Counter


View My Stats

piątek, 28 maja 2010

Piractwo a miś Magoo i samospełniająca się przepowiednia

http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,7947691,Gucwinski_przed_sadem__Mago_mial_lepiej_od_innych.html

http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,7697418,Pochwala_piractwa_a_problem_Polski.html

http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,7946685,Nielegalne_ogladanie_telewizji_to_kradziez___co_na.html

Co łączy te trzy artykuły? Uważam, że bardzo wiele.

Przyzwolenie na piractwo wyraża 76% internautów. Jasny gwint. Autorytety moralne dwoją się i troją, grzmią w mediach, a to durne społeczeństwo dalej uważa, że kradzież jest OK. No krew człeka może normalnie zalać.

Pan jakiś tam stwierdza, że tym skurczybykom internautom należy dokręcić dyby. Lecz o dziwo, jak rzadko, autor artykułu wyciąga inne zgoła wnioski, z którymi się zgadzam i pozwolę je sobie rozwinąć.

Teza jest prosta. Jestem nieomalże spychany na każdym kroku w objęcia piractwa (które piractwem nie jest, bo piraci to polują na statki u wybrzeży Afryki; ja bym to robinhoodyzmem nazwał, ale to inna sprawa).

1. Muzyka. Ostatnio oglądam trailer „Robin Hooda” Scotta (gorąco polecam) i słyszę fajny dwuminutowy kawałek muzyczny. Jest na iTunes za całe 50 centów, ale mogę polizać przez szybkę, bo szefostwo uznało, iż w Polsce serwisu nie udostępnią. No to zaczynam się gimnastykować, szukam na necie, wiosłuję jak łysy pod górkę. Dupa, nie ma. Gdybym znalazł, ściągnąłbym i nawet by mi powieka nie drgnęła.

2. Filmy. Ostatnio przeczytałem o dobrej komedii z Johnem Cusackiem z 1989 roku. No to szukam w sklepach, na Allegro. Dupa, nie ma, a znajdzcie mi jakiś serwis, który za śmieszne pieniądze (produkcja 1989, chyba już się zwróciło, nie?) udostępni mi ten film legalnie? To szukam na necie, znalazłem, ściągnąłem, obejrzałem, a powieki mi drgały, jak ryczałem ze śmiechu.

3. Gry. Temat rzeka, jaki jest koń, każdy widzi, zresztą o tym pisaliśmy wielokrotnie. Tu akurat odniosę się do konkretnego aspektu, czyli X-Box Live. W Polsce nie ma, więc w trybie co-op z kolegą zza morza do nikogo sobie nie postrzelam. Osobiście konsoli przerabiać nie zamierzam, ale z drugiej strony rozumiem tych, co tak robią. Skoro jasna mać i tak mają mnie za pirata, odcinając usługę, która należy mi się jak psu buda, to co ma mnie powstrzymać przed przerobieniem i płaceniem za grę ceny nośnika, zamiast 200 złotych z hakiem?

4. Książki. Znajdzcie mi jeden serwis w Polsce oferujący e-booki. Nie ma. No to jak chcę znaleźć coś ciekawego z lat 70-tych to wchodzę na neta, szukam, a powieki drgają mi jak wodzę oczami po linijkach znalezionego tekstu.

5. Oprogramowanie. Wiecie, ile trzeba się napocić, żeby przekonać Windows czy Office, że jednak są legalne, mimo że nie są? To jak bieg przez płotki z dołami najeżonymi dzidami. Blokowanie aktualizacji, aktywacje, nakładki na BIOS, kontrolowanie dostępu programu do sieci itp. itd. Po co komu taka katorga? Kupiłem, mam święty spokój. Ale wielu ludzi po prostu nie stać. I tyle. I tak by nie kupili, bo po prostu NIE MAJĄ pieniędzy.

I tu dochodzimy do szerszego aspektu, wynikającego z artykułu o telewizji. Wbrew temu co chce się nam wmówić, Polacy nie są narodem złodziei. Odkąd pamiętam, nikt mi komórki, komputera, zegarka, portfela ani niczego nie podpieprzył. Moje zdanie jest takie, że w tym konkretnym przypadku moi rodacy wykazują się wyjątkową mądrością. Słowo kluczowe na dziś – wirtualność. Programy telewizyjne, filmy, muzyka, gry są WIRTUALNE. My możemy je zdobyć nielegalnie, ale nikt nie traci rzeczy MATERIALNEJ. I stąd szeroko pojęty hoodyzm jest postrzegany tak, jak jest postrzegany.

Wiem, wiem. „Nie masz pieniędzy na samochód, nie kradnij, nie masz na telewizję, nie oglądaj, nie masz na książkę nie czytaj itd. itp.”

Więc co tu robi miś Magoo? Ano tyle, że ludzkość wcześniej czy później będzie musiała odpowiedzieć na fundamentalne pytanie – czy zamykamy ludzi w bunkrach, czy dajemy im cywilizowane warunki życia? No bo jeżeli przeciętny Kowalski nie będzie miał telewizji, prasy, książek, filmów i muzyki to tak, jakby siedział w bunkrze – cicho, ciemno, chujowo i nic nie wiadomo.

Bodajże Finlandia uznała, że darmowy dostęp do internetu jest niezbywalnym prawem każdego jej obywatela. Lewactwo jak jasna cholera. Jak Fin nie ma kasy na neta, to niech sobie zarobi, a jak sobie nie zarobi, to niech zamiast tego wyjdzie na spacer.

Przez dziesiątki tysięcy lat ewolucja rozwiązywała tą sprawę bardzo sprawnie. Masz pałę i zdolności, przeżyjesz, nie masz pały boś słabszy, to kopa z klifu jak w Sparcie i dowidzenia. Przeżyć mają najsilniejsi.

Konkludując, kwestia hoodyzmu ma dla mnie o wiele szerszy wymiar. Czy dalej siedzimy w jaskiniach, okładamy się pałami i „may the best man win”, czy jednak ostatnie tysiąc lat kultury coś znaczy? Skoro znaczy, to może należałoby rozwinąć pojęcie praw człowieka? Jedzenia starczy dla każdego. Jeżeli jakiś film mi się spodoba („Robin Hood” przykładem), pójdę i kupię tą niebieską płytkę, bo i pudełko fajne i materiały dodatkowe i książeczka pachnie świeżym drukiem… Z tego samego powodu kupię książkę, płytę z muzyką, grę i co tam jeszcze. Będę szczęśliwy, bo będę miał RZECZYWISTE przedmioty. Zaś jeżeli kogoś nie stać, dlaczego ma siedzieć w jaskini w niewiedzy? Przecież w sieci i tak wszystko jest WIRTUALNE…

I przestańcie wmawiać Polakom, że są narodem złodzei, bo pierwsze cztery punkty jako żywo przypominają mi samospełniającą się przepowiednię. Jak już nazwają mnie złodziejem, to chromolę. „Wszystko przez twoje negatywne myślenie”, jak to powiedział z wyrzutem Oddball.

http://www.youtube.com/watch?v=dFaB8FYvIrM&feature=related

/6:52 i dalej/

3 komentarze:

  1. PS. Jak dla mnie, jedyne logiczne rozwiązanie tej patowej sytuacji zaproponowała kiedyś Francja. Masz internet, płacisz podatek, który idzie do fundacji zrzeszającej artystów i po kłopocie. Wilk syty i owca cała. Niestety, koniec końców Francja zrobiła zwrot o 180 stopni i jako pierwsza wprowadziła ustawę ocierającą się o faszyzm...

    OdpowiedzUsuń
  2. To tylko świadczy o tym, że zamordystyczne lobby dystrybutorów muzyki, gier, filmów i innych dóbr informatycznych jest uparte (bo w końcu ci ludzie walczą o przetrwanie). Moim zdaniem przegrają tę walkę, ale... zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  3. A to ja dodam swoją historię - pod koniec grudnia na Steamie kupiłem za naprawdę niewielkie pieniądze GTA IV. Uradowany promocją, szybko zacząłem ściągać grę, nie mogąc się doczekać jej odpalenia. Gdy wszystko się już ładnie zassało, odpalam i co? I g... i nic. GTA IV domaga się zalogowania się bądź utworzenia profilu na Games for Windows Live, której to usługi człowiek nie uświadczy.

    Ileż to ja się musiałem nakombinować, żeby taki profil (działający!) utworzyć. Nawet Google zbyt pomocne nie było. Po dwóch dniach jakimś cudem udało mi się utworzyć profil na niemieckim GfWLive, łącząc się przez proxy. Człowiek płaci za produkt i ma trudniej, niż tzw. "pirat" pobierający to samo za zupełną darmochę. I jak tu kupować oryginalne oprogramowanie?! Ech...

    OdpowiedzUsuń