czwartek, 24 maja 2012
Sztuka współczesna
Od kilku już dni zbieram się do napisania tego posta. Iskierką zapłonu był link na innym forum (gdzie też się udzielam), w którym jeden z userów, wybitny znawca muzyki współczesnej wskazał wszystkim link do jakiegoś znakomitego utworu muzycznego nie mniej znakomitego kompozytora. Dla mnie ten utwór był przypadkowym zbiorem dźwięków, jakie powstają, gdy muzycy przed koncertem stroją swoje instrumenty. Ale - jak mnie pouczono - „się nie znam” i w zasadzie nie powinienem otwierać paszczy.
Wcześniej jeszcze była dość znana sprawa sprzątaczki, która w jakimś niemieckim muzeum sztuki współczesnej starła z posadzki plamę rdzy pod jakimś żelastwem i okazało się, że zniszczyła dzieło sztuki za kilkaset tysięcy dolców.
Na Wyspie Słodowej we Wrocku jacyś cwaniaczkowie wbili w ziemię drzewo korzeniami do góry. To też jest wybitna rzeźba (instalacja, czy jak to tam nazwać).
Kilka lat temu na wystawie BWA (ul Wita Stwosza we Wrocku) wybitny artysta Jerzy Bereś stał na niewielkim postumenciku rozebrany - jak mawiał Żeleński „yako rzec, do goła” - pomalowawszy sobie fujarę na biało. Bereś jest performerem, ale za ten „iwent” zgarnął pewnie jakąś kaskę. Żeby było śmieszniej, Beresia można było podziwiać przez oszklone panele oddzielające wnętrze BWA od ulicy. Facet stał twardo po kilka godzin. Ulicą przechodziły dzieci. Gdyby tak stanął na ulicy, pewnie zwinęliby go stróże porządku publicznego. Ale on całym sobą przedstawiał dzieło sztuki (z białym kutasem).
Niedawno przeczytałem, że jakiś amerykański artycha sprzedaje zalutowane w puszkach opisanych jako „Odchody artysty” swoje gówna i za jedną puszeczkę bierze po parę tysięcy dolców.
Zastanawiam się otóż, gdzie są granice hucpy, jaką częstują nas ludzie wmawiający nam, ze obcujemy ze Sztuką.
Grzegorz Rosiński powiedział mi kiedyś, że kierownikami katedr na Akademii Sztuk Prześlicznych w Warszawie zostali ludzie, którzy nie potrafiliby narysować konia wyglądającego jak koń, ale za to zasłużyli się dla rozwoju sztuki polskiej. Czym oni się, do cholery zasłużyli?
Oczywiście znawcy mówią mi np., że nie umiem się wznieść nad „poziom problematyki dzieła”. Czym w ogóle jest ten poziom i jak się go mierzy?
Czy ktoś znający się na rzeczy mógłby mi powiedzieć, o co chodzi w tej hucpie zwanej współczesną Sztuką?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mam podobne odczucia odnośnie tzw. sztuki współczesnej, a na podsumowanie dorzucam pewien komentarz, z którym się zgadzam: http://mistrzowie.org/uimages/services/mistrzowie/i18n/pl_PL//201205/1336686761_by_coldrage.jpg?1337637912
OdpowiedzUsuńTo jest dość złożony problem - prawdą jest, że środowisko tzw. art worldu jest często szemrane, a cały art bussines pełen jest manipulacji i przekrętów, jednak z drugiej strony laicy bardzo spłycają cały dyskurs. Wieki tradycji przyzwyczaiły nas do tego, że sztuka powinna wyrażać piękno i nieść pewne wrażenie estetyczne, jednak jeśli wyłącznie do tego miałaby się ograniczyć jej rola, to o kant dupy taką sztuką można rozbić.
OdpowiedzUsuńTatarkiewicz ukuł chyba najlepszą definicję: 'Sztuka jest odtwarzaniem rzeczy, bądź konstruowaniem form, bądź wyrażaniem przeżyć – jeśli wytwór tego odtwarzania, konstruowania, wyrażania jest zdolny zachwycać, bądź wzruszać, bądź wstrząsać'.
Zawsze dziwi mnie, dlaczego na przykład takie drzewo wbite w ziemię korzeniami do góry wzbudza olbrzymie kontrowersje na temat kondycji sztuki, podczas gdyby w tym samym miejscu postawić jakiś skrajnie szpetny, lecz tradycyjny, brązowy pomnik Wybitnego Polaka, nie wzbudziłby on żadnej krytyki.
A co do puszek z gównem, to żadna nowość - Manzoni już w latach 60. coś takiego wykombinował, drukując na puszce 'Merda d’artista'. I tak, uważam, że to sztuka - bardzo ironiczna, prześmiewcza, prowokacyjna, być może zbyt dosłowna, ale przez to posiadająca dużą moc oddziaływania.
Mimo wszystko nie widzę żadnych wymiernych korzyści dla ludzi płynących z tego "gówna", więc po cholerę to komu? Nie wierze, że oglądanie czegoś takiego może sprawiać komuś przyjemność, jak jest na przykład z muzyką. A kasę ktoś za to bierze...
OdpowiedzUsuńWiesz,Camparov, kilka razy zdarzyło mi się widzieć drzewo wyrwane z korzeniami, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że patrzę na dzieło sztuki.
OdpowiedzUsuńA do pomników ludzie przywykli, choć niekiedy są iście koszmarne. We Wrocku na placu przy dawnym PDT ustawiono pomnik Chrobrego. Na koniu. Wyjątkowo toporna rzecz...
Jeśli chodzi o pomniki, to Polska trzyma się mocno. Przykład? Podobizna JPII jest chyba w każdej większej miejscowości...
OdpowiedzUsuń