Counter


View My Stats

środa, 27 października 2010

Zapłodnienie in vitro

Mam silne wrażenie, że rząd premiera Tuska i PO kolejny raz chcą ludziom zamydlić oczy.
Dyskusja o zapłodnieniu in vitro wzbudza żywe emocje, fluorescencje grożą ekskomunikami, w powietrzu kłaki latają, a przecież...

Po pierwsze, podejrzewam, że dziewięćdziesiąt kilka procent par małżeńskich w tym kraju może mieć potomstwo - ale nikt nie bada, ile z nich nie decyduje się na dzieci z powodów czysto ekonomicznych. Zamiast bić pianę, spróbujcie, panowie posłowie, stworzyć takie warunki, żeby dziecko w małżeństwie pojawiało się w sposób naturalny i żeby nikt z tych, którzy chcą i mogą, nie ograniczał swej aktywności - a dopiero potem zajmijcie się tymi, co chcą, a nie mogą. Tych pierwszych jest kilkanaście razy więcej.

Nie jestem przeciwnikiem zapłodnienia in vitro - ale płacić za to z państwowej (czyli pośrednio mojej) kasy nie chcę. Są w tym kraju np. dzieci do adopcji - jak się ktoś chce spełniać rodzicielsko, to proszę bardzo. Za zapłodnienie in vitro płacić mu nie zamierzam, niech płaci sam. Znacznie bogatsze od Polski kraje nie refundują tego rodzaju zabiegów, które zresztą wcale nie dają pewności, że doprowadzą parę do upragnionego wrzasku w kolebce. W tym kraju jest dość ludzi naprawdę chorych, którym trzeba pomoc - leczenie dramatów psychiki niemogętów (którzy poza tym są zdrowi jak konie) za państwowe pieniądze to gruba przesada.

Od pierwszego stycznia dostaniemy w łeb tak, że ciężko się będzie pozbierać - podwyżki cen energii elektrycznej, gazu, czynszów, podwyżka VAT, zniesienie zerowej stawki VAT na książki i podręczniki... Wszystko to razem powinno już teraz niepokoić ludzi - ale nie, dyskutujemy o zbrodni (czy jej braku) w Smoleńsku, potem wybucha sprawa krzyża, zabójstwo w Łodzi, a teraz zapłodnienie in vitro.

Nie macie wrażenia, że ktoś podsuwa wam tematy zastępcze? Że wszystko to przypomina to bójkę na dworcu, którą toczą wynajęci przez kieszonkowców statyści, żeby doliniarze spokojnie mogli się dobrać do portfeli zagapionych pasażerów?

Ledwo się zaczęła dyskusja o finansach KK (której wynik mógłby nam wszystkim oszczędzić sporej części tych podwyżek), a już pojawiło się parę innych ogromnie medialnych spraw.

Psiakrew, kiedy wreszcie Polacy zmądrzeją?

11 komentarzy:

  1. Popieram i dorzucę od siebie...

    Nie sprzeciwiam się in vitro na zasadzie "zabijanie nienarodzonych", jak co po niektórzy purpuraci (ci to ściany płaczu już prawie w pokoju każdego nastolatka mają), ale właśnie z powodu finansowania przez państwo...

    Jeżeli jakaś para nie może mieć dziecka a chce, to faktycznie przykra sprawa, nie zazdroszczę. Ale prawdziwa tragedia i dramat to fakt, że z roku na rok cała masa młodych ludzi którzy Mogą nie decyduje na potomstwo, mimo iż wszystko wskazuje na to, iż przy takiej tendencji za 30, 40 lat wymrzemy jako naród...

    Więc panowie z Wiejskiej, w skrócie myślowym wieśniacy, przestańcie od dupy strony się zabierać do problemu... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Generale, patrząc po moich kolegach w liceum, zbyt dużych szans na zmądrzenie to ja nie widzę. Tematy zastępcze one są bardzo łatwo "łykane". Nie przypominam sobie ani jednej rozmowy na temat podniesienia VATu, kosztów życia. Za to o dopalaczach łagodne aluzje puszczają już nawet nauczyciele (np. gdy informowałem, że kręci mi się w głowie, otrzymałem odpowiedź "zmień dilera"), nie mówiąc już o "sprawie" krzyża.

    Tak z innej beczki: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8574854,Watroba_Tomka_dziala_prawidlowo__sa_problemy_z_plucami.html

    OdpowiedzUsuń
  3. @Marchewa

    Też to czytałem... Ale spokojnie, wątroba to nie jedyny organ, który można przeszczepić. Zaś lokalny NFZ w lutym albo marcu 2011 orzeknie, że limity mu się skończyły i do zobaczenia z majami w 2012... ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Anakho, "tomkowa sytuacja" naprawdę mnie przeraża, bo oto państwo funduje tej rodzinie remont domu, Tomek dostaje kolejną wątrobę (w ciągu paru tygodni? To teraz wystarczy sprzedać "swoją historię" mediom, aby mieć niewymierne korzyści z tegoż, mimo niewątpliwego nieszczęścia?), rodzice nie słyszą zarzutów za otrucie syna, tenże powróci, a gdy sprawa przygaśnie, wszystko wróci do normy pijackiej. Pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  5. A to Marchewo dawniej tak nie było, że wystarczyło się wypłakać 'do kamery' ?

    Co do zarzutów o otrucie, mogą one zaczekać do czasu aż chłopiec wyzdrowieje, lub nie.
    W takich Stanach już by wąchał grzybki od spodu, a u Nas nie wącha, może tylko dzięki mediom.
    Ale czy warto się spinać ?
    Młody chłopak otruty z winy rodziców, będzie żył dzięki mediom, to źle ? No nie.
    Czy transplantologia kiedyś zostanie wyrównana dla pacjentów do tomkowego poziomu ? Zapomnij.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiecie, zaskakuje mnie wasza pobłażliwość dla czegoś takiego, jak państwowe wydatki.
    Nie istnieje coś takiego, jak abstrakcyjny pieniądz. W budżecie państwa zwiększenie wydatków na policję (celowe niewątpliwie, powie ktoś, kto dostał po mordzie od osiedlowych "desperados") oznacza np. zmniejszenie wydatków na szkolnictwo, albo opiekę nad zdrowiem obywateli. To bardzo dobrze, że Tomuś żyje, niech żyje jak najdłużej. Wprawdzie ta wątroba mogłaby się przydać komuś innemu, ale niech tam. Tylko że pieniądze wydane na leczenie Tomka, które - nie oszukujmy się - tak naprawdę dopiero się zaczyna, obcięto z jakichś tam funduszów. Nie wiem, z jakich, podobno już powstała fundacja na rzecz Tomka. No i dobrze, ale...
    Ta pijacka, patologiczna rodzinka może jeszcze kilka ładnych lat pożyć z tego przypadku.
    Na grzyby, panowie, na grzyby!

    OdpowiedzUsuń
  7. Generale są pieniądze na leczenie ludzi także dla
    Tomka, to nie jest tak, że jak leczy się raka u szarego obywatela to automatycznie maleje ilość dróg, czy powiedzmy mieszkań.

    Fakt, Tomek dostąpił zaszczytu leczenia, którego wielu cięzko chorych u Nas może nie doczekać, ale no na takie sytuacje (głupotę obywateli0 są też fundusze, i jak każde inne fundusze i te idą z 'Naszej kasy'.

    A co do fundacji, medialny szum. : )

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam:)
    In vitro..hm..Myślę, że rozważacie pojedyncze przypadki, a tu chodzi o system.Jeśli przyjmiemy(ja tak przyjmuję), że brak płodności to choroba - to należałoby się zastanowić na sprawą leczenia chorób wszelkich.
    Jeśli państwo ma być opiekuńcze i leczyć choroby wszystkich i leczyć je każdą dostępna metodą, to in vitro jest taką metodą i należy ją wprowadzić.
    Jeśli natomiast państwo nie leczy chorób z własnej kasy to żadnych.
    Bo jak będziemy segregować "ważność" chorób?
    Czy rak pan X jest gorszą chorobą od polipów pani Y?
    Moim zdaniem państwo nie powinno ograniczać żadnej metody dostępnej w świecie medycznym.Jeśli ktoś powie: "co mnie obchodzą cudze bachory, nie będę za to płacił" inny zaraz może: "co mnie obchodzi cudza wątroba - nie będę za to płacić"!
    Rozważania nad systematyką chorób jest właśnie tematem zastępczym.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz, IMVHO (In My Very Humble Opinion), brak płodności jest ułomnością, ale nie chorobą. Podejrzewam, że Matka Natura sobie nie życzy, by pan X czy Pani Y brała udział w wymianie genów - i tyle. Pragnienie macierzyństwa jest silne, owszem, ale nie jest to choroba. Nie jestem zresztą ortodoksyjnie przeciwny tego rodzaju metodom, ale należy - jak mawiał Fredro - "znać proporcją, mocium panie". Gdy brak pieniędzy na pensje dla szpitalnych kardiologów (a na wizyty prywatne niektórych ludzi po prostu nie stać) - rozważania o zasadności refundacji zabiegów in vitro uważam za niewłaściwe. Na razie nas na to nie za bardzo stać.
    Zlikwidujmy armię - po cholerę nam tyle wojska? Po to, by generałowie mieli kim rządzić? A może po to, żeby sobie chłopcy mogli dorabiać na misjach w Iraku czy Afganistanie?
    Wtedy znajdą się pieniądze na lecznictwo.
    Albo opodatkujmy wreszcie klechów - KK to jedyna na świecie firma ubezpieczeniową, która sprzedaje fikcyjne ubezpieczenia i bezlitośnie goli klientów nie dając żadnej gwarancji jakości (czy w ogóle realności) usług.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pozwolę sobie skomentować tylko Matkę Naturę.
    Jeśli podejdziemy do tego tą drogą...dojdziemy do eliminacji słabszych osobników poprzez chorobę(każdą - po co leczyć stwardnienie rozsiane,porażenie mózgowe itp).Myślę,że to droga donikąd.
    Rozmowa zaczęta od metody leczenia bezpłodności, może się skończyć na fundamencie państwa.Mówisz o opodatkowaniu klechów-też jestem za, mówisz o zmniejszeniu armii - też jestem za...
    Jestem za wieloma zmianami, wiele spraw mnie wkurza i frustruje.
    Kompromis-jak najbardziej, ale musi to być sprawiedliwe dla każdego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cóż, istnieje wiele niesprawiedliwości Matki Natury. Niektóre panie mają za małe, albo zbyt wielkie piersi, wielu panów uskarża się na zbyt małego penisa, czy przedwczesne łysienie. Wszystko można leczyć. Tyle, że z bezpłodnością można żyć całkiem spokojne, z porażeniem mózgowym czy stwardnieniem rozsianym jakby mniej...

    OdpowiedzUsuń