Counter


View My Stats

piątek, 13 maja 2011

Zabójcy królów...

I stało się, dziś w me łapki wpadł Wiedźmin II w edycji kolekcjonerskiej, egzemplarz 664 zresztą. Mogłem zamówić kilka minut później (a zrobiłem to jeszcze w listopadzie 2010), to może by i 666 się trafiło :)

W sumie jedynym zgrzytem jest kilogramowa figurka fizys Geralta. Po pierwsze trochę upaćkana kłaczkami z pudełka (zresztą z kolei pudełko w tym miejscu upaćkane osadem z figurki), po drugie z niewielkimi zarysowaniami. Choć i tak podobno miałem szczęście, bo ponoć niektórzy na skutek nieostrożnego transportu dostali ją w kilku częściach jako model do sklejania. Rzekłbym, że przy takim koszcie EK gram.pl i inne sklepy mogłyby się bardziej przyłożyć do zabezpieczenia przesyłki. Ale i tak człek zadowolony, faktycznie wystarczy przetrzeć suchą szmatką i cokolwiek duży przycisk do papieru jak znalazł. Przy czym zaznaczyć należy, że najwyraźniej w istocie były one rzeźbione ręcznie, bo wykonanie na poziomie, taśmowe "Made in China" to to z pewnością nie jest...

Reszta dodatków w jak najlepszym porządku, monety, kości, talia kart, przepięknie wydany album z artworkami. Ogólnie rzecz biorąc, trochę edycji kolekcjonerskich mam, ale chyba nigdy nie spotkałem się z tak ładnymi wydaniami jak Wiedźmin I i II.

Swoją drogą, dopiero dziś gdy przyszło powiadomienie o możliwości odbioru doczytałem, iż na razie będę mógł lizać płytki przez szybkę, bo grę można będzie odblokować dopiero minutę po północy w poniedziałek, a posiadacze wersji premium muszą uzbroić się w cierpliwość na 24 godziny więcej. Jak zwykle, wszyscy są równi, ale są i równiejsi... ;) Gdy rzecz odbierałem, na ów fakt klęli na czym świat stoi zarówno sprzedawca który egzemplarzy miał na ladzie pokaźny stos (najwyraźniej jedna kopia była jego), jak i drugi facet, który był za mną w kolejce... W sumie, data premiery to data premiery, ale cokolwiek to denerwujące, tak głaskać pudełko sycząc "my precioussss" i nie móc rzeczy odpalić... :)

Na razie pozostaje mi słuchać soundtracku z gry, który naprawdę stoi na wysokim poziomie. Płytkę można słuchać jednym cięgiem, co w wypadku utworów instrumentalnych często się nie zdarza, zaś niektóre utwory autentycznie sprawiają, że człowiekowi krew szybciej krąży i zaczyna rozglądać się za mieczem... Ogólnie, takiej oprawy dźwiękowej nie powstydziłyby się produkcje hollywoodzkie pokroju "Gladiatora" i "Robin Hooda".

Jednym słowem, drogo, ale naprawdę warto, zważywszy na fakt, iż za gry na konsole trzeba płacić zbliżone ceny, a dostaje się jedynie plastikowe pudełko i płytkę...

16 komentarzy:

  1. Swoją drogą, w aspekcie tej figurki to jednak marketingowcy dali ciała. Jak to ktoś na jednym z forów inteligentnie zauważył, wystarczyło ni mniej ni więcej zrobić ciut większą szczelinę w pudełku i figurkę zapakować w folię bąbelkową.

    http://i122.photobucket.com/albums/o258/Kodaemon/glowa.jpg

    Przy powyższym, mój Wiesiek to okaz zdrowia :) Na miejscu tego konkretnego odbiorcy naprawdę bym się wkurzył...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka minut później? Jak pamiętam, był taki ruch na serwerach, że prawdopodobnie gdybym kliknął 2-3 sekundy później to trafiłbym 666 - a tak mam 655 :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do samej aktywacji. Boli mnie kilka spraw:

    1) Mam weekend a nie mogę zagrać - w tygodniu mam pracę...ale nie, muszę czekać bo jakiś palant sobie wymyślił premierę we wtorek.
    2) Osoby, które kupiły EK powinny mieć dostęp już teraz, przed weekendem jako nagrodę.
    3) zabezpieczenie antypirackie - jakoś na gogu udało się wersje bez zabezpieczeń i nie płaczą, że ktoś coś spiraci
    4) figurka to porażka - moja jest jeszcze we w miarę niezłym stanie...ale kurde...ja naprawdę mógłbym dołożyć tego zeta za folię bąbelkową.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie to samo sobie pomyślałem, weekend to mogliby i ludzie pograć, a tak niewielu będzie miało możliwość zgłoszenia chorobowego na wtorek :)

    A co do zabezpieczenia, również mam takie samo odczucie. Zwłaszcza że jajca się zrobią, jak piraci umieszczą na torrentach grę przed poniedziałkiem (angielską wersję, ale zawsze), i tak samo jak w przypadku pierwszej części znajomy tłuczący w pirata będzie śmiał się w nos uczciwemu nabywcy... ;)

    Choć tak czy siak, jak czasami nie mam skrupułów, tak uważam iż posiadanie oryginału akurat tej gry powinno być poczytywane jako przejaw patriotyzmu... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi osobiście na Wieśku 2 zależało z jednego powodu. Pamiętam jak te 10 czy więcej lat temu zapowiedziano Wiedźmina. Potem wszystko ucichło. Nagle okazało się, że grę robi RED...która okazała się niezła. Miała świetny scenariusz ale sporo, dla mnie złych, rozwiązań.

    Grafika nie była cudna, a wymagania były w pierwszej edycji ogromne. Ograniczenia silnika aż bolały. Wkurzało mnie również to, że gra była sztucznie wydłużona - tyle co tutaj to ja się chyba jedynie w Fifa nabiegałem.

    W dwójce liczę na to, że z minusów pozostanie jedynie bieganie :)

    Poz atym za taką cenę, nie dostanę innej tak wypasionej kolekcjonerski. Duke Nukem ma praktycznie taki sam zestaw, a kosztuje już 3 czy 4 dychy więcej. Sam Artbook jest wart z 4 dychy a soundtrack...miód. W pierwszej części Scorpik poszedł na łatwiznę...ale w dwójce odwalił naprawdę kawał, artystycznej, roboty.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to po długim okresie pokutnego milczenia i ja się odezwę ;-)
    Kolekcjonerki nie kupowałem bo nie mam w sobie cech zbieracza i w moim przypadku wszelkie karty, monety, znaczki, figurki inne takie to albo złom albo zbierające kurz badziewia. Wziąłem sobie normalną edycję.
    Ale kolekcjonerkę miałem okazję pomacać. Artbook śliczny. Głowa - jeśli ktoś lubi takie dodatki - też spoko, choć jak zauważyli przedmówcy mogli to jakoś inaczej rozwiązać. Albo bąbelkami albo, chyba nawet lepiej, pójść w opcję pudełka w pudełku i wrzucić ją w jakieś "sianko" czy inne wióry.
    Czas startu to dla mnie też mizerota bo tak naprawdę do gry siądę dopiero za tydzień. Po pracy niby też się da, ale to już nie to samo. Zmachany człowiek po robocie to i przed monitorem (w który i tak się wgapiam cały dzień, do tego w rubryczki Excela najczęściej) się nie chce siedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  7. W sumie zgodzę się z przedmówcą, ale I też miałem kolekcjonerską, więc ładnie koło siebie na półce wyglądają. Poza tym uważam że jeżeli już jakąkolwiek grę, to właśnie tą. Choć popiersi kolekcjonował nie będę, zabawnie by wyglądało, gdyby z jednego końca biurka patrzył Geralt zimno, a z drugiego Duke z granatami na klacie szczerzył ząbki... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No to jeszcze doniosę wieści z frontu:
    tu i ówdzie (czyli na markolfie) piszą, że mimo tego, że mieli numer 536 dostali coś ponad 9000 albo mieli 240 a dostali 6000+. Z jednej strony - świat się nie wali. Ale z drugiej to kurde no. Kupuję numer 100 to chcę mieć numer 100...

    OdpowiedzUsuń
  9. Bo ktoś coś musiał pomylić. Ja mam dokładnie swój numer :) Co do popiersi...u mnie tak będzie bo Duke też kupię EK. Czemu? 15 lat czekania i nawet jeżeli będzie to nic nie warte...to po prostu z samego faktu tak długiego czekania.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż, ja również dostałem to co miałem dostać, więc jestem zadowolony... Choć fakt, z ogólnych doniesień na forach można wywnioskować, że z tymi 10 tyś. EK było jak z lądowaniem w Normandii. Jedni są szczęśliwi, inni dostali między oczy... ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że to wina lokalnych dystrybutorów. Gram.pl pewnie porozsyłał dobrze, ale już na miejscu zrzucili to na kupę i wydawali jak leci nie zwracając uwagi na numery.

    OdpowiedzUsuń
  12. Podejrzewam, iż dystrybutor główny, w tym wypadku gram.pl mógł dorzucić do ceny EK powiedzmy, 5 złotych i tym samym zagwarantował by wyższy standard transportu w UPS, bo można. Wolałbym zapłacić 5 zyli więcej niż jak niektórzy nieszczęśnicy płakać teraz nad pudełkiem. Zresztą, z ekonomicznego punktu widzenia, koszta reklamacji i odsyłki egzemplarza bez usterek przekraczają ewentualne oszczędności...

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślę,że dużo by to nie pomogło. Niezależnie od opcji wybranej w firmie kurierskiej zdarza się, że przesyłka dociera w stanie fatalnym. I nawet jeśli się płaci więcej nie zdarza się to rzadziej :-)
    W pracy korzystam z kurierów 2-3 w tygodniu. Wysyłam najczęściej różne druki potrzebne handlowcom więc problem zniszczeń jest ograniczony (nie pękną, nie potłuką się itp.), ale naprawdę często docierają do biur regionalnych w stanie wskazującym na przekopanie, zdeptanie i rzucanie. A nie płacimy wcale mało. Czasami wysyłając jakiś sprzęt (laptop, drukarka, monitor) zabezpieczam to tak, że wydaje się, że nic się nie może stać. Ale widocznie kurierzy widząc dobrze zabezpieczony pakunek wzbijają się na wyżyny swojej kreatywności jeśli chodzi o zniszczenie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ghoranie, albo chcesz mnie przekonać do tego, iż firma o skądinąd dobrej renomie międzynarodowej działająca w Polsce nie może w naszym kraju działać normalnie, bo mamy psów ogrodników za kurierów, albo dałoby się, tylko nie przedsięwzięto odpowiednich środków bezpieczeństwa ze strony dystrybutora. Tak czy siak, obydwa rozwiązania zagadki kolorowo nie wyglądają. Mówimy tu o grze, która miała budżet rzędu kilkunastu milionów złotych i dostarczenie 10 tyś. kopii EK przerosło twórców? Ja mam jeszcze sześć godzin zanim tą nadzieję białych obejrzę, ale nie mów mi, iż nie można było... ;)

    Zamawiałem raz EK ze US. Nawet draśnięcia nie było... Ale tam to jest oczywiste... ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ktoś mi tu kiedyś zarzucił "pieniactwo"... Bo taki naród, jemy to co dostaniemy i usprawiedliwiamy jeszcze, bo jak się awanturuje o jakość, to awanturnik... Ale zdarzają się czasem inni, posiadający inne standardy... :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Anakho, opisane powyżej przypadki zdarzały się przy każdej firmie kurierskiej z jaką współpracowałem. Szczerze mówiąc to najmniej tego typu problemów kojarzę przy współpracy z Agapem (ale były inne). Teraz korzystamy z DPD (że pozwolę sobie na reklamę ;-)).

    OdpowiedzUsuń