Counter


View My Stats

wtorek, 2 lutego 2010

Pratchett i Śmierć

Hulając po sieci natknąłem dziś się na ciekawą informację

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,81048,7515333,W_Brytania_Terry_Pratchett_za_sadami_pozwalajacymi.html

Gdy wstępowaliśmy do Unii, narodowcy i rozmaici zawodowi patrioci straszyli nas wyprzedażą majątku narodowego i eutanazją. Co się stało z majątkiem narodowym, każdy widzi, ale w kwestii eutanazji nic się u nas nie zmieniło - a szkoda.

Kwestia ta wiąże się nierozerwalnie z kwestią samobójstwa, które nasza europejska kultura (pod wpływem filozofów chrześcijańskich) zdecydowanie potępia, choć nie zawsze tak było. Starożytni Grecy i Rzymianie uważali, że człowiek dorosły i rozumny ma prawo skończyć ze sobą, gdy uzna to za stosowne i nic nikomu do tego. Nikt przecież nie ścigał prawnie lekarza, który "rozwiązał żyły" Petroniuszowi dokonując de facto eutanazji. Kaishaku, który ścinał głowę samurajowi otwierającemu sobie brzuch (Japończycy to jedyni ludzie, potrafiący poznać swoje wnętrze) też właściwie dokonywał eutanazji - i nikt mu z tego powodu nie stawiał żadnych zarzutów. Tymczasem nasi obrońcy świętości życia odbierają człowiekowi prawo do godnej śmierci.

Co ciekawe, Kościół zajął takie stanowisko dość późno, bo gdzieś tak w V-tym, albo VI-tym w. n. e. żeby zwalczyć herezję donatystów. Bogobojni ci mężowie uznali, że skoro świat doczesny jest domeną Szatana, to należy go jak najszybciej opuścić i oczyściwszy duszę z grzechów w spowiedzi popełniali samobójstwo. Owczarnia malała tak szybko, że wzbudziło to niepokój pasterzy (logiczne, bo niby z czego mieliby żyć, skoro niczego prócz skrzętnego strzyżenia tychże owieczek nie umieli?) i teoretycy kościelni zaczęli głosić tezę o "świętości życia". Co niby było świętego w życiu niewolnika w rzymskiej kopalni, lub średniowiecznego galernika?

I takie stanowisko - "życie to świętość" - Kościół zajmuje do dziś.

A czemu niby miałbym się czepiać życia jak pijany płotu, gdybym na przykład zapadł na jakąś nieuleczalną chorobę? Jeden z moich znajomych zachorował na raka i w ostatnich dniach życia cierpiał diabelnie. Lekarze faszerowali go środkami przeciwbólowymi, od których kompletnie tracił kontakt z rzeczywistością, ale żaden się nie odważył skrócić mąk tego człowieka, mimo iż w rzadkich chwilach przytomności (wtedy akurat cierpiał) prosił wręcz o jakiś zastrzyk, po którym mógłby zasnąć i nigdy się już nie obudzić.

Postulaty sir Pratchetta są jak najbardziej logiczne. Obwarujmy to prawo rozmaitymi zastrzeżeniami, ale nie zmuszajmy niektórych ludzi do cierpień!

11 komentarzy:

  1. Ekspertem nie jestem, ale z tego co wiem, jeśli cierpienia pacjenta są niewspółmierne do cierpień, to nie utrzymuje się go na siłę przy życiu, a lekarze starają się załagodzić jego cierpienia, mimo że nie mogą pomagać w samobójstwie.

    Co do wprowadzenia zastrzeżeń, ograniczeń o jakich wspomniano w informacji na WP, ciężko chyba byłoby udowodnić czy osoba znajduje się pod presją innych, co za tym idzie, łatwo byłoby taki przepis minąć.

    Zresztą, jeśli osoba chora poczułaby się niepotrzebna, ciężarem dla rodziny, to mogłaby chcieć eutanazji, jednak gdyby tylko ktoś zapewnił o tym, że chory jest bliski rodzinie, komukolwiek, to ten mógłby z chęci eutanazji momentalnie zrezygnować. To jednak gdybanie, bo psychologiem nie jestem.

    Słyszałem, że w Holandii starsi ludzie boją się wizyty w szpitalu, bo może tam zostać wykonana właśnie eutanazja, za sprawą rodziny, czy samego lekarza, który stwierdzi po prostu, że choroba jest nieuleczalna, nie próbując za nadto jej leczyć. Nie wiem czy to prawda do końca, ale chyba coś w tym jest? A wątpie, aby tam nie było żadnych przepisów i ograniczeń w sprawie eutanazji. Dlatego też, póki prawodawcy nie są w stanie zapewnić przestrzegania takich praw, byłbym zdecydowania przeciw eutanazji.

    O świętości życia wypowiadać się nie chcę, bo możnaby później toczyć pianę z ust czy jest święte czy nie, bo ludzie zawsze w sprawach religii rzucają największym mięsem (tak ateiści jak i wierzący).

    OdpowiedzUsuń
  2. W Polsce starszym ludziom strach przed wizytą w szpitalu nie grozi, biorąc pod uwagę fakt iż NFZ systematycznie skraca czas funkcjonowania. W zeszłym roku limity skończyły się gdzieś w październiku, ale to był dobry rok, bo w tym ma być gorzej. Tak więc u nas eutanazja odbywa się zgodnie z prawami natury - ograniczenie diety z racji braku funduszy i ewentualnie godna śmierć w puszczy na wzór Indian czekających na Grim Reapera...

    OdpowiedzUsuń
  3. To Polska, więźniowie jedzą lepiej niż chorzy w szpitalach. Póki starzy politycy nie wymrą, to na zmiany raczej nie ma co liczyć, chyba że znajdzie się ktoś, kto ogarnie ten nasz młyn.

    OdpowiedzUsuń
  4. W latach 90-tych interesowałem się polityką, czytałem gazety i uważałem udział w wyborach za obowiązek obywatelski. Po przeszło dziesięcioleciu mi przeszło - rzeknij mi waść, kto tu jest starszym politykiem, a kto młodszym? Nie wiedzieć czemu widzę ciągle te same twarze, a te nowe wzmianki warte nie są... Napierniczak, Olejarski, czy SubZero? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też niewiele się tym teraz interesuje, ale że człowiek jeszcze ze mnie dosyć młody to odkąd pamiętam to widzę ich tych samych, w tych samych partiach i z tą samym obłudnym uśmiechem, lub chamstwem zwykłym wypisanym na twarzy. Dlatego mówię o twarzach całkiem nowych, jeszcze w politykę nie zamieszanych, ani trochę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Obaj macie sporo racji, ale zadajcie sobie pytanie, skąd ci młodzi politycy mają się zjawić i gdzie ich szukać, skoro młodzi ludzie "czują obrzydliwość" do polityki.

    Ojdyr z Torunia wysyła swoją trzódkę na każde wybory, a mohery karnie idą i głosują jak im się każe. Stare zramolałe dziady i okropne naftalinowe babencjusze gotują wam przyszłość - bo wy macie politykę w (_!_).

    Może załóżcie jakąś Partię Internautów Zawsze Dziarsko Aktywnych?

    OdpowiedzUsuń
  7. odnośnie pierwszego komentarza Błyska to niestety słyszałem podobne wieści. Starsi ludzie nie chcą iść do szpitali bo się po prostu boją.

    Niegdysiejszego ordynator jednego z oddziałów w holenderskim szpitalu (Polak z pochodzenia) opowiadał o tym że kiedy wyjechał na dwutygodniowy urlop do Polski, to w tym czasie uśmiercono na jego oddziale kilkunastu pacjentów. I to takich pacjentów, z którzy wcale poważnie nie cierpieli, a medycyna dawała im spore szanse na wyzdrowienie. Co się okazało ? Że rodziny prosiły lekarzy żeby podczas nieobecności ordynatora-przeciwnika-eutanazji pozbyć się kłopotu w postaci trochę schorowanych niewygodnych staruszków. Niestety w Holandii przepisy eutanazyjne nagina się do granic możliwości, słyszałem też o wielu przypadkach wypełniania przez samych lekarzy lub rodziny próśb o eutanazję którą wysuwa niby ten chory. Potem oczywiście można odpowiedzialnych za to wsadzić do więzienia, ale życia człowiekowi się nie cofnie. Więc dopóki nie będzie 100 % pewności że nie będzie jakichkolwiek nadużyć, a sam proces będzie potężnie obwarowany prawnie dopóty będę przeciw eutanazji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam bardzo, ale zdaje mi się, że mówiłem o eutanazji NA WŁASNE ŻYCZENIE nieuleczalnie chorego, ZDROWEGO NA UMYŚLE I ŚWIADOMEGO człowieka.
    Opisywane przez Kreve przypadki to nie eutanazja, tylko morderstwa...

    OdpowiedzUsuń
  9. EGM, właśnie zdarza się, że to dzieje się pod "Na własne życzenie", co kreve napisał. Dlatego właśnie napisałem, że póki nie da się zapewnić przestrzegania tego typu przepisów, to jestem przeciwny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chcialbym na chwilke wrocic do tych mlodych politykow.
    Uwazam, ze politycy i prawnicy piszacy nasze ustawy RP powinni osiagnac pewien wiek. Nie potrafie sobie wyobrazic, zeby taki dwudziesto, trzydziestolatek rozumial czym wlasciwie jest prawo. Mlodzi bardzo czesto pisza ustawy pod wielkie korporacje oraz brakuje im cos w rodzaju przewidywalnosci. To nie ma nic z inteligencja wspolnego, tylko z doswiadczeniem. Wiekszosc nowych praw znika po kilku latach, choc pomysl wydawal sie niezly. Wynika to wlasnie z braku przewidywalnosci. Czy taki 25 latek po skonczonym prawie potrafi powiedziec jaki wplyw maja jego decyzje na spoleczenstwo za 5 lat? Moze i tak, ale za 10-20 czy 50 lat juz nie. Brakuje mu po prostu wiedzy, ktora przychodzi z wiekiem. Poza tym, mlodzi bardzo czesto patrza na siebie i czasy w ktorych oni sami zyja, zamiast patrzec jak najdalej w przyszlosc.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest coś w tym, co piszesz, ale mógłbym wyskoczyć ze zdaniem wprost "przeciwpołożnym". 25-latek może i nie będzie przewidywał wpływu, jaki jego decyzje mogą mieć na społeczeństwo po półwieczu, ale polityk po 70-ce będzie miał ten wpływ w (_!_), bo i tak tego nie dożyje.

    Osobiście uważam (a mam 62 lata) że ludzie w moim wieku powinni być w ogóle pozbawieni prawa głosowania w wyborach. Takiego staruszka można wybrać posłem czy senatorem, choć z powodów wymienionych wyżej to też bezpieczne nie jest - ale powinno się go pozbawić prawa głosu, bo będzie głosował na partię, która mu zapewni najbardziej sutą emeryturę, choćby to miało zniszczyć ekonomikę kraju. Bo niby czemu miałby mnie obchodzić los Polski za 20 lat. Gwizdać na to, bo nie ja będę mial problemy, prawda?

    OdpowiedzUsuń