Counter


View My Stats

piątek, 4 lutego 2011

Livin' on a prayer…

Ale teraz Gina zawsze ma do wyboru albo pracę w restauracji, albo taniec na rurze…

Jakież piękne były ongiś ideały. Tworzyły pieśni, które za serca chwytały. O robotniku co stracił w dokach pracę, a żona z poświęceniem ratowała domową kasę…

http://www.youtube.com/watch?v=lDK9QqIzhwk

Czasy się zmieniły. Osobiście uważam się za liberała. Wprawdzie może by mnie trochę w nocy w kark to uwierało, ale rachunek jest prosty: jeżeli żona zarabia więcej, to ja zajmuje się domem, a ona wdziewa garnitur. Takie czasy, poza tym zawsze uważałem, iż klepanie w klawiaturę jest pikusiem w porównaniu z wychowaniem jednego potomka na ludzi…

Tylko ktoś tu chyba poszedł o jeden most za daleko.

http://zdrowie.onet.pl/fotogalerie/czas-na-rurke,4163483,8651173,foto-male.html

To zdjęcie polecam szczególnie. Zastosowanie praktyczne, choć czysto teoretyczne: lądowanie po skoku spadochronowym, gdy zapasowy również zawiódł.

W sumie wszystko jest ok. Podobno zapisane panie mają lepsze samopoczucie i bardziej akceptują swoje ciało.

Akurat z polkami to jest tak, że one się statystycznie NIE akceptują, choćby wpędzały wymiarami Millę Jovovich w kompleksy. Taki typ i już. Statystyczna włoszka, której nawet dwie takie rury z nieznanego jeszcze planecie Ziemia najwytrzymalszego pierwiastka we wszechświecie by nie utrzymały uważa, iż jest seksy. I tyle.

Myślę, że XX i XXI wiek dostarczył już ludzkości co najmniej nadto sposobów na utrzymywanie zdrowia fizycznego i psychicznego. Yogi, terapie jakieś i inne pierdoły… Można nawet w slipach wpędzać w osłupienie stojącego obok pingwina, a grupka chuchających w grube rękawice na brzegu jest pełna podziwu...

Przeraża mnie, co za dziesięć lat może uchodzić za stylowe, a nawet pożądane, bo zdrowe…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz