Counter


View My Stats

piątek, 29 czerwca 2012

Kibice a sprawa polska

Wczoraj udałem się na umówione wcześniej przez Net spotkanie z kolegami w siedzibie SLP nad wrocławskim pubem "Bierhalle" w zachodniej pierzei Sukiennic. Do Rynku szedłem ulicą Mikołaja, ale w rogu Rynku, pod kamieniczkami Jaś i Małgosia natknąłem się na zaporą w postaci Strefy Kibica. Chcąc nie chcąc ruszyłem w prawo, żeby ją obejść. Imaginujcie sobie, że musiałem obejść cały Rynek, Plac Solny i połowę Świdnickiej, a potem wrócić w stronę Rynku, żeby obejść tę zaporę. Co za idiota wymyślił jej powiększenie? Nie dość, że szkaradna jest jak słoniowa dupa (jakieś bramy, rusztowania, prowizoryczne budowle i budki  - pewnie stoiska z piwem - w środku), to jeszcze przeszkadza, Musiałem (coraz bardziej wkurwiony)  zrobić dodatkowe 1500 m idąc cały czas wzdłuż irytującej diablo zapory. Widoczne przez szczeliny fragmenty Rynku i Placu Solnego (czyli tej pieprzonej Strefy) były puste i przechadzali się po nich tylko wyraźnie znudzeni ochroniarze nie wiedzieć czemu zwani stewardami.
Prezydencie Wrocławia, Dutkiewiczu jeden! Prędzej słońce w miejscu stanie, niż ja, albo którykolwiek z wielotysięcznej rzeszy wkurwionych wrocławian odda na ciebie głos w najbliższych wyborach. Kibice i kibole wyjadą, a my, twoi wyborcy, zostaniemy. I zapamiętamy...
Nie mam niczego, przeciwko organizowaniu Strefy Kibica, ale żeby (przy takiej ilości wolnego miejsca i otwartych placów, jakie jeszcze są we Wrocku) zająć nią cały Rynek, Plac Solny i ich najbliższe otoczenie- miejsca najbardziej chyba w mieście atrakcyjne turystycznie, to pomysł godny idioty z dziada pradziada. Ciekaw jestem, kto był tym tytanem intelektu i czemu urzędnicy miejskiej rady się na to zgodzili?
Jakby kto pytał, to rzecznikiem prasowym wrocławskiej Strefy Kibica jest pan Robert Leszczyński, zwany mop-manem, były juror jakiegoś rozrywającego muzycznego programu telewizyjnego, mający z Wrockiem i kibicowaniem tyle związku, co ja z rozwojem przemysłu rzeźnego w Chicago.  Ciekawe, jak sobie (albo kto jemu) załatwił tę cholernie pracochłonną przecież i dlatego dobrze płatną posadkę.                     

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Diablo III a sprawa ćpania...

Pech chciał, że akurat jak dostarczyli mi preordera Diablo III, to wylądowałem na miesiąc w szpitalu ze złamaną nogą na wyciągu. Tak więc swoje trzy grosze, które zamierzam dorzucić w owym temacie już zapewne ktoś wielokrotnie dorzucił, ale co tam...

Żeby było krótko, zwięźle i na temat, gra jest warta grzechu... Znowu przypomniałem sobie, jak to jest siedzieć przed kompem do 4 nad ranem z przekrwionymi gałami...

Choć gdyby ktoś zadał mi pytanie, co tak naprawdę w tej grze robiono 12 lat, to zabijcie mnie, pojęcia nie mam... Może gdyby jeden nerd robił to na AT w szopie po godzinach, to ok, ale w innym wypadku mam wrażenie, że godziny pracy w Blizzardzie były baardzo luźne... ;)

Grafa śliczna, ale nic, czego bym wcześniej nie widział. Muzyka.... jest. Motyw Tristram z Diablo I sprawiał, że krew szybciej krążyła, a pałą można by kamienie rozwalać. Tutaj gram ci ja wam od paru dni i coś w tle niby leci, nawet czasami wpada w ucho, ale po wyłączeniu gry z niego wypada i nucić się tego bezwiednie w ciągu dnia nie będzie. Może w dalszej części gry coś się w tym temacie ożywi...

W temacie szeroko pojętej innowacji i powiewu nowości w rozgrywce w grach tego typu, chyba coś przegapiłem, bo na razie nie stwierdzono... 

O fabule nie będę się wypowiadał, bo po przeczytaniu kilku stron książki recenzji się nie pisze...

Powyższe utyskiwania  mogą być wynikiem tego że wstałem dzisiaj złą nogą z łóżka (jedyną słuszną, czyli prawą, bo lewą mam zabetonowaną w gipsie biodrowym), ale...

Za przeproszeniem, kurwa mać...

Polska taki kraj, że jak zaczyna padać, to internet może siadać. Polska taki kraj, że pakiet danych ślimak może wyprzedzić. Zresztą kij z Polską, tak się wszędzie na świecie może zdarzyć.

A wtedy Diablo III można sobie wsadzić w dupę...

Pomijam fakt, że gry bez działającego neta się nie odpali. Pomijam fakt, że jak coś w połączenie dupnie, to wywala z gry i zaczynaj od ostatniego punktu kontrolnego.

Ostatecznie dobił mnie numer, że lagi można mieć w trybie dla (sic!) jednego gracza. Gram sobie spokojnie, a tu nagle bohater teleportuje się w inne miejsce na ekranie, niby siecze, a nie siecze, potwory niby obrywają, a dalej stoją... Dlaczego? Bo wskaźnik latency (usłużnie umieszczony obok innych na pasku) mi spadł i lagi są. Ja się, za przeproszeniem, pardon my french, do kurwy nędzy pytam, po co grze stałe połączenie z serwerem w kampanii single player? Żeby jeden z drugim z Blizzarda trzepał gruchę przy paczce chipsów jak jakiś gracz leje albo jest lanym? Przecież to są jaja jak berety... 

A co wynika z powyższego? Otóż, o zgrozo, nic. Ja mimo wkurwienia grać będę dalej (jak bożek łącza internetowego pozwoli), bo pomijając wszystko inne rozrywka przednia. Całe moje biadolenie można skwitować "nikt cię facet nie zmusza, nie chcesz, graj w pasjansa". I będzie miał rację... 

Przed wypoceniem tego posta naszła mnie refleksja, że działania Blizzardu przypominają trochę dilera narkotyków znającego swój fach. Uzależnimy, to potem wciśniemy klientowi wszystko, a ten bez szemrania to wciągnie. Jak inne firmy zobaczą, że taki wał przechodzi, to ani się obejrzymy a będziemy dziękować, że możemy własny komputer włączyć, albo będziemy go włączali wsadzając do czytnika kartę kredytową... ;) 

Co rzekłszy wracam do młócenia wszystkiego, co podświetlone na czerwono. Niech się następne pokolenia martwią.... :)
   

niedziela, 17 czerwca 2012

Kocham Duńczyków!

http://i.imgur.com/R0OLa.jpg\
Czy TO nie jest piękne? I godne naśladowania?
Wyobrażacie sobie, jaki ryk podnieśliby Zawodowi Obrońcy Obyczajów, gdyby tego typu napis pojawił się przy wejściu do jakiegokolwiek parku w Polsce?
   

wtorek, 12 czerwca 2012

Nowe spojrzenie na EURO

 Znalezione w prasie

Pojawił się projekt, żeby kwestię modlitw o zwycięstwo w meczach Euro uporządkować. Członkowie organizacji „Piłkarska Krucjata dla Jezusa” zaproponowali, aby uporządkować zawody w skuteczności zanoszonych do Boga próśb.
Zawody w modleniu odbywałyby się jednocześnie z meczami. Kibice każdej z drużyn wystawialiby reprezentacje, których zadaniem byłoby modlenie się o wynik meczu przez cały czas jego trwania. Projekt „Krucjaty” głosi, że szanse powinny być jednakowe dla wszystkich - tylu samo modlących się o zwycięstwo każdej z drużyn (najlepiej jedenastu) z możliwością dokonania trzech zmian w czasie meczu.
Z modlitw wyłączeni zostaliby zawodowcy (kapłani, zakonnicy oraz studenci seminariów od trzeciego roku wzwyż). Modlitwy powinny być jednakowe dla obu stron, najlepiej zaakceptowane przez specjalnie wybrane przez UEFA komisje. Oczywiście obowiązywałby zakaz dopingu i faulowania (czyli picie wody święconej i zakaz rzucania ekskomuniki). Czystości rywalizacji dopilnowywaliby sędziowie kapłani z krajów niezaangażowanych.
W razie remisu drużyn przeprowadzano by dwudziestominutową dogrywkę - a jeśli i ona nie rozstrzygnęłaby wyniku, organizowano by konkurs modlitw karnych - pięciu losowo wybranych zawodników z każdej drużyny musiałoby odśpiewać wybrane przez przeciwników psalmy. Psalm zostanie uznany za zaliczony, jeśli odśpiewany zostanie bez fałszowania i pomyłek tekstowych.
Moim skromnym zdaniem - propozycja bardzo atrakcyjna…      

niedziela, 10 czerwca 2012

Cudo!

http://www.youtube.com/watch?v=n4U1vUIGVOM
Wszystkim kibicom, kibitkom i kibolom!

wtorek, 5 czerwca 2012

Sracze pod Ratuszem

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,11861143,Toi_toie_pod_Ratuszem__Wstyd_i_obciach_przed_kibicami.html
Mam tylko nadzieję (nieśmiałą, bo głupota wrocławian niezgłębiona jest), że te sracze pod wrocławskim Ratuszem będą gwoździem do politycznej trumny Dutkiewicza i jego ekipy.
Oby go szlag trafił!