Counter


View My Stats

piątek, 23 lipca 2010

Sprawa krzyża...

Coraz częściej przychodzi mi na myśl, że należę do narodu idiotów.

Grupka oszołomów i – nie waham się użyć tego słowa – osób psychicznie chorych waruje przy postawionym przez cwaniaków i politycznych kombinatorów krzyżu, a władze stolicy i państwa podchodzą do nich jak do śmierdzącego jajka. Największą partią opozycyjną kieruje człowiek o wypaczonej psychice i nikt nie wysyła go na przymusowe badania (jak ktoś chce dostać pozwolenie na broń, to go bada psycholog, a premierem kraju może zostać totalny psychol). Kompletny idiota, który cierpi na manię prześladowczą i nawet na dnie sedesu potrafi dostrzec złowrogą rękę Kremla staje na czele komisji badającej „zbrodnię smoleńską” On już wie, że była to zbrodnia i będzie szukał sprawców w myśl zasady: „szukajcie, a znajdziecie”.

Odnoszę wrażenie, że Polsce najbardziej przydałaby się koszula z długimi, wiązanymi na plecach ramionami.

Ottpo Bismarck, niemiecki kanclerz, który nie cierpiał Polaków, powiedział, że nie należy z nimi walczyć. „Pozwólmy im rządzić się tak, jak chcą. Szybko się wykończą”.

Przykro mi rzec, ale Żelazny Kanclerz miał rację.

Ci idioci, emeryci, strzegący krzyża przed pałacem prezydenckim przełknęli bez protestu reformę parafianki Suchockiej, która pozbawiła ich bezpłatnych leków i opieki medycznej. Bez gadania płacą dziesięciokrotnie większy, niż „za komuny” czynsz za mieszkania. Żaden z nich nie beknął nawet, gdy reforma Balcerowicza pozbawiła ich wszystkich niemal oszczędności, jakie mieli w banku. Wszystko to te barany łykają grzecznie i bez protestu.

I nagle stają do boju o krzyż, którego obecność czy jej brak na Krakowskim Przedmieściu tak naprawdę gówno w ich życiu zmieni! A poważni (albo uważający się za poważnych) politycy łamią sobie głowy, jak delikatnie wyjść z impasu, w który nas wpędziła megalomania Kaczora i jego talibów…

Toć to się w głowie nie mieści!

Wiem, tych ludzi jest niewielka garstka, w skali samej Warszawy to pierd w huraganie, ale dlaczego tak się z durniami cackamy? Gdy ekologowie przypinali się łańcuchami do drzew, to przy poklasku gawiedzi odpinano ich i wsadzano do aresztu za utrudnianie egzekucji inwestycji, stwarzanie rozmaitych zagrożeń i tak dalej – powód zawsze można znaleźć w państwie prawa. A z tymi barankami wszyscy obchodzą się delikatnie. W dodatku baranki są agresywne. Zapowiadają, że: „Przyjedzie nas tu więcej!” I ja im wierzę, Ojdyr już o to zadba.

Nikt nie dyskutuje o konieczności np. reformy systemu emerytalnego, który z łoskotem może pieprznąć za dwa, trzy lata. Nikt nie zastanawia się, co zrobić z opieką zdrowotną i NFZ. Nasz piękny kraj ma problemów więcej, niż parszywy pies pcheł. A politycy z pierwszych stron gazet i przedstawiciele najwyższych władz łamią sobie głowy, jak tu delikatnie usunąć sprzed prezydenckiego pałacu gromadkę religijnych fanatyków, którzy do naszej rzeczywistości przystają jak krzyżowcy Gotfryda de Bouillon, tylko – na szczęście! – nie mają takiego jak tamci „przebicia”

A stojący za tym wszystkim chory psychicznie kurdupel chichocze jak potępieniec, bo to wszystko jest wodą na jego młyn.

Mam nadzieję, że w końcu wespół ze swoimi akolitami wyląduje w Tworkach. Tylko, że przedtem zdąży jeszcze cholernie zabełtać ludziom w głowie.

Ludziom? Nie, gromadzie durniów. Durniów, którzy na niego głosowali w wyborach…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz