Jak się dowiadujemy, umiejętności pilotażu kpt. Tadeusza Wrony nie miały żadnego znaczenia przy awaryjnym "sadzaniu" Boeinga na warszawskim Okęciu.
http://kruk.salon24.pl/
Na pokładzie samolotu znajdował się ojciec Piotr Chyła, wikariusz prowincjała Warszawskiej Prowincji Redemptorystów. Zacny i święty ten mąż miał przy sobie relikwie po JP II i intensywnie się do nich modlił. Kpt. Wrona mógł nawet palcem nie tknąć sterów, samolot był pod opieką Największego ze Wszystkich Polaków. Właściwie to kpt. Wrona powinien dostać zdrowy opierdol za to, że przypisuje sobie cudze zasługi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz