Counter


View My Stats

środa, 3 marca 2010

Pojęcie integracji

Witam drogich blogowiczów :). To znowu ja, Marcin Przybyłek.

Tym razem zachęcam do zapoznania się z pierwszym rozdziałem Antyporadnika (nie drugiego Antyporadnika, tylko pierwszej części), pt. "Integracja". Mam nadzieję, że po lekturze nie tylko się posprzeczamy, ale też pośmiejemy...

1. Integracja

Jest to podstawowe pojęcie, używane przez Biznesowe Grono Pedagogiczne (BGP)[1]. Jaśnie oświeceni twierdzą, że człowiek sukcesu to…

Ach, zapomniałbym wspomnieć o czymś arcyważnym. Zanim powiem, co twierdzą oświeceni na temat człowieka suckesu, mam do Ciebie, Droga Czytelniczko / Drogi Czytelniku, prośbę: potraktuj tę książkę interaktywnie. Czytaj ją z długopisem / piórem / ołówkiem / markerem w dłoni. Dopisuj własne komentarze na marginesach, podkreślaj ważne stwierdzenia, uwieczniaj osobiste protesty i wykrzykniki, w których będziesz zawierał / zawierała wyjaśnienia, dlaczego się ze mną nie zgadzasz. Rób rysunki i schematy, wykorzystaj miejsce na końcu książki na własne uwagi. Już dosyć czasu spędziłeś / łaś milcząc. Wyżyj się. Ta książka nie została napisana po to tylko, by zaprezentować moje zdanie na ten, czy inny temat. Nie. Powstała ona przede wszystkim po to, by Ciebie sprowokować do myślenia, dywagowania, dyskutowania. W sumie nie ważne jest to, co myślę ja, bo książek, w których autor prezentuje własne poglądy powstały tysiące. Ważne jest, co TY MYŚLISZ i te właśnie myśli uwiecznij. Tak więc myśl!, pisz, notuj. Jeśli zbraknie miejsca w środku książki, zacznij mazać po okładce, biurku, na spodniach (najlepiej kolegi) i rękach własnych tudzież obcych. W przypływie dobrego humoru możesz domalować na moim zdjęciu wąsy, brodę i włosy na głowie, pieprzyki, znamiona, tatuaże i cokolwiek, co przyjdzie Ci do głowy.

Skoro wyjaśniliśmy już sobie, w jaki sposób ta książeczka powinna być czytana, powróćmy do meritum, czyli do pojęcia integracji. Ostatnie zdanie przed powyższym akapitem brzmiało tak: „Jaśnie oświeceni twierdzą, że człowiek sukcesu to…” …indywiduum zintegrowane, skupione na sukcesie, wiedzące, czego chce i stawiające sobie jasne cele, które są:

– szczegółowe,
– mierzalne,
– osiągalne,
– realistyczne,
– określone w czasie,
– i tam dalej.

Co w skrócie jest określane bardzo sprytnym, przyznam, mianem SMART (specific,
measurable, achieveble, realistic, timed). Należy dodać, że człowiek sukcesu to osobnik zawsze pachnący, modnie ubrany, mający spinkę w krawacie i wypastowane buty. Nadmienimy, że Półbóg, którego rozpoznamy po słowie „dyrektor” na wizytówce, zamiast guzików przy mankietach będzie nosił spinki. Człowiek zintegrowany codziennie rano wygłasza hasło:

IT ŁYL BI E ŁANDERWFUL DEJ TUDEJ
(tłum. z ang. „to będzie eee, wspaniały dzień dzisiaj”)

Po czym planuje najbliższe dwadzieścia cztery godziny i wykonuje plan co najmniej w 95 procentach, choć zawsze stara się zrobić więcej, bo doskonale wie z indoktrynujących kaset magnetofonowych, że dopiero przekroczenie setki stawia go po stronie aniołów. Stara się więc pozostawać w biurze po godzinach i promiennie się uśmiechając, pracować dla siebie, ponieważ wie doskonale, że jest self-employed[2]. Ach, byłbym zapomniał. Regularnie powtarza (w samochodzie, przy goleniu, ewentualnie w wucecie):

AJ EM DE BEST, AJ EM DE BEST, AJ EM DE BEST etc.
(tłum. z ang. „ja jestem najlepszy, ja jestem najlepszy, ja jestem najlepszy itd.”)

