http://wiadomosci.onet.pl/kraj/nowy-biskup-polowy-wojska,1,4016285,wiadomosc.html
No, jakoś nie widzę tej fluorescencji w polu.
Podczas II W. Św. najsłynniejszy z amerykańskich korespondentów polowych, Ernie Pyle, zaciągnął się do wojska jako szeregowiec i wysyłał do NYT artykuły i doniesienia z pola walki towarzysząc G.I.-som w bojach aż do śmierci w Niemczech w 1945 roku. Żeby być żołnierzem, trzeba jeść żołnierski chleb.
Ten sukienkowy, (dam sobie głowę uciąć przy piętach) ani go nie powącha...
Ale forsą nie pogardzi. Etat generalski, nie w kij pierdział... Oni chyba w seminariach duchownych mają taki przedmiot: "Jak robić, żeby nic nie robiąc dobrze zarobić"...
A tak przy okazji - w Warszawie jest katedra polowa WP. Niechże mi kto wyjaśni w prostych, żołnierskich słowach, co to znaczy? Polowa może być latryna, burdel, szpital, albo areszt. Ale katedra? Znaczy, co? W razie alarmu zwija się ją i jedzie na miejsce nowego zgrupowania wojsk?
Panowie w czarnych kieckach. Przestańcie sobie robić jaja.
Byłem zawodowym trepem przez 25 lat. Wierzcie mi, świadomość obecności (czy jej braku) kapelana w jednostce nie należała do najważniejszych rzeczy, jakimi się przejmowałem...
W uzupełnieniu tematu:
W pewnej jednostce wojskowej dowództwo miało problem z samowolnymi oddaleniami żołnierzy. Tuż za płotem duże miasto... wiadomo. Dowódca zebrał swoich zastępców i wszyscy zaczęli się zastanawiać, jak temu zapobiec.
W końcu wymyślili, że jednostkę otoczy się podwójnym kręgiem siatki z drutów kolczastych, a wewnątrz tego kręgu puści się dwa zakupione po okazyjnych cenach lwy. Jeden był młody, a drugi w wieku... hmmm... przedemerytalnym. Wiadomo, oszczędności.
Jak postanowiono, tak zrobiono. Samowolne oddalenia żołnierzy ustały jak nożem uciął.
Po kilku tygodniach w jednostce zrobiło się jednak niemiło - przepadł gdzieś szef sztabu. Ponieważ ostatnio widziano go w okolicy płotu, wzięto na przesłuchanie oba lwy.
- Zjadłeś szefa sztabu? - pytają starszego lwa.
- Ja?! Przecież ja już prawie zębów nie mam!
Hmm... Istotnie, kły starego lwa nie wyglądały najlepiej.
- To może ty go zjadłeś? - pytają młodszego.
- Przecież ja jestem wegetarianinem. Jadam tylko marchewkę, pietruszkę i te rzeczy...
Z braku dowodów oba lwy wypuszczono.
- Ty durny gnoju - zwraca się starszy do młodszego po powrocie pomiędzy druty. - Jak nie wiesz, kogo można zjeść, to ludzi nie tykaj. Ja miesiąc temu zjadłem kapelana i do dziś nikt się o tego chuja nie zapytał...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Klechy się panoszą, owszem. Ale chyba lepiej być dojonymi przez swoich, niż przez żydków, prawda?
OdpowiedzUsuń