Counter


View My Stats

poniedziałek, 14 listopada 2011

Rozrywki umysłowe...

Janusz Meissner, popularny autor powieści o lotnictwie i autor znakomitej trylogii o piractwie („Opowieść o korsarzu Janie Martenie” - kto nie czytał, niech rozpacza), opowiadał kiedyś następującą anegdotkę.
W latach trzydziestych minionego wieku był pilotem w stacjonującym pod Lidą (obecnie miasto w białoruskim obwodzie nowogrodzkim) pułku lotnictwa myśliwskiego. I oto zdarzyło się, że do pułku zjechała inspekcja pod komendą jakiegoś generała. Generał był kawalerzystą, choć dla całej historyjki niewielkie ma to znaczenie.
Pod koniec inspekcji general zapytał dowódcę jednostki, jak kadra spędza czas wolny.
- Melduję, panie generale, że z zapałem oddajemy się rozrywkom umysłowym.
- A jakimże to rozrywkom się oddajecie? - zapytał generał.
- Melduję, panie generale, że mamy tu bibliotekę.
Generał, choć szlify oficerskie zdobywał jeszcze w carskiej armii, „krugłym durakom” nie był i wiedział, że biblioteki w pułkach II RP były równie rzadkie, jak meczety w państwie watykańskim.
- Pokażcie mi tę bibliotekę - zażądał.
Zaprowadzono go do dość przestronnego pomieszczenia z kilkoma, poustawianymi przy ścianach szafami. Szafy były pozamykane, a na środku pokoju stał stół, na którym obok potężnego kufla leżała niewielka łyżeczka… powiedzmy, do jedzenia lodów.
- Hm… a jakie wy tu książki macie - drążył temat generał.
- Melduję, panie generale, że książek tu nie mamy. W tych szafach mamy rozmaite wódki.
- Toż wy tu pijaństwo uprawiacie! - rozsierdził się generał.
- Nijak nie, panie generale. My tu uprawiamy rozrywki umysłowe.
- Niby jakie?
- No… jeden wychodzi, a reszta umawia się na jakieś słowo. Potem na każdą literę danego słowa do tego kufla wlewamy po łyżeczce trunku, którego nazwa zaczyna się na tę literę i starannie wszystko mieszamy. Ten, co wyszedł, wraca, wypija i musi zgadnąć, co to za słowo.
- Mmmm… no to spróbujemy. Ja wymyślę słowo, a żeby nie było fałszu, niech wyjdzie… o, ten porucznik.
I generał wskazał jakiegoś młodego oficera.
Wskazany zasalutował i wyszedł.
- Mmmm… - zaczął się zastanawiać generał. - O! Mam! MAMA.
Do kufla wlano po łyżeczce maliniaku, angielskiej gorzkiej, miętówki i anyżówki. Porucznik wrócił, wypił, mlasnął językiem i zameldował:
- MAMA, panie generale.
- Wyjdzie jeszcze raz - nasrożył się generał. - Udało mu się!
Oficer wyszedł.
General myślał dość długo, ale w końcu twarz mu rozjaśnił zwycięski uśmiech.
- PAPA!
Do kufla wlano pieprzówkę, alasz, podpalankę i angielską gorzką.
Porucznik wrócił, wypił i służbiście wypalił:
- Melduję posłusznie, panie generale: PAPA.
- Noooo… - zdumiał się generał. - Co wy w wojsku robicie? Z takim smakiem jako kiper w fabryce wódek u Baczewskiego zarobicie fortunę!
- Panie generale, co mi pan tu takie dziecinne zagadki zadaje. Ja tu wczoraj zgadłem KONSTANTYNOPOL i NABUCHODONOZORA!

2 komentarze:

  1. Słyszałem bardzo podobną anegdotę o generale Wieniawie, tylko w tamtej zamiast generała był młody oficer a w dowódcę jednostki wcielił się kelner w restauracji. Ciekawe kto na kim się wzorował ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro już mowa o takich asach, to przypomnę, że u Haszka sierżant żandarmerii z jednego chuchu wyliczył Szwejkowi czternaście (chyba) wypitych przezeń wódek...

    OdpowiedzUsuń