Pamiętam jak dawno, dawno temu, u zarania powstania Steam, karmiono nas, graczy opowieściami o zaletach dystrybucji elektronicznej. Jak to dzięki zaoszczędzeniu na kanałach dystrybucji, tłoczeniu płyt, drukowania instrukcji i pakowania tego wszystkiego do pudełka firma wydająca grę zaoszczędzi, co wpłynie na niższą cenę danej gry.
Teraz już wiemy, że było to pieprzenie w bambus.
Gry na Steam kupuję niechętnie, bo jednak zacięcie kolekcjonerskie mam i te naprawdę dobre tytuły wolę mieć fizycznie na półce. Inna rzecz, że czasami ciskają mnie w objęcia S. na chama. Najnowszy przykład: „Starcraft II”. „Wersja językowa: w całości po polsku”. No to smacznego chłopaki. Na samą myśl o postaciach gadających głosem najwybitniejszych gwiazd polskiego kina, które można na palcach dwóch rąk policzyć, za przeproszeniem, rzygać mi się chce.
Ale to wszystko już było, więc o co chodzi?
Ano, o to.
http://gry.onet.pl/2195246,,Totalna_e_wyprzedaz_gier,wiadomosc.html
Z ciekawości zaglądam na serwis. Fakt, wymienione tytuły można kupić grubo ponad połowę taniej (49 vs 129).
Git, myślę sobie. Niestety, nieopatrznie zerknąłem na cenę jednej gry, która ostatnio chodzi mi po głowie, a mianowicie „All Points Bulletin”. 149 złotych.
Gram.pl: 129,90, wprawdzie bez dostawy, ale w pudełku itd. itp.
Ja to z tymi wersjami językowymi zboczeniec jestem, więc chcąc nie chcąc czasem zębami zgrzytnę i na Steamie z dobre 50 złotych przepłacę. Ale generalnie ludzie takich tendencji samobójczych nie mają. A nawet jeżeli mieszkają z dala od cywilizacji, jak np. znajomy mojego ojca z Bieszczad, to na chwilę obecną nie mają możliwości ściągania sobie z powietrza (w przenośni i dosłownie) 5 GB, bo poprawnie to im serwisy informacyjne wczytuje.
Więc mam wrażenie, że jak chłopaki nie chcą zbankrutować, to tych totalnych wyprzedaży będzie więcej...
piątek, 9 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie taki ten Steam straszny. Niedawno przez okres około tygodnia, codziennie można było kupić sporo tytułów po sporych obniżkach (niektóre nawet do 80%!). Ceny na Steamie _bywają_ niższe. Po prostu trzeba się wstrzelić w jakąś promocję. Inna rzecz, że regularne ceny przypominają ceny wersji pudełkowych. I to akurat jest już pierwszy niewypał tej platformy (o czym zresztą w tekście napisałeś).
OdpowiedzUsuńMnie bardziej boli drugi niewypał, a mianowicie "episodic content". Miało być tak pięknie, wychodzi gierka, a potem w odstępach półrocznych kolejne epizody. Jak wyszło najlepiej widać po Half-Life 2. Gra wydana w 2004 r. (to już sześć lat od premiery!), epizod pierwszy ujrzeliśmy w 2006 r., zaś drugi w 2007. I od tamtej pory... nic! CISZA! Ładne mi półroczne odstępy...
A chyba najbardziej wq#$%$^ni mogą chodzić fani gry Sin. Konkretnie Sin Episodes. Wyszedł epizod pierwszy, a potem... rozleciało się studio Ritual. Ci co w nim pozostali, wydają gry do każuali jako Mambo Jumbo (wykupili niedobitki z Rituala). Na kontynuację Sin Ep. większych szans nie ma.
Zacięcie kolekcjonerskie też posiadam, i co ważniejsze tytuły, w pudełeczkach na meblach stoją. Ale jak czasami widzę, jakiej jakości jest polska wersja, to też wolę dopłacić te 50 dych i czerpać niczym nie skrępowaną przyjemność z grania.
Mam tylko nadzieję, że w przyszłości nie wycwanią się, i nie zrobią tak, jak zrobili z DLC do F.E.A.R. 2, którego nie można kupić. Pojawia się komunikat, iż produkt jest niedostępny w moim kraju. :(