Counter


View My Stats

sobota, 16 kwietnia 2011

Black Mirror 3

Zachęcony przez Bartka uwagą o wartości moich przemyśleń postanowiłem wydalić z siebie jeszcze jedno. Dotyczące tego, na czym się znam, tzn. fabularnych gier komputerowych.
Gram sobie ostatnio w „Black Mirror 3”. Grę nabyłem legalnie za 19,99 eurasów (ciekaw jestem, kto wymyślił te kretyńskie końcówki cenowe, sprawiające, że po roku dokonywania zakupów oszczędzam wartość biletu do ZOO). Ale niech tam, jak mawiał sołtys Kierdziołek.
Gra jest kontynuacją dwu pierwszych części (jak na to wpadłeś, drogi Holmesie?). Ma całkiem ładną grafikę i dobrze rozwijającą się akcję (na początku mamy pożar, a potem – wedle reguły starego Hitchcocka – napięcie i groza narastają). Można by co prawda mieć pretensje do animacji i tempa poruszania się bohatera, który nawet ścigany przez psy Baskerville’ów idzie spokojnie jak angielski ziemianin na partyjkę krykieta, ale to w końcu drobiazgi. Festina lente – mówią Włosi i przeważnie mają rację.
Wkurzyło mnie co innego.
Od pewnego czasu w grach rysuje się tendencja komplikacji zagadek. Pół biedy jeszcze, jeżeli są to wewnętrzne minigry. Można by się co prawda zapytać, czemu maniakalny morderca w „Still Life” wejście do swej kryjówki w praskich kanałach zaopatrzył w piekielnie skomplikowany zamek, którego otwarcie zajmuje graczowi kilka godzin (wyobrażam sobie, jak maniak stoi i przesuwa te sztabki przebierając nogami, bo pragnie tylko wejść do… toalety), ale w końcu każdy ma swoje upodobania.
W BM 3 „zakręcenie” sięga szczytu.
Bohater „ulega porwaniu” i „ocyka się” w mrocznym pomieszczeniu – jakiejś pracowni. Żeby popchnąć grę dalej, trzeba Ci, Drogi Graczu otworzyć leżącą na biurku szkatułkę, w której znajdziesz kilka interesujących dokumentów. Szkatułkę otwiera zamek szyfrowy – czterocyfrowy.
Na ścianie wisi ekran, na którym z rzutnika możesz wyświetlać jakieś obrazy. Dobierz odpowiednie dwa filtry. Manipulując pokrętłami szybkości i kierunku przesuwu filmu uruchom film i złap odpowiedni moment, kiedy na ekranie ukaże się pewna liczba. Z refleksem szermierza zatrzymaj obraz na ekranie. Bingo! To właśnie kombinacja otwierająca szkatułkę.
Pytanie: kto zdrowy na umyśle domyśli się tego, że tajemniczy właściciel pracowni tak właśnie zapisał potrzebną mu informację?
Na szczęście scenarzyści dołączyli do gry opis przejścia zwany popularnie solucją. Po kilku godzinach bezsensownej miotaniny sięgnąłem i przeszedłem upierdliwy moment (nie od razu, nie hop! hop! – manipulacja pokrętłami to sztuka sama w sobie!). Ale com się przy tym naklął, to moje.
W dawnych przodówkach zagadki były dość logiczne, choć niekiedy zakręcone (słynny „małpi klucz” w „Monkey Island 2”). Teraz scenarzyści wychodzą ze skóry, żeby postawić gracza pod ścianą. I po co?
Po co pisać takie intrygi, których rozwiązania nie domyśliłby się syn Sherlocka Holmesa i Arsena Lupina?
Odpowiedź pozostawiam innym…

9 komentarzy:

  1. A co tam, ścisku w komentarzach nie ma, a i tematyka wpisu jest do tego doskonałą okazją. Ostatnio mnie naszła ochota na zagranie w jakąkolwiek przygodówkę (trzeba odpocząć od tych całych fpsów i innych). Przejrzałem moją kolekcję gier i 3 tytuły mnie zainteresowały: Sam & Max, The Moment of Silence, Tajne akta: Tunguska. Tylko co tu wybrać? ;] Wiem Generale, że na przygodówkach znasz się jak mało kto (przypuszczam, że we wszystkie wspomniane pozycje grałeś), tak więc, czy mógłbyś może mi pomóc dokonać wyboru?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Po co pisać takie intrygi, których rozwiązania nie domyśliłby się syn Sherlocka Holmesa i Arsena Lupina?
    Odpowiedź pozostawiam innym…"

    No jak to? Bywa pan często na onet.pl i nie spotkał pan nigdy topera i reszty hardkorowców?

    PS Co pan sądzi o serii Runaway?

    OdpowiedzUsuń
  3. @Niko
    Jeżeli pan EGM nie ma nic przeciwko to ja, głupi strażnik nowego porządku, wtrącę swoje trzy grosze.
    Tajne Akta sobie odpuść i zaopatrz się w Runaway. Seria ma świetną grafikę i ciekawych bohaterów. Klimat Runaway w rozdziałach do muzeum włącznie jest znakomity, później troszkę go gdzieś ucieka, niemniej warto zagrać. Dwójka ma gorszy klimat (przynajmniej na początku, bo gry nie przeszedłem jeszcze), ale ładniejszą grafikę. W trójkę nie grałem, ale martin w recenzji przygodówki The Next Big Thing (demo w najnowszym numerze) raczył był nazwać ją najlepszą z całej serii. Nie mam powodu sądzić inaczej.
    Warto zapoznać się również ze Złoto i chwała... (może być problem ze znalezieniem).

    OdpowiedzUsuń
  4. @Tomasz
    Jest tylko jeden szkopuł... znakomitego pierwszego Runawaya przeszedłem zaraz po polskiej premierze ;D Niemniej, dzięki za odpowiedź. Może i sięgnę kiedyś po drugą cześć ;] Osobiście odrobinę bardziej preferuję przygodówki nie posiadające komiksowej grafiki, ale jeżeli gra jest dobra, to jest to jednak bez różnicy. O te 3 tytuły pytałem się dlatego, że akurat są w mojej kolekcji, a jeszcze z nimi kontaktu nie miałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem powinieneś dać Tajnym Aktom szansę. Gra całkiem przyzwoita. Jej sequel już niekoniecznie, ale to już inna bajka. Co do Sama i Maxa, o której części mowa?

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie po to, aby sztucznie wydłużyć czas rozgrywki, który w dzisiejszych produkcjach leci na pysk. Z solucją - (przykładowa) gra na godzinę. Bez - na 15 :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje "trzy pięćdziesiąt", w ramach okrojonego repertuaru, "Tunguska", jedna z ostatnich przygodówek, które przeszedłem jednym tchem. "Sam & Max" była poezją samą w sobie, ale nie profanacja jaką uczyniła Telltale Games. A najlepiej zapuścić jakiś emulator starego kompa i odświeżyć klasykę, bo teraz w 90% ręce opadają i kopia kopii z kopi, jak to powiedział Edward Norton w "Fight Club"...

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie stąd było moje pytanie o Sama & Maxa. Pierwsza gra to po prostu rewelacja. Wersja Telltale ma swoje dobre momenty, ale dla samych momentów nie opłaca się w nią inwestować (no chyba że to jest wersja, którą już masz, wtedy po 1 odcinku - jakieś 2.5h grania - będziesz wiedzieć, czy grać dalej).

    OdpowiedzUsuń
  9. Co do Sama & Maxa, mam Sezon 1 ;) Dzięki za rekomendacje, prawdopodobnie za chwilę zabiorę się za instalacje.

    OdpowiedzUsuń