Ciekawą wypowiedź można dziś znaleźć na Onecie...
Niedawny prymas Polski, Józef Glemp stwierdził, że w wypowiedziach polityków brak umiaru i nawoływał do złagodzenia tonu wypowiedzi.
Chciałoby się za panem Zagłobą powtórzyć słynne: "Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni..."
Polscy katolicy to bardzo szczególni ludzie. Uważają się za wspólnotę religijną uprawnioną do moralnej oceny wszystkich innych i mają po temu odpowiednie uregulowania prawne. Jest to dla nich oczywista oczywistość. Oni sami mogą obrażać wszystko i wszystkich, mogą np. nazywać zwolenników prawa do aborcji mianem zabójców nienarodzonych dzieci, mogą gejom i lesbijkom grozić komorami gazowymi, wolno im nazywać krytyków Kościoła szczekającymi kundelkami (nawołujący dziś do umiaru wypowiedzi prymas Glemp), czy ubolewać nad feministycznym betonem, który się nie zmieni nawet pod wpływem kwasu solnego (biskup Pieronek o posłance Senyszyn), mogą też porównywać nielubianą partię polityczną do NSDAP (biskup Życiński o czołowych działaczach SLD). Im wolno. Wszystko wolno. Ale niech no tylko jakiś profan spróbuje wypowiedzieć się na temat katolickich świętości (Urban o JP Bis)! Natychmiast wszczynają larum. Kto wypowiada się o tych „świętościach” bez należytego szacunku – srogo za to zapłaci.
A niech mi kto mądry wyjaśni w prostych słowach, co to są np. uczucia religijne? Jak w ogóle można obrazić coś tak ulotnego, jak uczucie? Albo niech mi kto powie, czy tak naprawdę można obrazić Boga? Ateista go nie obrazi, bo nie da się przecież obrazić kogoś, kto nie istnieje. A wierzący? Czy głęboko wierzący może powiedzieć, że ktoś obraził Boga? Przecież równie dobrze można by rzec, że mrówka zdolna jest do obrazy człowieka.
Jeżeli ktoś uważa, że jest inaczej, zapraszam do dysputy…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz