Counter


View My Stats

poniedziałek, 10 maja 2010

Co każdy potencjalny klient o Diallo wiedzieć powinien…

Z zasady stoję na stanowisku, że telefon na abonament jest dla ludzi nieliczących się przesadnie z kosztami. Nie wiedzieć czemu, minuta rozmowy w prepaidzie wychodzi średnio o jakieś 10 groszy mniej niż w abonamencie. Ja wiem, darmowe minuty (choć koniec końców zawsze jest jakiś kruczek sprawiający, że tracą na darmowości), telefony za złotówkę (które w przeliczeniu na 24 miesiące daniny abonamentowej nagle nabierają wartości wręcz kosmicznej, a tenże sam telefon zakupiony z second handu oryginalny, zafoliowany i pachnący jeszcze chemią, który ktoś właśnie po przedłużeniu umowy oddał do komisu żeby podreperować swój budżet , kosztuje średnio 30% taniej) itd. itp. Słowem, miodzio.

Ja się na to miodzio do tej pory nie łapałem i wolałem prepaida. Ale oto pojawia się telefonia komórkowa Diallo. Oferowana przez Dialog, w którym od pięciu lat mam telefon stacjonarny i gruby kabelek. Pięć lat nie jest tu wymienione przypadkowo, gdyż od pięciu lat płacę właścicielom firmy miesiąc w miesiąc minimum 200 złotych. No to myślę sobie (i to był błąd, bo czasami kiepsko mi to wychodzi), że w kupie ze stacjonarnym i netem będzie pewnie jakoś fajniej, jakieś zniżki, rachunek jeden, słowem – same korzyści.

Mniej więcej miesiąc później, już po uiszczeniu jednego rachunku, ni z gruchy ni z pietruchy przychodzi mi sms, że zablokowano połączenia wychodzące. To dzwonię, żeby dowiedzieć się, co jest grane. Po chwili odblokowali, aczkolwiek miła pani poinformowała mnie że zgodnie z paragrafem x, punktem y, a podpunktem z, jeżeli klient przekroczy w danym miesiącu abonament o znaczną kwotę, to musi wpłacić połowę owej kwoty w ciągu 48 godzin, inaczej odcinają połączenia wychodzące. Gwoli wyjaśnienia dowiedziałem się, że ma to na celu ochronę raczkującej sieci komórkowej przed oszustami, co nabijają rachunek na maksa i znikają na Syberii.

W 2000 roku miałem pecha i po raz pierwszy tragicznie się zakochałem. No więc kupiłem telefon komórkowy w tej samej sieci co obiekt mych westchnień i zacząłem dzwonić. Po dwóch dniach zablokowano mi telefon, więc grzecznie udałem się do BOK ówczesnej Idei. Dowiedziałem się, że wewnętrzna instrukcja każe zablokować telefon w przypadku, kiedy świeżo złowiony klient dzwoni jak najęty. No to grzecznie uiściłem circa about 200 złotych. Miesiąc zamknął się rachunkiem w wysokości 920 złotych, co było dla mnie istotną lekcją na temat miłości i wartości pieniądza.

Minęło 10 lat, z czego 5 lat jestem w Dialogu. I w czwartek zostałem potraktowany dokładnie tak samo jak szczyl prosto z ulicy, co chce ukraść ile wlezie i uciec. Na zapłacenie połowy kwoty nie przystałem. Od 48 godzin deklaracji wojny minęło 96, a dalej mogę dzwonić, więc dzwonię dzisiaj i się pytam, kiedy w końcu to odetną. Przełączają mnie do konsultanta, na którego czekam 15 minut. Rozłączam się, przecinam kartę SIM nożyczkami, tym samym samemu realizując obietnicę odcięcia połączeń wychodzących i spokojnie wkładam do telefonu kartę prepaid.

Kiedy przyjdzie następny rachunkek z Dialogu, jak każdy kulturalny Europejczyk uiszczę całą opłatę należną za telefon komórkowy, po czym kiedy przyślą mi następną kartę, będę ze stoperem wydzwaniał miesięczną daninę, po czym odkładał kartę na półkę do następnego miesiąca. Rzecz w tym, że telefonie komórkowe zarabiają na abonamencie w ten sposób, iż zazwyczaj nie rozmawia się ze stoperem w ręku. Mogę, to dzwonię, a że przyjdzie rachunek o kilkanaście/set złotych wyższy, to już mój problem. Niestety, na mnie sieć Diallo nie zarobi już ani grosza poza kwotą abonamentu miesięcznego.

Podkreślam, że nie zostałem w żaden sposób oszukany. Niemniej jednak zdecydowanie nad frazę „presumed guilty until proven otherwise” przedkładam „presumed innocent”. Tak więc Heyah Diallo i życzę dalszych sukcesów w agresywnym marketingu zdobywania klientów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz