Pan Mikołaj Przybył strzelił sobie w łeb. W trakcie przerwy konferencji prasowej. Ludzie większego formatu od niego, delikatnie mówiąc, podejmowali się takich prób w zaciszach domów, bądź miejscach dla siebie szczególnych, bez blasku mediów...
Pan Mikołaj raczył z kilku centymetrów w głowę chybić. Nie interesowałem się sprawą związaną z nim w ogóle. O fakcie istnienia pana Mikołaja dowiedziałem się dzisiaj.
Pan prokurator (!) Mikołaj Przybył przejdzie w najbliższym czasie operację twarzoczaszki.
Jestem ciekaw reakcji osób z Polski, które czekają na tego typu operacje miesiącami...
Nie wiem, czy w WP można zyskać stopień pułkownika, a jednocześnie być tak świrniętym, żeby próbować popełnić samobójstwo na konferencji prasowej. Nie wiem, czy ten pan traktował to na serio. "Strzelę sobie niby w łeb, i tak mnie uratują, a potem się zobaczy". Bo naprawdę nie chcę wierzyć, że oficerowie WP nie trafiają z takiej odległości...
W moim wrednym odczuciu, albo ten pan chciał medialnie odwrócić uwagę od gromadzących się nad nich chmur, albo jest partaczem...
W obydwu wypadkach nie widzę powodów, dla których powinien być specjalnie traktowany w kraju, gdzie na wizytę u kardiologa w styczniu można zapisać się na początek października...
Po to Lechu skakał przez płot, żeby jego syna składali praktycznie od nowa bo motorka mu się zachciało, a faceta który sam sobie w łeb strzela upiększali wcześniej od tych, którzy doznali obrażeń twarzy bezwolnie i czekają być może latami na operację?
Bo przecież o to chodziło w '89, żeby nie było równych i równiejszych, prawda?
Bhelliom ma rację. Cała sprawa przypomina mi "pojedynek" marka Twaina. Autor "Przygód Hucka" został swego czasu wyzwany na pojedynek przez innego dziennikarza (co dziś w ogóle jest nie do pomyślenia, ale wtedy dziennikarze mieli jeszcze honor).
OdpowiedzUsuńMiał to być pojedynek na śmierć i życie, polegający na tym, że przeciwnicy ciągnęli losy i ten, który wyciągnął z kapelusza sekundanta czarną gałkę, powinien przejść do sąsiedniego pustego pokoju i z pistoletu strzelić sobie w łeb.
Fatalny los wyciągnął Twain, wszedł do sąsiedniego pomieszczenia, świadkowie usłyszeli strzał, po czym drzwi się otworzyły, wyszedł z nich Twain i z rozbrajającym uśmiechem stwierdził: "Chybiłem".
Oficer WP, który nie umie sobie strzelić w łeb nie jest oficerem, lecz dupą wołową. No, chyba że "chybił" tak jak Mark Twain. Przestrzelony policzek, dwa lub trzy wybite zęby, a nawet przestrzelona szczęka... Podejrzane to jakoś.
Druga sprawa, która słusznie Bhellioma wkurwiła, to ta przyspieszona operacja. Tysiące - ba! dziesiątki tysięcy ludzi - czekają w Polsce rok, czy dwa lata na operację u chirurga ortopedy (wiem coś o tym, bo rzecz dotyka mnie osobiście, choć nie ja czekam), a tu proszę! Szybko i poza kolejką będą faceta operowali. A niech poczeka na kolejkę, a tymczasem niech się uczy strzelać...
Współczuję człowiekowi ale myślę że trochę się zagalopowaliście. Nie wiem, co zmusiło go do takiego czynu ale obejrzałem jego konferencję i dało się wyczuć że nie może się pogodzić z tym, w jaki sposób opinia publiczna i politycy traktują pracę PW. Być może jest on patriotą i człowiekiem honoru który nie mógł bezczynnie patrzeć jak jego przełożeni nakazują mu ukręcić łeb sprawom które prowadzi. Mogło być też tak że chciał zwrócić na siebie uwagę lub wręcz przeciwnie. Trudno osądzać takie sprawy bo bardzo mało wiemy na ten temat.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa: z tego co się orientuję żadna z jednostek wojskowych w Polsce nie prowadzi ćwiczeń ze strzelania sobie z pistoletu w łeb. Tak więc słowa że jest dupą wołową a nie żołnierzem są raczej nie na miejscu. Oczywiście mógł wiedzieć że największą skuteczność daje włożenie sobie lufy do buzi i pociągnięcie za spust ale dochodzą do tego jeszcze emocje, stres więc w takich sytuacjach ciężko o trzeźwe myślenie.
A co do operacji to jeśli zagrażała jego życiu to dobrze postąpili. Jeśli nie to - mimo wszystko - powinien zapłacić z własnej kieszeni.
Prokurator, pułkownik wojska polskiego zwołuje konferencję prasową, w przerwie której strzela sobie w łeb, w obecności pozostawionych kamer, co najmniej dwóch - przypadkowo włączonych. Na końcu okazuje się, że chybił i już dziś zdążył udzielić krótkiej wypowiedzi radiu Zet. :D
OdpowiedzUsuńParodia...
Bo z filmiku:
OdpowiedzUsuńhttp://wiadomosci.onet.pl/raporty/samobojcza-proba-plk-mikolaja-przybyla/sledztwo-ws-przybyla-przekazane-do-warszawy,1,4994490,wiadomosc.html
...wynika, że on sobie w łeb nie strzelił. Nie mam pojęcia, co to było, ale na pewno nie była to poważna próba samobójstwa.
Prawie cała Polska widziała, jak skaleczony w policzek pułkownik leżał na brzuchu i się nie ruszał, musi zemdlał na widok krwi, ale nie ma jakiegoś gremialnego demaskowania tej parodii. Charakterystyczne jest, że praktycznie żadna gazeta, żadna telewizja, nie zajęła jakiegoś wyraźnego stanowiska. Dzieje się tak, ponieważ w państwie, które „zdaje egzamin”, powstał taki bajzel, że nie wiadomo komu i co służy.
OdpowiedzUsuńKażde wydarzenie musi mieć swoją klarowną interpretację polityczną, tak się działo ze Smoleńskiem i bohaterem Wroną, wtedy można się spierać o brzozę i bezpiecznik. W przypadku Przybyły też jest idealny „dekoder Leppera”, „brzoza żelbetowa”, „bezpiecznik Boeinga”. Broń i prawo do wnoszenia broni do prokuratury, nadaje się jak nic i zahacza o społeczne tematy, można odgrzać publiczną debatę, komu przyznawać pozwolenia. Gdyby tylko powstało polityczne zapotrzebowanie, jak Internet z eterem długi i szeroki mnożyłby się interpretacje na temat kalibru, paragrafów i kąta natarcia na policzek.
Póki co sprawa się gotuje, jak centrala da znak będzie wiadomo, czy Przybył jest bohaterem Wroną, czy może ułanem Protasiukiem. Na tym etapie, można z pułkownika zrobić błazna i bohatera, całą resztę dopowie się według schematu: „a co miał latać jak nie miał instalacji do zrzutu paliwa?”, „czy ty wiesz co to jest uszkodzenie twarzoczaszki, weź se przeczytaj!”, „jest oczywiste, że skrzydło po zderzeniu z przeszkodą pionową odleci na 110 metrów, bo takie są prawa fizyki, w szkole nie uczyli?”. Niezależność prokuratury zależy od sygnału z centrali i pomysłowości kolorowych dziennikarzy.