Counter


View My Stats

piątek, 14 maja 2010

Piractwo złodziejstwem

Piractwo złodziejstwem? Niech będzie. Skoro tylu mądrych i prawych redaktorów czasopism komputerowych - i nie tylko - tłumaczy mi, że pirat = złodziej, gotów jestem temu uwierzyć.

Ale czemu nabywca gry komputerowej nie ma takich samych praw, jak ten, co kupił np. samochód? Handel używanymi samochodami to w końcu źródło jak najbardziej uczciwych dochodów całej masy ludzi we Polsce i za granicą.

A w kwestii programów komputerowych?

Proszę bardzo...
http://gry.onet.pl/2168533,,Handel_uzywanymi_grami_grozniejszy_niz_piractwo,wiadomosc.html

Dlaczego kupiwszy grę i pograwszy do woli nie mogę jej odsprzedać innemu, niesytemu jeszcze wrażeń, który jest cierpliwszy ode mnie (bo poczekał) i ma mniej kasy?

Dlaczego to takie groźne społecznie zjawisko?

I dlaczego producenci samochodów nie biadolą, że kradzieże samochodów zmuszają ich do utrzymywania wysokich cen i uniemożliwiają pracę nad nowymi modelami, tylko robią swoje nie ograniczając praw klienta, który kupił ich produkt?

Czy ktoś z moralistów zechce mnie w tym względzie oświecić?

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Ojciec chce sprawić dorastającemu synowi prezent. Kupuje mu samochód. Odbywa nim przejażdżkę, żeby sprawdzić, czy wóz jest sprawny i jak się prowadzi. I oddaje go synowi. Normalka.

Ale gdyby zrobił to samo z programem Windows, popełniłby przestępstwo, prawda?

15 komentarzy:

  1. To ciekawe, jak wydawcy uzasadniliby taki proceder, jak umieszczanie DLC na płycie, za co jeszcze każą nam dopłacić... A EA ma chyba teraz problemy finansowe, to dlatego tak skomlą o kasę. Sam kupuję nówki (bo po prostu nie lubię używanych rzeczy), ale jak ktoś woli używki, to proszę bardzo. Wychodzi na to, że nasza nieświęta trójca wydawców nie ma się czym pochwalić:

    Activision - Kotick to dupek, a polityka wydawnicza firmy to maksymalne rozmienianie popularnych marek na drobne, cała masa DLC o popieprzonej cenie, a także uprzykrzanie życia pracownikom. Na Guitar Hero już się przejechali, a teraz zamierzają wycyckać Call of Duty do cna. Ciekawe co zrobią, jak zostanie im tylko World of WarCraft...
    EA - walka z rynkiem wtórnym, więcej grzechów nie pamiętam.
    Ubisoft - zdaje się, że chodzi przede wszystkim o bardzo durne i upierdliwe zabezpieczenia i wymóg połączenia z netem przy grze w singla...

    OdpowiedzUsuń
  2. Problem polega na tym, że "kryterium szkodliwości społecznej" jest widzimisię wydawców i urojone "straty".

    Niestety obecny prawny status "kupowania" gier (czyli właściwie kupowanie licencji na ich użytkowanie i wieczyste ich wypożyczanie) pozwala wydawcom i producentom na robienie właściwie wszystkiego, w tym - zgodne z prawem - zabronienie nam odsprzedawania używanych gier. Stąd potrzebne są fundamentalne zmiany - po pierwsze odejście od absurdalnej definicji piractwa jako kradzieży.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spróbuj, Taven, wytłumaczyć to redaktorom niektórych co bardziej znanych czasopism. Wmówiono nam, że program komputerowy to taka sama "własność" jak samochód i skopiowanie tegoż programu jest kradzieżą, po czym nagle okazuje się, że ów program taką samą własnością jak samochód nie jest, bo nie można go odsprzedać.

    Wiesz, co to jest figura tzw. "dartego orła"? Powstaje, gdy zaklinujesz sobie buty w dwu kolejnych wagonach kolejowych, które akurat trafiły na rozjazd.

    Tę figurę prezentują nam obecnie np. redaktorzy CDA.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę się nie zgodzić. Jestem przeciwny piractwu, ale zabronienie mi odsprzedaży mojej własności mnie wkur...

    OdpowiedzUsuń
  5. Corman, przecież ja nigdzie i nigdy nie napisałem, że popieram piractwo. Uważam jedynie, że jest czymś innym od pospolitego złodziejstwa i że walka z piractwem dotychczasowymi metodami ZAWSZE pozostanie nieskuteczna.
    Co więcej, odcinanie piratów od Netu uważam za równie uprawnione, jak dożywotnie pozbawienie praw do korzystania z komunikacji miejskiej człowieka, którego przyłapano na jeździe bez biletu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Szybkość kończenia produkcji spada na ryj w zastraszającym tempie; jasne, książkę i film też w sumie czyta się / ogląda raz, aczkolwiek mamy jak byk podaną długość trwania seansu bądź ilość stron, co czasami, choć oczywiście nie zawsze, przekłada się na decyzję o dokonaniu transakcji. W wypadku gier kupujemy kota w worku.

    Konsolowcy coś nie jęczą. Kupiłem X360 i obecnie mam już dwie używane gry za PLN 40, które w sklepach internetowych oferowano mi za drobne kwoty 220 złotych każda. Gdybym nie miał takiej możliwości, taaaaakiego wała bym ową konsolę kupił. Najgłośniej japy drą przedstawiciele dwóch, trzech koncernów produkujących gry na PC, których działania
    niedługo zupełnie spokojnie będzie można przyrównać do terroryzmu. Jest to o tyle zabawne, że akurat rozgrywka na PC jest najeżona coraz większymi trudnościami (konieczność aktualizacji driverow, Direct X-a, bibiliotek C++, PsychX, kolejne drivery i tak do usranej śmierci) a konsole są w obsłudze równie proste, jak cep. Ktoś ostatnio tu napisał, że grafika na konsolach jest o wiele gorsza. Na 42" plaźmie jakoś tego nie zauważyłem. No chyba, że ktoś zamiast wykonywać kolejnego questa stoi nad brzegiem jeziora i podziwia detale, oddając się samozaspokojeniu w szeroko pojętej formie, choć to samo można robić nie tylko ze sobą i nad prawdziwym jeziorem.

    A jeżeli nawet i obsługujący konsole zaczną ów pomysł rozważać,to, jako jedyni na wolnym rynku twórcy zostaną potraktowani niczym inwalidzi potrzebujący specjalnej troski i opieki. Czy w cenę samochodu, książki, filmu, mebla, sprzętu elektronicznego PIERWOTNIE nie jest wliczona cena całej produkcji + promocji? Oczywiście, że jest. I do tej pory nikt w tym temacie nie jojczył, dopóki co poniektórzy twórcy gier na PC nie wzięli za dużego bucha trawki z LA (ukłony dla Robina Williamsa za "Weapons of Mass Destruction") i nie odlecieli na inną planetę...

    Używane gry skądś się biorą, prawda. Zazwyczaj od maniaków, którzy kupują tytuły w dniu premiery, kończą je, a potem... no właśnie. Chcą odsprzedać grę, bo brakuje im na chleb i masło, czy po to, żeby uzbierać na następną nowość? Koło się zamyka, bo w przypadku wprowadzenia restrykcji część dotychczasowych premierowców też trzy razy zastanowi się, zanim dany tytuł kupi...

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozwolę sobie na pewną uwagę. To, o czym wspomniał przedmówca w ostatnim akapicie jest dość oczywiste.
    Jak to się dzieje, że szefami wielkich firm zajmujących się produkcją gier zostają idioci, którzy tego nie widzą?

    Przypomina mi się fragment z powieści "Godfather" Mario Puzo.
    Myśl Toma Hagena po spotkaniu z Jackiem Waltzem: "Jak taki dureń może zostać filmowym geniuszem, to każdy może..."

    OdpowiedzUsuń
  8. Ano tak, że Ci idioci potrafią robić kasę, a jak ? Wmawiając graczowi, że odsprzedaż do zło takie samo jak piractwo. I w sumie z ich punktu widzenia tak jest bo do nich wpływa tylko kasa za pierwszą sprzedaż. I dobrze !

    Mogę kupić używany monitor, TV, auto, okno, czajnik, ipoda, telefon, a nawet pod pewnymi względami grom pokrewne książki i filmy na dvd.

    A idee płatnych dem tłumaczą kosztami, owszem, są koszty wydania itp, tak jak koszty wypuszczenia trailera do kina, dziwne tylko, że nie muszę dopłacać za oglądanie go. Słowem nasi kochani producenci powinni być świadomi tego , że: pędzą wprost ku przepaści/'nosił wilk razy kilka...'/'kto mieczem wojuje..'.

    Jak już moja wizja się ziści i producenci dostaną obuchem po łbach to będzie można wybrać najbardziej adekwatne z 3 powyższych.

    OdpowiedzUsuń
  9. I przepraszam za powielanie komentarzy, aaale jak oni mogą mi zabronić odsprzedaży gry ? Fakt swoje kody VIP 'darmowe' dlc dla pierwszego nabywcy itp. Ale przecież jest coś takiego jak prawo własności, ii jak idę do sklepu i płacę za pudełko z grą too ono i jego zawartość stają się moją własnością. Nie mam prawa do powielania, ale z tego co wiem mam prawo zbyć swoją własność. Prawda ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ju sii, mą szer (jak mawiają wykształciuchy i kosmopolici) - oni na razie nie zabraniają ci sprzedaży kupionej gry. Oni tylko kombinują, jak Syzyf pod górkę, jakby Ci to utrudnić albo w ogóle uniemożliwić. Jak łykniemy to gówno - do czego powoli nas przygotowują z poparciem dziennikarzy zajmujących się grami i programami (którzy zapomnieli tak naprawdę, kto im płaci i kto w związku z tym jest ich pracodawcą), to będziesz miał naprawdę pochyło...

    OdpowiedzUsuń
  11. Motyw z tym wspomnianym pracodawcą przekształcono w całkiem zabawny dowcip w "Gotowych na wszystko" ;).

    @Taven - a jeśli chodzi o licencje, to tak naprawdę można ją olać, bo u nas obowiązuje nasze prawo i twórcy licencji nic z tym zrobić nie mogą.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mister R. Czy zwróciłeś uwagę na istotę sprawy? Twórcy gier i właściciele licencji nie zamierzają się uciekać do pomocy prawa. Oni po prostu chcą Ci bardzo utrudnić, albo wręcz uniemożliwić odsprzedanie gry czy programu, które Ci się znudziły, albo Cię zawiodły.

    Będziesz miał prawo sprzedać, to w końcu twoja własność, prawda? Tylko ze nikt tego od ciebie nie kupi, bo albo gry nie uruchomi, albo za jej uruchomienie dopłaci tyle, ze będzie wolał kupić w sklepie z pierwszej ręki.

    A Ty, jak mówił Himilsbach, "zostaniesz jak ch... z tym angielskim..."

    OdpowiedzUsuń
  13. Dlatego ktoś taki kto sobie gry nie da rady odkupić może sięgnąć po torrent i pokazać wszystkim "takiego wała jak Polska cała".

    OdpowiedzUsuń
  14. Szczerze mówiąc, ostatni komentarz nasunął mi analogię z sytuacją, kiedy menel na ulicy poprosi nas o datek, bo "nie ma na jedzenie". Spróbujcie takiemu jegomościowi zaproponować, że kupicie mu to jedzenie i dacie do ręki. Na n przypadków od czasu jak zacząłem stosować tą metodę, 1, słownie jeden bezdomny w Toruniu na taką propozycję przystał (2 bułki, kefir, szynka, czekolada i woda mineralna, więc tego dnia głodny na pewno spać nie poszedł).

    Skąd ta analogia? Otóż: nie chcecie bułek, kefiru i czekolady? To wała dostaniecie :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Panie EGM, ja nie piszę teraz o ostatniej sprawie, tylko o tym, że licencjami owymi to można sobie tyłek podetrzeć. Tyle.

    Utrudnianie życia ludziom korzystającym z rynku wtórnego to inna bajka przecież.

    OdpowiedzUsuń