Jakom był obiecał, przekazują Dostojnym relację z Festiwalu Fantastyki w Nidzicy, a raczej moje osobiste wrażenia.
http://festiwal.solarisnet.pl/
Do Nidzicy przyjechaliśmy w miniony czwartek po południu. Zawiózł mnie tam Jacek Inglot swoim samochodem. Jacek prowadzący samochód przypomina kapitana Kirka na mostku Enterprise manewrującego w międzygwiezdnym polu minowym Klingonów - orli wzrok wbity we wstęgę szosy, stalowe dłonie zaciśnięte na kierownicy, mars na czole, refleks szachisty... no, jednym słowem przeżycie nie lada. Mimo wysiłków przeciwników (dla Jacka WSZYSCY inni kierowcy są przeciwnikami) dotarliśmy na nidzicki zamek około 15:30.
Na zamku już wrzało. W tłumie zobaczyłem kilku starych przyjaciół i natychmiast rzuciłem im się w ramiona. Kolejno wyściskałem więc Przybyłka (Marcina), Grzędowicza (Jarosława), Kossakowską (Maję), Białołęcką (Ewę), Kosika (Rafała), Jęczmyka (Leszka), Wolskiego (Marcina), Michowskiego (Marka), Heintze (Klaudię) i jeszcze kilku innych, których nie wymieniam li tylko z lenistwa (i skromności)...
Usiadłszy w cieniu rozmawialiśmy o tym i owym sącząc złocisty płyn, o którym Winnetou powiedział, że jego warzenie nie jest najmniejszą ze sztuk, jakich Wielki Ducha nauczył blade twarze. Wszyscy wyrażali żal, że nie przyjechali Komuda (Jacek) i Pilipiuk (Andrzej), a także Sapkowski (też Andrzej).
Potem wszyscy podstawionymi autobusami pojechaliśmy do wypoczynkowego ośrodka "Interpiast" w Kalborni mijając po drodze pola Grunwaldu, gdzie w 1410 odbyła się panelowa dyskusja, w której rycerstwo Polski i Litwy wspomagane przez trzy pułki Rusinów ze Smoleńska (jej Bohu, nie wru! Ze Smoleńska ci woje byli) odrzuciło propozycję wstąpienia do Unii Europejskiej, jaką - prawda, może nieco zbyt nachalnie - przedstawili im rycerze niemieccy wspierani przez Franków, Anglików, i innych gości z Unii.
W Kalborni Sedeńko (Wojtek) - organizator Festiwalu - ugościł nas kiełbaskami (doskonałe były!), które w dowolnej ilości można sobie było przypiekać nad ogniskiem. Pożarłem cztery i postękując z przejedzenie powlokłem się spać... Niestety, po drodze zszedłem z drogi cnoty na jej mroczne pobocze i zajrzałem na hotelowe patio. Siedzieli tam rozmaici goście festiwalowi - między innymi był Bielianin (Andriej) i Cziornaja (Galina). Wszyscy sączyli wspomniany wyżej złocisty trunek. Głupio jest się wyróżniać, więc...
Rzeczony Bielianin (Andriej) jest astrachańskim (cokolwiek by to znaczyło) Kozakiem, bardzo popularnym w Rosji pisarzem i właścicielem wspaniałej kozackiej "szaszki". Pomachałem nią sobie, ale na szczęście obyło się bez wypadków. Andriej miał następnego dnia prezentować szermiercze techniki Astrachańców.
Właściwie sam nie wiem jak i kiedy znalazłem się w swoim pokoju...
Jutro relacja z dnia drugiego...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz