Jechałem dziś do Wałbrzycha, na groby mojego ojca i babki. W pewnej chwili stwierdziłem, że Dolny Śląsk zrobił się brzydki.
We Wrocku tego za bardzo nie widać, bo wznoszone tu nowe budowle projektują ludzie znający się na architekturze i starający się, żeby ich budowle miały jakiś charakter. Nawet Chuj Czarneckiego przy Placu Powstańców Śląskich wygląda nie najgorzej. Co prawda szpecą miasto ogromne tablice reklamowe, ale da się to jakoś znieść.
Ale poza miastem... Dżizus, ci kilkadziesiąt metrów stoją jakieś hurtownie, czy małe fabryczki - szare, prostokątne bryły z tanich materiałów oblepione krzykliwymi reklamami. Wiem, kraj się (podobno) rozwija, choć spadliśmy o bodaj cztery miejsca na liście państw, w którym obywatelom żyje się dobrze (przodują oczywiście kraje skandynawskie, dlatego pewnie, że to kraje protestanckie z luterańskim jeszcze etosem pracy). Ale niezależnie od tego, czy Polska idzie naprzód, czy się cofa, okropnie brzydnie.
Nie piszę nawet o tym, że pod Wałbrzychem, na łąkach, gdzie jako dzieciak łapałem koniki polne i obserwowałem wzbijające się w górę skowronki, rozciąga się teraz dość pokraczne, pogierkowskie osiedle mieszkaniowe.
Współcześnie budowane wille nowobogackich są niekiedy jeszcze paskudniejsze! Jakieś kombinacje mauretańskich pałacyków ze średniowiecznymi zameczkami oblepione wieżyczkami, tarasami i łukami przyporowymi. Z tymi budowlami rywalizują często niedawno wznoszone kościoły, projektowane chyba przez zdrowo naćpanych architektów wedle małomiasteczkowych gustów lokalnych proboszczów. Cholera, wiem, dzisiejsza typowo listopadowa pogoda, szare niebo i siąpiący zeń dżdż nie dodają uroków podróży, ale bijąca wprost z tych budowli głupota i pycha ich fundatorów porażają.
Chyba już czas umierać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz