Counter


View My Stats

środa, 12 grudnia 2012

13 grudnia - kryterium uliczne.



http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/13-grudnia-bedzie-goraco-wolnosc-w-polsce-jest-zag,1,5328229,wiadomosc.html

Jak się czyta informacje prasowe, wiadomości z Onetu, Gazety Wybiórczej, czy ogląda się telewizornię, odnosi się wrażenie, że jednocześnie żyjemy w dwu, a może i w trzech różnych krajach. Z jednej strony są doniesienia o tym, że oddaje się do użytku mosty, drogi, otwieramy nowe miejsca pracy, rośnie PKB, chwali nas Unia, a zagraniczni inwestorzy pchają się drzwiami i oknami. Jednym słowem - byczo jest i tak trzymać!
Za PRL-u taką propagandą sukcesu było np. pokazywanie spustu w Hucie Katowice.
Obok tych wiadomości mamy pierdoły typu: co wydaliła z siebie matka Madzi, albo Martusia Kaczyńska, lub co powiedzieli taki i owaki cwelebryta (np. agent Tomek), albo jakaś arcyfluorescencja; jak np. abepe Michalik.  Powiedziałbym, że to sieczka informacyjna do zapychanie pustych kaczanów odbiorców takich rewelacji.
Jest jednak jeszcze i trzecia grupa informacji kompletnie nieprzystająca do pierwszej.
Codziennie dowiadujemy się, że jakiś bank zwalnia parę tysięcy pracowników, że bankrutują małe firmy, że kolej zamyka nierentowne linie, że remont tego lub owego się przedłuży i będzie kosztował dwa razy więcej, niż planowano, albo że zdrożeją paliwo i media. Radni rozmaitych miast i miasteczek, oraz gmin szukają rozpaczliwie forsy, żeby załatać rozłażące się w szwach budżety miejskie i gminne - i znajdują te pieniądze w naszych kieszeniach.
Wszystko to doprowadza ludzi do wkurwienia, co wykorzystują rozmaici polityczni awanturnicy.
Ludzie, którzy 13 grudnia wyjdą na ulice, to ludzie, którzy czują się oszukani obietnicami, jakie w 1989 roku składał im Wałęsa, Balcerowicz, Bielecki, Lewandowski, Czarniecki i inni cwaniacy.
Można oczywiście zwalać winę na Układ i Okrągły Stół, ale faktem jest, że chyba co trzeci Polak czuje się zrobiony w bambuko.
Gdybyż jeszcze ci, którzy zgotowali nam taki los, siedzieli cicho. Nie, Wałęsa robi z siebie guru, zapominając o tym, co ma za uszami. Jego żona w swej książce napisała, że w latach 70 było ciężko, ale mężulek grał w totolotka i co miesiąc przynosił do domu dodatkowy tysiąc, albo dwa tysiące złotych. Teraz Lesio też gra, ale Bóg widzi, że pieniądze już nie są im tak bardzo potrzebne, więc Bolek przestał wygrywać. Rany Julek! Jak można spokojnie napisać taką chujnię! Balcerowicz i Bielecki też od czasu do czasu wydalają z siebie jakieś oświadczenia, z których wynika, że jest fajnie i powinniśmy im dziękować.
Komuniści - parafrazując nieco stary dowcip - obejmując władzę niczego nikomu nie obiecali. I dotrzymali słowa. Przy okazji udało im się wykonać plan trzyletni, a potem pięcioletni i odbudować kraj. Czy mogą się pochwalić nasze ukochane orły: Mazowiecki, Balcerowicz, Michnik, Olechowski, Rokita, Kaczyńscy, czy Miller et consortes? Z lokalnych tytanów PR-u wymieniłbym na przykład: Zdrojewskiego, Dutkiewicza czy poznańskiego Grobelnego. Gołym okiem widać, że wszystko trzeszczy i że rozmaici oligarchowie szarpią Rzeczpospolitą jak przysłowiowy sienkiewiczowski postaw sukna (oczywiście nasi nie dorastają do pięt rosyjskim, ale też są to oligarchowie - jak mówił Tym w "Misiu" - na miarę naszych możliwości).
Nad tym wszystkim świeci miłościwie nam panujące Kaszubskie słoneczko, które po cichu zwiększa kontrolę nad społeczeństwem (ustawa o zgromadzeniach) i zaciska pasa - na naszych gardłach.
A opozycja, zamiast szukać jakichś konstruktywnych rozwiązań, bredzi o zamachu smoleńskim, lub karmi nas kretyńską, patriotyczno-bogoojczyźnianą sieczką. Rozumiem patriotyzm Amerykanina, Niemca, czy Brytyjczyka. Ale z czego my mamy być dumni? Płaszcz naszej chwały dawno już mole zeżarły, oddajemy wszystko co nasze Niemcom, (we Wrocku trudno już znaleźć wokół Rynku kamienice, która w ten czy inny sposób (podstawione osoby) nie należałaby do jakiegoś Teutona, Norwegom (prasa), Portugalczykom  wreszcie lub Francuzom. Nasz przemysł stalowy - chluba i duma PRL - kupił na pniu Hindus Mittal! Banki należą już diabli wiedzą, do kogo (oj, wiedzą, wiedzą!). Pozamykano kopalnie (genialne posunięcie Balcerowicza - oby za każdą łzę wylaną przez niego dostał jednego kopa w dupę w piekle), huty, zlikwidowano przemysł włókienniczy, Niemcom sprzedano wrocławskie Elwro, zamknięto Diorę… Kurrrwa mać, nawet się nie chce wyliczać.
Ludzie, którzy wyjdą 13 na ulice nie obalą Tuska (który zresztą planuje zmiany w ordynacji wyborczej zapewniające jego partii władzę ad mortem defecatem), ale ich niezadowolenie prędzej czy później eksploduje i może to się skończyć ogólnokrajową rozpierduchą.
No, chyba że 21. 12. 20012 załatwi nas przepowiednia z kalendarza Majów.   
                                                                                                                    

8 komentarzy:

  1. EGM, zacytuję tutaj pewien fragment, który oddaje to co ja myślę o genezie tego wszystkiego:(...)Tymczasem w Polsce postkolonialna elita przeszła do nowego, wolnego państwa w kształcie niezmienionym, w zwartych szykach, butna, utrzymując i rozszerzając swoje wpływy. Taka była logika „ustrojowej transformacji”. W punkcie pierwszym: elita „realnego socjalizmu” odrzuca ideologię komunizmu i zaczyna się bogacić. Ten proces na szeroką skalę zaczął się po stanie wojennym. Przynależność do PZPR, jak przyznał potem wicekiszczak, pułkownik Garstka, stała się „wyborem sytuacyjnym, a nie ideologicznym”. Członkowie partii wciąż z nazwy komunistycznej zaczęli, wykorzystując swą pozycję, handlować, zakładać „spółki polonijne” i rozwijać przedsięwzięcia w rodzaju spółdzielni „Młoda Gwardia”, zarabiać, na czym się dało, głównie w drodze przechwytywania dóbr i funduszy państwowych. Między innymi całe Komitety Wojewódzkie PZPR przesiadły się do zarządów oddziałów państwowych jeszcze wtedy banków. Ukoronowaniem tego procesu była likwidacja wydziału milicji przeznaczonego do ścigania przestępstw gospodarczych, liberalne ustawy gospodarcze Rakowskiego oraz proces nazwany potem „uwłaszczeniem nomenklatury”, polegający na tym, że spółki tworzone przez nomenklaturowych dyrektorów przejmowały najwartościowsze składniki państwowego majątku, pozostawiając nowemu państwu ograbione, zdekapitowane „wydmuszki”. Dorabiały się na gigantycznych spekulacjach i lukach prawnych (na przykład spółka przejmowała obrót deficytowym towarem, „odkupując” go od zakładu po regulowanej przez państwo cenie i rzucając do sklepów już po wielokrotnie wyższej, rynkowej). W ten sposób elita władzy państwa kolonialnego przekształcała się w elitę pieniądza.

    Dopiero w punkcie drugim rozpoczęła się transformacja polityczna, niezbędna, aby pozycję nowej elity zabezpieczyć. Wciągnięci w nią opozycjoniści naiwnie uważali wtedy, że jako społeczeństwo zrobimy dobry interes, zawierając z nomenklaturą transakcję: weźcie sobie pieniądze, a oddajcie władzę. W patologicznej demokracji bez klasy średniej, demokracji, w której ludzie pozbawieni własności wodzeni są za nos przez mass media i posługujących się nimi wysoko opłacanych specjalistów od robienia wody z mózgu, elita pieniądza niemal natychmiast władzę odzyskała. Po prostu ją sobie odkupiła. Od tego momentu o jakiejkolwiek dekomunizacji, jakiejkolwiek prawdziwej reformie przestało się nawet mówić. Chyba że w tonie szyderczym.

    Państwo zostało zakonserwowane w stanie praktycznie niezmienionym. Zarazem zabrakło zewnętrznej siły, której klasa panująca dotąd słuchała i której służyła. Zabrakło politycznej woli i wizji – strona postkomunistyczna osiągnęła, co chciała, i na tym się jej zamierzenia wyczerpały, strona Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, na którą polityczna władza spadła nieoczekiwanie, zastając ją zupełnie nieprzygotowaną, wzięła się za łby, ugrzęzła w fantazmatach, w końcu jako jedyną namiastkę strategicznego celu wydusiła z siebie: „wejść do Europy” i naśladować ją we wszystkim.

    Co w tej sytuacji podpowiadał i nakazywał postkolonialnej elicie najbardziej elementarny instynkt? To oczywiste. Dbać o siebie samą. Służyć samej sobie i swoim interesom. Mnożyć się, rosnąć, znajdować coraz to nowe żerowiska, tworzyć dla swoich protegowanych kolejne synekury.

    Tak oto, proszę Państwa, uformowała się nasza klasa panująca.(...)
    Napisz proszę czy się z tymi treściami zgadzasz...

    OdpowiedzUsuń

  2. Jest w tym sporo racji, choć nie do końca. Owszem, Okrągły Stół nie mógłby zaistnieć, gdyby nie parcie od dołu "młodych wilków" aparatu partyjnego. Ludzie tacy jak Kwaśniewski, Miller i inni w dawnym układzie nie mogli osiągnąć tego, co mają teraz. Ale do tanga trzeba dwojga. Po drugiej stronie zasiedli tacy ludzie jak Kuroń, Michnik, czy Mazowiecki, którzy też mieli nieliche apetyty (Kuroń na przykład uwił sobie cieplusie gniazdko jako przedstawiciel Toyoty nas Polskę i byłe demoludy a o tym, jak się spasł Wałęsa, nie warto nawet pisać). "Przedstawiciele ludu" doskonale się orientowali, że więcej ugrają łagodnym traktowaniem byłych oficjeli i "grubą kreską", niż rozpętując zamieszki czy domową wojnę. W latach 1981/1989 obie strony dogadywały się po cichu, (jak myślisz, o czym rozmawiali przedstawiciele SB z internowanym Wałęsą i jego "sternikami"?).
    Wszystko zresztą zaczęło się znacznie wcześniej. Autorem całego planu był chyba IMVHO doradca amerykańskich prezydentów - Henry Kissinger. Myślisz, że wybór JP II na papieża był skutkiem jego świętości? Wojtyła i polski KK zostali użyci jak taran do rozwalenia systemu. Zechciej sobie przypomnieć, jak kler popierał "Solidarność" i jak za jego pośrednictwem płynęła Zachodu "pomoc" dla Polski. Jak myślisz, skąd działacze "S" mieli na chlebek z masełkiem? Jak ktoś kroił tort zwany pomocą dla Polski, to żeby się spaść wystarczyły resztki, które zostały na nożu. Co prawda prawdziwe "kokosy" zaczęli jedni z drugimi zbierać dopiero po "transformacji", gdy do władzy dorwali się Balcerowicz, Bielecki i Lewandowski (skądinąd raczej nieznani wcześniej "działacze niepodległościowi"). Wszyscy zaczęli rwać polski "postaw sukna". Kaczyńscy na przykład obłowili się na prywatyzacji RSW "Ruch" (założona przez nich spółka „Telegraf” dostała znakomicie położony budynek po siedzibie "Ruchu" w centrum Warszawy).
    Wystarczy też np. przypomnieć aferę FOZZ.
    Wiele osób ją pamięta, ale ostatnio (nie wiedzieć czemu) niewiele ma odwagę o niej mówić... A jeszcze mniej chce mówić głośno o roli w niej braci Kaczyńskich i ich Porozumienia Centrum.

    Sam Andrzej Lepper (byłu współkoalicjant PiS-u) pisał w swej książce "List Leppera" o niejasnej a nawet ewidentnie szemranej roli Kaczyńskich w tej aferze: "(...) Bagsik i Gąsiorowski oficjalnie zeznali, że prawie 6 milionów przekazali spółce Telegraf, związanej z Porozumieniem Centrum braci Kaczyńskich. Mówili też o skierowaniu znacznych sum na prezydencką kampanię wyborczą Lecha Wałęsy, o co prosił ich Jarosław Kaczyński, obecnie jeden ze sprawiedliwych z Prawa i Sprawiedliwości. (...)".

    Podczas prowadzonego w sprawie FOZZ śledztwa pojawił się tajemniczy Pineiro, który nie bał się mówić o przekazywaniu pieniędzy z Funduszu partiom politycznym - w tym wypadku Porozumieniu Centrum i jego prominentnym politykom, braciom Jarosławowi i Lechowi Kaczyńskim.

    Kaczyński jako szef prokuratury nie za bardzo kwapił się do przesłuchania Pineira (za dużo wiedział?).
    Ponieważ rola Kaczyńskich w aferze FOZZ nie została nigdy jednoznacznie wyjaśniona, nie możemy napisać i stwierdzić czy byli winni czy nie. Jednak całe zamieszanie związane z Funduszem i osobami Kaczyńskich budzi wiele wątpliwości i pozostawia do myślenia. Nazwisko Kaczyńskich pojawiało się przy tej okazji i to nader często... Dziwnie było mieć poczucie, że prezydentem jest jeden z niskich braci, którzy mogli być zamieszani w jedną z największych finansowych afer Polski.
    Dodatkowo, śmieszyło mnie patrzenie, jak jeden z ludzi tak wrogo nastawionych do Kaczyńskich chociażby właśnie za ich rzekomy udział w aferze FOZZ (Lepper - odsyłamy do wspomnianej jego książki), był później ich głównym ratownikiem. Kaczyńscy i ich PiS muszą być na usługach wodza z Samoobrony żeby przetrwać.
    I to byłoby w skrócie na razie tyle…

    OdpowiedzUsuń
  3. P. S.
    Jeżeli mi powiesz, iż wszystko to pachnie spiskową teorią dziejów to ja ci rzeknę, iż SPD najłatwiej jest wyśmiać i utopić ją w powodzi informacji medialnych o tym, ze Kuba Wojewódzki powiedział to lub owo, albo że Doda gdzieś tam pokazała się bez majtek.
    Panem et circenses - mawiali Rzymianie. Trzeba dać motłochowi chleb i igrzyska. Jak nie dla wszystkich dość jest chleba, to należy zwiększyć podaż igrzysk.

    OdpowiedzUsuń
  4. I na koniec - bo o tym się dziś nie mówi. Przy Okrągłym Stole tak ustawiono listy wyborcze, że OKP startujący jako "ludzie ze zdjęć z Wałęsą" miał w Sejmie "kontraktowym" mniejszość. Większość ław poselskich zajęli przedstawiciele PZPR i - UWAGA, UWAGA! - posłowie Stronnictwa Demokratycznego (Roman Malinowski) i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (chyba Franciszek Jóźwiak). OKP miał stanowić silną, solidną opozycję.
    Ale... Michnik i Wałęsa namówili Jóźwiaka i Malinowskiego do zmiany frontu - i rzad PZPR, majac w Sejmnie mniejszość upadł, a do władzy doszli ludzie z Obywatelskiego Klubu Poselskiego. Nowi rządcy Polski szybko kopniakami w dupę pożegnali koalicjantów, którzy zniknęli w odmętach historii i dziś jeden diabeł chyba tylko wie, gdzie podziali się panowie M. i J.
    Podejrzewam, że Michnik tę woltę wymyślił i uzgodnił z durniami z SD i ZSL jeszcze przy Okrągłym Stole.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o spiskowe teorie dziejów, to niepotrzebnie masz wobec mnie w tym względzie jakiekolwiek kompleksy :)
    Tak jak demokracja podręcznikowo rozróżnia trzy rodzaje władzy: wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą, tak ja jestem przychylony do tez niejakiego Wiktora Suworowa (wiem że mu nie wierzysz) który ten trójpodział definiuje jako: partia, bezpieka (wywiad wewnętrzny) i razwiedka wojskowa (wywiad zewnętrzny). Krótko mówiąc GRU i KGB rozmontowały system z pożytkiem dla siebie, i sprawują władzę poprzez polityczne marionetki w demokratycznym przedstawieniu dla ludu. Jego tezy bronią się same po tym, jak spojrzy się na Rosję i jej nowego cara z KGB. Biorąc pod uwagę że cała struktura władzy PRL była odbiciem ZSRR, można śmiało zaryzykować twierdzenie że i u nas przedstawiało się to tak samo (z tą tylko różnicą, że ze względu na pewne różnice kulturowe i polityczne (europa<->azja) u nas stawia się większy nacisk na pozory, żeby to w Brukseli ładniej wyglądało).
    W tym kontekście ciekawa jest biografia niejakiego Jana Lesiaka, z której wynika, że to tak naprawdę tajne służby były architektem i nadzorcą tej całej "transformacji" (zarówno w ZSRR jak i u nas), poprzez stosowanie technik operacyjnych wobec niewygodnych dla rządu Wałęsy patrii np: KPN, PPS czy PUS po 1990 w celu ich dezintegracji. Odnoszę wrażenie że chyba nie było w tym czasie nie umoczonego w nic polityka. Więc w zasadzie dzięki teczkom w odpowiednich (prywatnych) rękach można było dowolnie sterować przebiegiem przemian politycznych i przede wszystkim własnościowych i jest to twierdzenie nadal aktualne...
    W międzyczasie pozostające pod wpływem KGB i GRU "nasze" służby przewerbowały się częsciowo, jedni USA, drudzy Niemcom, reszta pozostała pod wpływem "matuszki Rosji". Oczywiście wystepują między nimi różnice interesów, konflikty w walce o kasę, co i raz ktoś w Polsce ginie, jakieś trupy wylatują z szafy. Generalnie można użyć sformuowania o "walce buldogów pod dywanem". A publika karmiona jest przez mediodajnie takimi pierdołami i tematami zastępczymi jak mama Madzi, czy gacie Dody.
    To by też tłumaczyło dlaczego nie ma w Polsce defacto partii lewicowej, tzn. każde postulaty socjalne są stosowane w praktyce tylko do własnego aktywu partyjnego, w wykonaniu PO teraz np. zatrudnianie swoich na posadkach państwowych,unijnych. Wszelkie dyskusje w lewicowych klubach politycznych jak np. w Krytyce Politycznej obracają się najczęsciej wokół tematów takich homofobia, antysemityzm itp. duperele jakże żywotne dla każdego grzebiącego w śmietniku emeryta czy eksmitowanego na bruk.

    PS. Roman Malinowski i Jerzy(!) Jóźwiak podobno trzymają się mocno...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie kłóci się to z moją tezą, że autorem i jednym z demiurgów współczesności był Henry Kissinger. Nie jest też specjalnie odkrywczą teza, że wywiady oby bloków w wielu sprawach szły na kompromis, albo wręcz współpracowały. Suworow to dla mnie moralnie menda płaska, co nie zmienia faktu, że w może mieć sporo racji.
    Czytałem w NIE artykuł o Putinie, który jako rezydent berlińskiego oddziały KGB dogadał się z kilkoma niemieckimi magnatami finansowymi, teraz będącymi współudziałowcami rosyjskich spółek gazowych, metalowych naftowych i innych. Urban w ogóle jest ciekawą postacią, ale mam silne podejrzenia, że i on zna granice możliwości swoich publikacji, bo w razie czego mógłby go dopaść seryjny samobójca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe, bo jakoś wydaje mi się że upadek komunizmu to był szok dla całego zachodu, było powszechnie uważane że jest to system trwalszy od spiżu. Jaki wpływ miał Kissinger na blok Układu Warszawskiego, jako doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta USA? To był wróg. Co do Urbana, faktycznie bardzo ciekawa i dobrze poinformowana postać. "Alfabet Urbana" hasło Leszek Balcerowicz, Urban go wychwalał, jak również wychwalał wszystkich wykształconych w latach 80-tych.
    Poczytaj:

    http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:aHY4yoVMGuUJ:http://www.scribd.com/doc/17766423/Jerzy-Urban-Alfabet-Urbana-1990-Zorg%2Balfabet+urbana+balcerowicz&hl=pl&safe=off&tbo=d&site=&ct=clnk

    cytuję fragment:(...)Zanim PZPR popełniła harakiri, wychowała najlepsze kadry dla wszystkich orientacji politycznych i Balcerowicz jest tego jednym z przykładów.(...)

    Wniosek jest taki że oni już wtedy kompletowali sobie przyszłe kadry pod ten cały wał jakim była transformacja, nie wmówisz mi że Balcerowicz studiował (za granicą) za pieniądze Kissingera. Co wiecej mieli kadry dla kazdej (planowanej) opcji politycznej (Urban się wygadał...). Oni doskonale przewidzieli, że komuna upadnie i to na długo przed 1989 r. stąd te stypendia – np. Hanna Gronkiewicz Waltz miała w latach 80-tych stypendium w Sorbonie. Za komuny swoi dostawali za darmo indeksy na najlepsze zagraniczne kierunki. Dzieci tkzw. "wrogów ludu" były na czarnej liście. I mamy rok 1989 i taadaam, odpowiednie kadry wyskakuja jak filip z konopii, by zrealizować odpowiednio napisany wcześniej scenariusz...

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie do końca jest tak, jak piszesz, gajger. Kissinger nie musiał mieć bezpośredniego wpływu na UW, ale poprzez kontakty wywiadów mógł się dogadywać z radzieckimi decydentami. Mógł też mieć wpływ na wybór JP II. Wszystko to jest diablo skomplikowane i aktualnie sam Makiawel nie doszedłby, jak było naprawdę. Ale na pewno nie było tak, jak się to nam teraz przedstawia: bohaterski protest robotników, niepewność przyszłości itd. Karty niestety rozdano pod stołem (okrągłym) - Polaków zrobiono w bambuko. Ale... skoro daliśmy się tak zrobić w chuja, to widać na to zasłużyliśmy.
    Od przyszłego roku ma podrożeć energia elektryczna (a potem już podwyżki polecą jak kamienie domina). I co? Zobaczmy, jakie są tematy interesujące nasze cwelebryckie media.

    OdpowiedzUsuń