Counter


View My Stats

niedziela, 2 stycznia 2011

Jaruzelski a Piłsudski.

Zjadliwy i gówniarski komentarz jakiegoś oszołoma skłonił mnie jednak do namysłu i porównania dwu ludzi, którzy w XX wieku zorganizowali w Polsce - de facto - zamachy stanu.

Pisłudski. Maj 1925 roku. Polska była politycznie mocno skłócona, ale praktycznie kraj żył normalnie. Piłsudskiemu nie podobał się burdel w polityce - istotnie, rozmaite partie dbały o własne interesy, w Sejmie panował nielichy zamęt, ale zwykły warszawiak tego nie dostrzegał. Dziadek postanawia zrobić w kraju porządek. Zamach stanu Piłsudskiego - 258 osób zabitych (wojskowi i cywile). Dławienie politycznej opozycji, które w 1934 roku zaowocowało obozem w Berezie Kartuskiej. A tam rzeczywiście traktowano więźniów prawdziwie brutalnie - na porządku dziennym były pobicia skutych. Strajki chłopskie w 1937 roku - 44 zabitych,, 617 wsadzonych do pierdla. Nie wszystkim Polakom podobała się rzeczywistość, jaką im zgotował Ziuk. Piłsudski zresztą nie miał na karku Armii Czerwonej, która w każdej chwili mogła się wtrącić do rozgrywki. Ot, postanowił wziąć naród za mordę. I za to go kochamy.

Jaruzelski. Grudzień 1981 roku. Kraj pogrążony w chaosie. Zima, strajki, w gdańskiej hali "Oliwii" Modzelewski nawołuje do tego, żeby komuchom powiedzieć, iż "bój to będzie ich ostatni". Zmęczeni nieustannie wybuchającymi np. o wybity ząb Rulewskiego strajkami Polacy zastanawiają się, jakie będą mieli Święta. Czy jak zastrajkują elektrownie, to da się przeżyć dość ostrą wedle ówczesnych prognoz zimę? Jak stanie kolej, to dojadą krewni z Lublina, albo Szczecina? Co będzie ze szpitalami? Ogarnięty euforią Wałęsa nie panował już nad sytuacją - rozmaici lokalni watażkowie "S" ogłaszali strajki z byle powodu nieustannie eskalując spiralę żądań.

Jaruzel ogłasza stan wojenny. Ginie 14 osób. Przy skali operacji obejmującej cały kraj jest to pryszcz. Wojsko oddycha z ulgą - każdy z nas się zastanawiał, co będzie, jak zechcą się ruszyć Rosjanie. Liczni oficerowie młodsi i starsi mieli ochotę się postawić - ale ruskie czołgi były np. od Wrocka odległe o godziną jazdy polami - a potem z mojego miasta pozostałyby ruiny. Łatwo rozmaitym dwudziestokilkuletnim gnojkom teraz pisać o czerwonej propagandzie - dla mnie i moich kolegów były to cholernie konkretne problemy.

Po ogłoszeniu stanu wojennego kraj powoli wraca do normy. Ludzie się przekonują, że ci wojskowi i milicjanci nie są krwiożerczymi potworami; na ulicach można ich mijać bez obaw natychmiastowego spałowania, chyba że ktoś koniecznie tego pragnie (a tak przy okazji - jak dziś ktoś pokaże policjantowi faka, to dostanie znak pokoju, prawda?). Działacze opozycyjni są internowani - siedzą w wypoczynkowych ośrodkach rządowych i grają sobie w szachy. Zapytajcie ich, czy któryś został pobity. Mackiewicz (prawicowiec w końcu, psiakość!) w Berezie stracił kilka zębów.


Ale to Jaruzel (który chciał przywrócić normalność w kraju ogarniętym coraz większym chaosem) ma dłonie splamione krwią, z Dziadek leży sobie w chwale na Wawelu.
Polacy to naprawdę dziwny naród...

Tak na marginesie. Proszę o komentarze ludzi, którzy przeżyli rok 1981 i nie jako oseski, czy siuśmajtki, tylko w pełni świadomi sytuacji w kraju ludzie.

18 komentarzy:

  1. Kto wam wmówił, że jedynie odpowiedni wiek legitymizuje do oceny? O ile ograniczenie komentowania do ludzi przeżywających świadomie 81' niezwykle ogranicza możliwość dyskusji to ta sama zasada zastosowana do 26' dyskwalifikuje 99% z samym autorem na czele. Gdyby młodsze pokolenia nie oceniały krytycznie starszych dalej tkwilibyśmy w jakiejś wygodnej jaskini pochyleni nad krzemieniem (oby!) Dziwne w wydaniu człowieka, który jeszcze przed chwilą utożsamiał lewice z postępem, a postęp z własną filozofią życiową. Pomijam tę nieprawdziwą zbitkę i zupełny anachronizm (lewica i prawica to pojęcia pochodzące z czasów rewolucji francuskiej) a źle pojęta prowadziła do zabijania intelektualistów o delikatnych rękach. Przyzwyczaiłem się, a zaglądam od czasu do czasu z sentymentu, że ów blog stał się przewidywalny jak expose kolejnych premierów. Mamy więc, albo kaczorów, albo kaczorów na tle Jaruzelskiego. Ostatnio został urozmaicony historiozoficznymi rozważaniami o największym Polaku. Cóż ni będę nikomu zabierał możliwości indywidualnego wyboru największego Polaka. Piłsudski działał w sytuacji międzynarodowej nieporównanie bardziej skomplikowanej, w kraju o wiele większych sprzecznościach i problemach narodowościowych, religijnych, społecznych, politycznych. Jaruzelski był szeregowym emirem zmurszałego imperium, pozbawionym problemów z opozycją parlamentarną, polityczną, własną wizją polityki zagranicznej, zagrożeniem wynikłym z arcytrudnego geopolitycznego położenia w XX leciu, z gospodarką wolnorynkową etc. Jego wielkość mieściła się w ramach wytyczonych przez wielkiego brata teatrzyku.Równie dobrym argumentem będzie ten, że sam Hitler podziwiał marszałka, a Hitler nie podziwiał byle kogo:) Nie widzę żadnej płaszczyzny do porównań. Chyba, że jak w poście poniżej mamy prawo ex silentio tworzyć całe piramidy hipotez. Zatem na poparcie mojej tezy- Piłsudski dokonał zamachu jako kontrę przeciwko działaniom radzieckiego wywiadu, który zamierzał zastąpić Wojciechowskiego sobowtórem i kierować RP zgodnie z wolą Stalina- oczywiście jak to w tajnych akcjach ZSRR skrzętnie zniszczono wszelkie dokumenty. I oczywiście nie zapominajmy o roli radzieckich prowokatorów, którzy stali za 90% ofiar zamachu. Także nie krytykuje wizji Generała, ale dzielę się swoją- objawioną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja wizja stanu wojennego nie jest objawioną, tylko przeżytą. To po pierwsze.
    A po drugie, zachowajmy właściwe proporcje. Ja nie piszę o Piłsudskim "niemiecki agent, sługus międzynarodowego kapitału, zbrodniarz o rękach zbroczonych krwią lubelskich i małopolskich chłopów, terrorysta w młodości a zamordysta na starość, tchórz który w 1925 roku uciekł z placu boju, ponury Litwin, który w gruncie rzeczy nie cierpiał Polski i Polaków..." i tak dalej - a przy odrobinie złej woli długo byłoby można wyliczać. Marszałek miał swoją wizję społeczeństwa i ją skutecznie zrealizował. Czy to było potrzebne? Można się spierać, ale bez inwektyw, dobrze? Daruj sobie waść tych "szeregowych emirów sowieckiego imperium"...

    I daruj sobie waść zaglądanie na mojego bloga - toć to czysty masochizm!

    OdpowiedzUsuń
  3. A od kiedy emir jest inwektywą? I nie piszemy o szkalowaniu Piłsudskiego czy Jaruzelskiego. Piszemy o stawianiu Jaruzelskiego jako największej postaci 1000 letniej historii Polski. Nie obrzuciłem generała żadną inwektywą. Obrazowo scharakteryzowałem jego miejsce- jako tego, który w decyzjach dot. polityki wewnętrznej musiał liczyć się z interwencją zewnętrznego państwa. Podobnie emir Kordoby w sprawowaniu zewnętrznej polityki emiratu musiał się liczyć z interwencją kalifatu w Bagdadzie.

    Nie jest objawioną, ale informacje o II RP masz już z trzeciej ręki. Podobnie jak ja o stanie wojennym. Podobnie jak my wszyscy o ostatnim królu Polski, wobec którego nikt nie wzbrania się wypowiadać krytycznych sądów. Objawiona odnosiła się do informacji o niszczeniu dowodów zamiarów radzieckich.

    Kule w płot Generale... i faktycznie wpadłem tylko na moment. Już wylatuje bo wiem jak się wszystkie dłuższe dyskusje tu kończą. Zaraz wpadną dyżurni...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm. Ja pamiętam stan wojenny dość dobrze. Ucieszyłem się, że nie muszę iść do szkoły. Piękna zima. Słońce. Raz, jak spóźniłem się do domu, zatrzymali mnie żołnierze. Bardzo mili. Kazali pokazać dokumenty. Oczywiście zaraz puścili. W zasadzie nic strasznego się nie działo - za wyjątkiem spotkań moich rodziców i dyskusji wieczornych. W głowach rósł strach i roiły się teorie. W rzeczywistości ich nie było.

    Wydaje mi się, że warto pamiętać inną rzecz. Dość ważną. Kontekst. Moim kontekstem było to, że urodziłem się w socjalizmie, czy może po prostu PRL'u. Mieszkania na kartki, samochody na kartki, trochę szaro, mało co w sklepach, jako dziecko nauczycielki i inżyniera banany widywałem na święta, szynkę jadałem też tylko wtedy. Co tu mówić, bieda. Poczucie bezpieczeństwa - owszem, nie było stresu pt. "czy wyrzucą mnie z roboty?", były za to inne, np. wstyd przed kolegami i koleżankami, że chodzę w dziwnych niebieskich spodniach w kratę rodem z Tajlandii... Kontekst, o którym mówię, był mentalnością ludzi urodzonych w PRL'u. Ja pamiętam, jak w mojej głowie rodziły się różne pytania. Zastanawiałem się, dlaczego w naszym kraju mieszkania się dostaje, a nie kupuje, i trzeba powiedzieć, że pomysł z kupowaniem był rewolucyjny i nietypowy, bo normą było dostawanie (czy może raczej strasznie długie czekanie na owo dostanie). Zastanawiałem się, czy pewnego dnia nie będę musiał sam o siebie zacząć dbać, bo państwo przestanie. Ta świadomość rodziła się długo. Nie był to proces naturalny, ani normalny.

    Jestem przekonany, że podobne procesy rodziły się w głowach wielu mnie podobnych. Mógłbym je porównać do odkrywania zupełnie innego świata - świata innych norm. Czy lepszych - niekoniecznie, ale na pewno innych. Łatwo się ocenia kogoś, gdy już dokładnie widać obie strony barykady. Ale wtedy barykada była tak wysoka, że po prostu NIE BYŁO WIADOMO, co jest za nią. Las był tak gęsty, że każdy krok był krokiem w nieznane. Między innymi przez brak innej perspektywy. Mógłbym górnolotnie powiedzieć, że tzw. "wolność" (jak zwał tak zwał) każdy odkrywał w sobie. Najpierw w sobie.

    Nie wiem, co gen. Jaruzelski odkrywał, czego nie. Wiem tylko, wspominając własne ścieżki rozumowania tamtych czasów, że rozpatrywanie historii bez uwzględnienia pogłębionego kontekstu psychologicznego jest błędem. Najpierw trzeba z wielką uwagą przyjrzeć się temu, jak ludzie myśleli, co wiedzieli, czego nie, co było dla nich normą, a co nieznanym lądem.

    Dla mnie kapitalizm w tamtych czasach był ewidentnie krokiem wstecz. Konkurencja, drapieżność, po co? Owszem, zazdrościłem Amerykanom pięknych samochodów, fajnych ciuchów i kiełbas w sklepach, ale byłem przekonany, że można to samo osiągnąć u nas. Nie rozumiałem tylko, dlaczego wciąż tego nie ma.

    Do dzisiaj uważam, że nie z systemem należy walczyć i nie system karać i oskarżać, ale badać naturę ludzką. To ludzie psują najszczytniejsze idee. Kapitalizm też popsuli, a jakże. Żyjemy w porządnie spapranych czasach. I znowu, jasne to będzie dopiero za kilkanaście / kilkadziesiąt lat. Wtedy będzie dla naszych dzieci ewidentne, w jakim bagnie tkwiliśmy.

    Ja mam sumienie czyste - napisałem Antyporadnik opisujący barbarzyństwo naszych dni, sporządziłem już część drugą.

    Cegiełka do rozważań - mamy wreszcie system, który nie gwarantuje przeżycia na emeryturze. Czyż tak nie jest? Jest. Jestem przekonany, ze czeka nas fala samobójstw ludzi w podeszłym wieku. Sam już - na wszelki wypadek - rozglądam się za szybkim i bezbolesnym środkiem zakończenia własnych dni - na wypadek, gdyby okazało się, że nie stać mnie na dalsze egzystowanie, a sumienie nie pozwoli obciążać córki swoim losem. Czy to jest normalne? Czy urodził się nowy, jadowity kontekst ludzi urodzonych w kapitalistycznej Polsce?

    OdpowiedzUsuń
  5. "...Zastanawiałem się, czy pewnego dnia nie będę musiał sam o siebie zacząć dbać, bo państwo przestanie. Ta świadomość rodziła się długo. Nie był to proces naturalny, ani normalny..."

    No i państwo przestało dbać o Ciebie, drogi Marcinie, a Ty się zastanawiasz, jak na starość popełnić samobójstwo. Czy po to Lechu skakał przez płot? Warto było jeść tę żabę dla idiotycznego, iluzorycznego i w gruncie rzeczy gówno tak naprawdę wartego poczucia wolności słowa?

    OdpowiedzUsuń
  6. I jeszcze jedno, drogi Marcinie. Za komuny przeciętnemu Polakowi po opłaceniu czynszu i mediów, zostawała niemal cała pensja, którą mógł przeznaczyć na żarełko, ubranka, piteczności albo odłożyć w PKO. Trudno było dostać lodówkę czy telewizor, ale ile telewizorów człek potrzebuje w życiu? Nadmiar forsy przeznaczałem na kupowanie książek, chodzenie do kina, zaglądanie do warszawskich teatrów czy kabaretów - STAĆ MNIE NA TO BYŁO! Teraz po opłaceniu czynszu (1/4 mojej emerytury), mediów z Internetem (1/4 emerytury) i lekarstw (za komuny emeryci mieli leki za darmo i komu to przeszkadzało) zostaje mi kilkaset złotych na żarcie. I NA NIC WIĘCEJ! A ty się dziwisz (podziwiam Twoją cierpliwość!!!), że wciąż ci wiszę ten 1000 PLN, które byłeś mi uprzejmy pożyczyć rok temu? Banki mam rabować, czy co? Nie w moim wieku i przy mojej kondycji! Koszty życia wzrosły o kilkanaście %, ale przekonaj o tym wydawcę!
    To nie jest kraj dla starych ludzi!

    OdpowiedzUsuń
  7. O tym właśnie mówię, Generale. Mam wrażenie, że czas zadawania pytań nie skończył się z PRL'em. Ba, jestem o tym przekonany. Natura ludzka jest dziwna. Wciąż i na nowo zdaje jej się, że po zburzeniu Bastylii jest wreszcie dobrze. A nie jest. Człowiek podnosi rogaty łeb i psuje to, co miało być takie już ładnie i ostatecznie fajne. Dlatego nieustannie należy przyglądać się temu, co jest i pytać. Nie wierzyć w to, że już jest dobrze. We mnie wciąż, nieustannie rodzi się nowa świadomość, odkrywam nowe rzeczy. W sobie. Tak jak kiedyś.

    Oczywiście, że Wałęsa nie skakał przez płot po to, żebym dzisiaj łożył co miesiąc na utrzymanie swoich rodziców, jako się rzekło - nauczycielki i inżyniera, obojga z wyższym wykształceniem rzecz jasna - bo za bardzo nie wiążą końca z końcem. Już Conrad pisał o tym, jak zaczynają się rewolucje i jak się kończą. Ludzie walczą o co innego, na czym innym się rzecz domyka.

    Jestem przekonany, że gdyby moje, czy Twoje słowa stały się jakoś tam nośne, także zostałyby przekształcone, a z dobrych naszych chęci urodziłyby się potwory.

    Nie mamy wolności. Mamy potwora wolności. Nie mamy gospodarki wolnorynkowej tylko jej monstrum. Tak samo nie mieliśmy socjalizmu, tylko jego Lewiatana. Człowiek jest jednak okropnym gatunkiem...

    OdpowiedzUsuń
  8. A ty, Marcinie, jesteś jednym z niewielu ludzi, którzy każą mi myśleć, że jest inaczej...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ktoś tu wspomniał o wstydzie przed kolegami.
    Akurat jako rocznik '81 obserwowałem agonię tego zbrodniczego systemu, z pozycji szeregowego uczniaka SP 102.

    I szeroko pojęty wstyd przyszedł POTEM...

    W roku '90 dinozaur jeszcze nie wiedział, że mu ogon wcięli... Obiady za grosze były, kubek mleka za darmo na przerwie długiej był, tak jak pielęgniarka, opieka dentystyczna, karnet na basen i parę innych rzeczy...

    Różnicowanie zaczęło się wraz z obudzeniem szeroko pojętego kapitalizmu...

    Sklepik szkolny: ja mam na hamburgera, a ty nie. Ja mam na gokarty (tor na przyległym boisku otworzyli), a ty nie. Ja mam na bluzę z fuckiem na środku, a ty nie... I tak dalej i tak dalej... Zabawne jest to, że ja miałem gokarty, gumę TURBO, komputer i parę innych rzeczy, które w tamtych czasach u szczyli wyznaczały status quo...

    Ale też z perspektywy czasu wiem, że to wtedy skończyła się młodzieńcza dziecinność, kiedy ja otrzymywałem pod choinkę klocki LEGO, a kolega od święta pasem nie dostał... Wtedy zaczęło do nas docierać, iż nie każdy równym jest...

    OdpowiedzUsuń
  10. A, tak. To też pamiętam. Kolega na studiach mówi: wiecie, jak łatwo jest się przeprowadzić? Prościzna! XXX złotych firmie przeprowadzkowej i już! (wpisałem XXX, bo to było przed denominacją i naprawdę nie pamiętam kwoty). Pamiętam natomiast swoje zdumienie, że można tyle pieniędzy przeznaczyć na taką czynność. Sam wówczas żywiłem się marchewkami i majonezem...

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja jestem tylko ciekaw, dlaczego taki np. Maslow zaczął swoją piramidkę od żarcia i miejsca spania, a nie jeansów... OAO ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hm... Marcinie Szlachetny... O ile dobrze pamiętam, to studiowałeś już w "wolnej Polsce", więc nie obciążaj tą marchewką i majonezem PRL-u :-)... Ja studiowałem w latach 70-tych i jadałem dość normalnie. Stołówki studenckie może nie były żarłodajniami dla smakoszy, ale serwowały dania zwyczajne...

    OdpowiedzUsuń
  13. Studiowałem w latach 87-93... Była stołówka. Ale nie samym obiadem człowiek żyje :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Generale, to był 1926; a te tłumienie robotniczych buntów to już po śmierci Piłsudskiego. Toć on wyzionął ducha w 1935, i biedny Dmowski nie miał się już z kim wadzić.

    Zresztą, ten cały przewrót... To przecież Piłsudski nie zagarnął władzy, raczej był sztandarem przedsięwzięcia, np... ze dwa razy mu się przydarzyło być premierem i to wszystko (no, był GISZ, ale to jednak wojsko a nie prezydentura). Pewnie miał wpływ na Mościckiego, ale... Konstytucję zmieniono de facto dopiero w 1934 i to raczej nie dla Piłsudskiego, tylko na rzecz jego "spadkobierców". Generalnie frakcja trzymająca się Piłsudskiego wykorzystała dobry moment i zrobiła przewrót, kiedy Polska wychodziła z kryzysu - więc sobie mogli przypisać ten sukces, który nie był ich zasługą.
    Co do liczby zabitych w trakcie przewrotu, to chciałabym zauważyć, że przez te parę dni była wojna domowa. Jakby nie patrzeć strzelano z obu stron. A cywile pewnie niepotrzebnie nos z domu wyściubili w nieodpowiednim momencie, w życiu zdarza się mieć śmiertelnego pecha.
    A Piłsudskiego myślę, że ludzie raczej podziwiają i może niekoniecznie za przewrót, co za wygraną wojnę z bolszewikami. Cóż. I może, ewentualnie jeszcze za to, że się nie wzbogacił? Choć pewnie mógłby.

    Zresztą, co ja tam wiem? W końcu jestem rocznik '87, ot - skażone nasienie, poczarnobylski potworek. :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Nimfa odgrzała temat. więc za jednym zamachem...

    Marcinie, te podstawowe potrzeby w piramidzie Maslova "za komuny" zaspokajane były w sposób tak naturalny, że nikt się nad tym nie zastanawiał. Każdy miał co jeść i nikt się nie bał, że wyrzucą go z domu, lub straci pracę. To było oczywiste i jasne jak słońce. To TERAZ ludzie nie zawsze mają co włożyć do garnka i boją się, że komornik wywali ich na zbity pysk z domu, w którym spędzili niemal całe życie.

    Nimfo, Jaruzelski i Gierek też nie za bardzo się wzbogacili, choć gdyby chcieli, obaj mogliby wywieźć do Szwajcarii przynajmniej po kilkadziesiąt (jeżeli nie więcej) milionów baksów. A jednak nawet najbardziej zagorzali wrogowie żadnemu z nich tego nie zarzucają.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękuję, że mnie nimfą tytułujesz, Generale. Ale nią nie jestem. Poza tym bynajmniej nie chodziło mi, że Jaruzelski, czy Gierek się wzbogacili. Bo się nie wzbogacili. Ja po prostu odpowiadałam na pytanie - za co ludzie tak lubią Piłsudskiego. Ot i wszystko.

    O PRL się nie wypowiadam, choć teoretycznie mam to na świeżo, kiedy przygotowuję się do egzaminu z historii po 1944. No, ale mniejsza o to.

    Pozdrawiam,
    Ellaine

    OdpowiedzUsuń
  17. Miła Lancelotowi Ellaine.
    Przepraszam, żem cię pomylił z równie miłą Nimfą. Z historią jest jak ze wzburzoną pościelą na łóżku. Widok zależy od tego, z której strony ją oświetlisz.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie ma za co, Generale, zdarza się nawet najlepszym :)

    Hm, ciekawe porównanie. Nigdy tak nie myślałam o historii, ale może faktycznie coś w tym jest. Zresztą punkt widzenia zawsze zależy od miejsca, w którym się siedzi. A poza tym właśnie to, że historia nigdy nie jest prostym łańcuchem, ale skomplikowaną siecią tak mnie w niej fascynuje. No, ale dość już o tym, a co chciałam powiedzieć na poruszony powyżej temat to już napisałam.

    Pozdrawiam,
    Ellaine

    OdpowiedzUsuń