Counter


View My Stats

sobota, 30 października 2010

Świadkowie

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8590710,Zabojstwo_antykwariusza_z_Walbrzycha_wraca_na_wokande.html
Od dłuższego już czasu obserwuję idiotyzmy, jakie się wyprawia z polskim prawem. Ale to już przekracza wszelkie granice. Nikomu nieznany (poza kilkoma, zainteresowanymi w zamknięciu sprawy gliniarzami) człowiek składa utajnione zeznania, a oskarżeni nie mogą nawet się dowiedzieć, kto im tak robi koło pióra! Być może ci ludzie są winni, nie będę w to wnikał, ale mają prawo do tego, by wiedzieć, kto i o co konkretnie ich oskarża.
Instytucje świadka koronnego i świadka incognito wprowadzono odpowiednio w latach 1995 i 1997 wzorując się ma prawodawstwie anglosaskim, zapominając o tym, że w pozostałych państwach UE obowiązują systemy prawne oparte jeszcze na prawie rzymskim i Kodeksie Napoleona. Anglosaci w ogóle nie mają Kodeksu Karnego. Dwunastoosobowa ława przysięgłych orzeka u nich o winie, ale wysokość kary ustala sędzia, a prawo jest precedensowe, to znaczy, że większość wyroków i zasad obowiązujących w sądzie opiera się na dawniej wydanych toczonych sprawach i wydawanych wtedy wyrokach. Wprowadzenie tych dwu instytucji do naszego systemu prawnego było jak przesadzenie sosny do lasu deszczowego – nijak się, cholera, nie zaaklimatyzuje. Jankesi mają setki prawnych rozporządzeń dotyczących okoliczności, w których kogoś można uznać za świadka incognito, albo za świadka koronnego.
Świadek incognito w USA zostaje uznany za takiego dopiero po złożeniu zeznań, których wartość dowodową oceniają adwokat i sędzia. Adwokat oskarżonego może podważyć wiarygodność świadka. Jeżeli to mu się nie udaje, sąd może świadkowi przyznać status "incognito" i od tej pory obejmuje go dość kosztowny program ochronny. Oglądaliśmy wiele filmów o tym, jak to anonimowego świadka chronią agenci federalni ("Egzekutor").
Świadek koronny to skruszony oprych, ale żeby go uznać za takowego, muszą być spełnione określone warunki - jeżeli kogoś np. zabił, to nie ma mowy, żeby sprawiedliwość poszła z nim na jakiekolwiek układy. Tych rozporządzeń wykonawczych nie da się wetknąć do naszego systemu prawnego – wiec obie instytucje wiszą w powietrzu. Owszem, są bardzo wygodnym narzędziem dla prokuratury.
I na tym się chyba wyłącznie zasadza ich przydatność.


Czu jest prawdopodobna taka sytuacja?

Pan prokurator, powiedzmy, Bawełna, wchodzi do celi, w której siedzi jakiś bandzior, powiedzmy, „Cielęcina”. Pan prokurator kładzie na stole gazetę, Na pierwszej stronie tej gazety widać fotografię uśmiechniętego szeroko posła… no, powiedzmy, Młynarza.
- Witam, panie Cielęcina. Mam dla pana złe wiadomości. Posiedzi pan.
- Panie prokuratorze, ale ja jestem niewinny.
- Tu wszyscy są niewinni do pierwszej wspólnej kąpieli. I pan też. Co prawda…
- Co, panie prokuratorze?
- Gdyby pan nam pomógł…
- W czym?
- Wie pan, prowadzimy sprawę zabójstwa marszałka Kipały.
- I co?
- Zastanawiamy się, czy pan coś o tej sprawie nie słyszał…
Cielęcina idiotą nie jest.
- Coś niecoś się słyszało.
- Na przykład… mówi się u nas w prokuraturze, że w sprawę zamieszany był poseł…
W tym miejscu pan prokurator urywa i znacząco spogląda na leżącą przed Cielęciną gazetę.
Jeżeli Cielęcina naprawdę nie jest idiotą, to wspólnie z prokuratorem Bawełną wplączą posła Młynarza w spisek mający na celu porwanie papieża i zamach 9/11. Bandyta zyska status świadka incognito i załatwi sobie lepszą celę, a pan prokurator też dostanie to, co chciał – wespół z redaktorkiem naczelnym jakiegoś szmatławca umoczą polityka po same uszy.
Komu potrzebne jest takie prawo?
Na pewno nie nam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz