale popatrz: gdyby nie było wojny, nie trzeba byłoby uczyć samoobrony. Gdyby były porządne pisma dla nastolatek, nie trzeba by było uczyć, jak na nie patrzeć."

    Tak. Gdyby natura człowieka była inna, z pewnością zylibyśmy w lepszym świecie. Ale człowiek podłą bestią jest i toczy wojny bez przerwy przez całe swoje istnienie i próbuje żyć kosztem drugiego człowieka. Wydaje mi się, że tego zmienić siępo prostu nie da.

    Kiedy trafiasz do dzikiej puszczy to starasz się nauczyć żyć w tej puszczy, czy zmieniasz puszczę i uczysz panterę że nie wolno jeść ludzi?

    OdpowiedzUsuń
  15. Żyjemy w świecie absurdu, ale sami go sobie stworzyliśmy. Ja się z panem zgadzam,ten system jest chory i raczej nie jest bliski uzdrowienia- wręcz przeciwnie. Tylko smutna prawda jest taka, że nie możemy zbyt wiele z tym zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  16. Argumenty niektórych ze stron przyprawiają rocznik ’81 o śmiech, choć z gatunku tych, kiedy to teściowa spada w naszym nowym niespłaconym samochodzie w przepaść.

    1. Mam wrażenie, że Polak zawsze musi być bardziej amerykański od Amerykanina. Bo w tyglu narodów wolny rynek w tym temacie już przerabiano, i ostatecznie wprowadzono prawa, które zabraniają umieszczania automatów z junk food na terenach szkół. Więcej, w stołówkach promuje się tam obecnie spożycie warzyw, owoców i tego typu innego badziewia. Fajnie, że zawsze kopiujemy od wywalających herbatę do morza, ale może chociaż na bieżąco…

    2. Ta kwestia ma szersze uwarunkowanie. Mianowicie, przed ’89 matka zazwyczaj miała czas, żeby latorośli zrobić kanapki, obiad ugotować, skontrolować, co w ogóle danego dnia jadło (i robiło przy okazji). Dzisiaj ten przywilej jest zarezerwowany dla wybranych, bo wyścig szczurów zmusza większość rodzin do pracy do oporu na dwa fronty. Oczywiście, chcieli dzieci, to niech sobie radzą. Ale z drugiej strony, ci rodzice łożą na państwo, więc mają prawo oczekiwać, że ono też będzie w pewnym sensie im pomagać, patrzcie przykład zza oceanu w punkcie pierwszym.

    3. Oczywiście, dziecku nikt batonika na siłę w usta nie wpycha. Diler zazwyczaj też pierwszego skręta też nie, ba! Gratis oferuje, „Masz, spróbuj czy ci podejdzie”. Oczywiście dalsze już gratisami nie są, ale tak się właśnie przyzwyczaja młodą klientelę do produktu i dlatego dilerzy w szkołach w przeciwieństwie do automatów mile widziani nie są. Jeżeli uważacie że jest to znaczne uproszczenie, zapraszam do przeczytania punktu pierwszego, bo mechanizm dokładnie ten sam i ktoś mający przewagę w prawodawstwie stwierdził, że tak być nie może.

    Można, Basiu? Można...

    OdpowiedzUsuń
  17. "3. Oczywiście, dziecku nikt batonika na siłę w usta nie wpycha. Diler zazwyczaj też pierwszego skręta też nie, ba! Gratis oferuje, „Masz, spróbuj czy ci podejdzie”."

    Znajdź mi miejsce z darmowymi batonami to cię ozłocę.

    OdpowiedzUsuń
  18. Przed takim kontrargumentem rocznik '81 przed '89 na twarz pada... :D

    OdpowiedzUsuń
  19. I nie wiem czy warto amerykę podawać jako wzór, wszak to właśnie tam kobieta dostała wielotysieczne odszkodowanie za to, ze nie wiedziala że kawa którą kupiła w McD's jest gorąca i się poparzyła. (bo nie było iformacji na kubku!)

    OdpowiedzUsuń
  20. Albo facepalma robi, po dzisiejszemu mówiąc... :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Anakha, srsly, nie bierz wszystkiego poważnie bo rocznik 81 chyba przy urodzeniu pałami po dupach dostawał od ZOMO zamiast klapsa od lekarza, że bierze wszystko śmiertelnie poważnie

    OdpowiedzUsuń
  22. acz kontrargumentem z cyklu poważnych niech będzie:

    słodycze nie uzależniają fizycznie w przeciwieństwie do dragów.

    Poza tym, u mnie w szkole też się dilowało, jak w każdej szkole w mieście, a jakoś nigdy nei miałem pokusy żeby wziąć "Darmową próbkę" - ot, mama mnie nauczyła, żeby krokodylowi do paszczy nie zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  23. Keevek, uracz mnie jeszcze jakimiś faktami z historii :) Będzie to miód dla mego strapionego pogodą serca i uwierz mi na słowo, na poważnie tego nie wezmę... :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Keeveek, słodycze nie uzależniają fizycznie? To proszę Cię, spróbuj przejść na dietę bezcukrową: nie pij słodkich napojów, odstaw słodzenie herbaty/kawy, nie jedz słodyczy, ani niczego, co zawiera spore ilości cukru. Zobaczysz, jakiej cholery organizm będzie dostawał przez pierwsze dni, prawie jak na odwyku.

    OdpowiedzUsuń
  25. Keeveek, diler musi "złapać" klienta, dlatego pierwszą działkę daje za darmo. Przed szkolnym automatem sprzedającym słodycze staje klient już "urobiony" (sklepy, reklamy w telewizji koleżanki i koledzy z przedszkola) i dlatego w tych automatach nie ma nic za darmo.

    OdpowiedzUsuń
  26. Kresegoth spróbuj przejść na dietę bezmagnezową, albo bezbiałkową, albo bezwitaminową (D), albo jakąkolwiek inną, które podobnie jak dieta bezcukrowa zakłada odstawienie substancji odżywczych NIEZBĘDNYCH do prawidłowego funkcjonowania Twojego organizmu.

    Robienie ze słodyczy narkotyku a z ich odstawienia odwyk. Moim skromnym zdaniem lekka przesada.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie demonizujmy tak batonów, bo niedługo z domu nie będę mógł wyjść, bez obaw, że mnie coś zaatakuje i podstępem dostanie się do mojego żołądka. Grubasy nie biorą się znikąd, owszem słodycze są jedna z przyczyn ich...powstawania. Ja bym jednak winił za to brak ruchu. Jako dumny przedstawiciel rocznika 89 :P mogę śmiało powiedzieć, że tłuściochów będziemy widzieć coraz częściej, bo dzieciarnia w żaden sposób się nie rusza. Sam doskonale pamiętam, ile godzin dziennie mogłem biegać z kumplami z piłką, bo sprawiało mi to ogromną frajdę. Wracało się ze szkoły, jadło szybki obiad i jazda, na rower, żeby dojechać na boisko. A teraz młody przychodzi ze szkoły, pierwsze co robi to włącza kompa, zjada obiad i ewentualnie wyjdzie na piwo czy inne wino. A kolejne lvle przegryza sramem czy innym kitekatem.

    OdpowiedzUsuń
  28. I jeszcze jedno, keeveek.
    W niektórych sieciach handlowych kasjerka widząc kilkuletniego maleńtasa z ojcem czy matką daje mu jakiś batonik "free".
    Jak sądzisz, z dobrego serca i własnej kieszeni?

    OdpowiedzUsuń
  29. Jak już mówiłem - kiedy zyjesz w lesie to nie starasz się ucywilizować wilków, tylko uczysz się jak z nimi żyć, zeby przeżyć.

    Dzieciaki trzeba uczyć, że nadmiar słodyczy szkodzi, trzeba ich uczyć wyrobienia sobie smaku na owoce (dzieciaki często nie chcą darmowych owoców w szkole [serio, rozdają owoce w szkołach za darmo!] bo nie są nauczone ich jedzenia w domu).

    Trzeba je też nauczyć spalania nadmiaru kalorii przez wszelkiego rodzaju zajęcia ruchowe. Zgadzam się z Zanninem, w moim dzieciństwie jeszcze nie było dnia bez grania w gałę, robienia fikołków na trzepakach, ganiania się po lesie itp itd.

    Teraz wszystkie zabawy są "niebezpieczne" i "kontuzjogenne" i najlepiej w ogóle lepiej dziecka na dwór nie wypuszczać bo jeszcze ktoś je porwie albo co gorsza jakiś pedofil zgwałci. Lepiej posadzić je przed tv i komputerem.

    Stąd się bierze otyłość. Można wpieprzać 5000 kalorii dziennie, a dopóki będziesz się wystarczająco dużo ruszać, gruby nie będziesz.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie róbmy z otyłych ofiar systemu. Bo równie dobrze możemy zwalić winę za alkoholizm na reklamy alkoholi i ich zachęcające butelki, raka płuc na producentów papierosów, cholesterol na grube prosięta w chlewach.

    I ten sam EGM który był za legalizacją narkotyków i sprzedawaneim ich przez państwo (a więc trafiałyby także do szkół) jest przeciwny obecności w nich słodyczy...

    Sweet.

    OdpowiedzUsuń
  31. Keeveek, Czytaj uważnie i ze zrozumieniem. Przyłóż się trochę. Nigdy i nigdzie nie pisałem,że narkotyki powinny być oficjalnie w szkołach. Pisałem,że powinny być legalnie w aptece na receptę wypisaną prze lekarza specjalistę.

    OdpowiedzUsuń
  32. Zannin, Keevku, właśnie o tym cały czas piszę. O sytuacji. Kiedyś moda / trend / powszechne zachowanie było takie, że szło się na trzepak, na boisko, na rower, na powietrze.

    Teraz zachowania dyktują reklamy i mody. Moda jest na jedzenie i siedzenie przed telewizorem. Tworzone są te mody nie przez średnio atrakcyjnych rodziców, którzy czasu na ich kreację nie mają, ale przez idoli / reklamowych aktorów...

    W służbie czyjejś kieszeni oczywiście. To, o czym pisze EGM, czyli darmowe batoniki i cukierki już w ogóle mnie dobija. Kalinka wraca z tańców z czym...? Z lizakiem, bo pani instruktorka dawała za ładne wykonanie układu. Kalinka wraca ze sklepu z czym...? Z batonikiem, bo dzisiaj jest tłusty czwartek. W anus bym wsadzał wszystkim tym dobroczyńcom ich lizaki, cukierki i batony, niechby sobie sacharozę dawkowali per rectum. Słodycz jest łatwy i tani. Jest to modny, prosty sposób na gratyfikowanie dziecka. Z owocami są same kłopoty: trzeba umyć, obrać, człowiek się upaćka, no przecież problem.

    W kwestii formalnej: dla człowieka nie są niezbędne w diecie cukry proste (glukoza, fruktoza) czy dwucukry (sacharoza). Homo sapiens bez problemu przetwarza curky złożone na glukozę. Gdyby było inaczej szczezłby już dawno, przed wynalezieniem czekolady.

    OdpowiedzUsuń
  33. "Keeveek, Czytaj uważnie i ze zrozumieniem. Przyłóż się trochę. Nigdy i nigdzie nie pisałem,że narkotyki powinny być oficjalnie w szkołach. Pisałem,że powinny być legalnie w aptece na receptę wypisaną prze lekarza specjalistę."


    Alkohol też piją tylko dorośli, bo takie jest prawo...

    OdpowiedzUsuń
  34. W kwestii formalnej: dla człowieka nie są niezbędne w diecie cukry proste (glukoza, fruktoza) czy dwucukry (sacharoza). Homo sapiens bez problemu przetwarza curky złożone na glukozę. Gdyby było inaczej szczezłby już dawno, przed wynalezieniem czekolady.

    --> jadł owoce na długo przed tym jak wymyślił jak skrobię przerobić w chleb... mleko od krówek też wczesniej pił. Trawienie cukrów złożonych wymaga ogromnej ilości energii..

    OdpowiedzUsuń
  35. Rozumiem, ze cukierki rozdawane w dniu urodzin w klasie to tez spisek i działanie w służbie korporacji ? Majowie, lub Aztekowie, nie pamiętam to oni jako pierwsi stworzyli czekoladę, czy oni też zrobili to aby nabić czyjąś kieszeń.

    Słodycze to przyjemność, mają swoje plusy jak i minusy, i jak ze wszystkim trzeba wiedzieć jak z nich korzystać.

    Zaraz dojdziemy do punktu, w którym okaże się, że pani instruktorka jest opłacana przez korporację aby dzieci uzależnić, a to nie tak. Jest na coś zapotrzebowanie, i pojawiają się oni, żeby robić na tym kasę. Nie ma tu żadnego spisku dziejowego mającego zrobić z Nas posłusznych cukierkowych ćpunów !

    Taki alkohol jest dużo bardziej szkodliwy, może zaczniemy wojować z piwem na półkach sklepowych ? Producenci dają nam to na co jest popyt (sami też pomagają go tworzyć- fakt). Ale chryste panie dajcie tym dzieciom odrobinę radości, jeśli lubią słodycze niech je dostają, tylko w umiarkowanych ilościach.

    Nawet jeśli lubię czekoladę tylko dlatego, że wparła mi to jakaś wielka korporacja nie przestanę jej jeść, bo sprawia mi to przyjemność. Widać przeszedłem solidne pranie mózgu.

    Z tym, że skoro cukierki są złem to samo tyczy się Waszego wieczornego piwka (czy innego trunku), okazyjnego wyjścia na rower (lobby rowerowe obudziło w Was potrzebę jazdy na rowerze !), czy uczenia córki malowania (a jakże, trzeba kredki/farbki kupić).

    Jeśli dziecko wpada pod pociąg bo nie nauczono go żeby nie łazić po torach Waszym zdaniem należy winić PKP ?

    OdpowiedzUsuń
  36. Dzieciak i dorosły są bombardowani przez reklamy codziennie. Trzeba nauczyć się opanowywać naturalną reakcję i chęć posiadania, a nie walczyć z systemem.

    Oczywiście, mozemy zakazywać wszystkiego, palenia w prywatnych lokalach, stawiania automatów ze słodyczami, sprzedawania alkoholu przed 22, wychodzenia z domu bez opiekuna z opieki socjalnej, przechodzenia przez ulicę bez kamizelki odblaskowej (najlepiej zakazać jazdy pojazdom wykonanym z innego tworzywa niż pianki lub dmuchanego materaca) i w ogóle powinniśmy żyć w bezpiecznym świecie gdzie nikt nikogo nie krzywdzi.

    Spiłować ząbki aligatorom, nauczyć wilki że dieta wegetariańska jest lepsza dla ich organizmu i zasłonić się wielką kopułą przed słońcem i szkodliwymi promieniami UV.

    OdpowiedzUsuń
  37. Trzymać dzieci pod kloszem, nie dawać im słodyczy a potem się dziwić że dziecko ma alergię na laktozę!

    Tak jak matka wegetarianka która futruje swoje dziecko od urodzenia wyłącznie warzywami i dziwi się że jej dziecko "wykazuje nietolerancję" na mleko od krowy!

    Pokazywać im tylko kwiatki i pszczółki a potem się dziwić że sobie nie poradzi z brutalnością świata jak choćby trafi do gimnazjum...

    OdpowiedzUsuń
  38. Słuchajcie, tu chodzi o uwarunkowania kulturowe. Tych uwarunkowań nie widać, nie słychać, a są. Są kształtowane przez marketingowców, przez reklamy.

    Jeszcze kilka lat temu mało kto myślał o kredytach. Teraz jesteśmy bombardowani reklamami o tym, jak wspaniale jest wziąć gigantyczny kredyt i już niedługo normą stanie się młody człowiek posiadający "piętnastoprocentowy" dług (de facto stu pięćdziesięcioprocentowy) rozłożony na większość życia. A kiedyś mówiono: zaoszczędź, wydaj / zainwestuj. Teraz wmawia nam się: POŻYCZ i wydaj.

    W latach 90-tych Polska była na szarym końcu w Europie jeśli chodzi o spożycie parafarmaceutyków. Teraz jest na miejscu pierwszym. Powstały nowe "normy kulturowe", albo "normy społeczne" i Polacy są w Europie numero uno. Teraz wszyscy "się leczą", a terapia ta jest tyle warta co nic.

    Powstały normy kulturowe słodyczowe: dziecko z batonem = normalne dziecko.

    Gdy na szkoleniach przedstawiam typologię, pokazuję slajd przedstawiający taką cebulkę: "co wpływa na nasze zachowanie". W centrum są uwarunkowania kulturowe. Zawsze się trochę zżymałem widząc je w środku, bo to oznaczało, że są najmniej uświadomione. Teraz, po tej dyskusji, zaczynam to rozumieć. Uwarunkowania kulturowe są tak głęboko zakorzenione, że praktycznie ich nie widać.

    Ryszard Kapuściński mówił, że ponieważ wychował się w czasach wojny, wojna stała się dla niego normą. Nigdy z niej nie wyrósł, pokój był czymś "nienormalnym", dlatego świetnie identyfikował się z ofiarami militarnych zmagań. Pisał też, że człowiek, choćby bity i poniżany, nie zbuntuje się przeciwko systemowi, jeśli nie zobaczy, że może być INACZEJ.

    Wy, Keevku i Malkavianie, piszecie: nie należy / nie warto / po co walczyć z sytemem? Trzeba go zaakceptować i nauczyć się w nim żyć. Tak, to prawda.

    Ale jest też inna prawda: system nie jest "odwieczny", nie powstał setki tysięcy lat temu. On powstaje ciągle, na naszych oczach. Jest kształtowany przez marketingowców, przez reklamy. Nie bardzo rozumiem, dlaczego mam się godzić na to, co oni / one kreują. Zwróćcie też uwagę, że w tej dyskusji nie walczę z wielkimi firmami, ale... z Wami. To Wy jesteście obrońcami systemu, jakby innego, lepszego nie było na świecie :).

    Owszem, jest, może być, dlaczego nie? Do tego potrzebna jest tylko obywatelska świadomość i odwaga. Dlatego piszę takie obmierzłe książki (oprócz nieobmierzłych gamedeków, które jednakowoż miejscami jednak obmierzłe są) i dyskutuję, rozmawiam.

    Mówi się, że PRL był zły. Bo ogłupiał ludzi. Bo wmawiał ideologię spaczonego socjalizmu. A teraz, jak myślicie, co jest? Tak wspaniale? Nie, moim zdaniem żyjemy także w totalitaryzmie, ale pieniężnym. Marketingowym. Korporacyjnym. Niby mamy wolność (nie w kwestiach religijnych), ale odebrano nam CZAS I ENERGIĘ. I ukształtowano tak, żeby to, co zostaje z tego czasu i energii, przeznaczać na konsumpcję.

    Zresztą to, co proponujecie: uczyć dziecko nie poddawać się systemowi de facto JEST WALKĄ Z SYSTEMEM :). Tylko nie wiem, dlaczego uważacie, że dziecko należy jej uczyć, a już rozprawiać o niej w internecie - nie.

    Hm?

    OdpowiedzUsuń
  39. Bo im się wydaje, Marcinie, że akceptując system są tacy nowocześni (to też im wmówiły reklamy) i trendy. A siła reklam jest porażająca, bo wszystkie razem działają w jednym celu i na tym samym froncie.

    Mam znajomą - ot, taka sobie znajomość - która kiedyś pracowała w reklamie. Usunięto ją z firmy kopniakiem przy okazji redukcji zatrudnienia (nawiasem mówiąc, jak chcesz mieć wiarygodny wskaźnik nadciągającego kryzysu to patrz na zatrudnienie w frmach reklamowych - prezesi i rozmaici "menago" tych ścierwojadów pierwsi wyczuwają nadejście lat chudych), ale dziewczyna - inteligentna przecież - nadal uważa, że reklamy to sól ziemi czarnej, bez reklam świat się zawali, a gdy jej tłumaczyłem, że jest inaczej i że mnie - na przykład - reklamy irytują - twierdziła tylko, że nie "jestem target".

    No i chyba miała rację - gdy zaczynasz krytykować sprzedaż batoników w szkołach - target się odzywa i broni wszystkiego jak niepodległości.

    Zauważ, że twoimi oponentami są ludzie młodzi, którzy już wyrastali pod ogniem zapewnień, że "są tego warci", że należy "podarować sobie odrobinę luksusu" i tak dalej...

    No.

    OdpowiedzUsuń
  40. Bez istnienia reklam nie wiedziałbyś nawet jakie produkty można kupić w sklepach.

    Reklamy są tworzone pod gusta grup osób, nie ksztaltują ich.

    Np ja nie potrzebuję nowego samochodu, więc reklama nowych samochodów mnie kompletnie nie obchodzi i nie rusza.

    Lubię natomiast gry komputerowe i ich reklamy są tak skonstruowane żeby mnie nimi zaciekawić, ale ukierunkowany na tego typu reklamy już jestem.

    Największą głupotą jest twierdzenie, że "na mnie reklamy w ogóle nie działają, tylko mnie wkurzają" a jednak w domu pije się coca colę, myje zęby blend-a-medem a masło kupuje się tylko takie, którego nazwa jest znana i kojarzona.
    No chyba, że EGM kupuje wszystko na zasadzie przypadku, zamyka oczy i wybiera, ale to już głupota totalna.

    I z tego punktu widzenia, jeśli chodzi o informowanie klienta o produkcie jest to rzecz NIEZBĘDNA i wcale nie nowa - kramarz na forum romanum drący japę o tym jakich to on jedwabiów czy czego tam nie przywiózł też jest reklamą. Reklama pojawiła się w momencie pojawienia się handlu. Choćby na zasadzie przekonywania, że u mnei jest lepiej kupić niż u sprzedawcy obok.

    A Marcin zamiast ukierunkować myślenie swojej córki na "słodycze tylko od czasu do czasu" woli tracić czas na zmienianie zdania osób, które mają je już wyrobione. Very clever.

    OdpowiedzUsuń
  41. Z całym szacunkiem generale nie masz pojęcia co nam się wydaje. : )

    I target jeśli Generał (bo pan Marcin siła rzeczy musiał) uważnie śledził dyskusję wcale nie bronił systemu, wręcz przeciwnie. Rozprawiał o nim bo target choć jest młody, i nie ukrywa, że ma poczucie własnej wartości (i nie, nie wyniesiony z reklam chce dyskusji) chcę dyskutować o pewnych sprawach i je zmieniać. Rzecz w tym, że pewnych rzeczy nie przeskoczymy, nawet jeśli zmienimy ten system, to potrwa to pokolenia, tak, że może dzieci tych 'targetów' odczują te zmiany w swoim dorosłym życiu. Trzeba go zmieniać, ale trzeba tez umieć się przed nim bronić tu i teraz, tak jakby miał trwać na wieki wieków.

    I uwarunkowania kulturowe to nie tylko dzieło marketingowców, to coś tak pierwotnego, że nawet uważnie to obserwując wciąż ciężko znaleźć jej elementy. Fakt bezduszne korporacje próbują grzebać w Naszej świadomości ale to samo robił system z Wami panowie, i zaręczam, jeśli któryś z Was zacząłby z łezką w oku wspominać coś dobrego z PRL nie zarzuciłbym mu, że to wina indoktrynacji. Więc nie zakładajcie z góry, że jesteśmy umysłowymi kalekami, bo skoro coś z Nas wyrosło pod ogniem tych zapewnień wymienionych przez EGM chyba jednak dobrze o Nas świadczy.

    OdpowiedzUsuń
  42. ..."Największą głupotą jest twierdzenie, że "na mnie reklamy w ogóle nie działają, tylko mnie wkurzają"...
    Keeveek, odrobinę szacunku, proszę.

    Oczywiście zanim reklamy nie powiedziały mi, co mam kupować, piłem pastę "Coolgate" i myłem zęby Coca Colą, bom taki głąb, że bez reklam sobie nie radzę niczym ślepiec we mgle. Może Ty nie, ale ja pewne doświadczenie życiowe mam i nie czyszczę zębów pastą do butów.

    Masło kupuję ze względu na zawartość "masła w maśle". Swoją drogę nigdy bym nie pomyślał, że stary żart Barei o ilości cukru w cukrze znajdzie nowe zastosowanie.

    Malkavian, wiem, że nie jesteście umysłowymi kalekami. Ba, szczerze podziwiam waszą giętkość umysłów, rozległość zainteresowań i tak dalej. Ale... może, gdyby wam tak nachalnie nie mówiono, co jest dla was dobre, bylibyście jeszcze bystrzejsi? Do licznych bardzo prawd najlepiej dochodzić samemu. Może jednak się mylę?

    OdpowiedzUsuń
  43. To, że nachalnie nam się wmawia co jest dla Nas dobre nie znaczy, że to przyjmujemy, to że codziennie mojego maila zalewa milion propozycji łatwej kasy, większego penisa i ogólnej łatwodostępnej szczęśliwości nie znaczy, że to chłonę. I to prawda, że większość prawd najlepiej odkrywać samemu - bo satysfakcja, bo rozwój.

    Denerwuje mnie odwodzenie ludzi od myślenia na miliony sposobów i denerwuje mnie fakt, że człowiek może zostać zmiażdżony przez własny twór - korporację. Ale naprawdę ciężko mi jest wyklarować sobie wizję świata bez korporacji. Albo inaczej nie widzę sposobu na odejście od korporacji, dzięki któremu nie utracilibyśmy jej dobrodziejstw. Bo wbrew pozorom, za reklamami i tym praniem mózgu stoją tez plusy. Łatwo i ogólnodostępne produkty, zatrudnienie wielu ludzi. To co teraz usilnie robi z Nas zombie przyczyniło się do rozwoju Naszej cywilizacji.

    System jest pełen luk, jest chory na raka, z przerzutami, złośliwego jak cholera itp. ale niełatwo znaleźć lepszy. A wdrożyć ? ho, ho, ho.

    Tylko teraz globalizacja zdeterminowała powstanie korporacji, czy na odwrót ? - ale to już totalny offtopic.

    OdpowiedzUsuń
  44. Ależ Generale, nie zrozumieliśmy się. Chodzi mi o to, że skąd normalny człowiek wie o tym, że lepiej kupić coca colę za 5 zł zamiast tesco-coli za 2,5 zł? Bo sam próbował, czy dlatego że reklama mu to zasugerowała, napój mu zasmakował i teraz z niego korzysta?

    jakbym mial sam przebierać w dziesiątkach marek piwa, chipsów, past do zębów, setkach tytułów gier komputerowych bez pomocy jaką jest reklama, to bym spędził pół życia w sklepie.

    Oczywiście nie jest tak, że chłonę reklamy bezmyślnie - jezeli wypróbuję produkt reklamowany który mi nie zasmakuje lub nie trafi w moje gusta - nie kupię go więcej.

