Obejrzałem sobie film Moore’a i opadły mnie czarne myśli, co ciekawe, z filmem raczej nie związane. Cała masa Jankesów, wydudkanych przez banki, klnie w żywy kamień. Ludzie mocno zdesperowani i nie bardzo wiedzący, co ze sobą zrobić. W dodatku uzbrojeni – każdy z tych eksmitowanych w majestacie prawa miał jakiś tam kawał żelastwa do strzelania. Materiał wybuchowy, jak cholera – ale każdy z nich był sam, jak palec.
Hm…
A jakby się tak zebrali razem? Gdyby na przykład jakiś komputerowy maniak założył stronę „Disposed”? Internet w Stanach jest tani jak barszcz i ci ludzie mogliby się jakoś skrzyknąć razem. Co dalej? No, mogliby na przykład zebrać się przed siedzibą jakiegoś banku, albo nawet – nie daj Boże! – Kongresu Juesej i zrobić jakąś rozpierduchę. Skoro parę tysięcy osób przez Net może się umówić, że o jednej godzinie, jednego dnia pojawią się na Trafalgar Square i pokażą (_!_) , to równie dobrze mogą to zrobić ci zdesperowani, prawda? Tylko, że nie pokażą (_!_), ale coś zupełnie innego i zrobi się niemiło. Parę tysięcy osób to problem nawet dla policji czy ZOMO.
Skoro z Internetu korzystają (podobno) terroryści, to czemu nie mieliby z niego skorzystać wkurwieni i skrzywdzeni?
Ale da się temu zapobiec.
Jak? Zwyczajnie, wyłapując „wichrzycieli” zanim zdążą narozrabiać. Potrzebna jest do tego tylko ustawa, która zwiększy kontrolę państwa nad Internetem.
I może tak naprawdę o to właśnie chodzi obrońcom animatorom ruchu obrońców „praw autorskich” i gromicielom „komputerowego złodziejstwa”? Oczywiście nie wszyscy są aż tak szczwani, wielu robi to w jak najlepszej wierze, ale skutek może być nieładny…
Pewnie przesadzam, demonizuję… ale czy dacie głowę, że na pewno?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz