Ponieważ czkawką niekiedy w komentarzach odbijają się niektórym moje rzekomo bajeczne zarobki w CDA, pozwolę sobie napisać, co następuje:
Żeby zrobić reckę z gry, musiałem przeciętnie grając stracić circa ebałt 20 godzin. Potem jeszcze zastanowić się nad recenzją i napisać tęże - powiedzmy - 10 godzin. Razem 30 godzin. Jeżeli napisałem reckę na 8500 znaków, wedle stawek Bauera dostawałem "około mniej więcej" 120 PLN.
Podejrzewam, że byle operator wózka widłowego zarabia lepiej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Generale, przecież to wręcz głodowa stawka. Biorąc pod uwagę wkład poświęconego czasu i sporą przecież odpowiedzialność. Stawka była standardowa czy negocjowana, uwzględniając generalski dorobek i renomę?
OdpowiedzUsuńMoże się nie znam, ale wątpie, żeby można było sobie stawkę negocjować od tak, raczej "nie podoba się, to nie rób", jak w prawie każdej większej firmie.
OdpowiedzUsuńWiesz Trymmi, kiedy zaczynałem pracę w CDA, dostawałem 10 zł za 1000 znaków, wtedy jednak złotówka miała inną wartość. Wytłumaczono mi tez, że dla moich tekstów robi się wyjątek, z czego wnosiłem, że inni mają gorzej. Nie protestowałem, bo pisanie recenzji sprawiało mi autentyczną frajdę. Po 12 latach pracy podniesiono mi stawkę do 14 zł za tysiąc znaków. Zapraszano mnie też na imprezy promocyjne (odbywały się przeważnie raz do roku i dopiero od kilku lat). No i moglem dostać gry, do których robiłem recenzje, choć przeważnie zdobywałem je sam. Prawda,że ostatnio z powodu kryzysu wydawcy zaczęli sępić.
OdpowiedzUsuńNo i nie da się ukryć, że atmosfera w redakcji zaczęła przypominać socjalistyczny zakład produkcyjny, a oszczędności (przestaliśmy np. dostawać egzemplarze autorskie!) zaczęły mnie wkurzać, zwłaszcza, że na każdej wigilijnei imprezie (tak nawiasem mówiąc uwielbiam te Wigilie w gronie ludzi, z których sporej części nie chciałbyś nawet kopnąć w (_!_) - miałem tego wspaniały przykład w szkole, w której uczyłem) dyrektor wydawnictwa (czyli sam Dyrwyd) opowiadał cuda o sukcesach CDA. Jak jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?
Np to dałem całą wstecz...
Bardzo sluszna decyzja. Ja w rezultacie odpuscilem sobie kupno CDA, bo nie bardzo mi odpowiadalo czytanie wypocin nowych redakcyjnych nabytkow, a znikniecie tekstow podpisanych "EGM" tylko przelalo czare goryczy. Zwlaszcza, ze to od nich zawsze zaczynalem lekture, a wczesniej zniknelo paru innych, niewiele mniej przeze mnie cenionych redaktorow. Moje trzy grosze z niewielka iloscia wazeliny ;)
OdpowiedzUsuńBez Generała, Elda i Iwana to już nie CDA... A teksty niejakiego Gregoriusa (nowy nabytek) to coś tak żałośnie żałosnego, że... Brakuje słów. To oczywista oczywistość. I ktoś taki dostał etat. To wręcz obraza dla Elda, który odszedł mniej więcej w tym samym czasie.
OdpowiedzUsuńNo cóż, CDA od dawna nie jest już tym samym, obecny niegdyś klimat po prostu zdechł. Redaktorzy w sporej części inni, gry nie takie same, ogółem to wiadomo.
OdpowiedzUsuńAle 10 godzin pisanie recenzji? Wydaje mi się, że jest w tym pewna przesada.
OdpowiedzUsuńTiaan, wcale nie musi być w tym przesada. Są recenzje i recenzje. Jeden pisze na 'odwal się' i zajmuje mu to 30-60 minut, a 2gi porobi notatki, pospisuje pomysły, zrewiduje je 20 razy, poszuka jakichś faktów z branży, które mogą pasować do tematu i urozmaicą tekst etc. Nie chodzi o to, by siedzieć 10h pod rząd nad tekstem, ale gdyby tak do kupy pozbierać cały czas poświęcony na jego napisanie, to kto wie, czy własnie tyle by tego nie wyszło.
OdpowiedzUsuńChciałbym niniejszym zauważyć, że znam magików którzy potrafili recenzję wyprodukować w 1,5 godziny. Żeby nie było, znam trochę więcej ludzi niż spod jednego szyldu i niejeden szyld, ale takowe kwiatki pamiętam. Przeczytać dwie trzy recenzje z sieci (a co, mało tego teraz?), pograć z pół godziny, kopiuj / wklej + szczypta własnej przyprawy i voila! Tylko firmowanie czegoś takiego swoim pseudonimem jest poniżej pewnych standardów, które próbowałem zachować.
OdpowiedzUsuńTiaan, nie żebym poczuł urazę. Gnnnnmmmnnnggghhh!!!
OdpowiedzUsuńPrimo, piszę dość powoli. Nie mam biegłości takiej, jak współcześni tytani klawiatury.
Secundo - pisanie recenzji nie jest tym samym, co tłumaczenie książki. Wymaga odrobiny namysłu.
Tertio, cyzelowałem swoje recenzje, wielokrotnie je poprawiając. Moja nieodżałowanej pamięci polonistka, prof. Marta Gąsiorowska z I LO w Wałbrzychu mawiała, że klarowność wypowiedzi jest miarą szacunku dla rozmówcy. To zresztą profituje - teraz na moim blogu jest 22000 odwiedzin, zamiast 22.
Widzę, że CDA faktycznie zaczęło się rozpadać. Choć zbieram je od pierwszego (niemalże) numeru, to zaczynam się coraz poważniej nad tym zastanawiać. Muszę przyznać Generale, że byłeś jednym z niewielu recenzentów, których faktycznie potrafiłem rozpoznać po tekście. Ostatnio nijak nie potrafię odróżnić recenzji gema od enkiego czy Grega. Chyba mogę oficjalnie powiedzieć, że to już nie to CDA co kiedyś (sorry Smugg).
OdpowiedzUsuńNawet i Smugg nie taki już, jak kiedyś! A EGM był charakterystyczny, bo w końcu przeca jego recenzje były megadygresjami. I dobrze, bo wiele można było się z nich dowiedzieć.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to objętościowo kiedyś recenzje były naprawdę spore. Zresztą CDA nie jest już "jak kiedyś" gdzieś od połowy 2001.
Odnosząc się do pisania recenzji: no cóż, może i wychodzi na to, że sumując jedno z drugim tyle wychodzi, no racja, znam parę osób, którym ostatnio też ten proces zajmuje jeszcze więcej czasu. Ale tłumaczenie książki też wymaga namysłu, prawda?
Operator wózka zarabia DUŻO lepiej. Takie zarobki to mniej niż pensja studenta pakowacza na poczcie polskiej. Po tym co pisał EGM wcześniej wiedziałem, zę to nie były jakieś kokosy. ale TO przekroczyło moje wyobrażenia o lata świetlne. Jak pismo o nakładzie 100k może tak sępić na redaktorskie pensje?
OdpowiedzUsuńMoże, keeveek, może. A jak Ci się podobają oszczędności na egzemplarzach autorskich każdego numeru? Od marca 2009 ni chuchu! Niedługo zaczną oddawać do renowacji papier toaletowy.
OdpowiedzUsuńGeniusze ekonomiki, psiakrew!
Nie chciałbym być źle zrozumiany. W redakcji jest jeszcze kilku wspaniałych ludzi. Rzecz w tym, że kucyki odsunęły od władzy konie pełnej krwi - bo są bardziej dyspzycyjne...
OdpowiedzUsuńCzyli mam rozumiec, ze standardowa pensja redaktorska nie roznila sie zbyt wiele od zoldu Generala, bo tez mlodszy stopniem na wiecej sie zgodzi? Jesli tak, to odbija sie to na jakosci tekstow. Jesli nie, to placi sie tym panom stanowczo zbyt duzo patrzac na to, co produkuja. Nie smiem napisac inaczej.
OdpowiedzUsuńm_s0...
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, ile zarabiali moi koledzy redakcyjni. Napisałem, ile dostawałem za reckę.
W porzadku, choc nie zdziwilbym sie, gdyby tak bylo. Z drugiej strony zycie zawsze w rzyc potrfia kopnac, wiec scenariusz, w ktorym owi "koledzy redakcyjni" dostawali za tekst wiecej tez mnie nie zdziwi. Ot, tak sobie kombinuje.
OdpowiedzUsuńCiekawe, EGM. Wydawało mi się że otrzymanie egzemplarza redakcyjnego dla każdego piszącego teksty to nie jakiś tam przywilej tylko obowiązek zagwarantowany prawem. Jako współautor masz prawo otrzymać taki egzemplarz.
OdpowiedzUsuńOszczędzanie na czymś takim jest śmieszne. Ale tak też było zawsze w korporacjach - jak upadała firma w której rpacował ojciec to najpierw odebrano służbowe telefony i samochody pracownikom, dopiero potem zaczęto cięcia "na górze".
Spodobała m sie też aluzja do niejakiego kuca pracującego w redakcji. Też go nigdy nie lubiłem. Nie tylko ze względu na teksty, jakie pisze.