Counter


View My Stats

niedziela, 20 lutego 2011

Telekomuna i Diablog, czyli obiecywany epilog...

Zadzwoniłem do Netii. Na początku trochę zawalili, bo przysłali kurierem umowę, a kurier miał chyba zły dzień, bo za pokwitowaniem umowy nigdy nie dostarczył, przez co przez dwa miesiące się użerałem, gdzie to cholerstwo jest i czy oni maszyną do pisania ala Sherlock Holmes ciągle wklepują to do systemu.

Były też elementy komediowe. Jak temu panu z Telekomuny powiedziałem, że w związku z max 2 MB/s pan z umową już przychodzić nie musi, to i tak przyszedł, dobre parę dni później. Ten kurier, co zachlał pałę i pierwszej umowy nie dostarczył, przyniósł mi dwie umowy do podpisania, jedną z TP na 10Mb/s, a drugą z Neti, na prędkość takąż samą. Nie wiedzieć czemu, tej od TPKomuna nie podpisałem.

/hint: sklep gram.pl udostępniał kiedyś dwie firmy jako opcjonalne przy dostarczeniu gier za opłatą przy odbiorze. Teraz jest tylko jeden, czyli UPS. Najwyraźniej ci drudzy nie tylko zalewali pałę i wyrzucali polecone dokumenty do niszczarki. Może im jeszcze drogie urządzenia elektroniczne "przypadkiem" wypadały w stanie nienaruszonym z busów, które zaraz podnosili uczynni ludzie i biegiem lecieli z nimi na allegro/

Telekomuna przeszła samą siebie, bo w 4 dni (sic!) po niepodpisaniu umowy przysłali mi... ekipę instalacyjną. Ze skrzynkami, z narzędziami, ADSL-ami, i całym tym cyrkiem...

Wniosek, tam jest, jak to zresztą zwykle bywa, głowa, dupa, ręce i nogi. Kłopot polega na tym, że między tymi organami nie ma połączeń neuronowych. Każdy robi co chce i nie informuje o tym reszty...

O dziwo, pożal się siło wyższa, "kurier", nie chcący wyświadczył mi przysługę.

W końcu dodzwoniłem się do kogoś inteligentnego w tej Netii. To było zaraz potem jak w Diablogu kolejny raz mi powiedzieli, że jednak nie 10Mb/s na przedłużeniu umowy w marcu, tylko góra dwa, a jak chcę więcej, to słać do dyrekcji podania. To ja jeszcze bałwanom będę wysyłał podania, że łaskawie proszę o dalszą możliwość płacenia wam rachunku łącznego 250 złotych miesięcznie, z telefonem komórkowym w sieci Diallo. O Diallo za chwilę...

Przyszedł dobrze ubrany, wygadany salesmen. Ustaliliśmy że w sumie to dobrze że tamta umowa poszła w pizdu, bo tak naprawdę z racji rozbudowy sieci, tu pójdzie spoko nie 10/Mbs, a 20Mb/s. Umowę podpisaliśmy, facet przeprosił za kuriera i powiedział, że tą umowę przestawi szefowej na górę sterty, co by szybciej już teraz poszło.

Ani się obejrzałem, wpada dwóch młodych, instaluje mi job twoju mać kabel. Zobaczenie w Polsce tekstu "pobieranie: 2,1 megabajta na sekundę (czyli realnie, bez owijania w bawełnę): bezcenne.

Jak na Steamie są czasem w pytę promocje, jak na przykład Kane and Lynch 2 za 5 eurasów, to czuję się jeszcze nie w Europie Zachodniej, ale przynajmniej jak na Litwie, Łotwie czy Estonii (nie pamiętam który z tych trzech krajów, 90% mieszkańców ma internet. I ich kable mają taką grubość, że biceps Agaty Wróbel kapituluje i wysiada). Nie zdążę zrobić prasówki dobrze, a 7,5 giga ląduje mi na dysku. Wiem, zrypałem tę grę kótko i treściwie swego czasu, ale lubię sobie czasami odegrać scenę pościgu z maszynówkami walącymi na ulicy zza samochodów ("Gorączka" z Alem Pacino i Robertem De Niro, kto widział wie, kto nie, niech żałuje, ale najlepsze jeszcze przed wami).

Ach, Diallo i epilog Diablogu. Myślałem sobie tak, stacjonarny mam w jednej firmie, internet w tej samej, o założyli sieć komórkową, to będę miał wszystko na jednym rachunku. Z telefonu w sieci Diallo wydzwoniłem 300 złotych jednego dnia. Zdarza się, jak się stęskniło za Tą Pierwszą, która przypadkiem mieszka obecnie w Londynie. Nagle na drugi dzień okazuje się, że "połączenia wychodzące zostały wyłączone". To dzwonię ze stacjonarnego, co jest do diaska grane. "A bo wie pan, my mamy tu takich co biorą telefon, wydzwaniają ile wlezie, a potem wyrzucają i rachunki mają, cytat, "w dupie". No więc ja też wskoczyłem na wyższy poziom i zapytałem, czy baba wymieniała ostatnio mózg z automatem na kawę. "Przecież płacę od 4 i pół roku (rozmowa była prowadzona w lipcu 2010) rachunki grzecznie po 200 złotych, więc chyba takiego numeru w moim regulaminie nie ma)" "Proszę pana, takie mamy wewnętrzne przepisy firmowe" "A ja proszę pani nie ulegnę szantażowi, rachunek przyjdzie w terminie, to wtedy zapłacę, a wyłączajcie sobie ten telefon". O dziwo, telefon nagle zaczął działać. No to dzwoniłem trzy dni pod rząd na infolinię i kategorycznie żądałem, żeby te swoje zabawne groźby w końcu spełnili. Nie spełnili. No to spokojnie wziąłem nożyczki, przeciąłem kartę SIM na pół i utopiłem w resztkach dobrego irlandzkiego piwa. Po czym jeszcze spokojniej zadzwoniłem i powiedziałem, że królu, już nie trzeba, karta SIM mi się przypadkiem zepsuła.

Rachunek po tygodniu przyszedł, zapłaciłem.

Potem zadzwoniłem, chciałbym złożyć wniosek o nową, bo ja dzwonić nie mogę, a liczniczek 50zł miesięcznie za telefonik przenośny bije.

"Spoko, należy się trzy dyszki, płatne przy następnej fakturze"

"Prawie jak u białych" naiwnie pomyślałem.

Minęło 6 (słownie sześć) miesięcy. A liczniczek stukał. Raz po n-tym ponagleniu przysłali do mnie w końcu kuriera. Z tejże samej firmy, co zgubił tamtą umowę.

/hint: ten zalany; korzystajcie z UPS, chyba że chcecie zobaczyć w XXI wieku czary mary/

Kurierek "30 złociszy się należy"

Patrze tak na niego, i w końcu wycedziłem, że nie wiem czy słyszał o plastikach, ale ja na chwilę obecną 3 dyszek akurat nie mam"

To facet sobie poszedł.

Potem ze strony Diablogu zaczęły napływać sprzeczne zeznania.

Pani z infolinii numer 1: Kurier nie miał prawa pobierać od pana opłaty, została by doliczona do następnej faktury.

Pani z infolinii numer 2: Ponieważ nie odebrał pan karty, zostało to przez firmę potraktowane jako jednostronne zerwanie umowy ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Pan z infolinii numer 3: Moje pytanie "Panie, pokaż mi to pan w scenopisie, że nieodebranie nowej karty sim w terminie oznacza rozwiązanie umowy". Odpowiedź: Eee, wie pan, nie wiem, pogadam z szefową...

Pan z infolinii numer 4: Jednak umowa zostanie rozwiązana. "Dobra panie ile, bo wy tam macie größe burdel i w tym temacie nie chcę mieć już z wami nic wspólnego" Około 1200 złotych kary, pada lakoniczna odpowiedź. "Za tą badziewną promocyjną Avillę bez GPS? A doliczył pan te 6 miechów, kiedy płaciłem za nic 50 dych???" Wie pan... "Wie pan co, pocałujcie mnie w żopę, jak chcecie ciągnąć sprawę, spotkamy się w sądzie". I odłożyłem słuchawkę.

Miesiąc później przestały przychodzić na fakturze rachunki za Diallo aka Epic Fail.

Dodam, że w przyszłym T-Mobile wydają duplikat SIM w godzinę. Z kolei zanim Niemcy to ewentualnie poprawią, tam rżną klienta bezceremonialnie na jakieś konkursy, więc odpowiedź jest jedna, zaiste prosta. Prepaid i Heyah!

Umowę na neta miałem do marca. Myślę sobie tak: w Netii mam promocję na wszystkie bajery przez pół roku, przyszedł mi drugi rachunek: 16 (słownie szesnaście złotych). Więc powiedziałem telefonicznie Diablogowi że Kopernik, wstrzymuj Ziemię, ja wysiadam, ale umowy to ja już z wami nie przedłużam. Netia już mi przełączyła na siebie telefon, tamtym pijawom amatorom jeszcze zapłacę przez 3 miesiące ten 200 złotowy haracz, promocja w Netii wydatek sparuje, problem z głowy.

Nastepnego dnia po telefonie przylatuje do mnie facecik, żeby odebrać modem ADSL. Myślę sobie, na kij mi to, oddam to będę miał jeden niepotrzebny bubel z głowy. Podpisałem protokół zdania, on też, powiedzieliśmy sobie cześć.

Myślę sobie "Jestem wolny! Wolny!" Ale dla pewności dzwonię do Diablogu, czy ja mam jeszcze podpisywać jakieś świstki, czy już jestem "scott free" /Ridley rządzi, a kto nie widział "Blade Runnera", niech rozpaczliwie trzyma się takich badziewi aktorskich, jak Karolak/.

"W związku z rozwiązaniem umowy przed okresem promocyjnym /na 24 miesiące trzy miesiące przed czasem (SICK!), należy się kara umowna 1000 złotych".

"Przecież ja niczego nie rozwiązałem, dostaniecie jeszcze te trzy rachunki po 200 zyli"

"Rozwiązał pan."

"A pies ci mordę lizał , pogadaj przez mojego prawnika" I odłożyłem słuchawkę.

Wczoraj mnie tknęło, bo od 2 miesięcy cisza, przysłali kolejny rachunek za usługę która nie działa od 2 miechów, jak gdyby nigdy nic...

Dzwonię.

"Proszę pani, ja podejrzewam brzydko, że wy coś knujecie. Np. taki numer, że cicho w eterze, a potem odsetki przyjdą takie, że Święty Mikołaj udławił by się w połowie swej firmowej kwestii ho-ho-ho. Ile wy jeszcze w końcu ode mnie chcecie?"

"514 złotych, proszę pana"

"Z tym bublem mobilnym, z internetem i tak dalej?"

"ugh... Tak..."

"Czyli rura wam zmiękła i z 2500 złotych zeszliście na pięćset i NIC, dosłownie NIC już nie muszę podpisywać u państwa, po prostu wpłacam te pięć stówek na konto i jesteśmy kwita?"

"ugh... Tak..."

"Dobrze droga pani. Musi pani wiedzieć, że ta rozmowa była nagrywana dyktafonem przez zestaw głośnomówiący"

"ALE PAN NIE MA PRAWA NAGRYWAĆ TEJ ROZMOWY BEZ MOJEJ ZGODY!!!"

"Droga miła pani. Gdybym nie został faszystowskim posunięciem z waszej strony ZMUSZONY do wyrażania zgody za każdym razem jak do was dzwonię "w trosce o najwyższą jakość obsługi wszystkie rozmowy są kontrolowane... tfu, nagrywane, nie ta epoka", to nawet bym z panią nie mógł porozmawiać".

"Więc mam teraz na taśmie dowód w łapie i nie zawaham się go użyć w razie czego. Wyskoczcie mi jeszcze partacze z jakimś numerem to walne to nagranie na Youtube, a potem bawcie się wy, ciekawe kto lepiej na tym wyjcie - szary misio czy firma co jej się wydaje, co jest tu słowem kluczowym, że aspiruje do miana drugiego operatora telekomunikacyjnego w domu wariatów, zwanym potocznie Polską. Miłego wieczoru i lampki dobrego wina przed snem, szanowna pani"

Bezgłose sapanie gniewu po drugiej stronie: bezcenne.

Odłożyłem słuchawkę.

Netia hula od trzech miechów jak ta lala. Będę na bieżąco informował o sytuacji z frontu, bo w końcu, podobno, internet to największa zdobycz XX i XXI wieku. Łączy ludzi. W Polsce też, jak przypadkiem działa po opadach deszczu.

Wniosek na dziś: chcą z ciebie zrobić wała, to im powiedź, gdzie sobie mogą go wsadzić. Większość firm w tym kraju doszła do wniosku, że ponieważ większość Polaków to, sorry, kastraci, więc zapewne grzecznie pokiwają główką i zapłacą za każde oszukańcze gówno.

Niestety, zdarzają się rzadkie przypadki takich furiatów, jak ja. W Skandynawii to się porządek nazywa, ty płacisz, my nie robimy cię w jajo, a prawo rzecz święta, tym bardziej jego egzekwowanie. W Polsce jestem furiatem, ale dopóki ktoś mnie nie chce orżnąć na chama i daje to za co płaciłem, jestem grzeczny jak baranek. Bo jak nie, to "Houston, we have a problem"...

PS. Po przeczytaniu tego przydługiego acz ciekawego jeżeli ktoś ma ochotę na zakup neta tekstu, ktoś może odnieść wrażenie, że ktoś mi za to zapłacił i to jest product placement, aż oczy bolą.

Nie moi drodzy, to jest Polska, XXI wiek i to się prawda prosto między oczy nazywa. Jak Netia albo Heyah zaczną pajacować, to też będą mieli problem jak w Houston...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz