Counter


View My Stats

piątek, 18 czerwca 2010

Religia obowiązkowa

Przeczytałem dziś informację, która mnie mocno poruszyła

http://wiadomosci.onet.pl/2186262,11,religia_i_etyka_przedmiotami_obowiazkowymi,item.html

W dzieciństwie uczęszczałem na lekcje religii. Prowadził je nasz ksiądz z katechetką w niewielkiej salce w domu katechetycznym (cokolwiek by ta nazwa znaczyła ;-)...) na terenie przykościelnym. Kościół był dość odległy od mojego domu, ale chodziłem - zimą i latem. Wśród moich szkolnych kolegów i koleżanek byli Żydzi i protestanci, ale oni nie chodzili na religię i nikt nie miał do nich o to pretensji. Zajęcia odbywały się raz w tygodniu i po południu. Pod koniec podstawówki, po zmianie układów politycznych PRL w VI i VII klasie miałem religię w szkole - przychodził ksiądz (Ludwik Sieradzki, proboszcz parafii św. Anny w Szczawienku pod Wałbrzychem, naprawdę mądry człowiek) z tym że zajęcia odbywały się po godzinach szkolnych i zostawał, kto chciał.

W ogólniaku przestałem chodzić na religię (choć i tam były zajęcia), a potem w ogóle dałem sobie spokój - skoro Bóg nie przejmował się moim losem, przestałem Mu zawracać głowę.

Ponownie zetknąłem się z problemem religii w szkole w roku 1993, gdy zacząłem uczyć elektroniki w Zespole Szkół Elektronicznych we Wrocku. Akurat wtedy minister od edukacji narodowej, pani Radziwiłł (baba z wąsikiem, jakiego mógłby jej pozazdrościć rotmistrz Rżewski) chyłem i tyłkiem (bo było to tylko zarządzenie ministerialne) wprowadziła naukę religii do szkół.

W szkole pojawili się katecheci. Młodzi księżulkowie zaraz po seminarium byli grzeczni, bladzi, chudzi i cisi. Nie brali też pieniędzy za - jak to określali - posługę kapłańską. Fałszowali dzienniki w okresie kolędy, bo wtedy obchodzili domy i mieszkania parafian, nie mieli więc czasu na szkoły - raz na tydzień przychodził jeden z nich i hurtowo wypełniał dzienniki. Ponieważ nie brali wynagrodzenia, koledzy nauczyciele i ja patrzyliśmy na to przez palce, choć te działania były przestępstwem ściganym z urzędu (poświadczenie nieprawdy).

Po pięciu latach, kiedy zdrowie (zawał) zmusiło mnie do rezygnacji z nauczania, katecheci pobierali już pełne nauczycielskie pensje (na dodatkowego matematyka pieniędzy zabrakło), i mieli przywileje emerytalne, ale nadal uprawiali praktykę fałszowania dokumentów. Nieźle się już spaśli, i byli pewnymi siebie rumianymi chłopakami o palcach jak pękate paróweczki; nikt też nie odważył się im powiedzieć, że to baaardzo nieuczciwe - uczynki świętego męża nie mogą być przecież nieświęte, prawda?

Wszystko to nadal odbywało się li tylko z mocy kolejnych zarządzeń ministerialnych.

A teraz taki pasztet, jak wyżej!

Niechże mi kto powie, że Polska jest państwem, gdzie zgodnie z Konstytucją obowiązuje rozdział Państwa od Kościoła! Podejrzewam, że hierarchowie, którym bezkarność we łbach poprzewracała, na dalszą metę szkodzą Kościołowi, ale wcale mnie to nie cieszy. Takie postawienie sprawy powiększa tylko (IMVHO) grono wrogów Kościoła - młodzi ludzie zmuszani niemal siłą do uczęszczania na lekcje religii z pewnością nie będą pokornymi owieczkami. A nauczanie religii w przerwach pomiędzy wuefem a matematyką to jakiś żart. I jak stawiać stopnie z miłości do Boga? To, co powinno wynikać z potrzeby ducha, staje się kolejnym, szkolnym i nudnym obowiązkiem. Co Ich Fluorescencje chcą w ten sposób osiągnąć? Ilu krwi napsują rodzicom i uczniom swoją nietolerancją? Wielokrotnie czytaliśmy wszyscy drwiny o ZOMO - "bijącym sercu Partii". A księża katecheci nie są bijącym sercem Kościoła? "Bohaterowie" z ZOMO lali przynajmniej dorosłych, a nie dziesięcioletnich berbeciów.

Wkurza mnie tylko, że cała ta Czarna Rzesza katechetów, kapelanów i profesorów na katolickich uczelniach jest opłacana z moich podatków. Niechże wreszcie ktoś raz, do cholery, ustali: jesteś katolikiem, płać podatek na Kościół (tzw. "taca" w kościołach to wewnętrzna sprawa parafii i nic mnie to nie obchodzi). Nie jesteś - nic nie płacisz. Tak jest to rozwiązane w Niemczech na przykład (nota bene Niemcy się dziwią, że z Polski - kraju katolickiego przecież - przyjeżdżają do nich do pracy sami niewierzący, tak bowiem określają się Polacy w składanych tam deklaracjach podatkowych. Kolejny dowód na to, że jesteśmy narodem do imentu załganym). Polscy hierarchowie boją się takiego fiskalnego rozwiązania jak ognia. Chcesz wkurwić jakiegoś biskupa? Zagadnij go o fundusze Kościoła i organizacji przykościelnych. Ciekawe, dlaczego tak żywo reagują?

Rozgadałem się, ale cholera mnie bierze, kiedy widzę coraz większą pazerność i zaborczość ludzi, których Nauczyciel i Mistrz chodził boso, a do Jerozolimy nie wjeżdżał pancernym samochodem papamobile, tylko na osiołku.

15 komentarzy:

  1. Tacy, którzy nie chcą chodzić na religię idą na etykę- proste? Proste. Po wtóre, podatek płacisz nie tylko na Kościół ale na wszystkie legalne związki wyznaniowe, więc jeśli zalegalizuję Zjednoczony Kościół Piwa to i na mój związek wyznaniowy będzie odprowadzany podatek, więc dlaczego wspomina się tylko o Kościele Katolickim, który zresztą JEST opodatkowany w dużej większości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiedz mi, w ilu szkołach jest ta etyka? I powiedz mi, jaką część kasy z moich podatków dostaje Kościół, a ile - np. protestanci. Czemu się nie opodatkować na rzecz KONKRETNEGO związku wyznaniowego? Co w tym nielogicznego? I powiedz mi wasze, czy uważasz, że dobrze jest nauczać religii gromadę spoconych nastolatków po wuefie przed czekającą ich klasówką w chemii czy fizyki? Ile myśli poświęcą religii? Co było złego w dawnym systemie - religia przy kościołach?

    Powiem ci - to haracz, jaki rzekomo "wolna Polska" płaci polskiemu Kościołowi.

    A... i opowiedz mi coś o tym opodatkowaniu KK "w dużej większości"...

    OdpowiedzUsuń
  3. Powinna być w każdej, jeśli nie ma to tylko wina państwa i dziecko nie musi wtedy chodzić na religię.

    Kościołowi dostaje się najwięcej, bo ma najwięcej wyznawców, proste?

    Uważam, że nie, po WFie człowiek i tak nie jest w stanie się normalnie uczyć.
    W dawnym systemie nie było nic złego, ale ten też nie jest zły.

    Co do opodatkowania, wiedziałem, że się doczepisz. Kościół jest opodatkowany poza jednym wyjątkiem i tu nie pamiętam jakim, jednak zapytaj pierwszego lepszego księdza to ci prawdopodobnie powie o opodatkowaniu Kościoła. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powinny być prowadzone zajęcia z podstaw religioznawstwa i byłby spokój. Niestety religia w szkole jest najczęściej farsą, wielokrotnie ociera się o profanacje (rozbawienie w trakcie modlitwy etc.)religii chrześcijańskiej, kształtuje pustą, wręcz zabobonną religijność, odpychając dzieci od Kościoła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Błysk, milordzie, ja się nie czepiam, jestem tylko ciekaw. Swego czasu dowiedziałem się, że istotnie, księża są opodatkowani. Taki np. wrocławski arcybiskup Gulbinowicz podał w swoim oświadczeniu podatkowym, że zarabia circa ebałt 3000 zyli miesięcznie i od tego oczywiście uczciwie płaci podatek. Nikt z dociekliwych skądinąd skarbowców nie ośmielił się sprawdzić wysokości tej kwoty...

    A, i nie rozśmieszaj mnie tym stwierdzeniem, że jak dziecko nie chce, to nie musi chodzić na religię. Dzieci bywają okrutniejsze od dorosłych i potrafią bardzo źle traktować tych, którzy w jakikolwiek sposób się różnią od reszty grupy. Zapytaj choćby rudych...

    Trymusie, powiedz mi więc, po co jeść tę żabę?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem. Może te rozbudzone uczucia religijne w PRLu każą niektórym stać przy pomyśle religii w szkole za wszelką cenę. Z doświadczeń wiem, że traktowanie religii jako przedmiotu na którym się odpytuje, sprawdza listę etc. niezwykle odpycha. Sądzę, że ukazanie korzeni wszystkich systemów religijnych naszego świata przyniosłoby większy pożytek. Ludzie zobaczyliby, że "ci inni" nie są demonami, że protestantyzm to nie jakaś złowieszcza sekta, a islam nie jest zakamuflowaną fabryką broni, że w końcu katolicyzm nie ma monopolu na prawdę. Widzę ogromną hipokryzję i wykorzystywanie religii w szkole jako obszaru wpływów. Cierpi na tym sama wiara, która kształtuje się w kategoriach negatywnych (wierzę w opozycji do tych wszystkich złych komuchów, masonów i liberałów, a nie dlatego, że realnie szukam drogowskazu etycznego).

    OdpowiedzUsuń
  7. Trymusie, to, co napisałeś, jest tak "oczywistą oczywistością", że nie sposób się z nią spierać.
    Przekonaj tylko jeszcze do tego hierarchów KK... ;-)...

    OdpowiedzUsuń
  8. To już będzie większy problem. A dlaczego? Sedno tkwi właśnie w słowie hierarchia. Całkowite zaprzeczenie idei chrześcijańskiej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ekhm... tego... Może to niestosowna propozycja, ale...
    A, co tam!
    PÓJDŹ W ME OBJĘCIA, TRYMUSIE!

    OdpowiedzUsuń
  10. Z równie dwuznaczną przyjemnością. Ale obiecuję, że zgadzamy się ostatni raz. Nie chcę zabić bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  11. A no potrafią takie być, dlatego jako zamiennik jest etyka a przynajmniej POWINNA być, poza tym, myślałem, że mówimy już o trochę starszych, bo w klasach 1-3 nie ma w ogóle za bardzo podziału na przedmioty, a w 4-6 nie ma fizyki, chemii czy biologii jako takiej a zamiast tego "Przyroda". Religioznastwo byłoby ok.

    Co do arcybiskupa, cóż, mogli sprawdzić... ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Odnośnie tej etyki - w wielu szkołach jest ona niestety tylko na papierze. Nie ma wyszkolonych nauczycieli (podobnie jak do Przygotowania do życia w rodzinie) i dzieciarnia albo siedzi w szkolnych bibliotekach/korytarzach, albo... ma lekcję z katechetą/księdzem. Wygląda to tak, jakby polska oświata niespecjalnie próbowała oderwać się od kościoła.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hm, problem nie leży tyle w oświacie, co w nauczycielach, którym się nie chce zrobić kursu, lub pełnego magisterium.

    OdpowiedzUsuń
  14. To nie szkoła powinna płacić księzom za lekcje religii - to Kościół powinien płacić szkole za wynajem klas w ktorych mogą odbywać się zajęcia z religii. To w końcu JEGO interes, żeby jak najwięcej ludzi wyznawało tą wiarę. Zarówno od strony finansowej, jak i duchowej.

    OdpowiedzUsuń
  15. https://www.facebook.com/event.php?eid=174060079345490

    OdpowiedzUsuń