Counter


View My Stats

czwartek, 28 stycznia 2010

Mass Effect 2 – kupić czy nie kupić, oto jest pytanie?

Z praktyką „wiemy lepiej, czego klient potrzebuje” spotykam się nie po raz pierwszy. Zdecydowany, zwarty i gotowy wchodzę do Empiku, z postanowieniem zakupienia „Mass Effect 2”. Ale, chwila. Jak wcześniej tak samo jak w przypadku jedynki obiecywali wersję angielską i polską (o kompatybilności patchów i DLC może nie wspominajmy, ale zawsze to coś), tak na pudełku odwzorowania tej obietnicy nie widać: „polski dubbing” i koniec. Więc pytam sprzedawcę, jak to jest. Miałem szczęście, że trafiłem na zorientowanego w temacie. Szepnął „W tym pliku pan zmieni POL na INT, tu zmieni podobnie nazwę pliku i już jest angielski lektor z polskimi napisami”. Wspaniale, choć po prawdzie tych polskich napisów też nie potrzebuję. Pytanie za pięć centów: dlaczego uszczęśliwiają mnie na siłę, skoro oryginalna ścieżka dźwiękowa i tak się instaluje? Muszę grzebać w plikach gry edytorem, zamiast kulturalnie w opcjach to ustawić? I po trzecie primo: nie tyczy się to tej produkcji, ale mając do wyboru, czy ktoś wolałby Seana Connery w dubbingu? :)

14 komentarzy:

  1. Nie za bardzo umiem sobie wyobrazić przyczyny, dla jakich w ogóle robi się dubbingi głosów w wydawanych w Polsce anglojęzycznych grach. Filmy na przykład dubbinguje się jedynie wtedy, gdy ich odbiorcami mają być maleńtasy, które niezupełnie jeszcze opanowały sztukę czytania.
    W grach wolałbym jednak,żeby głosy aktorów pozostały oryginalne. Kiedy słyszę Tytana Sceny, który grywał Hamletow i Cezarów, a teraz bawi się czytaniem roli Złego Czarodzieja i znudzonym głosem mówi "Zaraz wszyscy zginiecie...", to diabli mnie biorą. Tytan ów rzeczony w innej, niedawnej grze grał Bohaterskiego Młodziana, a w jeszcze innej Kowala i teraz boję się, że usłyszę jego Czarowny Głos po otworzeniu lodówki.

    Na domiar wszystkiego uważam, że słuchanie angielskich tekstów sprzyja nauce i opanowaniu języka Żłopaczy Herbaty.

    Po jaką cholerę polscy dystrybutorzy uszczęśliwiają mnie pełnymi polonizacjami?

    Proszę o wypowiedzi...

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie chodzi o to, że dzięki takiej a nie innej polonizacji grę będzie trudniej odsprzedać na Zachodzie, przez co taniej można ją sprzedać u nas? Jam szary szaraczek i się nie znam, ale innego powodu nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba się panie ... jednak nie znasz... ;) Wydany u nas przez Cenegę "Fallout 3" najlepszym przykładem, że można wydać grę "angielską inaczej", bo i tak patche do angielskiej wersji do niej nie pasują... W tej chwili zmiana jednego bitu decyduje o kompatybilności tudzież nie, więc akurat w tym powodu uszczęśliwiania mnie na siłę nie widzę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście jestem totalnym laikiem i to, co pisze może być grubą gafą. Toteż wybaczcie, ale czy takie a nie inne wydanie F3 nie jest tylko potwierdzeniem mojej tezy? Nie da się go upatchować oryginalną łatką, więc zorientowany zachodni klient (jak to brzmi) widząc na portalu aukcyjnym grę wydaną przez polskiego wydawcę mówi sobie "o ho, nie dośc, że zamiast językiem Shakespeare'a bohaterowie posługiwać się będą jakimiś szumami, to jeszcze nie będę mógł jej upatchować... next!" i nie kupuje jej

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaa... Już widzę, jak prezesi EA popełniają seppuku z powodu ogromnych strat, jakie im przyniosły anglojęzyczne wydania ich gier gromadnie sprowadzane na Zachód z Polski...

