Counter


View My Stats

środa, 29 grudnia 2010

Jaruzelski w szpitalu.

Jako oficer nie za bardzo lubiłem Generała (mało który żołnierz lubi przełożonych, przełożeni zresztą nie są od lubienia), ale darzyłem go szacunkiem. Teraz leży w szpitalu. Życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia. Moim skromnym zdaniem to największa postać w historii Polski. Niechętny podziw dla Niego przebija nawet z kart wspomnień Kuklińskiego.

Zarzuca mu się wiele. Jego wrogowie mówią o tym, że utopił naród we krwi. Jest to tak bezsensowne pieprzenie, że szkoda z tym zdaniem dyskutować. Za dyktatury Pinocheta w Chile BEZ ŚLADU przepadło ponad 2,5 tys. osób. Wobec tej liczby 14 (czternaście!) doskonale udokumentowanych ofiar stanu wojennego to rzecz niegodna wspomnienia (choć rozumiem ból rodzin zabitych). Ale gdyby nie 13 grudnia, to mielibyśmy interwencją trzech armii (nie wierzcie archiwom rosyjskim - mając trzydzieści lat czasu na fałszowanie akt mógłbym sprokurować dokumenty, z których niezbicie by wynikało, że Kaczor podawał gwoździe, jakimi legioniści przybijali Chrystusa do krzyża), i wojnę domową. Nie wszyscy w milicji, ZOMO i wojsku skłonni byliby poprzeć "S" gdyby ta ogłosiła strajk generalny (a były takie zamiary). Wyobraźcie sobie, co byłoby, gdyby Rosjanie interweniowali w kraju, którego armia była podzielona (tak! w wojsku były podziały!)
Kraj był pogrążony w chaosie, i wielu ludzi powitało stan wojenny jako niezbyt wprawdzie wygodny, ale powrót do normalności. Ludzie chcieli odwiedzać krewnych na święta - dziwicie się, że nie podobała im się myśl o strajku generalnym na PKP? Czy sadzicie, że dzisiejszych władców RP stać byłoby na podjęcie takiej decyzji? Tusk nie potrafi nawet ukarać odpowiedzialnych za przedświąteczny burdel na kolei...

Zarzuca się Generałowi czystki w wojsku w roku 1968. Oficerowie pochodzenia żydowskiego stanowili około 3% kardy LWP. I jednocześnie zajmowali ponad 70% stanowisk w aparacie partyjno-politycznym, kadrach i WSW. Jaruzelski podjął (nieudaną) próbę przywrócenia właściwych proporcji. I tyle.

Życzę mu powrotu do zdrowia. I na pohybel szczekającym na Niego kurduplom...'

Reduta Kaczora

znaleziony w Necie anonimowy utwór poetycki. Polska, I-sza połowa XXI wieku.


Nam lecieć nie kazano, wszedłem do kokpitu
i spojrzałem na pole...trzeba brata spytać,
jak przekonać pilota w mglistej atmosferze,
by odwagą pokonał nieprzyjaciół wieżę,
z której Moskal przez radio próbuje dyktować
Prezydentowi Polski - gdzie ma wylądować.

Przez mgłę dostrzeże prawdę człowiek wielkiej cnoty,
co przejrzał dziadów, małpy oraz palikoty.
I z czystym sercem powie, że mgły tej przyczyna
tkwi w potajemnym spisku Tuska i Putina.
Chcą mnie z drogi zawrócić i wysłać do Mińska;
już widzę, jak się cieszy pewna morda świńska.

Lecz ja się nie ulęknę broniąc racji stanu;
już raz mnie zaciągnęli do Azerbejdżanu.
Wylądujemy tutaj, żeby zbaranieli
jak Tusk, kiedy wkroczyłem na salę w Brukseli.
A w najgorszym przypadku - śmierć na posterunku!
Przynajmniej cały naród nabierze szacunku.

I aby nie mówili "Lechu-Kamikadze",
najlepiej, jeśli jeszcze brata się poradzę.
"Jarku, jest pewien problem i wygląda ślisko,
Ruskie chcą nas skierować na inne lotnisko"!
"Ależ to oczywista przecież oczywistość,
że kłamią, by nam zepsuć całą uroczystość!
Nie będzie nas kontroler wodził po manowcach,
bo przecież to samolot na bazie bombowca.
Nawet gdy walnie w ziemię, to się nie rozwali,
powiedz wieży, że stoi, gdzie zomowcy stali.

Będziemy postępować tak jak było w planie,
wiesz przecież co masz robić - Wykonać Zadanie!
A Błasik niech tam dobrze przypilnuje!
Zadzwoń ponownie do mnie jak już wylądujesz.
By Ci dodać otuchy - odmówię paciora,
I masz błogosławieństwo Ojca Dyrektora".
Czego nie powiedziano w tej rozmowie braci,
że, by władzę odzyskać, trzeba czasem stracić.
"Gdybyś jednak wpakował rękę do nocnika,
cały naród Cię uczci jako męczennika"

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Nowobogaccy

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/sad-oglosil-wyrok-ws-chodorkowskiego,1,4091600,wiadomosc.html

Optymizmem wobec naszej demokracji napawa fakt, iż polskie media tak nie kochają Putina za tępienie rosyjskich nowobogackich. Przeciętny ekonomista czy uczciwy (co prawda ci ostatni są w Polsce jak białe kruki) biznesmen każdemu powie, że zrobienie takiej jak majątek Chodorkowskiego fortuny w ciągu kilkunastu lat jest niemożliwe bez potężnych przekrętów i złodziejstw - a w Rosji sprzyja im tradycyjne przekupstwo władz (za komuny patrzono na ręce urzędnikom, teraz jest to nie do uniknięcia) i ogromne naturalne bogactwa tego kraju.

Ale 20 osób protestujących przed gmachem sądu? Czy się to komu podoba, czy nie, Moskwa z jej ponad 10-ma milionami mieszkańców (cała aglomeracja moskiewska liczy ponad 14 mln. mieszkańców) jest największym miastem Europy - 20 osób gromadzi się na podmiejskich przystankach metro! Sam się podejmuję zgromadzić dwudziestoosobową manifestację przeciwko wrocławskim rządom Dutkiewicza - wystarczy, że kilku menelom zaproponuję po flaszy taniego i zabójczo skutecznego "Amaretto". Oni rozsławią mnie wśród znajomych i... wuala, jak mawiał pewien felczer w Pyrach.

Panowie dziennikarze, miejcież trochę umiaru i nie traktujcie internautów oraz czytelników jak stado baranów, którym można wcisnąć każde gówno. Przeciętny Rosjanin (wbrew pragnieniom Michnika et consortes) z całej duszy popiera Putina i jego próby podcięcia skrzydeł oligarchom...

środa, 22 grudnia 2010

Przymusowe Wigilie

Jak co roku od kilku już dni restauratorzy wszelkiej maści zacierają rączki - nastał czas firmowych Wigilijnych Spędów.

Nie wiem, jaki cwaniaczek to wymyślił, ale podczas minionych kilkunastu lat utrwalił się zwyczaj odprawiania idiotycznych ceremonii w postaci wspólnych, firmowych Wigilii. Po raz pierwszy zetknąłem się z nim dość dawno już temu, w szkole, gdzie raczej bez miażdżących sukcesów wykładałem młodzi elektronikę. Tam organizowano wigilie klasowe. Uczniowie oczywiście ochoczo brali w tym udział, bo taka Wigilia odprawiana zazwyczaj gdzieś tak przed 20-tym grudnia, trwała kilka godzin, podczas których zawieszano normalne zajęcia. Nie bardzo rozumiałem sens tych obrzędów, bo Wigilia to przecież święto wybitnie rodzinne. W wieczór wigilijny przy odświętnie zastawionym w dwanaście potraw z ziemniaka ;-) stole spotykała się najbliższa rodzina. W klasie - wiadomo, jedni się lubią, inni nie i trudno się przełamać opłatkiem z kolegą, który nie dalej jak wczoraj wespół z dwoma innymi spuścił ci wały ze sporej wysokości. Szkolne animozje są jednak niczym wobec napięć, jakie wywołuje wyścig szczurów w przeciętnej polskiej firmie.

Brałem udział w takich firmowych "wigilijnych kolacjach". Szef - który topiąc się w basenie mógłby co najwyżej liczyć na pełne życzliwego braku zainteresowania spojrzenia podwładnych - z jowialnym uśmiechem zaprasza wszystkich do wigilijnego stołu. Łamiesz się opłatkiem z facecikiem, który na co dzień intensywnie robi ci koło pióra (wiesz zresztą, że jutro będzie tak samo), choć najchętniej połamałbyś mu na łbie pałkę Małego Johna. Po drugiej stronie masz typa, systematycznie kablującego na wszystkich bez różnicy i zastanawiasz się, czy zdążył już donieść szefowi o tym, że wczoraj skorzystałeś z firmowego kompa, by ściągnąć sobie pornola z tymi blondynkami.

Szef nadal uśmiecha się jowialnie, choć jego wyszczerz na co dzień przypomina ci uśmiech, jakiego nie chciałbyś zobaczyć na wodzie pod zbliżającą się do ciebie pionową płetwą grzbietową. Zaprasza do konsumpcji.

Potrawy oczywiście kiepsko przyrządzone i odgrzewane - z rozrzewnieniem wspominasz zupę grzybową i gołąbki, jakie robiła twoja matka. Zastanawiasz się, jaki chu... wymyślił wigilijnego karpia, który jest rybą ościstą, śmierdzącą błotem i ogólnie dość podłej proweniencji (podpowiem ci - mnisi z zakonu franciszkanów, którzy dostali w tłuste łapki milickie rybne stawy i zalali kraj karpiami). Przez cały rok karpia w sklepie nie uświadczysz, żaden dyskont by na nim nie zarobił, ludzie zgrzytając zębami jedzą go tylko w Wigilię. Kompot z suszonych śliwek smakuje, jakby go Szwejk przecedził przez swoje frontowe skarpety, ale udajesz, że to pychota... I tak dalej i tym podobnie...

W kulminacyjnym momencie szef wygłasza przemówienie, w którym sławi pod niebiosa kondycję firmy, a ty się zastanawiasz, czy przypadkiem w szufladzie biurka skurwysyna nie leży pisemko powiadamiające cię o tym, że od Nowego Roku możesz się już nie trudzić przychodzeniem do pracy. I przypominasz sobie kilku ludzi, z którymi siedziałeś przy tymże stole w zeszłym roku - a których już wypieprzono (ich miejsca pozajmowali nowi, którzy są bardzo biegli w wyznawaniu, że przełożony jest ich idolem, ale w niczym więcej. I pewnie pracują za połowę tego, co brali fachowcy). Na kogo przyjdzie kolej przy kolejnych redukcjach? Fajnie jest i radośnie...

Spicz szefa najgłośniejszymi oklaskami kwituje jego sekretarka, która jak wieść gminna niesie, jako siła fachowa jest dupą, ale jako dupa jest siłą fachową.

No, kto wymyślił takie durne, ponure i bezsensowne obrzędy?

Światełko Pokoju

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/klich-z-betlejemskim-swiatelkiem-pokoju-u-zolnierz,1,4088938,wiadomosc.htm

Nie wiem, czy idiotą jest autor tej notki na Onecie, czy minister Klich. Oczywiście, polscy żołnierze w Afganistanie są na misji pokojowej. Tak samo, jak żołnierze niemieckich garnizonów w okupowanej Polsce byli na misji stabilizacyjnej. Przeszkadzały nam w Polsce rosyjskie garnizony, mimo że Rosjanie siedzieli w koszarach i nie patrolowali naszych ulic. Sadzicie, iż Afgańczykom nie przeszkadzają obce, powiewające nad ich ziemiami flagi?

A minister zawozi żołnierzom Światełko Pokoju. Bo to niemal święci misjonarze są i nic, tylko się modlą o pokój.

Tfu!

wtorek, 21 grudnia 2010

Marcin Przybyłek

Dyabli (a osobliwie wredny Internecjusz) wiedzą, czemu z listy współautorów tego bloga zniknął Marcin. Zanim to naprawimy, zamieszczam w jego imieniu poniższy tekst...

Lewa rączka, prawa rączka

Panuje w Polsce moda na prawicowość. Obserwuję ją nie tylko wśród dorosłych, ale także w szeregach młodych ludzi, co jest raczej nienaturalne (zwrócił mi na to uwagę Andrzej), bo młodzież, której ulubieńcami są Robin Hood, Janosik czy Rebelianci z Gwiezdnych Wojen, z natury wrażliwa na niesprawiedliwość i różnice społeczne, jest idealistyczna. Upatruję tutaj dużą rolę Jana Pawła II, który miał niebagatelny wpływ na sposób myślenia młodzieńców i dziewcząt, a który, z oczywistych racji, był prawicowcem.

Spróbujmy popatrzeć, z punktu widzenia zdroworozsądkowego, nie politologicznego, co znaczy ta „prawicowość” i „lewicowość”. Encyklopedia podaje, że prawica to: zwyczajowe określenie sił politycznych, które charakteryzuje szacunek dla tradycji, autorytetów, religii, istniejącej hierarchii społecznej oraz wstrzemięźliwość przy dokonywaniu zmian w systemie społeczno- gospodarczym i politycznym. No, jeśli to byłaby ostateczna definicja prawicowości, to naprawdę nie ma się czym chwalić. Konserwatyzm, niechęć do zmian, religia, w naszych kręgach oczywiście jedna z odmian chrześcijaństwa, czyli monopol firmy kościół posiadającej genialny brand “bóg” (swoją drogą, dlaczego inne firmy jeszcze po niego nie sięgnęły, naprawdę nie wiem)... Należy być jednak sprawiedliwym, i przypomnieć, że prawicowość to także pogląd mówiący, że człowiek powinien być odpowiedzialny za siebie, nie czekający, aż ktoś coś mu da, przewidujący. To prawicowcy pewnie wymyślili przysłowie, że ludziom należy dawać wędkę, a nie ryby. Osobiście uważam, że powinno się im dawać plany do sporządzenia wędki, ale to niuans.

Przyjrzyjmy się teraz lewicy. Encyklopedia mówi: zwyczajowe określenie sił politycznych dążących do zmian polityczno- ustrojowych, społecznych i gospodarczych, przeciwstawiających się tzw.tradycyjnemu porządkowi społecznemu, przeciwne prawicy. Głównymi założeniami lewicy jest dążenie do wolności, równości i sprawiedliwości społecznej. No czyż nie piękne? Kto przy zdrowych zmysłach nie podpisałby się pod tą definicją? Lewicowość to inaczej postępowość - dążenie do zmian, kwestionowanie zastanego porządku. Lewicowość prowokuje do myślenia, zadawania pytań. Lewicowcem jest Woody Allen, Michael Moore. Powiedzmy sobie szczerze, który prawicowiec kiedykolwiek pobudził nas do myślenia? Prawicowcy jedynie uspokajają i mówią, że dobrze jest, jak było… Teraz uświadomiłem sobie, że nie zawsze. Często słucham Radia Maryja i stwierdzam, że pobudza mnie ono do nieustannego, bardzo intensywnego myślenia. Uch, aż czaszka się czerwieni.

Ale tutaj także bądźmy sprawiedliwi. W poglądy lewicowe łatwo może wkraść się nadmierna opiekuńczość, która spowoduje, że ludzie nie tylko będą chcieli ryb, ale zaczną krzyczeć, dlaczego flądry, a nie szczupaki.

Zwróćmy uwagę, że w popularnej nomenklaturze brak jest równowagi. Nie ma obraźliwego określenia na prawicowca (konserwa?), a na lewicowca, owszem, choćby lewak czy komuch. Nieładnie. Należy pamiętać, że polski socjalizm czy rosyjski Kraj Rad niewiele miały wspólnego z ideami komunizmu (nota bene, Marks wyobrażał sobie wprowadzenie komunizmu nie w Rosji, ale w Niemczech), podobnie jak przedwojenne burżuazyjne systemy wyzysku klasy robotniczej z obecnym kapitalizmem, wcale nie takim różowym sposobem na życie. Przypomnijmy, że przed II wojną światową ludzi za poglądy komunistyczne wsadzano do więzienia, “komuchy” także byli prześladowani.

Nie dajmy się zwariować modom. Miejmy własny rozum i dystans.

Aha. Jestem lewakiem.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Wybory na Białorusi...

Nie bardzo rozumiem, czemu nasze media (osobliwie GW) tak się rozpisują o nieprawościach rządu Łukaszenki i sekowaniu opozycjonistów.

Dwa, czy trzy lata temu górnicy protestowali przed naszym Sejmem (w niektórych kręgach nazywanym pieszczotliwie "Małpinm Cyrkiem"). Policja stawiała energiczny opór, poszły w ruch pały i gumowe kule, jeden z "prostestantów" dostał gumową kulą w oko i zmarł. Gdybyśmy mieli opozycyjną prasę i opozycję z prawdziwego zdarzenia, w świat poszłyby zdjęcia i filmy ukazujące bestialskie metody sprawowania rządów przez ówczesnego premiera (zgadnijcie, kto nim był?).

U nas ton wypowiedzi politologów i komentatorów politycznych kształtuje GW, której jakiś redaktor dostał po pijaku chyba potężnego kopa od białoruskiego policjanta i powziął śmiertelną urazę.

Nie żartuję - z pierwszej ręki znam relację jak narąbany niczym szwedzki autobus w Polsce jeden z naszych najpopularniejszych a może i najpopularniejszy autor powieści fantastycznych, podczas powrotnej podróży z Moskwy zaczął niemiłosiernie drwić z białoruskich celników, co mogłoby się dlań bardzo źle skończyć (podróżował zimą, podczas tęgich mrozowi gdyby go ci celnicy wysadzili na jakieś maleńkiej stacyjce z pociągu, to chyba nie doczekałby odwilży), gdyby nie jego towarzysz, równie znamy pisarz, biegle znający rosyjski i panujące w Rosji obyczaje, który załagodził sprawę. Podejrzewam, że źródła niechęci Michnika do "reżimu" Łukaszenki nie trzeba byłoby daleko szukać.

Białorusini oglądają polską, rosyjską i ukraińską telewizję i raczej nie mają złudzeń co do oblicza demokracji - wolą dotychczasowy zamordyzm Łukaszenki od iluzorycznej i niewiele wartej wolności słowa (bo czynów już nie - vide przykład górników). Czy mamy ich dlatego uważać za idiotów?

Wzmiankowany już wyżej pisarz, znawca Rosji (bo ostatecznie tam się urodził), zapewniał mnie, że Białorusini nie najgorzej zarabiają, maję nieźle zaopatrzone sklepy, niemal każdy ma pracę i dach nad głową - a że nie każdy ma komórkę? Jakoś się z tym godzą. Nie zamierzają tylko oddać kraju Bieriezowskim (Rosja), Kulczykom (Polska), czy Potapowym (Ukraina). Mamy im brać to za złe?

Ich sprawa.

piątek, 17 grudnia 2010

Czarnoskóry Robin Hood

Obejrzałem sobie wczoraj kilka odcinków nakręconego pod patronatem BBC w roku 2006 serialu "Robin Hood". Niby wszystko dobrze, ale ze względu na poprawność polityczną niektóre drugoplanowe role obsadzono Murzynami (czy może raczej Afrykanami?). Murzyn w Anglii księcia Jana i króla Ryszarda Lwie Serce psuje mi oglądanie filmu tak samo, jak garść soli zepsułaby mi smak tortu. Rozumiem poprawność polityczną, ale na miłość boską, nałóżmy jej jakieś granice! Bo niedługo zobaczymy Robin Hooda w kreacji Foresta Whitakera, albo Jackie Chana...

Porównanie

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/urzadzono-zbrodnicze-polowanie,1,4084802,wiadomosc.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Strajk_ch%C5%82opski_(1937)
Za tego wrednego PRL-u nie wytykano tak nieprawości władcom II RP. Owszem, o strajkach chłopskich pisano w podręcznikach historii, ale nie obchodzone uroczyście żadnych rocznic. 44 zabitych, to rzeź znacznie większa, niż w kopalni Wujek. Dodajmy do tego te 5000 ludzi wpakowanych do pierdla. Ale... było, minęło, jak mawiał szef Ally McBeal. Komuchy jednak podchodziły do sprawy bardziej realistycznie.

czwartek, 16 grudnia 2010

Techniki Ninja

Zdradzamy jedną z przerażających technik wojowników nocy - yamabushi.

http://demotywatory.com/7699

wtorek, 14 grudnia 2010

UWAGA!

Z powodu nadciągającej fali mrozów (we Wrocku do -16 stopni C) należy oczekiwać zwiększenia sprawności Internetu, ponieważ skurczone (niska temperatura) kable będą przewodziły sygnały szybciej (impulsy pokonają mniejszą odległość).
I to byłoby na tyle...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Ofiary stanu wojennego

13 grudnia 1981 roku to dzień, który w historii Polski był pewną cezurą. Ponieważ wszyscy się wypowiadają, co widać na rozmaitych forach, wypowiem się i ja, choć poruszę tylko jedną kwestię.
Rozmaite źródła podają różne liczby ofiar stanu wojennego, zawsze jednak jest to liczba większa od stu. Przy okazji mówi się ochoczo o utopieniu narodu we krwi.
Bezpośrednich ofiar grudnia 1981 było 14. Dziewięciu górników zginęło w kopalni "Wujek", trzech w Lubiniu, jeden człowiek został zabity przypadkową kulą we Wrocławiu i jeden w niewyjaśnionych okolicznościach zginął w Gdańsku. Dla rodzin zabitych to tragedia i Jaruzelski z Kiszczakiem nie migają się od tej odpowiedzialności. Kiszczakowi jednak takie gnidy jak Wildstein zarzucają to, że wydał rozkaz użycia broni. Jak zawsze panom z prawicy coś się popieprzyło. (Coś? Im wszystko się pieprzy). Gen. Kiszczak wydał rozkaz ograniczający możliwość użycia broni. Na szyfrogram skierowany do podwładnych naniósł poprawkę zezwalająca na użycie broni TYLKO DLA OBRONY WŁASNEJ W PRZYPADKACH BEZPOŚREDNIEGO ZAGROŻENIA ŻYCIA!

Już po "wyzwoleniu z jarzma komuny" nie tak dawno zresztą temu podczas protestu górników przed Sejmem (ciekawe, nawiasem mówiąc, przeciwko czemu protestowali? Czyżby walcząc zajadle z komuną nie wystrajkowali sobie tego, co chcieli? Najpierw protestowali w kopalni "Wujek" a teraz od Sejmem?) zginął jeden z demonstrantów zabity gumową kulą, która trafiła go w oko. Wobec totalnej nieudolności naszej kochanej policji strach pomyśleć, ile byłoby ofiar, gdyby stan wojenny ogłoszono teraz...

Prawicowe oszołomy za ofiary stanu wojennego uznają nawet ludzi takich, jak ten dureń z lubelskiego, który został porażony prądem, gdy wieszał napis SOLIDARNOŚĆ na linii wysokiego napięcia, albo starszego jegomościa, który dostał zawału po usłyszeniu w telewizji o ogłoszeniu SW. Podejrzewam, że wyniki meczów piłkarskich naszych białoczerwonych orłów spowodowały znacznie większą ilość zawałów kibiców przed telewizorami. Trzeba by wobec tego zbadać zbrodniczą działalność PZPN.


A tak na marginesie i tego "...utopienia polski we krwi". Pinocheowi Tomasz Wołek i jego godni kompani Marek Jurek i Michał Kamiński (kórfa! po wymówieniu tych nazwisk zawsze sobie muszę zdezynfekować usta spirytusem!) zawieźli do Londynu ryngraf z Matką Boską. Zbrodniarz ten tymczasem urządził w Chile takie jatki, że na chwile obecną nie wiadomo co się stało z półtrzecia tysiącem ludzi. 2500 osób zginęło bez śladu! Rozstrzelani, aresztowani, torturowani i wyrzucani w helikopterów do Pacyfiku szli w dziesiątki tysięcy. Przypominam, że JP II nazwał Pinocheta "ukochanym synem kościoła". Co lepiej ukazuje ogrom obłudy naszego "papieża Polaka"? Niedługo z polskich ambon dowiemy się, że mordowanie "czerwonych" jest czynnością miłą Bogu.

Każda śmierć to tragedia dla najbliższych ofiary, ale przy wyczynach tego krwawego oprawcy z Chile Jaruzelski i Kiszczak są harcerzykami ze szkółki niedzielnej!

Jedno jest tylko pewne. Za kilkadziesiąt lat, o ile będzie jeszcze istniało coś takiego jak państwo polskie, o ile nie rozkradną go Balcerowicze, Lewandowscy, Kropiwniccy, Kulczykowie, Starakowie, Bieleccy, Netzle i inne Schetyny czy Czarnieccy, o Jaruzelskim Polacy nie zapomną. Nie wszyscy będą go wspominali dobrze. A Kaczory, Dorny, Wildsteiny i Pospieszalscy znikną w kloace narodowego zapomnienia...

Myślałem...

... że nigdzie na świecie nie znajdziesz takich jełopów, jak w Polsce. Jakże się myliłem...

http://www.joemonster.org/art/15799/Ryzyko_przy_plodzeniu_dziesiatego_dziecka

Czy ktoś może podać równie jaskrawy przykład?

piątek, 10 grudnia 2010

VAT na książki

Przeczytałem dziś informację, która rzuciła mnie na kolana i długo trzymała w tej niewygodnej pozycji.
Minister kultury, były wieloletni prezydent Wrocławia, Bohdan Zdrojewski, raczył wydalić z siebie oświadczenie, że następstwem wzrostu cen na książki spowodowanego wzrostem VAT będzie wzrost czytelnictwa w Polsce.

Wygłosił to z charakterystyczną dla siebie ponurą miną (on zawsze ma minę godną Heroda wysyłającego legionistów na rzeź niewiniątek) i takąż "pewnościom osobistom". Powołał się na przykład Danii, gdzie czytelnictwo jest większe niż w Polsce, mimo iż Duńczycy płacą większy niż Polacy podatek VAT na książki. O tym, że Duńczyk zarabia kilkakroć więcej od Polaka ten tytan intelektu wspomnieć nie raczył.

LUDZIE! Ten człowiek był przez wiele lat prezydentem jednego z największych polskich miast!
I słusznie! Przecież tak błyskotliwej konstatacji nie uczyniłby byle idiota. Trzeba być do tego schetynem z dziada pradziada!

Słusznie powiedział nieco dziś niedoceniany Włodzimierz Iljicz Lenin. Państwem może rządzić nawet ktoś głupszy od kucharki. A na pewno taki ktoś może zostać ministrem kultury...

czwartek, 9 grudnia 2010

Ostrzeżenie literackie

Postanowiwszy sobie zrobić prezent na Mikołaja kupiłem "Księgę wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa". Pięknie wydana, gruba książka.

NIE KUPUJCIE!

Wydawnictwo REA podeszło do sprawy wyjątkowo oszczędnościowo. Książka jest kiepsko zredagowana, a niektóre opowiadania pozbawiono smaczku. W opowiadanie "Tańczące sylwetki" nie pofatygowano się nawet i nie zrobiono rysunku (a wystarczyło zajrzeć do pierwszego wydania "Przygód Sherlocka Holmesa"). W opowiadaniu "Dziedzice z Reigate" brak kluczowego rysunku kartki, wedle którego Holmes zdemaskował przestępców. W pozostałych brak kilku jeszcze innych ważnych rysunków, planów mieszkań i budowli. Tłumaczenie niezbyt udolne, a w niektórych momentach utrudniające zrozumienie.

Nie dajcie się nabrać na piękny wygląd książki...

P.S. Ponieważ znajomi mnie pytająo dowody niekompetencji tłumaczy, podam jeden:

Oryginalny tekst sir Conan Doyle'a z opowiadania "Final Problem", czyli ostatnia sprawa.
Sherlock Holmes i dr Watson uciekają pociągiem przed profesorem Moriartym. Wyprzedzając go o sekundy wskakują w Londynie do pociągu i odjeżdżają do Dover.

Na pierwszej stacji Holmes wysiada tłumacząc Watsonowi, że Moriarty nie jest od niego głupszy i zrobiłby to samo, co on w podobnej sytuacji.

“What will he do?”
“What I should do?”
“What would you do, then?”
“Engage a special.”
“But it must be late.”


Czyli, Holmes powiada, że wynająłby pociąg specjalny i dogonił się w Dover.

Nieudolny tłumacz przetłumaczył "Engage a specjal" jako "... Wynająłbym specjalistę", zamiast "...Wynająłbym pociąg specjalny". Co też Moriarty uczynił, bo w następnej scenie widzimy pomykające chyżo do Dover lokomotywę i jeden wagon osobowy.

Czemu się tak o tym rozpisuję? Bo sam jestem tłumaczem i nie lubię nieudolnej partaniny.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

W imieniu Marcina Przybyłka...

Od ponad roku trwają prace nad grą planszową osadzoną w świecie stworzonym w sadze „Gamedec”. Gra przeznaczona będzie dla 1-6 osób. Gracze wcielą się w gamedeków (zostało stworzonych 5 postaci męskich i 5 kobiecych), których zadaniem będzie wyśledzenie zagrażającej sieci grupy hakerów. Uczestnicy będą mogli odwiedzić 8 światów sensorycznych (Twisted & Perverted, Deep Past World, Paradise Beach, Brahma, Speed Demons, Dream Space, Happy Hunting Grounds, Crying Guns), realium oraz cztery korporacje (Zoenet Labs, Pharma Nanolabs, Mobillenium, Novatronics). Będą wykonywać misje, dzięki którym zdobędą poszlaki zbliżające do rozwiązania zagadki, wykonywać akcje związane z miejscem pobytu postaci, kupować ekwipunek od korporacji i wchodzić w różnorakie interakcje z innymi graczami. Zwycięzca może być tylko jeden, jednak mechanika gry uwzględnia także porażkę wszystkich graczy. Twórcą mechaniki i konceptu gry jest Jan Madejski. Graficzną stroną projektu zajmują się Tomasz Maroński oraz Łukasz „Ortheza” Matuszek, muzykę dołączoną do gry komponują Zbigniew Szatkowski oraz Robert Letkiewicz, patronem, krytykiem i modyfikatorem projektu jestem oczywiście ja :). Prace są w końcowej fazie testów i modyfikacji. Gra, oprócz dynamicznej, dającej wiele możliwości strategicznego planowania, rozgrywki, oferować będzie nowatorskie rozwiązania, które na razie pozostają tajemnicą.

Prawda o Smoleńsku

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8774337,Protesty_po_przyjezdzie_Miedwiediewa_do_Polski.html

Wiecie, co jest diablo zabawne? Okrzyki: "Chcemy prawdy"! Przecież ci ludzie ZNAJĄ JUŻ PRAWDĘ!.
Putin i Miedwiediew w towarzystwie kilku komandosów teleportowali się z siedziby FSB (Moskwa, Łubianka) na pokład naszego prezydenckiego samolotu, wymordowali wszystkich (Putin osobiście tępym nożem zarzynał Ojca Wszystkich Wolaków), wdarli się do kabiny pilotów i po zabiciu tychże skierowali samolot w ziemię, a potem korzystając z przenośnych teleportów wrócili na Łubiankę, skąd udali się na dobrze zasłużone drugie śniadanie.

Dopóki władze Rosji tego nie potwierdzą, Macierewicz i jego Silna Grupa pod Wezwaniem będą prowadzili swoje śledztwo. Tylko po co? Przecież wiadomo, jak było, prawda?

Na stalowe jaja Odyna, czemu ja się urodziłem w kraju pełnym takich idiotów?!

sobota, 4 grudnia 2010

Milicja Obywatelska forever

http://www.praca.pl/site/s,guide,type,page,gid,4,grid,150,aid,85.html

„Kandydat do służby w policji musi mieć minimum średnie wykształcenie. Mile widziani są absolwenci studiów wyższych, zwłaszcza kierunków takich jak informatyka, administracja czy prawo.”

Kiedyś było wyższe, ale były takie braki że obniżyli… To przygrywka do puenty…

„Kandydat ma dwie możliwości podjęcia pracy. Może najpierw zostać przyjęty do służby i zacząć pracę oraz szkolenia lub też może ukończyć studia cywilne i dopiero wtedy pomyśleć o karierze w policji. Policjant może też ukończyć studia w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie, która kształci głównie specjalistów w różnych zakresach. Dla policjantów istnieje warunek odbycia przeszkolenia na poziomie przynajmniej podoficerskim albo złożenie egzaminu podoficerskiego.”


http://www.tvn24.pl/1,1679884,druk.html


No, w Szczytnie to dopiero asów nam kształcą, agenci Tomki jak się patrzy…


http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,8387559,Policja__Komendant_nie_bedzie_nikogo_besztal.html

To, że kobieta sama się pobiła, to kwestia sporna. Ale jak zauważył jeden z internautów komentujących artykuł, trzeba mieć duże samozaparcie i silną wolę, żeby zacząć się samemu DUSIĆ do tego stopnia, że powstaje opuchlizna…

http://www.portel.pl/artykul.php3?i=46724

W sumie nasze umiejętności prowadzenia samochodu są niższe, niż przeciętnego gówniarza który chce uciec, ale ciiii….

http://www.portel.pl/artykul.php3?i=46724

Złapiemy emeryta który przekroczy dopuszczalną prędkość o 2 km/s, ma mandat, wiecie, rozumiecie, kryzys, nie ma lekko…

Rodzynki na koniec:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8765413,Strzelal_pijany_policjant__46_latek_walczy_o_zycie.html

Czyli, dwóch nawalonych gliniarzy spotyka dwóch nawalonych obywateli i rozpoczynają dysputę. To już śmierdzi tragedią. Jeden z nawalonych szaraków uzbrojony jest w psa, dwaj gliniarze w broń. W trakcie awantury pies rzuca się na nogę, podkreślam nogę, gliny. Szyja to to nie jest, mimo to policjant, posiadający pełnię władz umysłowych i „trzeźwą” ocenę sytuacji oddaje w psa kilka strzałów. Coś chyba miał problemy z celowaniem, bo pies doznał niegroźnych obrażeń.

Drugi policjant rzuca się na właściciela psa. Dochodzi do szamotaniny, w trakcie której właściciel psa obrywa strzałem z odległości może centymetra (no z takiej odległości polski policjant już trafi) w wątrobę, skutkiem czego bliscy powinni już zamawiać ostatnią posługę.

Wersja nr. 1

Policjant zabił faceta leżącego na ziemi na którym siedział okrakiem z premedytacją, bo ten ośmielił się podnieść głos i psa na „władzę”.

Wersja nr. 2

„Przypadkowo” broń sama wychynęła z kabury, odbezpieczyła się, przeładowała i strzał oddała.

Mam wrażenie, że prokuratura przychyli się do drugiej wersji wypadków.

W USA, które z uporem godnym maniaka staramy się naśladować, obydwaj panowie już dawno by w policji nie pracowali. U nas stawia się funkcjonariuszy przed ich salą szpitalną, bo „potrzebują odpoczynku”. A może po to, żeby na kacu nie wystrzelać reszty sali, bo za głośno chrapią.

Jak będzie: ponieważ będą to zeznania dwóch nietrzeźwych przeciwko dwóm nietrzeźwym, ale jakże zasłużonym dla społeczeństwa obywateli, sprawa rozejdzie się po kościach.

Przykład?

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,8672728,Warszawa__Pijana_policjantka_szarzowala_na_drodze_.html

Skoro można złamać karierę człowiekowi, który po jednym piwie wsiadł na rower, to ja mam propozycję nowego artykułu kk. Policjant wychodzący z domu z intencją nawalenia się zostawia broń palną w domu. Boi się o swoje życie, jak będzie bezbronny? To niech zostanie abstynentem.

A na razie najwyraźniej mamy blokersów z krótkimi karkami i niskimi czułkami którzy tak zasmakowali w udowadnianiu komuś, iż mogą więcej, że zaraz po zdjęciu bluzy z kapturem zgłaszają się do policji. W końcu wykształcenie średnie wystarczy… ;)

Nowy biskup polowy...

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/nowy-biskup-polowy-wojska,1,4016285,wiadomosc.html
No, jakoś nie widzę tej fluorescencji w polu.

Podczas II W. Św. najsłynniejszy z amerykańskich korespondentów polowych, Ernie Pyle, zaciągnął się do wojska jako szeregowiec i wysyłał do NYT artykuły i doniesienia z pola walki towarzysząc G.I.-som w bojach aż do śmierci w Niemczech w 1945 roku. Żeby być żołnierzem, trzeba jeść żołnierski chleb.
Ten sukienkowy, (dam sobie głowę uciąć przy piętach) ani go nie powącha...

Ale forsą nie pogardzi. Etat generalski, nie w kij pierdział... Oni chyba w seminariach duchownych mają taki przedmiot: "Jak robić, żeby nic nie robiąc dobrze zarobić"...

A tak przy okazji - w Warszawie jest katedra polowa WP. Niechże mi kto wyjaśni w prostych, żołnierskich słowach, co to znaczy? Polowa może być latryna, burdel, szpital, albo areszt. Ale katedra? Znaczy, co? W razie alarmu zwija się ją i jedzie na miejsce nowego zgrupowania wojsk?

Panowie w czarnych kieckach. Przestańcie sobie robić jaja.

Byłem zawodowym trepem przez 25 lat. Wierzcie mi, świadomość obecności (czy jej braku) kapelana w jednostce nie należała do najważniejszych rzeczy, jakimi się przejmowałem...

W uzupełnieniu tematu:

W pewnej jednostce wojskowej dowództwo miało problem z samowolnymi oddaleniami żołnierzy. Tuż za płotem duże miasto... wiadomo. Dowódca zebrał swoich zastępców i wszyscy zaczęli się zastanawiać, jak temu zapobiec.
W końcu wymyślili, że jednostkę otoczy się podwójnym kręgiem siatki z drutów kolczastych, a wewnątrz tego kręgu puści się dwa zakupione po okazyjnych cenach lwy. Jeden był młody, a drugi w wieku... hmmm... przedemerytalnym. Wiadomo, oszczędności.
Jak postanowiono, tak zrobiono. Samowolne oddalenia żołnierzy ustały jak nożem uciął.
Po kilku tygodniach w jednostce zrobiło się jednak niemiło - przepadł gdzieś szef sztabu. Ponieważ ostatnio widziano go w okolicy płotu, wzięto na przesłuchanie oba lwy.
- Zjadłeś szefa sztabu? - pytają starszego lwa.
- Ja?! Przecież ja już prawie zębów nie mam!
Hmm... Istotnie, kły starego lwa nie wyglądały najlepiej.
- To może ty go zjadłeś? - pytają młodszego.
- Przecież ja jestem wegetarianinem. Jadam tylko marchewkę, pietruszkę i te rzeczy...
Z braku dowodów oba lwy wypuszczono.
- Ty durny gnoju - zwraca się starszy do młodszego po powrocie pomiędzy druty. - Jak nie wiesz, kogo można zjeść, to ludzi nie tykaj. Ja miesiąc temu zjadłem kapelana i do dziś nikt się o tego chuja nie zapytał...