Otóż jest i pytanie. Drugiej Irlandii nie było. To znaczy może i jest, ale u wielbicieli czterolistnych koniczynek karzełków z garncami złota ostatnio nie widać, tak samo jak u nas kilometrów autostrad. Zaś figowy listek w postaci złego prezydenta, który ciągle rzucał kłody pod nogi, bo tak to i drugą Nową Zelandię dałoby się załatwić, wyparował, w przenośni i dosłownie.
Terapia szokowa w postaci katastrofy smoleńskiej sprawiła, że bańka mydlana PO pękła. Niezależnie od sympatii politycznych, ludzie zaczęli zadawać sobie pytanie „No dobrze, ale co w końcu ten nasz wspaniały rząd oraz partia rządząca konkretnie zrobiły?” A że zrobiły niewiele, to i słupki PO i rządu, sterczące dumnie niczym Zygmuntowi po niebieskiej tabletce, topnieć w letnich upałach zaczęły. Brutalna prawda jest taka, że Komorowski wygrał tylko dlatego, że miał takich a nie innych kontrkandydatów. Gdyby przyrównać go do potrawy, wyszłaby średnio na jeża przyprawiona tektura z puree i wczorajszą surówką. Po prostu pozostałe pozycje w menu były jeszcze gorsze.
Wniosek: lepiej, żeby choć połowa górnolotnych słów które opuszczały usta Tuska i Komorowskiego podczas tej kampanii doczekała się finału, bo ciemny czy nie ciemny, ale lud czwartych z rzędu obietnic bez pokrycia nie łyknie.
poniedziałek, 5 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz