http://technowinki.onet.pl/wiadomosci/szok-odkryto-ze-powodem-piractwa-sa-zbyt-wysokie-c,1,4214318,artykul.html
Zdumiewające! Po kilkuletnich badaniach i wydaniu na nie najpewniej kilku melonów dolców odkryto niezwykłą rzecz! Piractwo jest wynikiem wysokich cen!
Od kilku lat tłumaczyłem kolegom (teraz już byłym) redakcyjnym z pewnego czasopisma zajmującego się grami komputerowymi, że po pierwsze, piractwo nie jest tożsame ze złodziejstwem, a po drugie, zjawisko by znikło, albo mocno zmniejszyło swój zakres, gdyby producenci gier i dystrybutorzy programów bardziej elastycznie podchodzili do kwestii ich cen.
Przeciętny Jankes zarabia na kosztującą, powiedzmy, 40 baksów grę w ciągu jednego dnia i jeszcze mu zostaje na hamburgera. W dodatku mniej płaci za Internet, komórkę, energią elektryczną itd. Na szaleństwa i rozrywki zostaje mu circa ebałt 70 % miesięcznego zarobku. U nas życie jest diabelnie drogie - w 23 lata po zdobyciu niepodległości i pozbyciu się wrednych, okradających naród komuchów ok. 60 % (w tym i ja) Polaków nie ma żadnych oszczędności i żyje od wypłaty do wypłaty. Gdyby gra komputerowa kosztowała ze 20 zeta, piractwo (to też zresztą niewłaściwa nazwa - piratów w dawnym sensie tego słowa, zarabiających na rozmaitych giełdach sprzedawaniem dziesiątek egzemplarzy nielegalnie zdobytych gier w Polsce już nie ma) byłoby zniknęło zupełnie, albo zmalało do niemal niezauważalnych rozmiarów.
Ale... komu się chce toczyć o to wojny? Jeden z drugim redaktorek kładzie uszy po sobie, choć doskonale wie, jaki jest stan rzeczy. Tego mu zresztą nie wytykam, praca (choćby kiepsko opłacana) jest wartością samą w sobie i nie ma co podskakiwać przeciwko "oficjalnej linii redakcyjnej". Wkurwia mnie tylko fałsz zionący z wypowiedzi tych panów, którzy po cichu sami grając w piracko zdobyte kopie (dystrybutorzy najczęściej nie przysyłają w terminie gier, a o czymś pisać przecież trzeba) głośno krytykują biednych misiów, którzy ośmielą się bronić "piractwa".
Ech...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Na Zachodzie to też nie jest niewielki wydatek. Na przykład w Niemczech, nowa gra zazwyczaj kosztuje 40-49 euro w dyskontach MediaMarkt i Saturn (tak! w Niemczech to są dyskonty, jak Biedronka!). Mało kto zarabia w takich wschodnich landach ~1500 euro, najczęściej jest to płaca w okolicach 1000 i mniej. Abstrahując od ceny cukru, to żywność ogólnie jest znacznie droższa niż w Polsce. Za chleb trzeba zapłacić ~1,5 euro. Więc po odliczeniu pieniędzy jakie trzeba przeznaczyć na żywność, paliwo (1,5 euro za litr najtańszego ścierwa!), i tak dalej - to prawie 50 euro za jedną grę to naprawdę dużo! Nawet w takich Niemczech.
OdpowiedzUsuńMilczeniem pominę miliony Niemców pobierających zasiłek w wysokości tylko 359 euro. W Polsce taki zasiłek to byłoby coś, ale w Niemczech....
Nie zgodzę się, piractwo to stan umysłu, oczywiście zmalałoby jakby gry były tańsze, ale to nie do końca w tym rzecz, znam masę ludzi, która piraci gry kosztujące 10 czy 20 zł. Wolą też ściągnąć niż kupić grę dołączoną do czasopisma.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałem podobny 'problem', teraz po prostu nie gram we wszystko jak leci, staram się wybierać wartościowe produkty w swojej tematyce growej i nagle okazuje sie, że wcale tak wiele to nie kosztuje, bo ile wychodzi miesięcznie gier godnych uwagi? Jedną sobie kupięod razu, inną w reedycji, jest ok. Chociaż te 149 zeta za sztukę to jednak sporo w przypadku gdy pogram sobie 5 godzin i koniec. Takich po prostu nie kupuję.
Miałbyś pewnie rację, Lisu, gdyby producenci gier wypuszczali produkty bez bugów, błędów i zaciachów. Tak niestety nie jest - w licznych i dobrze udokumentowanych przypadkach już na drugi dzień po premierze ukazują się gigabajtowe patche. Skoro sprzedawca jest nieuczciwy, to czemu kupujący ma przestrzegać reguł?
OdpowiedzUsuńJak to zostało kiedyś powiedziane, gdyby cały świat wyznawał zasadę 'oko za oko' to już dawno wszyscy bylibyśmy niewidomi.
OdpowiedzUsuńJa rozwiązałem ten problem tak, że zazwyczaj nie kupuję gier w dniu premiery. Smutne. Ale wiele razy oszczędziło mi nerwów, bo czekając cierpliwie, w sieci czytałem o znikomej grywalności danego produktu.
Swoją droga to niesamowite, że kiedyś wydawano molochy typu Baldur's Gate i jakoś nie potrzebne było 9384743 patchy, dziś gra o porównywalnej skali łatana byłaby zapewne ze dwa lata :) A i tak finalnie najlepsze łatki dostarczyli by .. fani.
Nie wiem czy dobrze rozumiem, ale wychodząc z pańskiego założenia iż np. po jednym zakupie koszulki, która w praniu mi się o połowę zbiegnie, drugą powinienem im zwinąć bo za pierwszym razem okłamali mnie że to produkt dobrej jakości ;)
A wystarczy przecież po prostu nie kupować u nich już nic więcej.
Lub wstrzymać się chwilę i poczekać na opinie innych. Wszystko zależy od tego jak nasze sumienie postrzega tego typu zachowania, bo (poza konsekwencjami prawnymi oczywiście:) to chyba najważniejsze.
Lisu, po pierwsze "zbiegnięty" podkoszulek bez trudu wymienię w ramach reklamacji. Z programem komputerowym (grą) jest znacznie, ale to znacznie gorzej.
OdpowiedzUsuńPo drugie, nielegalne skopiowanie programu NIE JEST, POWTARZAM, NIE JEST KRADZIEŻĄ. W świetle prawa jest to przestępstwo, ale nie dam sobie wmówić, że to kradzież. Jak skopiuję Windę, Billowi Gatesowi nie ubędzie ani jeden egzemplarz, nie zbiednieją jego programiści, ani on sam.
A po trzecie - takie firmy jak EA grzmią o stratach, jakie ponoszą z winy "piratów". I co? Ogłaszają bankructwo? Nie, ich prezesi, członkowie zarządu i inne szychy mają się całkiem dobrze.
I czy ty naprawdę uważasz za słuszne i prawe żądanie 750 dolców za coś, co tak naprawdę jest warte pięć razy mniej?
Generale, ja rozumiem, że piractwo z definicji kradzieżą nie jest, bo żeby coś ukraść, ktoś musi coś stracić. Na tej samej zasadzie dlaczego nie są ścigani nauczyciele piratujący książki/ćwiczenia i rozprowadzający je wśród uczniów na lekcjach ;) Czemu można legalnie iść do punktu ksero i powielić całą powieść a przegrać grę już nie. Może jest to jakoś ustalone prawnie, nie ma wpisu co do literatury i jej powielania, ale tu się kłania brak konsekwencji - i to i to jest utworem przez kogoś stworzonym.
OdpowiedzUsuńCałe te straty - też bzdura, bo - ponownie - żeby coś stracić, trzeba najpierw to mieć. Jak mój kolega spiratuje grę to jaką oni mają pewność, że jakby tego nie zrobił to na 100% kupiłby oryginał i przez to że nie kupił to oni stracili? Żadną.
W wielu kwestiach się zgadzamy ;) Jednakże jak pisałem wcześniej, piractwo to głównie stan umysłu i jeśli jest już okradaniem - to okradaniem samego siebie z .. (tu wnioski mogą być różne. Z poczucia bycia prwym obywatelem, z przyjemności cieszenia się zrywania folii z opakowania itp ;).
Ceny cenami .. niektórzy płacą miliony dolarów za jakieś bohomazy na ścianie, które podobno są sztuka, inni 20-krotną sumę za czajnik bo zaprojektował go ten i ten, a to tylko zwykły czajnik.
Kupowanie gier to nie obowiązek. Nie stać mnie, nie kupuje. Nie muszę grać. Ale chciałbym :) I dlatego wybieram to na co mnie stać, testując dema, czytając recki (ostatnio baaardzo mało miarodajne..) i oglądając gameplaye. Pewnie, nie raz wtopiłem z jakimś tytułem, ale bywa, nie raz też zamówiłem do jedzenia coś co mi potem kompletnie nie smakowało.
Prawda jest jednak też taka, że jakby piractwo było załóżmy w pełni legalne - kto by robił te gry .. wszyscy by kopiowali, autor by nie zarobił, byłoby mu smutno i nie chciałoby mu się pracować tylko po to żeby ktoś pograł ale nie docenił.
Nie do końca też rozumiem pańskie stanowisko chyba :)
To że piractwo to nie jest dosłowna kradzież, tylko bardziej z nazewnictwa - ot tak się przyjęło, to ustaliliśmy, ale czy jest ono dobre i tak w pełni nieszkodliwe dla rynku gier? Jakby gry nagle przestały się sprzedawać zapewne po jakimś czasie przestano by je robić :(