    OdpowiedzUsuń
  45. i ten Krzys to ja czyli Malkavian ; p taaakie pomieszanie kont ^

    OdpowiedzUsuń
  46. Aaaa... To powiedz mi, mości keeveek, jakąż to istotną wiedzę zyskujesz z reklamy, która mówi, że po użyciu jakiegoś proszku biel staje się jeszcze bielsza? Albo, że czyjaś tam babiczka pochodzi z Chrzanowa? Co konkretnie ci mówi reklamka, której treścią jest informacja, że pragnienie nie ma szans?

    OdpowiedzUsuń
  47. Daje mi to, że jeśli producenta stać na reklamę która kosztuje kilkadziesiat tysięcy złotych za 30 sekund emicji i więcej, to kiedy będę szukał proszku to się zastanowię nad kupnem tego z reklamy. Ale nie jestem targetem i kupuję z reguły proszek najtańszy (jakieś tam E)

    Jeśli jednak jestem odbiorcą jakiegoś produktu (dajmy na to chipsy ziemniaczane) to jak widzę reklamę nowego smaku chipsów to jestem tym zainteresowany.

    Chodzi mnie tylko o to, że reklama ma funkcję MIĘDZY INNYMI informacyjną. Informuje mnie, że produkt istnieje i że warto się nim zainteresować z takiego lub innego powodu. Dzięki temu kiedy będę potrzebował danego rodzaju produktu będę wiedział na jakie zwrócić uwagę w pierwszej kolejności...

    OdpowiedzUsuń
  48. i tak długo jak nie czuję się oszukany a z produktu jestem zadowolony, tak reklama będzie dla mnie pożyteczna.

    Oczywiście, zdarza się że dam się naciągnąć jakiejś super promocji w stylu (2 gry w cenie 1) gdzie normalnie żadnej z tych gier bym osobno nie kupił i potem trochę żałuję.

    Ale stać mnie na takie żałowanie raz na jakiś czas...

    OdpowiedzUsuń
  49. A, już kumam, keeveek.

    Idziesz do sklepu i na półce z proszkami do prania gaci i czyszczenia łazienek widzisz coś nowego, co się nazywa na przykład "Herakles" (w końcu czyścił stajnie Augiasza).

    Nie masz pojęcia, co to jest, bo nie widziałeś reklamy. Może to olej do silników? Albo nowy jogurt? Nie, lepiej poczekajmy, aż zobaczę reklamę, bo jak zjem, to dostanę sraczki.

    Tak?

    OdpowiedzUsuń
  50. A może: nie mam czasu i pieniędzy na kupowanie i testowanie proszku o którym nigdy nie słyszałem i który pierwszy raz widzę na oczy. Chcę proszek, który wiem że będzie dobry.

    hmm?

    ps. proszę o nową notkę, bo zaczynamy krążyć bez końca.

    OdpowiedzUsuń
  51. innymi słowy - tak jak nie kupuję wszystkich gier jak leci żeby sprawdzić która mi się podoba, nie chodzę do kina na wszystkie filmy jakie grają żeby przekonać się który warto obejrzeć tak nie kupuję wszystkich rodzajów coca coli oraz proszków do prania.

    Jednym z czynników który pomaga mi decydować jest rozpoznawalność marki (ale nie jedynym. Jak wspomnianego Heraklesa poleci mi znajomy, to chętnie go wypróbuję).

    OdpowiedzUsuń
  52. Sprobujcie dostac w tych automatach cos bez cukru. Nawet wody nie dostaniecie!
    Tylko czekam kiedy w polskich stolowkach zamiast zupy i normalnego obiadu beda hamburgery, frytki itd.
    IMO tego typu automaty powinny byc calkowicie zabronione w szkolach.
    Ale skoro w reklama mowi, ze napoj jest spoko, to tak musi byc. Ludzie nie zdaja sobie sprawy jak trujace sa te wszystkie produkty. Ale takie skutki wychodza dopiero na starosc, wiec nie trzeba sie martwic...
    Zdaje sie, ze norwegowie swoim dzieciom nie daja nawet grama cukru do 10 roku zycia. No i popatrzcie na tych odpornych, silnych i wielkich wikingow...

    OdpowiedzUsuń
  53. I tu znowu wychodzi cześciowy brak wiedzy. Każda szkoła która chciała, mogła zgłosić się do programu, w którym każde dziecko dostaje CODZIENNIE jakiś owoc i surówkę ZA DARMO (tzn, rodzice nie muszą nic za to płacić) i większość szkół do programu przystąpiła.

    OdpowiedzUsuń
  54. LG Petrov, rozpier... mnie całkowicie :D

    Raz, że wikingowie to bardziej z Danii się wywodzą, a dwa że współczesny Norweg wygląda jak popierdółka a nie Wiking :D

    Myślisz że wikingowie też nie dawali grama cukru swoim dzieciom?

    To cię zdziwię, bo np. w Polsce niemowlęta poiło się piwem zamiast mleka i zobacz jacy teraz jesteśmy upośledzeni!

    Poprawiłeś mi humor, zaiste.

    OdpowiedzUsuń
  55. Narobiło się tych komentarzy, nie powiem.

    Co do roli wychowawczej rodziców. Badania psychologiczne dowiodły, że NAJWIĘKSZY wpływ na latorośl w wieku szkolnym ma "grupa odniesienia", grupa rówieśnicza. Jej moc jest oceniana na około 80%. Rodzicom pozostaje marne 20%. Nie tylko rodzice wychowują dzieci. Przede wszystkim kształtuje je środowisko.

    Druga rzecz, Panowie, karty na stół: keeveek, czym się zajmujesz, gdzie pracujesz? To pytanie dotyczy także Malaviana. Nie chce mi się wierzyć, że bronicie sprawy tylko dla idei. Mam wrażenie (być może mylne), że już wam trochę wyprano mózgi w jakichś korporacjach.

    Reklamy NIE są niezbędne. One zawężają pole widzenia, powodują, że niereklamowanych, a tak samo dobrych produktów się nie widzi. Odbierają wybór. Ich rola informacyjna jest dokładnie żadna.

    Jadę do Francji. Patrzę na półkę z jogurtami. Szukam Danona... Nie ma! A, jest. Ale ledwie widoczny, mało znaczący. Dlaczego? A kto w kraju serów słyszał o danonie? Są inne, zacniejsze, lepsze firmy. U nas, ze względu na reklamę, sądzi się, że firma ta jest jakimś tuzem.

    Wracając do meritum: świat w jakim żyjemy nie jest jedyną możliwą propozycją. Dzisiejszy świat krajów cywilizowanych zachodu jest już mocno wypaczony w stosunku do jakichś zdrowych, sensowych proporcji. Doszło do tego, że obecność automatu ze słodkimi napojami i batonami W SZKOLE jest spostrzegana jako normalna.

    To naprawdę szokujące. Już nie szokuje mnie ten automat. Szokuje mnie odzew na tym blogu.

    OdpowiedzUsuń
  56. Malkavian, czyli ja studiuje zarządzanie i pranie mózgów poznaje od środka choćby na marketingu, a pracuję w firmie robiącej instalacje sprężonego powietrza (tak dla równowagi praca typowo fizyczna). Ale tego także dla korporacji nie robię, tylko małej rodzinnej wręcz firmy.

    Ahh i co do tego marketingu mojego tam wlasnie pokazano mi fil 'korporacje' gorąco polecam.

    OdpowiedzUsuń
  57. Okej, brawo za odwagę :). Czyli od środka poznajesz... To w sumie tak jak ja :).

    OdpowiedzUsuń
  58. Nie tyle od środka, wtedy musiałbym pracować w jakiejś korporacji. Powiedziałbym, że od zaplecza. ;)

    A w pana przypadku chodzi oczywiście o szkolenia ? ^

    OdpowiedzUsuń
  59. Tak, szkolę biznesmenów. Trenerów. Sprzedawców, menadżerów, dyrektorów, konsultantów, doradców itd. Na szczęście podczas treningów nie wchodzimy zbyt głęboko w takie tematy ;).

    OdpowiedzUsuń
  60. student prawa dzienny, drugi rok, melduje się.

    OdpowiedzUsuń
  61. Wiem, że nie na temat ale chciałbym być świadkiem wykładu keeveeka na temat tego, iż Wikingowie pochodzą "bardziej" od Duńczyków, Nie odchodzę od komputera Keeveeku! Nie ze złośliwości, ale z dzikiej ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
  62. O! Mamy i prawnika, no proszę :). Dobra, keeveek, starczy o batonach, dawaj o wikingach, ja też poczytam :).

    OdpowiedzUsuń
  63. O ile znam się na medycynie, Wikingowie od kierunku łupieskich wypraw dzielili się na zachodnich (Dunowie, Norwegowie i Jutowie) oraz wschodnich (Skanowie, Swijowie, Blekińczycy i Goci).

    A, byli jeszcze tak zwani Jomswikingowie z Jomsborga, ale ci stanowili różnorodną mieszaninę (zdarzali się wśród nich przedstawiciele Germanów i Słowian).

    OdpowiedzUsuń
  64. Jeśli taki podział przyjąć. Zgadza się.
    Ale ciekawi mnie gradacja w czym Duńczycy byli bardziej wikińscy od Norwegów? Pomijam trudności w nomenklaturze- zależy kto mówił, mówił Normanach, Duńczykach (mając na myśli mieszkańców całego Półwyspu Skandynawskiego )itp. Wikingowie to wszystkie ludy wszystkie wymienione przez Generała ludy, które niosły kulturę i wpływy politycznie w obu wymienionych kierunkach. Ale żeby pisać, że Wikingowie (w kwestii etymologii tego słowa także niezliczone pomysły) to bardziej z Danii? Nawet jeśli mówimy o tym mitycznym mateczniku to raczej jest to Półwysep Skandynawski.

    OdpowiedzUsuń
  65. Kurczę, chyba nam, jak mówią bywalcy "something pojebałos'". Od batoników do Wikingów - to wolta nie lada!

    Tam gdzie mieszkali Dunowie, było cieplej (zawszeć to na południe od Norwegii) i w lasach rosło więcej muchomorów - stąd wśród Dunów i Jutów byli może liczniejsi berserkerzy? I dlatego byli bardziej "wikińscy" od innych ;-)...

    OdpowiedzUsuń
  66. No właśnie u Foote'go wyczytałem, że berserkerzy najpewniej popijali alkohol i o żadnych grzybkach mowy nie było. Na południe, ale ciepły prąd norweski...

    OdpowiedzUsuń
  67. Podobno też gryźli brzegi tarcz i toczyli pianę z pysków. Widziałem kilka tych tarcz na pokazie walk dowodzonego przez nieżyjącego od niedawna (szkoda!) Klerytusa Bractwa Wikingów w Nidzicy.
    Te tarcze miały tak wyszczerbione brzegi, że jakby mnie kto kazał je gryźć, też bym się wściekł.

    OdpowiedzUsuń
  68. A to nie można podczas walki tarczy wyszczerbić?

    co do duńskich wikingów to był taki skrót myślowy. Chodziło mnie o to, że historię wikingów znamy RACZEJ z duńskiej perspektywy i o nich można najwięcej powiedzieć, bo też oni najczęściej wyprawiali się do Europy.

    Oczywiście mogę się mylić, entuzjastą historii powszechnej nie jestem.

    OdpowiedzUsuń
  69. Bo ja wiem skąd to przekonanie. A Saga o Egilu? Saga o Hønsa-Thórim, Obie Eddy, Heimskringla to wszystko norwesko-islandzka proweniencja.

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie zagłębiam się w tę tematykę, jak możesz polecić jakąś ciekawą literaturę na temat wikingow, to podaj proszę tytuły - w wolnym czasie poczytam.

    Temat to na pewno ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  71. A teraz będę chyba musiał przebrnąć przez bardzo obszerny nowy wpis na blogu... :D

    OdpowiedzUsuń
  72. Leciejewicz- Normanowie, Foote-Wilson Wikingowie, Guriewicz Wyprawy Wikingów, Mowat- Wyprawy Wikingów, i moja ulubiona jeśli chodzi o mitologię Ros- Heroje Północy. Resztę można czytać po angielsku, francusku i oczywiście w językach skandynawskich. Sam też nie interesuje się specjalnie wikingami, żeby nie było.

    OdpowiedzUsuń
  73. i akurat heroje północy są dostępni w bibliotece głównej a nie po wydziałach etnologicznych archeologicznych i historycznych, także postaram się to sobie wypożyczyć na przerwę wielkanocną

    dzięki wielkie

    OdpowiedzUsuń
  74. A ja bede niegrzeczny i wroce do tematu :)

    Hola hola, napisalem wyraznie, ze mi sie tylko zdaje. Pewnosci nie mam. Ale wiem na pewno, ze w dzisiejszej Norwegii sporo ludzi (zwlaszcza na dalekiej polnocy) taka diete przestrzegaja.
    Po prostu dzieciom nie daja cukru. Ja w ten sposob tez sie wychowalem. W ten sam sposob wychowam swoje dziecko (swoja droga dzis dostalem od dziewczyny SMSa, ze jest w ciazy!) Szczerze mowiac mam wstret do slodkosci. Dzieki temu nie lapie sie na zadne reklamy, a obok automatow przechodze obojetnie. Czesciowo wychowalem sie w niemczech, gdzie reklama dziala duzo intensywniej na dzieci. Jakos nigdy mnie nie kusilo, zeby cos slodkiego zjesc. Wolalem kanapki mamy. I tak- jestem z tego dumny.
    Wodke popijam woda, a zamiast tortu urodzinowego ojciec z wujkiem grilluja mi co roku zeberka z lani w pikantnym sosie. Czasami dla smaku przesmaruje miesiwo miodem.

    Tak dla jaj dodam, ze studiuje budownictwo w Dojczach. Dla rownowagi, zeby nie bylo, ze tu sami humanisci ;)

    OdpowiedzUsuń
  75. "Wodke popijam woda, a zamiast tortu urodzinowego ojciec z wujkiem grilluja mi co roku zeberka z lani w pikantnym sosie. "

    Teraz mi kolega powie mam nadzieję w czym jedzenie mięsa z grilla jest zdrowsze od zjedzenia kawału tortu ;) Bo dietetyk to ci powie że takie mięso to raz na miesiąc albo najlepiej wcale ;)

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie ma za co Keveeku. Książkę mogę porównać tylko do mitologii Parandowskiego. Poza tym zawiera niezwykle barwny rys dziejów politycznych i życia codziennego Wikingów. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  77. Nie, chodzi mi o to, ze nie cierpie slodyczy. Zamiast tego jem po prostu duzo miesiwa i warzyw.
    Nie mnie oceniac co jest zdrowsze a co gorsze.
    Powiem tylko, ze moj ojciec od 5 lat zyje wedlug Kwasniewskiego (wcina praktycznie tylko mieso i tluszcze)
    Wage zrzucil z 140 do 95 kg, nie ma juz cukrzycy, nadcisnienia, ustapil bezdech senny, rzadko choruje i jeszcze nie dostal zawalu. Rok czasu i chlop wrocil do zdrowia. Dzisaj chodzi na silownie, biega, jezdzi na rowerze i pracuje. Jeszcze 6 lat temu mial problem, zeby wejsc na pierwsze pietro.
    I co powiesz na to?

    OdpowiedzUsuń
  78. Dodam jeszcze, ze w tym okresie rzucil po 35 latach papierosy.
    Jesli ktos probowal po tylu latach rzucic ten nalog, to na pewno wie przez co organizm musial przechodzic.
    Keeveek, warto sie zainteresowac dieta Kwasniewskiego. Jak sie juz czlowiek doczyta, na czym ta chemia w tluszczach polega to mozna nawet w to uwierzyc.
    Cukier to biala smierc, nie przekonasz mnie, ze tort jest zdrowszy od chudego miesa z dziczyzny (znajdz zdrowsze i czystsze mieso od lani to ci postawie flache).
    A polskich dietetykow na pewno nie warto sie sluchac.

    OdpowiedzUsuń