    OdpowiedzUsuń
  6. "Trzecio primo"? Nie możesz być synem EGMa... :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tam waszmości w metrykę nie zaglądam, ale nieznajomość polskich komedii nie jest polem do popisu... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Idźmy na całość z polonizacjami! Dodatek do GTA IV 'The ballad of gay Tony' z dubbingiem! W roli tytułowej... Tomasz Jacyków!

    OdpowiedzUsuń
  9. @Anakha
    Komedie komediami, ale "drugie/trzecie/dziesiąte primo" niestety już na tyle utarło się w języku pseudointelektuali, że nie jest zbyt błyskotliwym tekstem i wywołuje najwyżej usmiech politowania. Przez chwilę myślałem, że to nie było zamierzone z Twojej strony. Było? To sorry :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Michale, może nie oceniajmy wzajemnie swoich intelektów i oszczędźmy uśmiechy politowania na teksty prawdziwie głupie, dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, hej, prosiłeś waćpan o wypowiedzi, więc się wypowiedziałem, nie musisz od razu z wrodzonym sarkazmem wyszydzać moich myśli ;) No chyba, że chcesz, żeby każdy grosz dorzucony do rozmowy niósł za sobą konkluzję typu "wydawcy są nierozgarnięci, wyłudzają od nas pieniądze a w dodatku bez sensu polonizują gry", ale w takim razie trafiłem chyba pod zły adres ;)
    Wracając do tematu naszła mnie taka myśl, że to w sumie przez Was (byłych lub obecnych) recenzentów gier zaczęła się mania pełnego polonizowania. Pamiętasz zachwyty nad Tormentem albo Baldurs Gate'ami? Wszyscy nie mogliście się nachwalić, więc wydawcy zaczęli robić pełne polonizacje. Śnieżna kula zaczęła się powiększać i teraz każde "poważne" wydawnictwo gier musi robić polonizacje, inaczej wywierają wrażenie niepełnosprawnych i nie dorastających konkurencji do pięt.

    OdpowiedzUsuń
  12. A może jest dużo 'niepełnosprytnych' młodych ludzi, których znajomość angielskiego kończy się na umiejętności wypowiedzenia pewnego krótkiego słówka na 'f'?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja jako postronny adresat wypowiedzi a propos nas recenzentów powiem tylko tyle, że NIE zachwycałem się polonizacjami. Ba, roniłem łzy kiedy w "Dreamfall" jakaś gwiazdeczka trzeciego formatu podkładała głos April i mówiła "Zaraz zginiemy" tonem babci wylegującej się na pufie i deklarującej "nie zasłaniaj mi telewizora". Zarówno pięć lat temu jak i teraz uważam, że język angielski jest trochę jak winda. Taka do transportu, występująca w wielu budynkach użyteczności publicznej. Można mieć co do niej wszelkiego rodzaju odczucia, ale wskazana jest znajomość jej obsługi, w przeciwnym wypadku dyskretnie zmieniając trasę i pomykając po schodach wygląda się cokolwiek osobliwie...

    OdpowiedzUsuń
  14. Mości trzykropku, nie zamierzałem wyszydzać wypowiedzi waszmości, racz uwierzyć,ze potrafię być znacznie bardziej złośliwy. Przepraszam, jeżeli tak to odebrałeś.

    A w kwestii polonizacji... Do "Baldur's Gate" sam robiłem mniej więcej jedną trzecią tekstu, wiec nie będą się wypowiadał, ale w kilku recenzjach pokpiwałem z polonizacji dubbingowanych, w których albo fatalnie dobierano głosy aktorów (Torgal), albo ci co je czytali, robili to z zapałem angielskiego lorda sączącego w klubie przed kominkiem szklaneczkę "Glena"...

    OdpowiedzUsuń