Jak co roku od wielu lat obchodzimy rocznicę - tym razem 66 wybuchu Powstania Warszawskiego.
http://wiadomosci.onet.pl/2682,2204870,miasto_pograzy_sie_w_ciszy_i_bezruchu_dwa_miesiace_obchodow,wydarzenie_lokalne.html
Może zechciejmy się przyjrzeć prezentowanej fotografii.
Czterech młodych ludzi. Jeden ma przedwojenny karabin Mosina (chyba). Drugi trzyma w łapie niemiecki granat, trzeci - nieco w głębi - ma w dłoni finkę? nóż kuchenny?
Czwarty kibicuje towarzyszom broni.
Wiecie co? W rozmaitych publikacjach dotyczących Powstania Warszawskiego wszyscy zgodnie podkreślali bohaterstwo młodych warszawiaków walczących w Powstaniu.
Nikt nie napisał, że byli idiotami. A byli.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Osobiście uważam, że Powstanie Warszawskie było najgorszą decyzją rządu podziemnego. Armia sowiecka z pewnością nie zniszczyłaby Warszawy i na pewno nie wymordowałaby tylu niewinnych ludzi, ilu zginęło w czasie powstania. Oczywiście kierownictwo i oficerowie AK zostaliby pewnie zlikwidowani przez NKWD. Ale przecież po wojnie i tak aresztowania i mordy miały miejsce. Warszawa przetrwałaby niezniszczona i pewno Pałac Kultury i Nauki stanąłby gdzieś na obrzeżach Pragi, a nie w centrum :)
OdpowiedzUsuńMister yablonsky, to nawet nie była decyzja Rządu Londyńskiego. Wojskowi w Londynie jakby nie patrzeć, byli realistami i wybuch Powstania zaskoczył ich i rozjuszył. Decyzję o wybuchu Powstania podjęło kilku lokalnych watażków, nieodpowiedzialnych dupków, a zrealizowali ją głupcy i zapaleńcy (nie da się ich nawet za bardzo nazwać bohaterami, bo tak naprawdę nie mieli pojęcia, na co się porywają). Śmiejemy się z Czechów i ich Powstania Praskiego. Ale kto, psiakrew, na tym lepiej wyszedł?
OdpowiedzUsuńNie zamierzam ciskać błota na tych młodych głupków, którzy - jak w piosence - na Tygrysy szli w ViS-ami. Szlag mnie tylko trafia z powodu ogromnej pompy, z jaką obchodzimy ten zbiorowy, narodowy idiotyzm.
Rosjan stać było na to, by u siebie obchodzić uroczyście 65-tą rocznicę zwycięstwa nad Niemcami. Ten Kantaria, który zatknął czerwoną flagę nad Reichstagiem był żołnierzem zupełnie innej armii - dzisiejsza rosyjska flaga to trójkolorowa flaga św. Jerzego.
Ale tamci żołnierze byli Rosjanami i dzisiejsza Rosja ich szanuje. A jak III RP uhonorowała tych polskich żołnierzy, którzy z Rosjanami deptali bruki Berlina?
Za to gloryfikuje się Powstanie, po którym stolica legła w gruzach, tylko po to, by zaspokoić chore ambicje lokalnych "warlordów".
Tfu!
Przywódcy Powstania powinni stanąć pod ścianą za zbrodnię na narodzie. Nie będzie u nas normalnie dopóki będziemy stawiać pomniki mordercom.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, szanuję pana, ale wy, Ślązaki, zawsze z Niemcami. Nie mówię, że Powstanie było czymś mądrym, ale jednak nazywanie ludzi poległych idiotami jest nietaktem.
OdpowiedzUsuńNietakt? Być może. Z drugiej zaś strony ich zachowanie zakrawało przynajmniej na skrajną głupotę i nieodpowiedzialność.
OdpowiedzUsuńSamych zaś dowódców odpowiedzialnych za tę zbrodnię (bo to zbrodnia i klęska, a nie żadne bohaterstwo, które należy czcić) powinno się na umieścić w kanonie największych polskich zbrodniarzy i zdrajców.
Zgadzam się całkowicie. Wygląda na to, że nasz naród ma tak mało powodów do dumy, żeby zajmować się celebrowaniem tych najdurniejszych wydarzeń w których brał udział...
OdpowiedzUsuńPrzytoczę ci pewne fragmenty z "O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym":
OdpowiedzUsuń"Znać siebie i mieć uznanie samego siebie w jestestwie swojem, mieć wewnątrz ujęcie i grunt pod sobą - owóż niezaprzeczone, niezatracone prawo w rodzie ludzkim i najdostojniejszy przymiot człowieka!".
"jedne narody giną, i śladu po sobie nie zastawując, a drugich pamięć przechowuje się w dziejach, skądże to pochodzi? (...) Oto, że ostatnie za dni swoich przyszły ku uznaniu siebie w masie swych myśli i wyobrażeń, a jestestwie pierwszych zasadzało się jedynie na zmiennych, przemijających warunkach bytu (...)"
"Niechaj naród raz tylko i choć na czas najkrótszy, ma to uznanie samego siebie w swojem jestestwie, a już pamięć jego nie zaginie, wyrazi się bowiem, wyjawi, zasłynie (...) Uczucie to bowiem, kiedy się naród w swojem jestestwie nierozdzielnie czuje jest tak piękne, tak szlachetne, że się koniecznie wszystke w niem wyjawić musi, wyrwać na jaw, wynurzyć - swoje <> na oko pokazać"
"kto tego, ze jest, nie wie, ten jest tak, jakby go wcale nie było"
Gdyby ktoś nie rozumiał, wyjaśniam. Tym Powstaniem wykazaliśmy, że jesteśmy i potrafimy walczyć o Naród, który jest jednym z najwyższych dóbr, ukazaliśmy patriotyzm. Dzięki temu, jak zresztą wielokrotnie wcześniej (choćby powstania z okresu zaborów), udowodniliśmy, ze jesteśmy Państwem. I tak jak pisze Mochnacki w przytoczonym fragmencie: "pamięć o narodzie nie zaginie". Owszem, nie powiodło się, ale zachowaliśmy o nim pamięć. I gdyby, w przyszłości, nastąpiłaby podobna sytuacja, zajrzelibyśmy do historii i dzięki niej ponownie walczylibyśmy o wolność. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby m.in. nie było świadomości o Powstaniu nie byłoby także ruchu solidarnościowego.
Wreszcie na koniec. Nie żyliśmy w tych czasach, nie znamy mentalności tamtych ludzi - więc nie mamy prawa ich oceniać, a co za tym idzie nazywać to idiotami. Było to z twej strony bardzo niesmaczne i zwyczajnie nie na miejscu.
Drogi mój Albercie, nie przytaczaj mi opinii historyków z wieku XIX, bo żyjemy w XXI.
OdpowiedzUsuńNie gloryfikuj Narodu, bo to pojęcie rozmyte jak plama wody na ścianie. Idiotą jest ten, kto rozpoczyna walkę z góry skazaną na niepowodzenie i naraża przy tym życie innych. Młodzi ludzie idący "z Vis-ami na Tygrysy" zginęli z własnej, nieprzymuszonej woli - ale ściągnęli śmierć na miasto i mieszkających w nim ludzi, których zresztą nikt nie pytał, czy mają ochotę na powstanie.
I nie gloryfikuj ruchu solidarnościowego.
Wczoraj czy przedwczoraj na Onecie była notatka o tym, jak to politycy z całego świata olewają rocznicę powstania Solidarności. Jedna z internautek napisała w komentarzu:
Za 1500 złotych muszę utrzymać bezrobotnego męża i syna. Z czego mam się cieszyć i co mam świętować...
Tyle o ruchu solidarnościowym. Porozmawiaj o nim ze stoczniowcami, których wyrzucono z pracy...
Literatura jest wieczna i można się nią posługiwać niezależnie od czasu. Zwłaszcza jeżeli w tamtym okresie byliśmy także w niewoli. To mniej więcej tak, jakby mówić, iż nie należy wzorować się na postawach bohaterów z książek sprzed stuleci, gdyż żyli w innej epoce.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym,iż, jak sam to określiłeś, pojęcie Narodu jest "rozmyte". Można rzec, że już niemal całkowicie zanikło (wspólny podręcznik do historii...). Jednak nie pogarszajmy tego stanu i nie nazywajmy Powstańców - ludzi zrozpaczonych i pragnących wolności dla Polski - idiotami.
Chyba troszkę się w pewnym miejscu nie rozumiemy. Mnie wcale nie chodzi o świętowanie Powstania, czy też innej okazji ważnej dla Ojczyzny, poprzez jakieś parady, koncerty itd. I tak wiemy, że, to bardziej przypomina pokazówkę. Ale krytykowanie i mówienie, że Powstanie było totalnym idiotyzmem jest zwyczajnie błędne, co tez starałem się pokazać przytoczonymi fragmentami. Powtórzę raz jeszcze: udowodniliśmy w ten sposób, że potrafimy walczyć o jedno z najwyższych dóbr jakim jest Ojczyzna.
Zechciej mi więc wytłumaczyć, co to jest Ojczyzna. Mam silne podejrzenia, że moja jest zupełnie inna od Ojczyzny Rydzyka, Kaczyńskiego, czy Tuska.
OdpowiedzUsuńI wybacz, ale nadal będę nazywał idiotą człowieka, który idzie z widelcem na czołgi. W Powstaniu Warszawskim na jednego Niemca (żołnierza w końcu) zginęło około 10 Polaków (niekoniecznie żołnierzy). Gdybyż jeszcze coś tym kosztem wskórano... Ponosząc ogromne straty powstańcy nie osiągnęli absolutnie niczego (poza totalnym zniszczeniem lewobrzeżnej Warszawy). Niestety, nie mogę tego nazwać inaczej, jak idiotyzmem.
Nie mieszajmy do tego powyższych osób; w tej chwili nie mają nic do rzeczy.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że słowo "Ojczyzna" jest ciężkie do zdefiniowania. W każdym razie najbardziej podoba mi się jak było postrzegane przez pewnych Polaków w okresie romantyzmu - jako jedno z najwyższych dóbr; coś o co warto umierać.
Nic nie osiągnęli? Tutaj się absolutnie nie zgodzę. Nie chcę się powtarzać, więc odsyłam do mojego pierwszego komentarza (cytatów). Co z tego, że przegrali? Ważne, że walczyli - BYLI. A "bycie" zapewnia trwałość.
Zniszczone miasto? Chyba lepiej, żeby odniosło straty materialne, niż żeby kosztem wyglądu nie było niepodległego Państwa.
Po raz kolejny zacytuję Mochnackiego: "Przecież trzeba mieć wsporę na czemś. (...) Korzeniem jego [narodu] jest przeszłość historyczna". A my mamy piękną historię. Szkoda tylko, że popada w zapomnienie...
Wiesz Albercie, w okresie Romantyzmu (a konkretnie w Powstaniu Styczniowym) jedni Polacy walczyli z caratem i jego wojskami, a inni (o czym raczej niechętnie się wspomina) wyłapywali rannych powstańców i oddawali w ręce oddziałów kozackich.
OdpowiedzUsuńWidocznie jedni i drudzy zupełnie inaczej widzieli Ojczyznę.
Rozpiszę się trochę...
Jest taki film Massada o powstaniu Machabeuszy. Żydowscy powstańcy zamknęli się w twierdzy Massada i sądzili, że Rzymianie mogą ich całować w pięty.
Rzymskie legiony nie miały jednak w zwyczaju odstępować od oblężenia. Aby dostać się do murów (a twierdza stała na stromym, skalistym wzgórzu), Rzymianie zbudowali rampę zaganiając do pracy okolicznych Żydów, którzy pędzeni batami znosili głazy i żwir. Powstańcy z murów wyzywali tych zniewolonych od zdrajców i tak dalej, ale nie bardzo mogli do nich szyć z łuków - w końcu walczyli o ich wolność, prawda?
Kiedy rampa została ukończona, legioniści wciągnęli wieżę z taranem i rozwalili mury (opowiadam w sporym skrócie). Powstańcy nie chcąc poddać się Rzymianom popełnili wszyscy zbiorowe samobójstwo ze swoimi rodzinami.
Na pamiątkę tego wydarzenia młodzi żołnierze armii Izraela na wzgórzu Massady co roku składają przysięgę wierności swemu narodowi.
Jak sądzisz, czyimi potomkami są ci żołnierze? Tych, którzy pokornie zginając karki wznosili tę rampę.
Ale tamci powstańcy narażali tylko życie swoje i swoich rodzin. Jerozolima się ostała.
Komuś tu pomieszało się powstanie Machebeuszów z 167 p.n.e z obroną Massady w czasie powstania żydowskiego w 73 n.e.
OdpowiedzUsuńNo cóż, raczyłem - jak mawiał Franz Josef - się pomylić. Nie zmienia to istoty sprawy (oblężenia Massady).
OdpowiedzUsuńNo niestety nie. Ponieważ Jerozolima się wówczas nie ostała. Została zburzona w 70. Wszystko przez nieprzejednanych zelotów, którzy swoim radykalizmem doprowadzili do powstania w 66.
OdpowiedzUsuńA ci z Masady bronili już tylko honoru w 73- gdy popełniali samobójstwo Jerozolima była już w gruzach.
A kto nam każe patrzeć na postępowanie zdrajców, którzy zdarzają się niemal przy okazji każdego wydarzenia? Weźmy jako wzór do naśladowania tych, co na to zasługują.
OdpowiedzUsuńdaff, nie zmienia to mojej tezy, że sykariusze z Massady ryzykowali wyłącznie życiem swoim i swoich bliskich.
OdpowiedzUsuńAlbercie, ja bym tych biedaków zdrajcami nie nazwał. Niemcy w Powstaniu stosowali żywe tarcze. Nazwałbyś tych ludzi zdrajcami?
A tak przy okazji - ciekaw jestem, co ci ludzie myśleli o bohaterskich powstańcach?
Ale ci sami sykkariusze wcześniej doprowadzili do wybuchu powstania przeciw Rzymianom, wiedząc, że szanse na wygraną są praktycznie zerowe. Konsekwencją czego było zburzenie Jerozolimy i śmierć oraz rozproszenie całego narodu. W Masadzie ryzykowali już tylko swoje życie- bo był to ostatni punkt oporu...
OdpowiedzUsuńdaff, po pierwsze sykariusze byli fanatykami religijnymi.
OdpowiedzUsuńPo drugie - byli terrorystami.
Dobrze, niech Ci będzie - porównajmy ich do chłopców idących na Niemców z przedwojennymi jednostrzałowymi Lebelami (niewielu je, tak nawiasem mówiąc, miało). Naprawdę chcesz takiego zestawienia?
Rozsądniej jednak chyba zachowali się ci, co nie protestowali, tylko budowali rampę... (którą zbudowali dość solidnie, bo przetrwała do dzisiaj ;-)...)
Byli raczej nieprzejednanymi nacjonalistami- jeśli można użyć takiej kategorii w ówczesnych warunkach.
OdpowiedzUsuńA nie protestowali bo nie mieli nawet cienia szansy na cokolwiek. Widzieli tysiące braci umierających na krzyżach. Sami byli już w rzymskiej niewoli. Za jakąkolwiek niesubordynację groziła im najstraszliwsza śmierć starożytności. Także za oznakę protestu. Byli w świetle ówczesnego prawa rzeczą, rezerwuarem siły pociągowej jak woły.
Daff, upierasz się przy porównaniu, które IMVHO za bardzo nie ma sensu. Sytuacja Warszawy w 1944 była inna, niż Jerozolimy w 70. Wystarczyło poczekać, miesiąc, może dwa lub trzy (niechby i pół roku). Wybuch Powstania dał Niemcom pretekst i niepowtarzalną szansę na systematyczne zniszczenie całej lewobrzeżnej części miasta. Cokolwiek by mówić o Sowietach, nie rozwaliliby stolicy. Nie wymordowaliby na dzień dobry 180 tys. jej mieszkańców.
OdpowiedzUsuńPowiem więcej - Stalin byłby się znalazł w ogromnie głupiej sytuacji. Po wyzwoleniu Warszawy przez Armię Czerwoną (pamiętaj o oddziałach polskich), z Londynu przylecieliby przedstawiciele Rządu Rzeczpospolitej na uchodźstwie. Mieliby do dyspozycji swoje siły zbrojne (AK w kraju i oddziały na froncie zachodnim). Gdyby Stalin zechciał załatwić to po swojemu, miałby dużo większe trudności, niż później. A może w ogóle by mu się to nie udało.
Być może Polska wyglądałaby zupełnie inaczej.
Ale warszawskie dowództwo AK przesrało sprawę. Ci ludzie stworzyli Stalinowi idealną okazję do zamontowania w Polsce rządu komunistów. Dali Stalinowi absolutnie wolną rękę. Co, nie umieli utrzymać podwładnych w ryzach? Znaczy, że AK była gorsza od szlacheckiego pospolitego ruszenia? Nie rozśmieszajcie mnie, panowie...
Ech, ja sobie pozwolę dziełem Andrzeja Mleczki skomentować Powstanie:
OdpowiedzUsuńhttp://img.interia.pl/rozrywka/nimg/Historia_1883631.jpg
Nie wiem, czy trzeba coś dodawać.
Pozdrawiam, Generale!