Counter


View My Stats

czwartek, 11 listopada 2010

Ponura celebra

Zauważyliście, jak ponurym narodem jesteśmy w istocie? Największą narodową fetę robimy w dniu wybuchu powstania, które zakończyło się potężnym laniem i zniszczeniem stolicy przez Niemców przy milczącej aprobacie Rosjan. 11 Listopada jest niby dniem odzyskania niepodległości. Cholernie namaszczeni i nadęci własnym znaczeniem niczym purchawki politykierzy składają wieńce na grobie Dziadka (ciekawe, czemu przy jego ponad 250 ofiarach zamachu majowego uważa się do za Zbawcę Narodu, a Jaruzelskiego, którego ofiary podczas stanu wojennego nie sięgają nawet połowy tej liczby - przy czym są np. wśród tych ofiar idioci, którzy ponieśli śmierć rozwieszając sztandary "Solidarności" na liniach wysokiego napięcia - uważa się za Kata Bożej Ziemi?) i tak dalej. Wszystko uroczyście, posępnie i z namaszczeniem.

Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że komuchy były jednak mądrzejsze. 22 lipca (dawniej E. Wedel) urządzali ludowe festyny, na których ludzie się całkiem nieźle bawili. Karuzele, huśtawki dla dzieci i młodzi, strzelnice na których możne było "wystrzelać" pluszowego misia, sprzedawcy lodów na patyku, jakaś ludowa kapela rżnąca od ucha i to bynajmniej nie nożami, na prowizorycznej scenie występowali rozmaici "ardyździ", w rozmaitych stoiskach "Społem" i "Stołem" można było kupić rarytas niezwykły - kiełbasę (inna rzecz, że była o niebo lepsza od tego, co nam teraz proponują Olewnik est consortes) i ludzie doskonale się bawili.

Czy teraz nie można zorganizować czegoś podobnego? Prawda, pogoda nie ta, ale i w lipcu bywało deszczowo - a jednak jakoś się to kręciło. Czemu, do cholery, święta państwowe koniecznie muszą się kojarzyć ze mszami ku czci i nadętymi przemówieniami.
Jankesi potrafią się bawić, nad Sekwaną 14 lipca też jest wesoło, a u nas? Pozamykane wielkie centra handlowe, choć właśnie tam można byłoby urządzić nielichą zabawę... I tylko sztandary ponuro łopoczą na wietrze.

Panie, czemuś Ty kazał mi żyć w kraju ponurych idiotów?

3 komentarze:

  1. Mam te same odczucia, nawet mi się nie chce czytać "newsów" z dnia dzisiejszego, bo wiem, że będą ponure gęby, smęty, sobowtór Piłsudskiego i Kaczyński robiący miny i marudzący pod nosem o "spiskach, zdradach, kondominiach". Rzygać się chce.

    Dobrze, że w Poznaniu mamy przynajmniej Rogale Marcińskie (pychota!) i wesołą paradę (akrobaci, kostiumy, prawie Nowy Orlean ;-).

    Generale, zapraszam do Pyrlandii na 11-tego, ugoszczę rogalem i kawką :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Sobowtóra w tym roku zdaje się w Warszawie nie było - Janusz Zakrzeński zginął pod Smoleńskiem...

    Ale z resztą trzeba się (niestety!) zgodzić w 100% - zastanawiam się tylko, czy nie ma to związku z setkami lat wpływu religii, promującej umartwianie ciała i ducha jako sposób na zbawienie ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałem b. podobne przemyślenie kiedy w lokalnym Pałacu Kultury (Zagłębia) 'podziwiałem' występ poświęcony odzyskaniu niepodległości. I co zobaczyłem ? Smuty i smęty, ani słowa o odzyskaniu wolności, ani krztyny radości, smutne wiersze, na slajdach zdjęcie L. Kaczyńskiego i ogólne zamęczanie ponurym nastrojem.

    A przecież to jest święto, i to nie byle jakie.

    OdpowiedzUsuń