Counter


View My Stats

sobota, 19 czerwca 2010

Cisza wyborcza...

Onet.pl: przypadkiem ukazuje się kolejny odcinek polskiej „Mody na Sukces”, czyli artykuł o Katyniu, coś tam o katastrofie w Smoleńsku i chwytający za serce tytuł „Strzelają paintballowymi kulkami do Czeczenek” (oczywiście wredni żołdacy rosyjscy, swoją drogą szkoda, że Czeczeńcy do zakładników za których nie zapłaci się okupu takimi nie strzelają).

Gazeta.pl: „Sprawa Blidy: agentka ABW umyła dłonie i zatarła ślady”.

Ale rzecz jasna dobór artykułów przez portale jest całkowicie przypadkowy, bo przecież mamy ciszę wyborczą.

1 komentarz:

  1. W kwestii wyborów...

    Dawni władcy PRL-u wymyślili niezły "szpas". Hasło "głosuj bez skreśleń". Ordynacja wyborcza była taka, że jeżeli nie podobał ci się jakiś kandydat, to go skreślałeś. Z niepokreślonej kartki wchodzili do Sejmu czy Rad Narodowych zwykle trzej pierwsi.
    Skreślać mogłeś, a jakże. Do tego celu służyły oddzielne kabiny z dyskretnymi zasłonkami. Sęk w tym, że trzeba było podjąć decyzję i przejść do kabiny pod czujnym okiem "mężów zaufania" (ciekawe, czy ktoś wdział "żonę zaufania"). Nie każdy się na to zdobywał.

    Pamiętam jakieś wybory na WAT. Podchorążowie brali w nich udział tak samo jak wszyscy inni obywatele PRL. W lokalu wyborczym obowiązkowo była też owa kabina dyskrecji. Obok niej stanął sobie (baczność!) Zastępca Komendanta Wojskowej Akademii Technicznej d/s Liniowych płk. Kryszyński (spocznij!).

    Wziąłem sobie kartę wyborczą i (dla jaj) skierowałem się do tej kabiny.
    Nie, żebym liczył na wagę mojego głosu - chciałem po prostu zobaczyć, co będzie.
    - Dokąd idziecie, podchorąży? - zastopował mnie władczo Kryszyński.
    - No... do kabiny.
    - Aaaa... - pułkownik zmierzył mnie krytycznym spojrzeniem. - Brudne buty macie! Jak śmiecie tak przychodzić na wybory?! Wracać mi na kompanię, doprowadzić się do porządku i dopiero na wybory. W tył zwrot! ... aprzód ....aaaaarsz!

    Zrobiłem w tył zwrot, oddałem kartkę i po paru minutach nie czyszcząc butów wróciłem do lokalu. Raz jeszcze oddałem głos - nie włażąc już do kabiny. Cisza, spokój.

    Ale moich kolegów awansowano na pierwszy stopień oficerski z sierżantów i plutonowych - mnie ze zwykłego szeregowca. Był to podobno jeden z bardzo niewielu takich przypadków w historii WAT :-)))
    ___

    OdpowiedzUsuń