Counter


View My Stats

środa, 23 lutego 2011

Dzień walki z depresją…

Dziś mamy, jakby się kto pytał.

Oglądałem niedawno „Żółty szalik” z mistrzowską rolą Gajosa w roli głównej. Pięknie pokazane kolejne stadia alkoholizmu. Tylko, do diaska, jak ten facet został alkoholikiem? Srający forsą, z szoferem, firmą i babami ustawiającymi się w kolejce do niego? Hobby sobie takie wybrał, czy co?

Więc stawiam odważną tezę, że niektórzy mają „depresję”, różnie leczoną, bo mają nierówno w eterze. Podają przykłady:

http://zdrowie.onet.pl/psychologia/uwolnij-glowe-od-czarnych-mysli,1,4187977,artykul.html

„Mam w sobie wiele z Kasandry, która wszędzie wieszczyła nieszczęścia – przyznaje Urszula, 34 lata. – Ja również we wszystkim dostrzegam zalążek tragedii. Wystarczy, że mąż spóźnia się z pracy dwadzieścia minut, a ja już wyobrażam sobie, że coś mu się stało: miał wypadek, napadli go, zasłabł albo przytrafiła mu się inna równie straszna rzecz.”

Droga pani, gdzieś jakiś czas temu przeczytałem, że statystycznie kilka osób na świecie ginie na skutek uderzenia meteorytów. Serio, niby meteoryt pali się atmosferze, ale jakiś mały kamyczek dociera, bum i klienta nie ma. Poza tym, proszę się doedukować: Kasandra miała dar nie wieszczenia nieszczęścia, lecz po prostu przyszłości. Tylko bogowie ją przeklęli i w jej przepowiednie nikt nie wierzył, więc wychodziło, jak wychodziło…

„Choć innym moje dramaty mogą wydawać się śmieszne (…)

Są śmieszne.

"Każde potknięcie strasznie przeżywam, rozpamiętuję bez końca, oglądam przez szkło powiększające. Do tej pory nie mogę przestać myśleć o rozstaniu z ukochanym, choć minęły już (dla mnie: dopiero!) dwa lata. Ciągle rozdrapuję rany. Zadręczam się pytaniami ("Czy gdybym rzadziej narzekała, nadal bylibyśmy razem?"), robię sobie wyrzuty ("Po co mu powiedziałam, że moi rodzice za nim nie przepadają?"), katuję się przykrymi wspomnieniami (jego zapominaniem o moich imieninach)."

Droga pani, a ma pani wehikuł czasu? Nie? To po cholerę się tym zadręczać, skoro niczego się już nie zmieni. Następny się znajdzie, pod warunkiem, że wcześniej nie zarżnie się pani tymi wspomnieniami.

"Nie na takie życie się ze sobą umawiałam. Miało być bogate, spełnione, pełne miłości – zaczyna z rezygnacją Magda, 29 lat. – Jako młoda dziewczyna wyobrażałam sobie, że zostanę archeologiem, będę poznawała świat. Spotkam też wielką miłość, która nigdy się nie skończy. Wszystko potoczyło się inaczej, niż chciałam. W ostatniej klasie liceum zaszłam w ciążę, wyszłam za mąż, "bo musiałam", i zrezygnowałam z wyjazdu do stolicy na upragnione studia. Tkwię teraz w byle jakim związku. Wielki świat, o którym śniłam, skurczył się do rozmiarów dziesięciotysięcznego miasteczka. Codzienne to samo – nudna praca w okienku pocztowym, potem powrót do domu z ciężkimi siatami, obsłużenie rodziny.”

No to już jest argument. Wszyscy kiedy byliśmy młodzi myśleliśmy, że świat legnie u naszych stóp, a my będziemy realizować kolejne marzenia. Choć po prawdzie, nie „musiała pani”. To już nie te czasy były. Znam dziewczynę która świetnie sobie poradziła w roli młodej samotnej matki na pierwszym roku studiów rodząc i jednocześnie pisząc kolokwia (dosłownie do szpitala ją z wykładu powieźli, zrobiła studia dyplomowe, ma teraz nowego faceta którego kocha i swoje marzenia realizuje. Nie warto żyć zasadą „co ludzie powiedzą”…

Inni ze swoimi „poradami” to już w ogóle jadą po bandzie. Kickboxing, tai-chi, joga, lekcje tańca, siłownia.

Jak tamto była banda, to teraz jest już chyba Aryton Senna. Rano muzyczka, potem kawka na słoneczku, wypad na obiadek, odstawiamy Internet, czas na seks, relaks. Podobno deprecha w 24 godziny odchodzi…


http://zdrowie.onet.pl/zycie-i-zdrowie/pokonac-depresje-w-24-godziny,2,4190749,artykul.html

A ja mam kompletnie inny pogląd na to zagadnienie.

Dzisiaj albo wczoraj jakiemuś pismakowi wyrwało się nieopatrznie w newsach, że 13 milionów (sic!) Polaków żyje na GRANICY UBUSTWA.

Każdy psycholog wam powie, że podstawowym warunkiem pozbycia się stresu jest pozbycie się okoliczności, które go stwarzają.


Więc za co ci ludzie, do za przeproszeniem, dziwki portowej nędzy, mają sobie pójść na kickboxing, jogę, lekcje tańca, siłownię, basen. Przecież to kur… kosztuje, a oni kombinują, jak przeżyć za grosze do pierwszego. Zostaje im seks, ale ileż do diaska można, poza tym trzeba jeszcze pracować. 90% Polaków nie ma żadnych oszczędności, a idą, uwaga, PODWYŻKI WSZYSKIEGO. Rodzinka będzie miała dramat, czy odgrzewać tego szczura z zeszłego tygodnia, czy ruszać na polowanie następnego. No chyba że grzybki z ziemniakami, tylko uważać przy zbieraniu, bo będziemy mieli drugiego Tomusia [choć akurat jego rodzinka wyszła na tym śpiewająco, babcia obiecała przywitać wnusia jego ulubioną „zupką grzybową” (to nie jest czarny humor, to jest cytat)].

Pal licho z tymi 13 milionami. Pozostali mają kredyty we frankach, kredyty w ogóle, niepewne zatrudnienie, widmo redukcji i tak dalej i tak dalej. CIĄGŁA NIEPEWNOŚĆ PRZYSZŁOŚCI, co jest przyczyną stresu. Ubaw ma kilku spasionych, co resztę tak poustawiali i koncerny farmaceutyczne.


Ale o tym w następnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz