Counter


View My Stats

sobota, 21 kwietnia 2012

Kultura masowa

Corman, Dawiduu, Paladynie... Należałoby się zastanowić nad tym co jest skutkiem a co przyczyną. Czy media karmią masy takim gównem, bo wiedzą że masy na nic lepszego nie zasługują, czy masy zdurniały, bo media spuściły z tonu, jako że niech chce im się zdobyć na minimum wysiłku - ostatecznie zapłacą im i za tę papkę informacyjną, jaką nas karmią. Kiedyś np. osobowością telewizyjną była pani Irena Dziedzic - dama, która potrafiła porozmawiać z muzykiem o muzyce, z filmowcem o filmie, a z naukowcem (matematykiem!) o matematyce. Teraz idolem jest np. pan Wojewódzki, specjalizujący się w obrażaniu rozmówców i idiotycznych odzywkach. Najbardziej popularnym polskim serialem jest "Rodzina Kiepskich". Kiedyś lokaj starał się naśladować manierami Jaśnie Pana. Wychodziło to niekiedy zabawnie, ale poziom wyznaczała arystokracja. Teraz Jaśnie Panów już nie ma, a lokaje powykupywali majątki i narzucają chamskie maniery reszcie społeczeństwa. I nie mówcie mi, że to dzieło Komuny. Kto zlikwidował ambitniejsze programy w TV (Teatr Telewizji, na przykład), z zamiast nich wsadził kretyńskie teleturnieje, w których zwyciężali ci, co myśleli jak wszyscy? Mam na myśli ten prowadzony przez Hamburger... nie, przez pana Karola Strasburgera? Kto lansuje kretyńskie telenowele, gdzie produkują się jakże piękni "Ojcowie Mateuszowie"? Powtarzam pytanie - bo warto się zastanowić - co jest skutkiem, a co przyczyną? Bo gówno nas zaleje.

36 komentarzy:

  1. -> Teraz warto przyjrzeć się roli mediów w tym wszystkim. Media nie muszą od razu ruszać na krucjatę przeciwko nowemu. Ale mogłyby zaproponować coś w zamian. Mogłyby Spróbować przeciwdziałać. A co robią? TVN i Wojewódzki. Radio ZET wpuściło Frączyka na eter. Anonimowie przy okazji hecy z ACTA wyrośli na cyber Robin Hoodów. Media zamiast oferować własne autorytety. Kreować modę na faktyczny intelektualizm biernie poddają się prądom mody społecznej. To z kolei sprowadza się do ciągłego celowania w ciągle obniżające się gusta publiki. Może nieco demonizuje, ale za parędziesiąt lat w tym tempie będzie trzeba zacząć od nowa stawiać areny i kolosea.
    Oczywiście nie mam mediom za złe, że usiłują zarabiać. Mamy taki, a nie inny ustrój i na tym to polega. Niedorzecznością więc byłoby za to gardłować się na środki masowego przekazu. Jednakże fakt, że w zasadzie WCALE nie usiłują wpłynąć na sytuację, nawet w subtelny sposób (filmy dokumentalne o godzinie 1.00 w nocy to nie jest ŻADNE działanie), a nawet często tę sytuację pogłębiają jest dla mnie głównym źródłem zgryzot.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, Paladynie, z rozpędu kliknąłem nie tam, gdzie trzeba. Oto twój poprzedni post...

    Powiedziałbym Generale, że nie da się tu wyróżnić jednego skutku i jednej przyczyny. Raczej wpływ mediów i zbaranienie społeczeństwa nakładają się na siebie. Ale pozwolę sobie dorzucić jeszcze jedno sformułowanie do tej dyskusji, które może nieco pomóc w naświetleniu sytuacji, jest to mianowicie "kult głupka". Cóż to takiego? Wspomniałeś o Ferdku Kiepskim, którego możemy często spotkać na łamach serwisu demotywatory.pl, który to przedstawiany jest jako źródło mądrości narodowej. Zwykle mądrości z serii: "kto pije i pali, ten nie ma robali", ale w czasach gdy mądrości stanowią towar deficytowy nie wypada patrzeć darowanemu koniowi w zęby, nieprawdaż? Dalej mamy głupka pseudointelektualnego w postaci również wymienionego pana Wojewódzkiego. W programach z udziałem tego pana, rzadko można doszukać się czegoś co rozwinęłoby widza w jakikolwiek sposób. Jego flagowy program, to w zasadzie występ marnej jakości komika z zaproszonymi gośćmi w charakterze rekwizytów, co uwidoczniło się parę lat temu jak zaprosił Dodę ("Haha, patrzcie, grzebie jej przy cyckach!"). Z tej samej kliki z resztą jest niejaki Maciej Frączyk, znany szerzej jako "Niekryty Krytyk". Ten pan w zasadzie zagarnął pomysł innego pana z zagranicy (patrz: Nostalgia Critic), który wpadł na pomysł jak w fajny sposób połączyć recenzowanie filmu z rozrywką. Oryginał do tej pory pozostaje w formie mimo paru lat działalności na scenie internetowej, co więcej przyczynił się w sporej mierze do rozwoju gracz-geekowskich mediów obywatelskich. A co wyszło z przesadzenia tego pomysłu na nasz polski grunt? Kretyn w okularach, który podobnie jak pan Wojewódzki korzysta z rekwizytu, acz w tym wypadku są to fragmenty filmów czy programów.
    Dalej mamy głupka zbiorowego. To jest z kolei zjawisko z za wielkiej wody. O czym mówię? O kulcie Anonima. Obecnie lansuje się go, jako dzielnego hakera walczącego o wolność waszą i naszą. Zapomina się jednak, że Anonim swoje korzenia ma na "forum obrazkowym" specjalizującym się w negowaniu wszelkich zasad współżycia społecznego. Wliczając w to przerabianie stron dla epileptyków by błyskały bardzo szybko kolorkami w rytm muzyczki z Benny Hilla, wliczając w to wrzucanie zdjęć przedstawiających przemoc w stosunku do zwierząt, na pedofilii kończąc. Tak zwany "lulz" będący główną zasadą działania tej grupy jest w zasadzie słowem określającym najbardziej prymitywny i durnowaty rodzaj humoru, jaki przetoczył się przez internet.

    Przechodząc do sedna odpowiem na najistotniejsze pytanie: co łączy te trzy odmiany "głupka"? Popularność. Ruch Anonimów pęcznieje od nowych osób, Frączyk ma już w radiu swój program, no i mamy coraz więcej klonów Kiepskich. I do tej popularności przyczyniają się ludzie, którzy (tu cytat z klasyka) mylą szambo z perfumerią. Frączyk i Wojewódzki to dla nich intelektualne autorytety. Kiepski skarbnica mądrości. Anonimowie dzielni bojownicy.
    A zjawisko "kultu głupka" to tylko jedna z odmian przyjmowania przez społeczeństwo głupoty jako mądrości. ->



    Autor: Paladin_Rage , blog: EGM w sosie własnym UNRATED, 21 kwietnia 2012 12:51

    OdpowiedzUsuń
  3. cóż można tutaj dodać? Cieszę się, że przynajmniej inteligencją nie wystaje ponad średnią. Bo gdybym był mądrzejszy niż jestem, to to co się dzieje bolałoby znacznie mocniej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Proces opisywany przez Paladyna obserwowałem "w trakcie siędziania".

    Istnieje, powiedzmy, pewna firma, nazwijmy ją "Gazeta". Początkowo młodzi pracownicy są pełni zapału. Nareszcie możemy robić coś nowego, ciekawego i fajnego. Stosunki prawie paternalistyczne. Potrzebujesz chwilówki? (a kto nie potrzebuje? Nie ma sprawy. Fajnie jest.

    Potem przychodzi facecik, który "zna języki". Spec (podobno) od pijaru. Skromny, cichy, z kornym licem - jak opisywał Rejenta Fredro. Udowadnia, że można by zarobić więcej, przy pewnych zmianach. No i tak jakoś kręci, że firma przechodzi w obce ręce.

    Kierownictwo zostaje wykopane (inteligentnie, nie powiem i z niezłą odprawą) i wylatują też ci, co uważają, że w czasopiśmie zajmującym się - powiedzmy - ogórkami, reklamy męskich niewymownych są nie na miejscu. Zostają spokojni i niekłótliwi, a potem przyjmuje się nowych - w pełni oddanych aktualnemu, zmienionemu już naczalstwu. Tych spokojnych też się w miarę upływu czasy wypieprza.

    Wszystko się zmienia i to nie na lepsze, ale - jak to kiedyś napisał w pewnym wierszu Marian Hemar - "Cyrankiewicz jest premierem!".
    I na pewno On będzie tym, co zgasi światło.

    Nieważna jest kultura, próby wychowania sobie Czytelnika, Gracza, Widza czy ogólnie rzecz biorąc Odbiorcy. Ważne jest zestawienie zysków i strat.

    A przecież zajmowanie się kulturą i sprzedażą skarpetek to są jednak różne rzeczy.

    No, ale sami o to walczyliśmy niezłomnie i przez dziesięć lat...

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie, wychowanie gracza... W komentarzach przy poprzednim wpisie imć Smugg stwierdził, że "nie piszemy o fantastyce, nie nasza sprawa". No niby tak, tyle że ja pamiętam czasy gdy Smugg pisał, że o konsolach nie będą pisać Nagle okazało się, że można ugryźć większą część tortu i nagle panowie redaktory z speców od komputeryzmu przeflagowali się na speców od konsol.
    Z resztą, czy można tu jeszcze mówić, że mamy do czynienia z czasopismem dla graczy? Recenzje gier, niby są. Ale w większości skupiają się na wymienieniu plusów, minusów. Gdzieś ginie informacja o wrażeniach z gry. Działy z poradami, działy specjalistyczne głębiej analizujące konkretne dziedziny grania? Albo nie ma, albo jest totalne minimum na zasadzie zapchajdzury. Biorąc pod uwagę treściowy rozrzut i płytkie traktowanie tematu gier komputerowych / video, obiekcje dotyczące tekstu o Polconie są zwyczajnie śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tabloidyzacja dotknęła każdej z gałęzi mediów.
    Na początku prasa - Faktu, SE i innych kolorówek, nie ma sensu opisywać. Słyszałem, że po napisaniu tekstu w owych gazetach (SE, Fakt), czyta je osoba z wykształceniem podstawowym. Jeśli zrozumie, tekst jest dobrze napisany. Ale od GW czy Rzepy powinniśmy o wiele więcej wymagać. Co prawda można zaryzykować stwierdzenie, że są jeszcze gazety, które zbytnio nie zmieniły swojej linii na przełomie ostatnich lat, ale to będą pojedyncze pozycje.
    Radio - pełna komercjalizacja. Poza nielicznymi wyjątkami w sektorze prywatnym, jakiś tam poziom trzyma jeszcze Polskie Radio. Tam nie ma idiotycznych loterii i jednej piosenki puszczanej 5x na godzinę. Jest miejsce na różną muzykę, publicystykę, satyrę itp.
    Telewizja - jaka jest, każdy widzi. Powyżej Paladin i EGM celnie opisali ponurą rzeczywistość. O stacjach komercyjnych szkoda pisać. Ich cel to zysk. Co prawda TVP ma również dużo grzechów na sumieniu - idiotyczne seriale, teleturnieje, talent showy itp Ale jakby nie było, stanowi JESZCZE pewną alternatywę. Teatr telewizji po wielu latach choroby, powoli się odradza. Jest miejsce na reportaże i dokument. Emitowanych o nieludzkich godzinach, ale zawsze. TVP najczęściej ze wszystkich telewizji puszcza też jakiś porządny film.
    Dlaczego wcześniej napisałem JESZCZE? Czekać tylko, aż sprywatyzują TVP i Polskie Radio, na które ostrzą już sobie pazury. Wtedy nie odróżnimy Polsatu od "Jedynki".

    OdpowiedzUsuń
  7. I ponownie rodzi się pytanie:

    Czy to my durniejemy tak sami z siebie, czy dzieje się tak dlatego, że uznano, iż durniami jesteśmy z urodzenia, a durniom serwować należy durnoty.

    Za "tej wrednej komuny" państwo jednak starało się jakoś wychować obywateli. Propaganda była dość nieskuteczna i niekiedy nachalną, ale poza propagandą budowano szkoły, otwierano domy kultury, rozwijały swoją działalność Ludowe Zespoły Sportowe - wszystko pod patronatem państwa. Polska szkoła filmowa zasłynęła na całym świecie i na całym świecie dyskutowano o pomysłach polskich dyplomatów (plan Rapackiego). Owszem, była cenzura (a teraz jej nie ma? Jest i to gorsza jeszcze, bo wewnętrzna), ale można było sobie z nią poradzić.

    Państwu jednak na czymś zależało, pieniądze, które teraz łykają zagraniczne banki, oraz panowie Kulczyk, Niemczycki czy Starak szły też w dużej mierze na kulturę. Mówiąc dosadnie, wsiowy burak czy miejski menel byli obiektem działań mających zmienić ich status quo i jakby (w dalekiej perspektywie) ich odburaczyć i odmenelić.

    Teraz państwo ma to w Dupie. Państwowej, oczywiście, więc piszę z dużej litery.

    Teraz idolem stał się Bilans Zysków i Strat. Zarabiaj, pracuj więcej, skuteczniej, szybciej. Twoje dziecko będzie miało większe szanse, jeżeli poślesz go na rozmaite dokształty. Nieważne, że berbeć nie ma czasu na dzieciństwo i zabawy w berka choćby. Poślij go na balet, naukę angielskiego, gry na fortepianie i zajęcia plastyczne. Nie stać cię na to? No, to zarabiaj, pracuj więcej, szybciej i skuteczniej.

    Co z tego, że twoje dziecko zaczyna wychowywać ulica, lub skundlona szkoła? Co z tego, że tracisz z nim kontakt?

    Nieważne. Pracuj na chwałę (i kieszeń) szefa, kulczyka, staraka, czarnieckiego, solorza... i oczywiście zagranicznych inwestorów,którzy traktują nasz kraj jak półkolonię.

    Ale do tego trzeba cię ogłupić, bo mógłbyś zacząć myśleć, kombinować i zastanawiać się, dlaczego np. w tym durnym PRL-u przy podobnej sile nabywczej złotówki płaciłeś za mieszkanie dziesięć razy mniej, niż teraz. No to walmy w naród durnymi serialami, teleturniejami czy tabloidami. Niech nie myślą, tylko rechoczą nad flachami pięciokrotnie tańszej niż w PRL-u wódy. Niech chodzą do kościołów, gdzie księża walą w nich z ambon przykładami prześladowań, jakich im nie szczędziła komuna otwierając np. Domy Kultury, czy budując nowe szkoły.

    To, co napisałem, zakrawa na opis gigantycznego spisku, ale chyba nim nie jest. Planowe działania Państwa były "za komuny". Teraz wystarczyło tylko otworzyć dawniej stawiane szlabany ludzkiej chciwości, pazerności, niechęci do myślenia i skłonności do kombinowania,jakby tu przypieprzyć sąsiadowi i pójdzie dalej samo.

    Bismarck powiedział: "Nie walczcie z Polakami" Dajcie im się rządzić samym, zobaczycie, jak się pozagryzają.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pozwolę sobie dodać i swoje trzy grosze. Pamiętam, że z kolegami założyliśmy w naszej mieścinie klub fantastyki. Średnio pojawiało się tam około dziesięciu członków, ale ludzie byli zaaganżowani, wciąż coś staraliśmy się zrobić.
    Teraz tych ludzi tam nie ma, bo porozjeżdżali się po Polsce i studiują. Sytuacja dosyć normalna w mieście bez perspektyw i bez pracy.
    Najgorsze jednak, iż nikt nie kontynuuje naszego dzieła. Dom Kultury w którym ów klub miał miejsce już służy w zasadzie tylko za miejsce organizowania imprez przez pobliskie przedszkole, bądź wesel.
    Dlatego uważam, że ten spadek poziomu mediów jest spowodowany przez nas, jako naród. W końcu gdyby te teleturnieje i telenowele nie miały sporej oglądalności toby nie rezygnowano na ich rzecz z np. teatru telewizji.
    Coś takiego jest możliwe, czego przykładem były protesty słuchaczy Trójki, gdy dążono do zwiększenia liczby audycji politycznych na antenie.

    Mogę się mylić, ale ten spadek jakości myślenia w narodzie wiąże się z obaleniem komuny. Hasła były zacne, bo walczono o zniesienie cenzury, brak nachalnej propagandy i przestanie całować w dupę Moskwę.
    No, ale wyszło nieco inaczej. Polacy nie pierwszy i nie ostatni raz spoglądali na ten zryw zbyt idealistycznie i strajki miały udusić tą straszliwą, komunityczną bestię, żeby trafić na piękne pola demokracji i kapitalizmu. Okazało się jednak, że są one nie mniej szpetne niż poprzedna bestia, a często są o wiele gorsze.

    O tym na początku nie myślano, bo przecież lud uzyskał wolność, stał się niezależny i kady mógł robić, co mu się żywnie podobało. No a gdy nacieszyliśmy się tą wolności, to do głosu doszła nasza duma. W końcu Polska nie jest gorsza niż Zachód, z którego ładny pieniądz się zwozi. Trzeba więc udowodnić, że i my jesteśmy Zachodem. Tak więc na siłę zaczeliśmy udawać wielkich światowców i bardzo chętnie chłoneliśmy syf jakim się faszeruje tamtejszy lud. Niestety "zapomnieliśmy", że mimo wszystko nasze szkoły oferują lepsze wykształcenie i dotąd nie byliśmy aż takimi ignorantami, mającymi się za pępek świata.

    No i się nam naród kundlił, ale nikt na to nie będzie narzekać, bo ciemnym łatwiej manipulować.

    OdpowiedzUsuń
  9. Heh, przypomina mi to sytuację w pracy, gdy jedna koleżanka wielce zirytowała się na mnie za nabijanie się z hymnu. Padło zdanie: "Tylu ludzi zginęło byś mógł żyć w wolnym państwie i ten hymn słyszeć". Na moje stwierdzenie, że w poprzednim układzie żyłem prawie roczek, więc nie będę zabierał głosu w kwestiach tego, za co ginęło tych anonimowych "tylu ludzi" i czy przypadkiem wtedy by mi się bardziej nie podobało, a państwo z symbolami nie zasłużyłoby bardziej na mój szacunek usłyszałem kolejną perełkę: "To się ciesz, że nie żyłeś w tamtych czasach". By było zabawniej koleżanka także rocznik 88. Krótko mówiąc państwo edukuje. Edukuje i to jak najbardziej. Zarówno burak z ulicy żyjący z wieczystej pożyczki telefonów komórkowych, jak i wykształcona pani filolożka mają jedną cechę wspólną czyli negatywne nastawienie do czasów, których nie znają, a których obraz serwują im media. Przykro mówić, ale obserwuje świat dookoła mnie. I jestem świadom, że przed 30'ką nie będzie mnie stać na to, by zacząć myśleć o potomstwie. Mieszkanie? Oczywiście z kredytu, więc pewnie będę musiał do końca życia włazić w dupę pracodawcy, by ten przypadkiem mnie nie zwolnił zostawiając bez środków na spłacenie kredytu. Ale wiecie co? Ja powinienem się cieszyć. Żyję w wolnym państwie! Demokratycznym! I w swojej ojczyźnie, mówiąc swoim językiem! Innymi słowy powinienem zamknąć się, łykać tę papkę informacyjną z mediów jako prawdę ujawnioną i szanować hymn, flagę i co tam jeszcze się składa na tę całą otoczkę.
    A gówno. Nie mam nic przeciwko symbolom. Ale przez zbyt wiele lat flaga, hymn i cała reszta była używana do ogłupiania narodu. Z resztą tak samo jak krzyż, uznany za kolejny fundament polskości.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozumiem o co ci chodzi i wcale nie mam zamiaru demonizować komuny bo sam coś tam o niej wiem (z książek, rozmów z pasjonatamii hitorii i rodziną żyjącą wtedy), to nie mam jakiegokolwiek prawa wygłaszać na ich temat opinii, bo wtedy nie żyłem (rocznik 92).

    No ale trzeba przyznać, że nachalna propaganda i silnie wyraźna cenzura bardzo mocno kontratują z tą subtelną wewnetrzą, sczzególnie gdy dowiadujemy się o niej nie z pierwszej ręki, a na przykład od znajomego, który jakimś cudem pojechał do RFN. W takim zestawieniu komuna wychodziła wyraźnie gorzej, a demokracja była gloryfikowana.

    Dlatego nie piszę, jak było za komuny i co się zmieniło, bo tego tak naprawdę nie wiem na tyle, aby się na ten temat wypowiadać.
    Chodziło mi o wyjaśnienie motywacji tej walki z komuną i jak zaznaczyłem mogę się mylić.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wychodzę z podobnego założenia co ty, ZaQ. Dlatego podejrzewam, że także w sporej ilości rozważań na ten temat się mylę, bo bazuję na relacjach, a te nigdy nie dają pełnego obrazu sytuacji, a co najwyżej jednostkowy obraz przesiany przez sito subiektywizmu właściwemu postrzeganiu świata przez jednostkę. I pewnie teraz jestem w dużej mierze podobny do młodzieńca w moim wieku, który tych parędziesiąt lat temu rozprawiał o tym, że "na zachodzie jest lepiej" bazując na relacjach rodziny, czy nawet osób żyjących przed wprowadzeniem u nas ustroju socjalistycznego potocznie zwanego "komuną". Tak naprawdę jedyna logiczna konkluzja jest taka, że każdy z dwóch ustrojów miał swoje plusy i minusy. Ani PRL nie był żadnym Mordorem, ani III RP nie jest Arkadią. Naród zamienił spokój socjalny na nieco więcej wolności w sferze publicznej + otwarcie się na zachód, zaś dyskutowanie na temat tego co jest lepsze przypominałoby rozważania na temat wyższości samochodu ciężarowego nad osobowym. I do takich wniosków można dojść znając najprostsze fakty. Wiadomo jaka była sytuacja na rynku pracy, jaka była opieka zdrowotna, jaka edukacja. Wiadomo też jak wygląda i wyglądała sytuacja z wolnością słowa i cenzurą, dlatego przyznaję Ci rację w tej kwestii - medialny zamordyzm był zły. Czy obecny zamordyzm w białych rękawiczkach jest niezły nie wiem, bo nie doświadczyłem tamtego, ale podejrzewam, że tak. Co nie zmienia faktu, że relacje na temat innych sfer życia w tamtych czasach każą się zastanawiać czy jako naród dokonaliśmy uczciwej, a przynajmniej opłacającej nam się zamiany.
    A żeby nie było wątpliwości - powyższe to tylko moja opinia i przypuszczenia. Nie usiłuje tutaj pozować na eksperta, bo jednak mimo wszystko wykształcenie mam z innego kierunku niż historyczny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Osobiście uważam, że ta cenzura w białych rękawiczkach jest gorsza, bo nie każdy ją wykrywa.
    Ponadto zgadzam się z tobą Paladinie, iż zarówno komuna, jak i demokracja nie są czysto złe, lub też czysto dobre.
    Co do tej komuny, pisząc jaka to ona zła, to odniosłem się do niej, aby pokazać w uproszczony sposób (bo dokładniej nawet nie próbuję z powodu niedoinformowania, który zresztą doskonale rozumiesz) dlaczego stoczniowcy strajkowali.
    Choć pewnie gdyby zobaczyli aktualną Polskę, to pewnie w większości by nie tylko nie strajkowali, ale pewnie szli na czele pochodu pierwszomajowego.-no ale to już podchodzi pod "gdybanie"
    Osobiście natomiast nie demonizuję komuny, ale też nie uważam jej za takie zło jak nam wciskają.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak naprawdę mówienie o okresie komuny jako o monolicie jest totalnym nieporozumieniem.

    Urodziłem się w roku 1947 i tego najgorszego okresu "komuny" - od 1949 do 1954 zupełnie ze zrozumiałych względów nie pamiętam. Z moich późniejszych doświadczeń i rozmów ze starszymi wynika, że ludzie cieszyli się odzyskaną wolnością (którą rozumieli jako np. brak łapanek, poczucie stabilizacji, polskie szkoły, urzędy i flagi oraz godła na tych urzędach i w szkołach).

    Było dość pracy przy budowaniu nowego społeczeństwa, żeby współczuć kryjącym się po lasach oddziałkom czekającym na wybuch III Wojny. Chłopom, którzy dostali ziemię w wyniku reformy rolnej niełatwo było zrozumieć ludzi, którzy chcieli powrotu do dawnych układów społecznych. Wielu z nich pamiętało jeszcze chłopskie strajki w Małopolsce czy na Lubelszczyźnie i państwową policję otwierającą do nich ogień. Teraz oczywiście "chłopców z lasu" przedstawia się jako Żołnierzy Wyklętych - ale IMVHO oni sami się wyklęli (nie mówię o zdeklarowanych bandytach takich jak Ogień-Kuraś).

    Po roku 1956 PRL - przybrał inną formę. Na wsi PZPR zaczęła tracić poparcie wobec coraz bardziej nachalnych prób kolektywizacji rolnictwa na wzór rosyjski (choć Gomułka odpowiadał niezmiennie, że jak towarzysze radzieccy przestaną importować zboże i zaczną je eksportować, to i Polska przejdzie na lepszy system uprawy ziemi). Naciski i to ze strony Rosjan jednak były.

    Mnie to niewiele obchodziło.

    Tamte lata już pamiętam. Propaganda - o której piszecie - była może i natrętna, ale co ona mogła obchodzić dziesięcio- czy piętnastolatka? Ja i moi koledzy uczyliśmy się i wychowywaliśmy w spokojnych rodzinach, a nasi rodzice zapominali o strachu przed utratą pracy.

    Zapamiętajcie, bo to było bardzo ważne. Wszyscy mieliśmy świadomość, że dzień jutrzejszy nie będzie gorszy od dzisiejszego, obiad na stole był naturalny jak zmiana dni i nocy, a złowrogie, przedwojenne słowo "komornik" a właściwie "sekwestrator" - bo tak wtedy nazywano tych ludzi, straciło znaczenie.

    Lata sześćdziesiąte to były lata siermiężnego socjalizmu. W domach zaczęły się pojawiać pierwsze telewizory, docierały do nas echa zmian w świecie muzyki, cenzura nie była tak dolegliwa, jak teraz się ją przedstawia - co ona mogła zresztą obchodzić młodzika, który własnie odkrywał smak pierwszych pocałunków czy pierwszego papierosa? Prysnąwszy na wagary mogłem zobaczyć francuskie filmy typu "płaszcza i szpady", albo westerny i podziwiałem tych wspaniałych pionierów, którzy wykuwali Wolną Amerykę. Myślicie, że zdawałem sobie wtedy sprawę z tego, iż to też była propaganda, tylko na odwyrtkę?. W Polsce nie wydano chyba nawet powieści Londona "Żelazna stopa" - a trzeba było.

    Każdy jednak wiedział - i to znów było bardzo ważne! - że po skończonej szkole dostanie pracę i będzie mógł założyć rodzinę. Mieliśmy dość siermiężne rozrywki, ale za bardzo to nam nie doskwierało.

    Pewną cezurą był rok 1968...

    Ale o tym może później, jak się okaże, że w ogóle Was to interesuje. Muszę odsapnąć.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie przerywaj Generale bo to jest bardzo ciekawe i pokrywa się z doświadczeniem mojego dziadka...

    OdpowiedzUsuń
  15. Dobra.

    W 1967 roku dalekie państewko Izrael wszczęło wojnę na Bliskim Wschodzie. I nagle się okazało, że wielu z moich dotychczasowych przyjaciół to Żydzi. Przedtem ani oni, ani my - w ich pojęciu goje - się tym nie przejmowaliśmy. Byli Zosiami, Adamami, Zbyszkami... Ale okazało się, ze tak naprawdę mają inne imiona. Nie wiedzieliśmy też, że oni czekają na okazję do wyjazdu - do Ziemi Obiecanej.

    W rok później rozpętały się tzw. haniebne wydarzenia marcowe.

    Gen. Jaruzelski, ówczesny Szef GZP, zapytany o czystki w Wojsku Polskim odpowiedział tak:
    "Obywatele polscy narodowości żydowskiej stanowią ok 2% Polaków. Ale tak się jakoś stało, że w Służbach Bezpieczeństwa, Wydziałach Politycznych i Zarządach Kadr (to cholernie ważne, Cormanie - kto zarządza kadrami rządzi całą instytucją) stanowią ponad 170 % stanu osobowego. Chcemy po prostu przywrócić normalne proporcje."

    Patronujący temu wszystkiemu Gomułka wyleciał po Wydarzeniach Grudniowych", kiedy stoczniowcy podnieśli bunt po ogłoszeniu decyzji rządowych o podwyżkach cen mięsa.

    Mięso poszło w górę o circa ebałt 7 - 12 %. Pozostałe towary średnio o średnio o 23% (mąka o 17%, ryby o 16%, dżemy i powidła o 36%).

    BYŁY TO, NAWIASEM MÓWIĄC, PIERWSZE URZĘDOWE PODWYŻKI CEN OD 1957 ROKU. O ILE WZROSŁY CENY W ANALOGICZNYM OKRESIE PO 1989 ROKU?

    Robotnicy w Gdańsku odpowiedzieli strajkiem, ruszyło na nich wojsko, padły ofiary.

    Teraz niekiedy mam wredne wrażenie, że Gomułka zapłacił za wydarzenia 1968 roku.

    Zostawił po sobie zadłużenie zagraniczne w wysokości (o ile dobrze pamiętam) ok 150 mln dolarów. Polska Gomułki w zasadzie była samowystarczalna finansowo.

    Do władzy doszedł Gierek.

    Ale o tym po przerwie... Takie klepanie w klawiaturę naprawdę trochę męczy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ok odpocznij Generale, jednak później kontunnuj tą zacną lekcję historii.
    Swoją drogą postawię tu bardzo wątpliwą tezę, którą byłbym wdzięczny gdybyś obalił, lub potwerdził i uzasadnił, bo moja wiedza na ten temat pochodzi tylko i wyłącznie z zasłyszanych historii.

    Mianowicie za komuny łatwiej się było chłopu dorobić czegoś stosunkowo dużego, za pomocą ciężkiej pracy. Oczywiście były wtedy niezbędne odpowiednie znajomości, ale tak było w każdych czasach.

    Mówię to przede wszystkim na podstawie informacji od mojego dziadka i jego znajomych.
    Mój dziadek urodził się kilka lat przed wojną. Jego ojciec zmarł, gdy miał on 3 lata więc, żeby jakoś przeżyć musiał pracować u plebana.
    Potem jednak wykorzystując spryt i harując jak wół (no i oczywiście zyskując znajomości, ale bez tego i dziś ani rusz) zarobił pieniądze, za które kupił jeden dom, a drugi zbudował, miał jeden lub dwa (nie pamiętam dokładnie) samochody, pierwszy na wsi telewizor i własny młyn.

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak szczerze, to niełatwo mi odpowiedzieć.

    Był okres, kiedy uznano by go za "kułaka" i bez ceregieli rozkułaczono. W pierwszym okresie realsocu (za Stalina i Bieruta) chłop powinien był pozostać dość biedny (bo ci majętniejsi i bardziej pracowici nie mieli ochoty na dzielenie się majątkiem z innymi wstępując do spółdzielni produkcyjnej).

    Za Gomułki było już inaczej, choć i wtedy źle patrzono na "prywaciarzy".

    A za Gierka? Nie bez powodu na wsi do dziś się uważa, że był to najlepszy okres dla polskiej wsi. Chłopi mogli brać kredyty, kupować rozmaite "chłopowiązałki" ;-) i całkiem dobrze prosperowali - o ile nie mieli dwu lewych rąk. Ale i wtedy ci bardziej "leworęczni" mogli wyprowadzić się do miasta (patrz Wałęsa, który tak naprawdę nigdy niczego się nie "naumiał" - poza robieniem dzieci. Dlatego nie awansował w pracy i uznał, że go prześladowano).

    W mieście zawsze jakaś praca dla chłopa się znalazła.

    A dobrze rozwinięta sieć kolejowych połączeń podmiejskich (osobliwie na Ziemiach Zachodnich, gdzie pozostawili ją Niemcy) pozwalała chłopu dojeżdżać do pracy w mieście i jednocześnie prowadzić chudą bo chudą, ale własną gospodarkę. Natomiast na terenach Polski Wschodniej dobrze funkcjonowała sieć połączeń PKS.

    Czy odpowiedziałem na Twoje Pytanie?

    OdpowiedzUsuń
  18. Dołączam się do pozostałych dyskutantów. Chętnie posłucham dalszej części twojej opowieści, Generale.

    A swoją drogą ciekawe. Relacje osób, które w tamtych czasach żyły pokrywają się i tworzą spójny obraz. Jednak telewizyjni spece, zwykle w wieku około 30 lat posługują się głównie zapętlonymi obrazami z wspomnianych przez Generała tragicznych wydarzeń (w jednym programie "publicystycznym" ze trzy razy widziałem jak ta sama ciężarówka potrąca tego samego człowieka).
    Najgorsze, że jak zniknie pokolenie, które faktycznie pamięta tamte czasy to po prawdzie nie zostanie żaden ślad. Młodzież edukować, a raczej indoktrynować będą obecni eksperci do usranej śmierci smęcący w każdą rocznicę, wojujący z Czterema Panternymi i psem, oraz usiłujący "rozliczać" tamten system i ludzi z tym związanych. Parę tygodni temu robiłem relacje z bydgoskiego marszu młodzieży prawicowej. Widziałem tam gości w wieku 16-17 lat skandujących "Stan wojenny - PAMIĘTAMY!". Jeśli już teraz udaje się mediom robić społeczeństwu taki kisiel z mózgu, to co będzie za parę lat jak zabraknie przeciwwagi?

    OdpowiedzUsuń
  19. W zasadzie tak, bo za Bieruta to on w wojsku służył i nie w głowie mu były interesy.

    Co do miast, to u dziadka było nieco inaczej. Raz ze względu na fakt, iż to były Ziemie Wschodnie. A dwa, najbliższe miasto, Ostrowiec Świeokrzyski (gdzie się zreszta wychowałem i szczerze odradzam się tam zapuszczać) był nastawiony na hutnictwo, więc większość szła do huty pracować.
    No i z tego co mi wiadomo to tychże "chłopozwiązków" tam nie było, ale może to wynikać z mojego niedoinformowania i dowiem się dokładnie w weekend majowy.

    W każdym razie odpowiedzią czuję się usatysfacjonowany i za nią Ci dziękuje.

    OdpowiedzUsuń
  20. Masz rację, Paladynie... z jednym małym wyjąteczkiem.

    Nie tylko młodzi dziennikarze mącą ludziom we łbach.

    Wspomniany tu na innych wątkach Lifter z uporem godnym lepszej sprawy przy rozmaitych okazjach opowiada, jak to za komuny za pierwszą pensję (zamienioną na dolary) kupił sobie w Pewexie (to były takie sklepy sprzedające luksusy za walutę obcą) paczkę tytoniu Amfora. Dolar stał chyba wtedy circa ebałt 100 zł, a paczka Amfory kosztowała w tymże Pewexie około 6 dolców (czy jakoś tak).

    Nie będę przeczył Lifterowi, ale opowiadając tę wstrząsającą historię zapomina dodać, że jego rodzice płacili miesięczny czynsz w wysokości około 30 zł (więc powiedzmy, 30 centów).

    Nie wiem, może Liftera nie interesowały czynsze, bo w końcu płacili jego rodzice, ale przedstawia sprawy dość jednostronnie, nie uważacie?

    O czasach Gierka może jutro, bo dziś chciałbym już odpocząć...

    OdpowiedzUsuń
  21. A tego jestem świadom, acz to też kwestia światopoglądu. Ja obecnie często toczę zażarte debaty na temat wojen prowadzonych przez Stany Zjednoczone, oraz na temat szeroko pojętego terroryzmu. Także mam pewien emocjonalny stosunek do tego wszystkiego i pewnie też dostrzegam tylko pewne fakty, a innych nie chcę. Acz dzieje się to na poziomie na tyle podświadomym, że nie zdaję sobie z tego nawet sprawy i jestem przekonany o swojej racji. Pewnie podobnie wygląda to w przypadku obu stron barykady przy dyskusjach dotyczących "komuny". Ale tu jeszcze można wybaczyć, bo to nie jest jeszcze manipulacja. Ale dziennikarz, który jednak siedzi, składa program, szykuje scenografię (ktoś pamięta może "proces" jaki Jaruzelskiemu urządzili panowie Sekielski i Morozowski?), montuje potem materiał, ba, często pisze scenariusz tego wszystkiego wcześniej, a fakty, które do scenariusza nie pasują skrzętnie ignoruje... To jest zwykła świnia i manipulator. Czego innego się od nich oczekuje.

    OdpowiedzUsuń
  22. No to jedziemy z koksem…

    Rok 1970. Do władzy dochodzi Edward Gierek. I otwiera Polskę na Europę. Otwarcie pozorne, ponieważ zdobycie paszportu nadal zależy od rozmowy z panami o smutnych i zmęczonych oczach - ale Gierek bierze pierwsze pożyczki.

    Za te pożyczki w polskich sklepach zaczynają się pojawiać towary z Zachodu - np. czekolada Toblerone (zapamiętałem z powodu nietypowego kształtu tabliczek). Nadal są kłopoty z rozmaitymi towarami, ale Gierkowi udaje się przekonać ludzi, że będzie lepiej. Gierek miał zresztą niezły plan - za pożyczone pieniądze rozbudowywał polski przemysł - kopalnie Miedzi pod Lubinem, Petrochemia w Płocku, odkrycie złóż siarki pod Tarnobrzegiem… polskie stocznie budowały okręty dla Japonii, Finlandii, Francji i Niemiec.

    Kraj się rozwijał. W Gdyni powstawał Port Północny.

    Gierek liczył na to, że po rozbudowie przemysłu spłaci pożyczki produkowanymi w Polsce towarami, węglem, miedzią, produktami przemysłu chemicznego, który miał się rozwinąć na bazie tarnobrzeskiej siarki.

    Ale nie jest tak lekko, jak mu się wydawało. W 1976 roku powstaje KOR (Komitet Obrony Robotników), pałowanych w Radomiu przez Zomo. Zaczynają się pierwsze strajki.

    Propaganda przestawiła te strajki jako wybryki wichrzycieli. Nie bardzo pamiętam, o co tamtym ludziom wtedy chodziło. Fakt, że dostali nielichy wpierdol. Nieśmiało przypominam, że do demonstrujących górników przed Sejmem w 2005 roku roku policja strzelała gumowymi kulami. Kilku ludziom też się dostało - żadna władza nie lubi, jak się jej obywatele stawiają. Co prawda w porównaniu z latami stalinowskiego terroru milicja i ZOMO postępowała bardzo łagodnie, ale mimo wszystko pała, to pała.

    http://wiadomosci.wp.pl/gid,82232,gpage,2,img,82274,kat,21114,title,Protest-gornikow-przed-Sejmem,galeria.html

    I oto w 1978 roku Karol Wojtyła zostaje wybrany papieżem.

    OdpowiedzUsuń
  23. W świetle późniejszych wydarzeń ów niesłychany w historii KK wybór daje się wyjaśnić.

    Był taki amerykański polityk, sekretarz stanu prezydenta Geralda Forda, Henry Kissinger (jak napiszę, że urodził się w niemieckiej rodzinie żydowskiej, to oczywiście zostanę okrzyknięty antysemitą - ale to prawda). W 1977 roku, wpadł na pomysł, że wredną komunę można byłoby rozwalić od środka.

    Najlepszym "osłem trojańskim" wydała mu się Polska z kilku powodów - a jednym z nich było tradycyjne przywiązanie Polaków do KK, mającego wtedy w Polsce rzeczywiście wielkie zaufanie społeczne.

    Do dziś nie wiadomo, jak Jankesi wpłynęli na włoskich kardynałów, ale istotnie zgodnie z planem Kissingera papieżem został Polak, Karol Wojtyła.

    Okazało się, że plan amerykańsko-niemieckiego Żyda zadziałał ze stuprocentową skutecznością.

    W 1980 roku po "pielgrzymce" JPII do Polski (dla całego świata w ogóle papieskie pielgrzymki były ogromnym novuum; przedtem od czasów "niewoli awiniońskiej" papieże kamieniem siedzieli w Rzymie - wybuchły pierwsze strajki w Stoczni Gdańskiej.

    A do strajków aktywnie się włączył polski Kościół, do tej pory skrzętnie trzymający się z dala od polityki...

    OdpowiedzUsuń
  24. Wybacz Generale, ale prawdopodobnie nie będę się mógł z Tobą zgodzić co do trzymania się Kościoła z dala od polityki.

    Z tego co mi wiadomo, to Kościół niejako musiał częściowo odnosić się do polityki, a przynajmniej jej niektórych aspektów.

    Przykładem tego było choćby przetrzymywanie Wyszyńskiego, czy też osobne obchody tysiąclecia chrztu Polski. Tak więc neutralności nie było.

    Jednak w wielu sprawach, jak choćby zgoda Wyszyńskiego na działalność "Paxu", czy też ubieganie się tegoż prymasa o zatwierdzenie przez Watykan zachodniej granicy Polski, zarówno Kościół, jak i władza były stosunkowo zgodne.

    Stąd też uważam, iż Kościół starał się jakoś dogadywać z władzą, choć nie zawsze się to udawało. Jednak trzymanie się z dala od polityki, to w moim przekonaniu zwrot nieco zbyt dosadny.

    No ale to pewnie ten komentarz postał z powodu mojego czepialstwa.

    OdpowiedzUsuń
  25. To by potwierdzało rozrzewnienie, jakie wylewa się z moich dziadków, gdy wspominają Gierka. Nowe maszyny, papierosy za 3zł. No i słynny dług Gierka w porównaniu z Tuskowym to pyłek.

    OdpowiedzUsuń
  26. ZaQ nie było osobnych obchodów chrztu. Aparat PRLu czcił 1000lecie państwa Polskiego ;P
    Też uważam, że KK zawsze jakoś uczestniczył w polityce. Oprócz powyższych, można wymienić działalność m.in księży patriotów.

    OdpowiedzUsuń
  27. ZaQ, po pierwsze, w lutym 1953 roku Rada Państwa przyjęła dekret o uzgadnianiu mianowania biskupów z rządem PRL-u (Rzym dość długo nie chciał uznawać zachodnich granic Polski i ordynariuszami diecezji byli tam biskupi niemieccy).

    Było to w zasadzie konsekwencją konkordatu z 1925 roku, którego artykuł XI głosił:

    "Wybór arcybiskupów i biskupów należy do Stolicy Apostolskiej. Jego Świątobliwość zgadza się ZWRACAĆ do Prezydenta Rzeczypospolitej przed mianowaniem Arcybiskupów i Biskupów diecezjalnych, koadiutorów "cum iure succesionis"[1] oraz Biskupa polowego, aby upewnić się, że Prezydent NIE MA do podniesienia przeciw temu wyborowi WZGLĘDÓW NATURY POLITYCZNEJ". (zaznaczenia moje).

    Praktycznie oznaczało to, że dopiero po zatwierdzeniu przez rząd II RP biskup mianowany przez Stolicę Apostolską może objąć urząd.

    Prymas Wyszyński stanął okoniem i został we wrześniu 1953 roku zatrzymany i osadzony w klasztorze w Rywałdzie... potem przewożono go jeszcze do dwu innych, a ostatecznie wylądował w żeńskim klasztorze w Komańczy.

    Nigdy nie siedział w żadnym PRL-owskim wiezieniu, a w każdym z klasztorów miał pełną swobodę ruchów (w obrębie klasztornych murów).

    Uciążliwe? Może. Ale trudno mówić o "uwięzieniu".

    A w październiku 1956 roku został uwolniony i z tego zamknięcia.

    P. S. Oczywiście w Końkordacie zawartym przez rząd p. Suchockiej (ze względu na możliwą obecność młodzi na tym blogu nie napiszę, co o tej... myślę) zapisu podobnego do pkt. XI w Konkordacie z 1925 roku nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  28. Co do tego klasztoru, to dla mnie ten argument mógłby brzmieć w skrajnym przypadku, jak mówienie, iż więźniowie mają pełną swobodę ruchów w swej celi (a przecież nie każdy więzień w historii miał ten luksus, czego najlepszym przykładem jest nacięższa kara pozbawienia wolności zawarta w Józefinie), tak więc jest to też uciążliwe, ale trudno mówić o "uwięzieniu".

    Zresztą był to w zasadzie areszt domowy (no w tym wypadku areszt klasztorny :D ), a to i dzisiaj stosowana forma pozbawienia wloności.

    No, a co do zatwierdzenia Zachodnich Ziem prez Watykan, to wpływ na taką, a nie inną decyzję miały namowy Wyszyńskiego. I to potwierdza główny nacisk mojej odpowiedzi, jaką był mój brak zgody na to trzymanie się z dala od polityki.

    W każdym razie ja się z Tobą Generale zgadzam, a ta wypowiedź miała na celu pewne doprecyzowanie.

    Swoją drogą konkordat zawarty przez Suchocką wszedł w życie pod koniec lat 90. Było to wynikiem następnych wyborów, za których do władzy wrócili dawni komuniści prawda?
    Pytam, bo to wiem tylko ze szkoły i sam tych czasów nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  29. Ależ oczywiście masz rację.

    Końkordat Suchockiej ratyfikował Sejm, w którym SLD pod wodzą Millera miał mniej więcej czterdziestoprocentowy udział w obsadzeniu ław parlamentarnych. Teraz Miller się tłumaczy, że chciał zostać poparcie KK przy wchodzeniu do UE.

    Tłumaczenie gówno warte, bo kto jak kto, ale pieniężni spece KK liczyć potrafią i ich opór byłby znikomy, albo żaden. Miller zresztą tak dalece wetknął łeb w dupę sukienkowym, że przyznał np. prałatowi Jankowskiemu koncesję na wyłączność w skupie nadbałtyckiego bursztynu. A z Millera taki komunista, jak z koziej dupy trąba.