Uważa przy tym, by nie przyłapała go żona, jadący przed nim kierowca (we wstecznym lusterku) czy inny szarak nierozumiejący sekretów biznesowego sukcesu. „Osobnik Zintegrowany” (OZet) wie, że sukces jest najważniejszy, cokolwiek by oznaczał: sprzedaż pięciu ton sznurówek, dwudziestu tysięcy śliniaczków, pięćdziesięciu metrów sześciennych drewna czy zredukowanie kosztów produkcji o jedną dziesiątą procenta przez skrócenie kabla czujnika temperatury w produkowanych przez jego firmę samochodach. Sukcesowi poświęci czas, zdrowie i rodzinę. „Sukces” to słowo wymawiane przez niego w co drugim zdaniu (czasami zastępuje je dźwiękiem „wygrać”, ewentualnie win – czyt. łin). Sensem jego życia jest sukces. Nie pytaj jednak OZeta (proszę nie rymować) o sens życia, bo wprawisz go w zakłopotanie. Skróć jego drogę myślową i od razu zapytaj o sukces. Wtedy tryby w jego głowie się nie zatrą, a zapytany będzie miał cudowne odczucie, że sunie drogą gładką i przewidywalną.

Człowiek zintegrowany ma zawsze świeży oddech, choćby wypił na czczo pięć kaw i nic nie jadł do południa. Jest nieodmiennie opanowany, profesjonalny i zharmonizowany. „Profesjonalizm” to jego kolejne ulubione słowo. Nie bardzo wie, co ono oznacza, najczęściej wiąże je z czystą koszulą, nowym krawatem, czasami butami dobrej firmy czy punktualnością. Rzadko termin ten kojarzy mu się np. z komunikatywnością, przeciwnie, im bardziej coś zagmatwane, upstrzone zawiłymi schematami i trudnymi słowami, tym bardziej w jego mniemaniu „profesjonalne”.

OZet pozbawiony umiejętności refleksyjnego spojrzenia na świat oprze się na tych dwóch słowach („sukces” i „profesjonalizm”) i dzięki temu w miarę beztrosko przeżyje znaczną część swojej ziemskiej egzystencji. Ale nie wszyscy przecież są tak bezmyślni.

I tutaj dochodzimy do Twoich odczuć, Droga Czytelniczko / Drogi Czytelniku: czy wizja ta nie wywołuje w Tobie serdecznego śmiechu? A przecież właśnie takie postawy są propagowane, powielane i wzmacniane zarówno przez tych, co na górze, jak też innych, znajdujących się na dolnym krańcu biznesowej drabiny. Aby w pełni unaocznić, w jaką ślepą uliczkę prowadzi przekonanie, że integracja jest kluczem do szczęścia, a jej osiągnięcie to jedynie kwestia zorganizowania, zadam proste i jednocześnie tragiczne w swym wydźwięku pytanie:

JAK CZĘSTO W CIĄGU DNIA CZUJESZ SIĘ ZINTEGROWANY / zintegrowana?

Nie musisz mi odpowiadać[3], bo prawdę znam i bez tego:

PRAWIE NIGDY.

Bardzo dobra odpowiedź. Czy gra Pani / Pan dalej?

Człowiek nie jest bytem zintegrowanym, jak chcieliby tego czarodzieje spod znaku BGP[4]. Dlatego często ma chandrę zwaną powszechnie dołkiem, bywa smutny, zdarza się, że ogarnia go zniechęcenie czy zwyczajne i jak najbardziej ludzkie zdenerwowanie. Moja małżonka stan ten określa bardziej dosadnymi stwierdzeniami:

MOJA MAŁŻONKA: (Gdy szuka czegoś i nie może znaleźć, a czas nagli:)

Zaraz mnie rozp...![5]

MOJA MAŁŻONKA: (W trochę innych sytuacjach, zazwyczaj rano, podczas pospiesznego sznurowania zimowych butów, które oprócz sznurówek mają, tak dla ozdoby, dwa paski ze sprzączkami.)

(Ostrym, przenikliwym szeptem:)

Zaraz… zacznę… krzyczeć!

Stan dezintegracji jest zwyczajnie wpisany w naszą egzystencję. Szanujące się i głębokie teorie rozwoju osobowości nie traktują pojęcia integracji jako synonimu zdrowia, bo wiedzą aż nadto dobrze, że po krótkim okresie, w którym czujemy się lepsi, ładniejsi i spójniejsi (bardziej „profesjonalni”), przychodzi czas, w którym świat nabiera barwy popiołu, a mili i życzliwi ludzie, którzy nas dotychczas otaczali, zamieniają się w stado osobników aroganckich i nieprzyjemnych. Dobry psycholog wie, że rozwój człowieka przebiega sinusoidalnie, czyli poprzez etapy integracji i dezintegracji. Ba, niektórzy mówią nawet (np. Kazimierz Dąbrowski w swojej teorii dezintegracji pozytywnej[6]), że dezintegracja jest ciekawszym i wyższym stopniem rozwoju człowieka niż integracja. Twierdzą, że tylko w fazie wewnętrznego rozdarcia istnieje miejsce na miłość, empatię, współczucie i zrozumienie dla drugiego człowieka. Trudno nie przyznać im racji. No bo jak człowiek zintegrowany – skupiony na sobie i swoich celach – może zrozumieć kogokolwiek oprócz siebie samego? Przepraszam, zadałem za trudne pytanie, a to przecież podręcznik dla biznesmenów. Więc ułatwię Ci, Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku[7], zadanie i wyjaśnię, że Osobnik Zintegrowany (OZet) jest niczym monolit: nadzwyczaj skuteczny, bardzo sprawnie działający, niemarnujący czasu na wewnętrzne konflikty (których, nota bene, po prostu nie ma) i – co z mojego punktu widzenia bardzo ważne – postrzegający innych ludzi wyłącznie przez pryzmat własnej osobowości. Mówiąc prościej, taki ktoś jest przekonany, że wszyscy są do niego podobni i żyją według takich samych praw jak on. Ergo, nie rozumie innych ludzi. Ergo ergo – OZet to bezrefleksyjny głupiec, co już raz pośrednio udowodniliśmy. (Szkoda, że w ramki tego nie przyoblekłem.) Lecz, ponieważ jest zorientowany na osiąganie założonych przez siebie celów, bardzo często się zdarza, że zyskuje nad innymi przewagę, a w rezultacie – władzę. Aby całej tej historii dodać pikanterii, wspomnę, że opisany typ integracji znajduje się w teorii dezintegracji pozytywnej na samym dole rozwojowej drabiny i nosi nazwę integracji, nomen omen, pierwotnej.
Aby Cię, Drogi Czytelniku / Droga Czytelniczko (zrobimy panom przyjemność, dobrze, miłe panie?), nie pogrążać w rozpaczy, wygłoszę teraz pierwszą uwagę życiową:

UWAGA ŻYCIOWA NR 1

WRZUĆ POJĘCIE INTEGRACJI DO ŚMIETNIKA, NISZCZARKI DOKUMENTÓW CZY WRĘCZ DO TOALETY, BO PRZEZ WIĘKSZOŚĆ ŻYCIA POZOSTANIESZ W STANIE WIĘKSZEGO BĄDŹ MNIEJSZEGO ROZBICIA (i bardzo dobrze). INTEGRACJA STANIE SIĘ TWOIM UDZIAŁEM, JAK DOBRZE PÓJDZIE, NA EMERYTURZE. A JEŚLI NIE, ZAWSZE pozostaje NADZIEJA W magicznym momencie tuż przed śmiercią (podobno wtedy doświadczamy integracji ostatecznej).

Nie licz na integrację w czasie pracy, bo zdarza się ona z reguły na urlopie (oczywiście pod warunkiem, że nie jest to ukochany – zwłaszcza przez panie – wspaniały wypoczynek pod namiotem z leniwym współmałżonkiem popijającym piwo i gromadą rozwrzeszczanych dzieci, które wszak mają swoje prawa). Nie miej poczucia winy, że jesteś niezorganizowany, bo każdy człowiek taki jest, gdy wykonuje pracę, której[8]:

a) nie cierpi,
b) nie lubi,
c) nienawidzi,
d) nie znosi,
e) nie szanuje,
f) nie rozumie.

A bywa, że praca biznesmena / menedżera właśnie taka jest. Nawet jeśli komuś się wydaje, że rozumie jej charakter, założenia i sens, złudzenia pryskają w obliczu prostych ludzkich pytań. Co ma na przykład powiedzieć biedny specjalista do spraw marketingu, gdy wraca do domu i słyszy pytanie synka:

SYNEK: (Nie skażony myślą biznesu.) Co ty, tato, robisz w pracy?

TATA: (Skażony.) Jestem specjalistą do spraw marketingu. (Powodowany wyćwiczonym odruchem, wręcza dziecku wizytówkę.)

SYNEK: (Patrzy na kartonik i obraca go w rączce.) Ale co robisz?

TATA: (Milczy, bo nie rozumie pytania.)

SYNEK: (Widząc, że tata nie rozumie najprostszego pytania na świecie.) No, budujesz mosty, samochody, leczysz ludzi, gasisz pożary czy tropisz przestępców?

TATA: Zajmuję się marketingiem.

SYNEK: Czyli co robisz?

TATA: (Skręcając linę, na której za chwilę się powiesi.) Wmawiam ludziom, że nie mogą żyć bez nowego szamponu i proszku do prania.

Nie martw się! Uśmiechnij się! Twoje obrzydzenie do własnej pracy to naturalny, zdrowy odruch! Oznacza, że nie jesteś stracony / stracona! Jeśli jeszcze zastanawiasz się, o co w tej robocie chodzi, jeśli jeszcze zadajesz sobie niebezpieczne pytanie:

CO dobrego daje MOJE ZAJĘCIE?

Ewentualnie:

Co moje zajęcie WNOSI DO DOROBKU LUDZKOŚCI?

... to znaczy, że myślisz! W związku z tym nie musisz w tym momencie wyrzucać tej książki do kosza, lecz możesz czytać ją dalej. (Uwaga dla tych, którzy dotąd nie zrozumieli, o co chodzi: proszę znaleźć najbliższy kosz na śmieci i cisnąć do niego trzymany przez Was egzemplarz. Proszę czynność tę wykonać z energicznym rozmachem i dziecięcą beztroską. Wam też się coś od życia należy.)
Reasumując: Zapomnijcie o psychicznej integracji jako idealnym stanie duszy. Życie przebiega przez światło i cień. Ów cień to dezintegracja, i – uwierzcie – też jest potrzebna. Żeby to lepiej zrozumieć, sięgnijmy niezbyt głęboko do neurofizjologii. Nasza kora mózgowa jest zlateralizowana, co oznacza, że lewa i prawa półkula robią różne rzeczy. Oto na przykład lewy płat nadoczodołowy odpowiada za generowanie dobrego samopoczucia. To właśnie dzięki temu obszarowi czujemy się „profesjonalnymi ludźmi sukcesu”. Dodać jednak należy, że lewa półkula, intelektualna, odpowiedzialna za mowę, wytwarza również mechanizmy obrony osobowości, czyli te myśli i stanowiska, dzięki którym sami siebie oszukujemy i tak odkształcamy docierające do nas fakty, by pasowały do wytworzonego uprzednio obrazu świata, innych i swojego własnego. Ergo, lewa półkula mózgowa stara się nie dopuścić do rozwoju. Nagrodą za zastój jest dobry humor. Co w takim razie robi półkula prawa? Nie jest zbyt rozmowna (mówi na poziomie trzy-, pięciolatka), za to świetnie odczytuje emocje (na przykład wyraz twarzy, w którym zaszyfrowana jest szczerość bądź nieszczerość) i dostrzega fakty, które zaburzają dotychczasowy obraz rzeczywistości, obraz innych i nas samych. Niestety, w przeciwieństwie do swojej symetrycznej siostry generuje złe samopoczucie, coś w rodzaju melancholii. Mam nadzieję, że wniosek nasuwa Ci się, Droga Czytelniczko / Drogi Czytelniku, sam: za integrację odpowiada półkula lewa (która słabo odczytuje emocje i sama się oszukuje), zaś za dezintegrację odpowiada półkula prawa, która umożliwia rozwój dzięki rezygnacji z jednowymiarowego widzenia świata.

Mam nadzieję, że w tym momencie w miarę jasno widać, że to właśnie okresy „dezintegracji” umożliwiają rozwój i „profesjonalizm” oraz osiągnięcie „sukcesu”.

W powyższych akapitach użyłem koniecznych skrótów i uproszczeń, by nie zamęczać Was zbędnymi szczegółami, ale zapewniam, że niczego nadmiernie nie zafałszowałem (cały czas szczypałem się w lewą rękę, by pobudzić prawą półkulę).

[1] Zajrzyj Droga Czytelniczko / Drogi Czytelniku na koniec tej książeczki, a znajdziesz więcej interesujących i zupełnie nieciekawych skrótów literowych. Przy okazji wyjaśniam, że przez termin Biznesowe Grono Pedagogiczne rozumiem zespół ludzi, którzy kształtują filozofię pracy biznesmena, zapominając przy tym o zdrowym rozsądku. Są to autorzy nielicznych książek, trenerzy niektórych szkoleniowych firm oraz przede wszystkim sami zainfekowani i infekujący innych biznesmeni znajdujący się na różnych szczeblach hierarchicznych zależności.
[2] Jeśli ktoś nie rozumie tego terminu, niech porzuci nadzieję, że go gdzieś dalej wyjaśnię. Proszę zapytać kolegów, wujka lub dozorcę. Może oni będą wiedzieć.
[3] Droga Czytelniczko / Drogi Czytelniku.
[4] Biznesowe Grono Pedagogiczne
[5] Tutaj muszę przeprosić wszystkich purystów językowych i osoby wrażliwe. Wiem, że wyraz, którego użyłem jest bardzo brzydki, ale, proszę mi wierzyć, czasem tak trzeba. Poza tym, jak mawiają starzy górale i niektóre, nieco młodsze góralki, bywają chwile, w których należy przesadzić, żeby ujawniło się coś, co dotąd grzecznie siedziało pod spodem i tylko lekkim zapaszkiem manifestowało swą zgniłą obecność.
[6] Moim, i nie tylko moim, zdaniem, jest to najlepsza teoria traktująca o rozwoju osobowości. Dąbrowski napisał wiele książek. Zainteresowanym polecam wstępnie dwie: „Dezintegrację pozytywną” (Państwowy Instytut Wydawniczy, 1979) oraz „Moralność w polityce” (Wydawnictwo Bis, 1991). Dziełka te niedużą mają objętość, więc szybko je przeczytacie, a nauka będzie wielka.
[7] Dosyć dużo się narobiło tych czytelników / czytelniczek, należy więc wprowadzić jakiś ład. Wyjaśniam więc, że moim ładem będzie bezład i nie zamierzam się z tego tłumaczyć. Raz będę umieszczał na początku rodzaj męski, a innym razem żeński, nie zwracając uwagi na to, ile razy było tak, a ile odwrotnie.
[8] Niepotrzebne skreślić.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy fragment i dobrze się czyta. Nie mam się do czego przyczepić. Korporacje chcą tak ukształtować przyszłego pracownika, aby był lojalny i jego celem była praca, więcej pracy, więcej zysków- wiem, że odkrywczy nie jestem.

    Niestety dzisiaj wszędzie ktoś bardzo chce nas ukształtować, od dziecka. Nie chodzi mi tu o wychowanie, ale reklamy, szkoła, później praca, jak i ogół społeczeństwa wyrabia i wpaja człowiekowi niekoniecznie zdrowe, normalne, potrzebne rzeczy/informacje/wzorce zachowań.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym, że moim zdaniem tu nie chodzi o integrację, a indoktrynację ją poprzedzającą. To znaczy w niej tkwi problem, pracownikom wmawia się, że praca przynosi im satysfakcję, że są częścią zespołu, że to szczyt ich marzeń i najlepsza droga. Nawet jeśli pracą jest machanie mopem w McD.

    Chociaż takie oszukiwanie siebie ma właściwości kojące. Ja już na etapie studiów staram się patrzeć z dystansu i mieć te sprawy przyziemne (studiowanie me) na tyle w dupie żeby mi snu z powiek nie spędzało, i tylko na tyle bo krok dalej to już pożegnanie z polibudą. ^

    I tak też chciałbym pracować (choć na dłuższą metę wolałbym sam coś poprowadzić) z dystansem. Alllle to jest dopiero prawdziwa indoktrynacja, którą cholernie ciężko powstrzymać.

    I pytanie jak tu się integracji\indoktrynacji nie dać ? Jak to mawiała moja pani prof. od zachowań organizacyjnych firma da Wam auto, mieszkanie, walizki, sweter, komputer, meble, opiekę zdrowotną i przedszkole dla dziecka. Kiedy zechcecie odejść zostaniecie w slipkach.

    OdpowiedzUsuń