    IMVHO - Miller to wyjątkowy pryszcz na tyłku ludzkości. Choć... może przesadzam. Może by się znalazło paru odeń większych.

    OdpowiedzUsuń
  30. Praktycznie cała Wiejska jest niczym twarz biednego, pryszczatego młodzieńca. Co najgorsze te pryszcze są jak łby hydry, urąbiesz jeden to trzy nowe urosną.

    Osobiście znam jednego posła, który w mych oczach zasługuje na szacunek. Nie interesuję się jednak drugo i trzeciorzędnymi posłami i senatorami, także jest nadzieją, że ktoś "sensowny" by się jeszcze odnalazł.

    OdpowiedzUsuń
  31. Ale to zabawne, nie uważasz, ZaQ? Sensowni są ci, co niewiele mają do powiedzenia, a medialni to tacy jak Maćko Smoleński, Kaczysław, albo Kiler z Miłą, czy Walikot.

    No i wracamy do punktu wyjścia? Oni są tacy, bo takich wybraliśmy, czy takich nam podsunięto medialnie do wybrania?

    A jeżeli tak, to KTO decydował o tym, jakich baranów nam podsunąć

    OdpowiedzUsuń
  32. Dla mnie to nie tyle zabawne co smutne i każdy wesoły akcent jest raczej śmiechem przez łzy, bo w końcu przynajmniej oficjalnie oni nami rządzą.

    No i władza zawsze musiała mieć plecy, które natomiast starały się jej zachować rezon. W końcu takie hasła jak "jeśli nie stać ich na chleb to niech jedzą ciastka" (cytuję z pamięci, także za wszelkie przeinaczenia przepraszam), na pewno nie zwiększały poparcia pary monarszej przed rewolucją frnacuską.
    Podobnie jak te wszystkie głośne i radyklane hasła, jak choćby hitlerowskie pomysły. Toż to nic innego, niż dokładnie zaplanowany populizm.

    Ci niemedialni i mniej ważni politycy, albo jeszcze nie dopchali do tego koryta i nie wiedzą jeszcze jak władza, oraz wpływy zniszczą. Albo mają swoje ideały i to ich polityczne istnienie zawdzięczają tylko znajomościom, lub zbyt dużej popularności wśród ludzi.

    A kto ich wybiera to wydaję mi się być w wiekszości przypadków oczywiste. Jest to mieszanka różnych krajów starających się wpłynąć na losy innego, oraz szarej eminencji, której jest dobrze i chce, zachowania politycznego statusu quo. Te dwa czynniki dążą do braku zmian.
    Po drugiej stronie występują te same grupy, z tą różnicą, że zamiast eminencji, mamy wpływowe grupy, które chcą eminencją zostać.
    I to w którą stronę się bardziej szalki tej politycznej wagi, decyduje o ludziach, którzy mają być i robić to co im się każe.
    No a pośrodku jest lud, który zazwyczaj przez swoją masę ma wielką siłę i o którego względy zabiegają obie strony. To właśnie przychylność ludu jest głównym odważnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  33. Cieszy jednak, że lud coraz bardziej zauważa, że ta farsa zwana wyborami nie ma nic wspólnego z demokracją. Frekwencja w Polsce na ostatnich wyborach wyniosła około 49%(licząc osoby oddające nieważny głos! o czym się w sumie nie mówi), więc te pajace nie mogą powiedzieć, że wybrała ich większość Polaków.

    Od kk też coraz więcej ludzi ucieka, nie wiem czy poprzez postęp technologiczny, czy przez niereformowalność tego dziadostwa, więc jest szansa, że w końcu ludzie się zbuntują.

    A wracając do tego kto podsunął. Myślę, że sami przyszli i powiedzieli, że będą pajacować za dość niską cenę, na co jeden z drugim przytaknął, że całkiem niezła zasłona dla jego interesów, "posponsorował" kogo trzeba i tyle. Ważne, żeby było dużo hałasu o nic i żeby ludzie nie zaczęli zastanawiać się, gdzie są ich pieniądze. Znakomita większość społeczeństwa skupiona jest na przetrwaniu(ciężko to nazwać inaczej), nie chcą myśleć o tym, że może być inaczej, bo poziom frustracji rośnie, jako że "sami nic nie zrobią". To zróbmy razem .wa go mać.

    OdpowiedzUsuń
  34. Tylko co możemy razem zrobic? Obalić ich? A co to da?

    IMHO powodująca największe zmiany rewolucja, a więc rewolucja francuska pokazała co daję przewrót.
    A daję mnóstwo trupów (zazwyczaj), walki wewnetrzene i ludzi, którzy głoszą szlachetne ideały, do czasu dościa do władzy, bo wtedy są zazwyczaj gorsi od poprzedników.

    Polecam ci "Szewców" Witkacego, którzy bardzo dobrze ukazują, iż rewolucja nie zmienia nic, prócz jednostek rządzących.

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie jestem za rewolucją, a z drugiej strony mówienie, że nic nie da się zrobić jest bezsensowne.

    Według mnie istnieje wyjście z tej chorej sytuacji, jednak wymaga ono olbrzymiego poparcia społecznego, co jest prawie niemożliwe do zrealizowania, ale być może kiedyś...

    Chodzi mi tutaj o pieniądze. Bo czym właściwie jest pieniądz? Jest to tylko rodzaj umowy społecznej, która ma służyć LUDZIOM i DLA ludzi. A jeśli tak nie jest to może czas zerwać z tą umową? Jeśli rządy nie działają dla dobra ludzi, lecz korporacji i banków, czyli nie dotrzymują ze swojej strony umowy, dlaczego my mamy to robić? Nie liczyłem się z konsekwencjami takiego działania, ale dla mnie nawet anarchia byłaby lepsza niż to co jest teraz.

    Wiem, że brzmi to trochę utopijnie, ale jeżeli ludzie nie przestaną za wszelką cenę dążyć do zysku(dla znakomitej większości cudzego i nierealnej wizji własnego) doprowadzi to do destrukcji ludzi jako jednostek. Niestety, aby zmiany mogły zajść na poziomie społeczeństwa musi zmienić się mentalność ludzi.

    Ze swojej strony mogę polecić kontrowersyjną książkę "Cząstki elementarne" autorstwa Michela Houellebecqa. Znakomicie przedstawia w jaki sposób dokonuje się destrukcja człowieka poprzez odrzucanie wartości(norm?) społecznych i kładzenie tylko i wyłącznie nacisku na wolność jednostki. Grubo zahacza o tematy seksualności, dość szczegółowo przedstawia nawet brutalne sceny.

    OdpowiedzUsuń
  36. P.K.Dick "Na obraz i podobieństwo Yanceya".

    OdpowiedzUsuń